sobota, 4 października 2014

Number 23.

Autor : Wiktoria Martin
Blog : http://polskie-dziewczyny-r5-i-marano.blogspot.com/http://magic-lynch-marano-and-vicky.blogspot.com/

One shot wcale nie jest okropny, bo jest świetny, Wiki :3 A na twoje blogi wpadnę i dziś, bo muszę odrobić zaległości :3
Jak wiecznie przepraszam za zwłokę, ale wiecznie się ostatnio kręcę i nie mam nawet jak wejść na drugiego gmaila, aby dodać one shoty. Jutro dodam pozostałe one-shoty (przepraszam kochane, że tak późno) i czekam na następne, bo się już kończą :(
Dodam niedługo też coś od siebie, takie dziwne i beznadziejne coś, nad czym pracuję. Pozdrawiam ^^
Czytajcie i komentujcie, Wiktoria na to zasługuje :)


Ach... Życie... Możesz zobaczyć kogoś pierwszy raz, a później myśleć, że nigdy już tej osoby nie zobaczysz... Na następny dzień znów ją spotykasz... Zaczynacie codziennie tak jakby - umawiać się na spotkania... Zaprzyjaźniacie się, a później jedno z was zakochuje się w drugim... Taki zbieg okoliczności, a tak dużo zmienia... Przypadkowo poznana osoba staje się kimś z kim nawet nieświadomie odczuwasz potrzebę bycia z nią przez całe życie, po prostu w której nieświadomie zakochujesz się... Którą kochasz na zabój... To jest właśnie całe życie - nieprzewidywalne... Dajmy na to... Dwójka osób... Dziewczyna i chłopak...Oboje kochają się w sobie, ale w ukryciu... Dziewczyna boi się odrzucenia, boi się tego, że chłopak jej nie kocha, że nie odwzajemnia jej uczucia - Zresztą... On boi się tego samego... Następuje dzień w którym jedno z nich chce jakby to ująć - "postawić wszystko na jedną kartę"... Zaryzykować i wyznać miłość ukochanej... Czeka na nią w umówionym miejscu... Czeka... Ona nie przychodzi... Zaczyna się zastanawiać - "Może mnie wystawiła... A co jeśli jej się coś stało"... Dzwoni do niego telefon... Odpiera go i dowiaduje się, że dzwonią ze szpitala... Ona miała wypadek... Kazała poinformować tylko jego... Szybko wysyła sms-y wszystkim wspólnym znajomym i rodzinie... Rzuca na ziemię kwiatki, które dla niej kupił i biegnie do szpitala... Wchodzi do jej sali i widzi ją przytomną, leżącą na łóżku... Pyta czy wszystko dobrze, jak się czuje, czy czegoś jej nie potrzeba... Ona mówi tylko trzy słowa, które łamią mu serce, które delikatnie niszczą mu życie i odbierają chęci do niego - do życia... Trzy słowa - "Nie znam cię"... Straciła pamięć...Wszystkie wspomnienia... Ich relacja...Ona tego nie pamięta...Chłopak opiekował się nią przez miesiąc... Przez miesiąc by zasnąć używał środków nasennych, by zjeść musiał być karmiony, by nie zabić się musiał być pilnowany... Jego rodzina zdecydowała się na przeprowadzkę, gdyż w tym mieście było dla niego zbyt dużo wspomnień, była...Ona... Przed wyjazdem przychodził do niej codziennie... W dniu wyjazdu ona obiecała mu, że dla niego kiedyś odzyska pamięć i przyjedzie do niego... On żył w tym przekonaniu, nadal jednak mając w głowie trzy te same słowa, które słyszał jej głosem - "Nie znam cię"... Czy kiedyś ich drogi jeszcze się zejdą? Czy los rozdzielił ich na zawsze? A właściwie kim jest ta dwójka, których miłość jest tak nieszczęśliwa? Ta historia wprowadzi was głębiej w swoje początki i swoje zakończenie... Pokaże wam szczegóły, na które w tym wstępie nie starczyło miejsca...
-Rocky! - krzyknęła do brata pewna brązowooka blondynka o imieniu Rydel... - Rocky! Gdzie moje nowe trampki!? - ponowiła swe wołania ta dwunastolatka i już po chwili słyszała jak brat zbiega do niej po schodach.
