piątek, 24 października 2014

Number 27.

Autor : Basia W
Blogi : rauraeasylove.blogspot.com  /  raura-egypt-love.blogspot.com

Wszyscy wysyłacie takie genialne oneshoty ;_; Ja nad swoim wciąż pracuję i wiecznie coś mi się nie podoba. Może dodam go tutaj, jak nadrobię zaległości z waszymi opowiadaniami.
Basiu, wspaniały i wzruszający one-shot. Mam nadzieję, że będziesz mi ich więcej przesyłać oraz życzę ci kolejnych sukcesów na blogosferze :)
Czytajcie, komentujcie i wchodźcie na blogi Basi :3


*Laura*

*24.12.2028*
- Laura nie wiem jak Ty, ale nie mogę uwierzyć, że ten czas tak szybko leci.- powiedział Ross, dotykając mój brzuch i całując moje wargi.-Mamy już dwójkę, a za niedługo i trójkę.
-Wiem, nie mogę się już doczekać, aż zobaczę to maleństwo- powiedziałam i musnęłam jego wargi.
-Mamo, tato wszyscy już są- krzyczała Ally.
-Mamus, mogę się psytulic?- spytał mnie Austin, a ja wzięłam go na ręce, przy czym Ross wziął Ally. Podeszliśmy do drzwi i zobaczyliśmy całą rodzinę.
-Hej- krzyknęli wszyscy
-Widzę, że kwitniesz Lau- powiedział Riker, a ja się uśmiechnęłam.
-Wchodźcie- powiedział Ross i zaczęliśmy uroczystą Wigilie.  Dzieciaki bawiły się przy choince, a my rozmawialiśmy.
-No więc, który miesiąc?- spytała Delly w pewnym momencie.
- Końcówka piątego.- odpowiedziałam,
-A wy już koniec?- spytał Ross, patrząc na wszystkich wokoło.- Ryland, może tak wziął byś ślub?
-Nie, wiesz jakoś nie mam ochoty się  żenić. Może kiedyś.- odpowiedział brunet.
-Laura, a tak w ogóle to znacie już płeć?- spytał Rocky
-Będziemy mieć córkę. Jeszcze nie znamy imienia- powiedział Ross
-Nie wiem, nie pomogę wam, nie znam się- powiedział Rocky,
-Ale dla Liv, Frankego i Oscara to nie miałeś problemu- powiedziała mu Dove. Wtedy podbiegł do nas Austin krzycząc
-Ej, chocie zobaczyć, Mikolaj tu był- I wziął mnie i Rossa za rękę. Weszliśmy do salonu gdzie przy choince siedziały dzieci, wtedy Austin i Ally podeszli i wręczyli nam małe prostokątne pudełko.
-To dla was. Za to że jesteście z nami przez tyle lat.- powiedziała nasza córka. Otworzyliśmy pudełko, było tam piękne zdjęcia. Były tam zdjęcia, od mojego pierwszego spotkania z Rossem, do dnia kiedy dowiedziałam się o trzeciej ciąży. Było tu od kiedy mieliśmy po 15 lat, podczas  castingu, później z koncertu R5, późnej jak potwierdziliśmy bycie parą, oświadczyny, ślub, pierwsza ciąża, narodziny Ally, wspólne wakacje we trójkę, ciąża z Austinem, jego narodziny, wspólne wakacje, święta i my we czwórkę+ ja z brzuszkiem już trochę widocznym podczas halloween. Słodko że coś takiego przygotowali.
-Podoba wam się?-spytał Austin, ja popatrzyłam na niego, podszedł do mnie, a ja pocałowałam go w czoło. Ross natomiast zrobił tak samo z Ally.
-Bardzo- powiedziałam i pogłaskałam go po głowie.- Kochamy was
-Nawet bardzo- powiedział Ross
-My was też- powiedziała Ally.
-Usiądźcie przy choince, tylko tak żeby było widać całą piątkę.- powiedział Riker, a wszyscy we czwórkę usiedliśmy. Ja po prawej, Ross po lewej, a dzieciaki w środku. Kiedy Riker zrobił zdjęcie, wtedy dzieciaki poszły otwierać swoje prezenty. My usiedliśmy. Ja musnęłam Rossa w usta, a on dotknął mojego brzucha.
-Ale macie się nie całować.- powiedziała Ally, obejmując nową lalkę.
-Wlaśnie- potwierdził jej młody. Dzieciaki się bawiły jednak, reszta musiała już wracać. Położyliśmy się spać we czwórkę na naszym łóżku.
-Dobranoc mamo, tato, Aus i ty maluch.- Powiedziała Ally wtulając się we mnie.
-Śpij dobrze, kochana.- powiedziałam- Ross też śpij dobrze, Aus śpij dobrze.
-Nawzajem wszystkim- wyszeptał Ross, natomiast odpowiedzi nie usłyszeliśmy ze strony Austina, który zasnął wtulony w tatę. Przytuliłam się do Ross i przyciągnęłam Ally do siebie. Zasnęliśmy we czwórkę.

*25.12.2028*
-Mama, tata, Ally wstawac.- zaczął krzyczeć Austin, który najwyraźniej wstał. Ja musiałam wstać, bo tamtej dwójki nie da się obudzić.
-Co się stało kochanie- powiedziałam klękając przy nim.
-Mamus, bo tam jest taki piesek.- wziął mnie za rękę i zaprowadził pod drzwi.
„Laura, Ross, Ally i Austin…
Wiemy, że Velvet zdechła. Wiemy jak wam ciężko.
Dlatego poznajcie, tą malutką suczkę. Imię należy do was.
Taki tyci prezent z okazji świąt.
Wasi rodzice <3”
Otworzyłam pudełko, a tam malutki szczeniaczek. Był to mieszaniec.
-No Austin, wybierz imię.- powiedziałam
-Lila- powiedział i wziął malutkiego pieska. Poszłam na górę, a te dwa śpiochy spały
-Ross, Ross, wstawaj- powiedziałam, aż w końcu nie wytrzymałam i przywaliłam mu w twarz.
-Co ty robisz?- spytał drobinkę wkurzony. Obudził tym Ally.
-Mamy gościa w domu i chyba zostanie na stałe.- powiedziałam i wtedy Aus wszedł do sypialni z Lili na rękach.
-Dostalismy pieśka.- powiedział, Ally szybko się zerwała i pobiegła do suczki. Oboje wybiegli z pokoju. Ja położyłam twarz na kolanach Rossa, a on zaczął mnie głaskać.
-Jak się czujesz?- spytał
-A wiesz, nawet dobrze. Musimy pomyśleć nad twoimi urodzinami. W końcu masz je