-A skąd JA mam to wiedzieć? Może Ell ci je zwinął - uśmiechnął się szeroko do swojej o rok starszej siostry, która z bezradności zaczęła wołać starszego o dwa lata brata - Rikera. U blondyna (Rikera) był ich przyjaciel - Ellington Ratliff. Po chwili i oni zbiegli na dół.
-Co się stało? - spytał Riker stawiając ostatni krok na schodach...
-Chodzi o to, że nie wiem gdzie są... MOJE TRAMPKI! - wykrzyknęła zauważając swoje zagubione, różowe obuwie na nogach swojego przyjaciela. Krzyk ten zwołał do przedpokoju najmłodszych z rodzeństwa Lynch (tak mieli na nazwisko) - dziesięcioletniego Rossa i dziewięcioletniego Rylanda.
-Czemu tak krzyczysz? Chcieliśmy  w spokoju pograć na komputerze - odezwał się najmłodszy. Siostra szybko wytłumaczyła im o co chodzi i powiedziała, że pójdzie z nimi do parku i zabierze ich na lody, gdy ściągną Ratliffowi jej buciki z nóg... Odzyskała je i musiała iść z nimi do parku i na lody na jej koszt. Wyszykowali się i mówiąc rodzicom, że wychodzą i wrócą za niedługo, wyruszyli. Szli wygłupiając się i lekko sobie wzajemnie dokuczając - jak to rodzeństwo i przyjaciele. Doszli do placu zabaw. Tam każdy znalazł sobie zajęcie. Oczywiście wszyscy byli pod okiem Rikera, który jako najstarszy był za nich odpowiedzialny. Rocky ganiał z Ratliffem za motylami, Riker siedział obok piaskownicy i rozmawiał z Rydel, która bawiła się z Rossem i Rylandem. Nagle można było usłyszeć pisk. Riker podejrzewając, że to chodzi o Rockiego i Ratliffa zaczął szukać ich wzrokiem. Zobaczył ich przy huśtawce... Rocky przepraszał jakąś brązowowłosą dziewczynkę, a Ratliff bawił się motylem, którego udało mu się złapać.
-Co się stało? - spytał najstarszy blondyn podchodząc do swojego brata i nieznajomej dziewczyny.
-Czytałam książkę, gdy nagle on na mnie wpadł i oboje się przewróciliśmy - odpowiedziała dziewczyna z lekkim rozbawieniem
-Nic ci nie jest? - zadał kolejne pytanie
-Nie... A tak w ogóle to Victoria jestem - wyciągnęła rękę do Rikera
-Riker, a ten co cię przewrócił to Rocky mój brat. Tamten to Ratliff nasz przyjaciel. Ci blondyni w piaskownicy to Ross i Ryland nasi bracia, a ta blondynka to nasza siostra Rydel.
-Wow... Dużą macie rodzinę... - powiedziała Vicky - A ja jestem jedynaczką - dziewczyna posmutniała
-Pierwszy raz cię tu widzę... - zaczął Riker, ale brunetka mu przerwała
-Jestem tu nowa... Niedawno się wprowadziłam w te strony... Wcześniej mieszkałam po drugiej stronie miasta
-Aha... Chodź to przedstawimy cię reszcie - wtrącił Rocky i chwytając dziewczynę za rękę pobiegł z nią do piaskownicy. Przedstawił brunetkę siostrze i braciom. Później poszli razem na lody i do posiadłości Lynchów. Brązowooka zadzwoniła do swoich rodziców i poprosiła by po nią przyjechali. Okazało się, że rodzice Lynchów, Victorii i Ratliffa znają się od czasów studiów. Dzieci zaczęły spotykać się codziennie. Później dowiedzieli się, że Victoria będzie chodzić razem z nimi do szkoły.  Wszystko dobrze się układało. Z roku na rok coraz bardziej się przyjaźnili. Utworzyli zespół R5. Byli taką znaną grupą przyjaciół. Byli sobie bardzo bliscy. Pewna dwójka była sobie aż zbyt bliska... Z każdym kolejnym spotkaniem coraz bardziej zakochiwali się w sobie.  W końcu oboje nie wytrzymali. Musieli wyznać swoje uczucia. Mimo, że każde z nich bało się odrzucenia... Nie mogli już tego w sobie dusić.
-Co ty się tak stroisz? - spytał się Riker swojego brata - Podobno miałeś się tylko spotkać z Victorią
-I wyznać jej uczucia - wtrąciła Rydel wiążąc bratu krawat... Wyglądał bardzo męsko - ciemne jeansy, trampki, koszula, krawat i marynarka.
-Czy każdy w tym domu musi o tym wiedzieć? - brunet spytał z wyrzutem swoją siostrę
-Wybacz, ale to jest takie słodkie i romantyczne! - pisnęła blondyna
-Gratki bro. Wreszcie się odważyłeś - Riker po męsku przytulił brata i poklepał go po plecach - Jestem z ciebie bardzo dumny - dodał szepcząc mu do ucha i delikatnie odrywając się od niego
-Dzięki... - Rocky wymusił się na uśmiech. Był tak zdenerwowany tym co ma się stać, że nie wiedział czy śmiać się czy płakać.
-Dobra bierz kwiatki Romeo i wychodź, bo się spóźnisz... Julia czeka - Ross podał chłopakowi róże i wypchnął go z pokoju - Powodzenia, a jak się nie zgodzi to przypomnij, że masz wolnych dwóch braci!
-Dzięki za słowa otuchy - brązowooki powiedział pod nosem. Wychodząc w drzwiach spotkał się z Ratliffem, który przyszedł w odwiedziny. Ell zlustrował przyjaciela wzrokiem i zatrzymał się na kwiatach i krawacie... Od razu wiedział o co chodzi, dodatkowo brunet miał takie iskierki w oczach...
-Idziesz spotkać się z Vicky? - spytał będąc pewien odpowiedzi
-Kolejny? Dajcie mi spokój, bo się spóźnię! - odpowiedział przyjacielowi śmiejąc się i szybkim krokiem ruszył w stronę parku. A Ratliff kręcił głową i powtarzał pod nosem "Ach, ci zakochani... Tego nie ogarniesz", aż w końcu wszedł do środka, gdzie został porwany przez Rydel, Rikera i Rossa. Rocky w tym czasie szedł niespokojnym krokiem po chodniku. Myślał czy dobrze robi... Czy nie powinien teraz zawrócić... Ale ostatecznie pełen niepokoju doszedł do parku, usiadł na brzegu fontanny i czekał pogrążając się w marzeniach. Myślał, że może kiedyś będzie siedzieć w domu jako staruszek i będzie trzymał Victorię za rękę, a na ich kolanach będą siedzieć ich wnuki. Że może kiedyś będzie widział Vicky idącą do ołtarza w białej sukni, która patrzy na niego z miłością. I pomyśleć, że piętnastolatek miał takie marzenia... W końcu powrócił do rzeczywistości i patrząc na telefon dotarł do niego, że brunetka się spóźnia..."Może mnie wystawiła" - myślał gitarzysta, ale szybko przypominał sobie, że ona taka nie jest, nie zachowałaby się tak. "A jeśli coś się jej stało?" - wystraszył się nagle... Już miał do niej dzwonić, ale odezwał się odgłos jego telefonu.
-Halo? - odebrał go szybko
-Dzień dobry, czy rozmawiam z panem Rockim Lynchem? - zapytał ktoś o dojrzałym głosie
-T...T-tak - brunet odpowiedział niepewnie - A o co chodzi? Stało się coś?
-Pańska przyjaciółka miała wypadek leży w szpitalu w sali 65...
-A czemu dzwoni pan do mnie, a nie do jej rodziny? - pytał zszokowany
-Podczas wypadku miała telefon w ręce. Najprawdopodobniej chciała właśnie wybrać pański numer
-Aha. Dobrze zaraz będę - powiedział Rocky drżącym głosem
-Mógłby pan powiadomić jej rodzinę?
-Tak, oczywiście -odpowiedział szybko i rozłączył się.
Wysłał rodzeństwu i rodzicom Victorii sms-y. Nadal był w szoku, nie rozumiał co właśnie się stało, a gdy poukładał sobie wszystko w głowie pojedyncze łzy zaczęły spływać mu po policzkach. Upuścił róże na ziemie i pędem ruszył do szpitala. Nie zważał na swój płacz, nad którym nie mógł zapanować - po prostu biegł. Wleciał do szpitala, wbiegł po schodach na piętro i szukał odpowiedniej sali. "60, 61, 62, 63" - mówił w myślach - "Jest! 65". Już miał naciskać klamkę, gdy nagle ktoś dotknął jego ramienia. Brunet odwrócił się i jego oczom ukazał się lekarz.
-Pan Rocky, prawda? - zapytał bez emocji nadal trzymając jego ramię
-Tak, ale proszę mnie puścić. Ja MUSZE do niej wejść - oznajmił bardzo roztargniony Lynch
-Ale muszę najpierw panu coś powiedzieć - lekarz mocniej ścisnął jego ramię
-Później - Rocky szybkim ruchem ściągnął rękę lekarza ze swojego ramienia i wleciał do sali. Zobaczył drobną brunetkę - JĄ. W opatrunkach, ale przytomną.
-Jakie szczęście, że nie jest ci nic poważnego. Jak sie czujesz? Potrzeba ci coś? - powolnym krokiem zaczął zbliżać się do przyjaciółki, a jedna łza poleciała mu w dół po policzku. Chciał ją przytulić, ale ona go lekko odepchnęła.
-Nie znam cię - powiedziała wystraszona - Kim jesteś?
Spojrzała na niego pytająco, a on nic jej nie odpowiedział. Po prostu stał w miejscu zszokowany. Miał ból w oczach i czuł bardzo duży ból w sercu. Chciał płakać, a nie potrafił... Nieraz tak jest. Gdy coś jest tak bolesne, że już nawet nie da się płakać. On miał taki właśnie ból. Nie zauważył nawet jak lekarz wyprowadził go z sali.
-Dlatego nie chciałem żebyś tam wchodził. Ma zanik pamięci - mówił tym razem czuło i opiekuńczo - Przykro mi - poklepał bruneta po ramieniu i wrócił do swojego gabinetu. A Rocky siedział na krześle podtrzymując głowę rękami, nie robił nic więcej tylko siedział. Był tak bardzo zszokowany, że nie mógł wykonać żadnego ruchu.
-Rocky co jest? Co się dzieje? - pytała jego siostra, gdy razem z braćmi i Ratliffem wbiegła do szpitala. Ale zamiast odpowiedzi zobaczyła jedną łzę, którą chłopak uronił.
Później przyszli rodzice dziewczyny. Poszli do lekarza, przekazali znajomym córki co się dzieje i weszli do swojego dziecka razem z lekarzem. Lekarz wyjaśnił dziewczynie co się stało, kim są osoby, które stoją obok niego i kto zaraz do niej wejdzie. O Rockim powiedział - "To był twój najlepszy przyjaciel. Bardzo się o ciebie martwi."  Po chwili jej rodzice wyszli, a do sali weszli Lynchowie i Ratliff oprócz Rockiego.  Porozmawiali, Rydel jej każdego przedstawiła, mówiła jej ich najlepsze wspomnienia, jak się poznali. Oczywiście każdy z nich uronił chociaż jedną łezkę. Ross i Riker podtrzymywali Rockiego podczas powrotu do domu. Ellington poszedł do siebie i żegnając sie z przyjaciółmi poklepał Rockiego po plecach mówiąc, że wszystko wróci do normy, że będzie dobrze chociaż sam w to nie wierzył. Późnym wieczorem gitarzysta siedział na parapecie i patrzył w gwiazdy, w dal, ciągle trawiąc te trzy słowa - "Nie znam cię". Wierzył w to co usłyszał, nie wierzył w to co widział, nie wierzył w to co było prawdą. Uważał to za bardzo niesmaczny żart.
-Miejmy nadzieję, że będzie dobrze - dało się nagle usłyszeć głos jego starszego brata, który stał oparty o ścianę. Patrzył na brata i nie wiedział co powiedzieć - jak go pocieszyć.
-Łatwo ci mówić. Nie wiesz co czuje - Rocky odpowiedział mu głosem, w którym każdy by wyczuł ból
-Każdy cierpi. Dla każdego z nas była ważna - Riker nawet nie drgnął
-Ale czy to musiało się wydarzyć akurat teraz?! Akurat gdy miałem wyznać jej co czuje?! - spytał z wyrzutem - Dlaczego?
-Nikt nie wie oprócz tego na górze. Jeszcze wszystko może się przecież zmienić - starszak podszedł do bruneta i objął go po bratersku
-Ale ja jestem bezradny. Nic nie mogę zrobić. Nie potrafię - mówił łamiącym tonem
-Módl się i odwiedzaj ją żeby wiedziała, że ma ciebie, że ma w tobie oparcie - Riker starał się zachować zimną krew i nie płakać
-Postaram się - Rocky wtulił się w brata, a ten mocniej go przytulił dając upust emocjom. Rano Rocky był karmiony przez siostrę, obiad wciskał mu Riker, a kolacją karmił go Ross. Tak było codziennie. Zawsze miał w głowie te trzy słowa - "Nie znam cię". Zawsze słyszał je jej głosem. Raz miał sen, żesię pobierają. Ona idzie do niego i wszystko jest ok. Mówią słowa przysięgi, ksiądz pyta się jej czy chce zostać żoną tego oto Rockiego Lyncha, a ona nagle zamiast miłego uśmiechu i iskierek szczęścia w oczach zaczyna wystraszonym wzrokiem patrzeć na bruneta i mówi " Ale ja go nie znam." - męczył go ten koszmar prawie co noc. Codziennie chodził smutny i bez humoru - tylko gdy odwiedzał Victorię sztucznie się uśmiechał i patrzył na nią mieszanką bólu i miłości. Brał środki nasenne, a mama pilnowała go żeby nie wziął ich zbyt dużo. Pewnego dnia uratował go jego najmłodszy brat. Już nie wytrzymywał. Nie dawał sobie z tym rady. Wziął z łazienki żyletkę i wrócił z nią do pokoju. Usiadł opierając sie o ścianę.
-Będę tam na ciebie czekał Victorio - powiedział patrząc w sufit i już miał robić nacięcie, ale Ryland wyrwał mu narzędzie z rąk i rzucił do kosza.
-Dlaczego? Przecież miałeś być wsparciem dla Vicky... - Rocky nic mu już nie odpowiedział tylko przytulił go do serca, a on objął go wokół tali. - Brakowałoby mi ciebie. Nie rób tego nigdy więcej - Braciszek spojrzał na niego proszącymi oczkami.
-Już nigdy tego nie zrobię, obiecuje - znów przytulił brata i od tamtej chwili zawsze był pilnowany. Jego rodzina już nie mogła patrzeć na cierpienia chłopaka i starali się znaleźć jakieś rozwiązanie tej sytuacji. W końcu ojcowie: Pan Ratliff i Mark Lynch dostali ofertę pracy w Los Angeles. Każdy wiedział, że to by pomogło Rockiemu. Może zapomniałby o Victorii i wróciłby do normalnego życia. On nie chciał się na to zgodzić, bał się, że wtedy Victoria na pewno sobie go nie przypomni. Ale ostatecznie nie miał wyboru. W ostatni dzień pobytu  w Californi poszedł do niej - ten ostatni raz. Wszedł do jej sali, a ona od razu zobaczyła, że coś jest nie tak. Zapytała co się stało.
-Dzisiaj wyjeżdżam - powiedział krótko patrząc jej głęboko w oczy, a ona poczuła coś dziwnego w okolicach serca... Jakby bała się jego straty.
-Ale...Czemu nie powiedziałeś wcześniej? Dlaczego wyjeżdżasz? - pytała nie rozumiejąc
-Właściwie to MY wyjeżdżamy. Nasi ojcowie dostali pracę w Los Angeles. - odpowiedział i usiadł obok jej łóżka. Złapał ją za rękę i przytrzymał ją przy swoim sercu - Nigdy cię nie zapomnę. Zawsze będziesz w moim sercu - powiedział jej, a łza spłynęła mu po policzku  upadła jej na rękę. Ona zaczęła delikatnie płakać.
-Nie. Zapomnij o mnie i żyj własnym życiem. Bądź szczęśliwy - uśmiechnęła się do niego przez potok łez. I mimo iż tak naprawdę chciała żeby on był zawsze przy niej, by zawsze była w jego głowie, większe znaczenie dla niej miało jego szczęście - świadomość, że się uśmiecha. Uśmiechem, w którym się zakochała od nowa. Chociaż nie chciała tego do siebie dopuścić.
-Nigdy o tobie nie zapomnę, będę codziennie budził się z myślą o tobie. - złożył delikatny pocałunek na jej dłoni. Tak delikatny jak podmuch wiatru. - Mam nadzieję, że będziesz mnie pamiętać gdy kiedyś spotkamy się gdzieś na ulicy
-Dla ciebie odzyskam pamięć, obiecuje... Gdy tylko sobie wszystko przypomnę to znajdę cię - odezwała się, gdy brunet stał już w drzwiach. Wyjechali, mieszkali w Los Angeles, grali koncerty na całym świecie, Ross grał w serialu w którym poznał Laurę, Raini i Caluma, Riker grał w Glee, Rydel uczyła w szkole tańca, wszyscy poznali się ze starszą siostrą Laury -Vanessą, która jest w wieku Rikera. Każdy z tych przyjaciół z L.A. zna historię Rocktorii. Minęło sporo lat... Riker jest trzydziestoletnim tatusiem i mężem. Jego żoną została Vanessa, z którą ma dwuletnią córeczkę - Victorię. Dodatkowo Van znów jest w ciąży ( 5 miesiąc). Laura i Ross planują ślub, a Lau jest w drugim miesiącu ciąży. Mieszkają razem z Rikerem i Vanessą. Rydel i Ellington są parą, która uczy w szkole tańca. Mieszkają razem z Rockim i Rylandem. Raini i Calum mają rocznego synka i tak jak Rikessa są małżeństwem. Ryland znalazł sobie dziewczynę - Sav. Ich rodzice wrócili do Californi. Każdy jakoś układa sobie życie, ale Rocky wciąż czeka na dzień, w którym zobaczy Victorię przed drzwiami ich domu. Dziewczyna rzuci mu się na szyję i powie mu, że wszystko sobie przypomniała. Każdą dziewczynę, z którą chcieli go zeswatać odrzucał. Ciągle ma ją w głowie.
-Victoria! - wykrzyknął pewnego dnia widząc przez okno jakąś dziewczynę, która wysiadała samochodu zaparkowanego pod jego domem.
-Znowu? - jęknęli wszyscy, ale gdy wyjrzeli przez okno o mało nie zemdleli - Ta dziewczyna jest do niej bardzo podobna
-Nie podobna! To ONA! - wykrzyknął uradowany Rocky, a Rydel wykręciła numer do Rikera. Po poru sekundach odebrał telefon.
-Słucham, siostrzyczko? - powiedział do telefonu
-Mam paranoję! Oszalałam chyba... Albo wszyscy już poszaleliśmy - mówiła na jednym tchu
-Co się stało? - spytał spokojnie jej starszy brat
-Victoria jest pod naszym domem! - Rydel krzyknęła do telefonu
-Już jadę - odpowiedział jej szybko i rozłączył się. Wsiadł do samochodu i z piskiem opon wyruszył z Rossem do swojej siostry. W tym samym czasie Rocky pędem zbiegał po schodach, a później wybiegł z domu prosto do Victrorii. Podniósł ją do góry i kręcił się z nią wokół własnej osi. Ona patrzyła mu w oczy. Coś jej to przypominało. Wiedziała już że to Rocky, ale jeszcze nie odzyskała pamięci. W końcu zaczęła strasznie boleć ją głowa, a brunet widząc, że coś jest nie tak odstawił ją na ziemię.
-Rocky, ja jeszcze nic nie pamiętam - powiedziała resztkami sił i zemdlała. Gitarzysta szybko ją złapał i uchronił przed spotkaniem z podłożem. Wziął ją na ręce i wniósł do domu. Tam ona odzyskała przytomność i zaraz po tym rzuciła się Rockiemu w ramiona.
-Rocky ja pamiętam! - krzyknęła, a on podniósł się z nią i postawił ją na stole
-Naprawdę?! - spytał niedowierzając
-Tak! - Victoria uśmiechnęła się szeroko
-W końcu mogę zrobić to - powiedział brunet i wpił się w usta brunetce, która z przyjemnością oddała pocałunek. W końcu razem ze wspomnieniami przypomniała sobie swoje uczucia. Koleją rzeczy wzięli ślub, mieli dwójkę dzieci, psa i gromadkę wnuków.( Ryland napisał książkę o ich miłości.)

3 komentarze:

  1. Hej... one shot świetny...
    Do 12 października postaram się wysłać mój.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny ten one shot !!!!!!! jeden z najlepszych jakie czytałam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny *-* Czekam na kolejny <333

    OdpowiedzUsuń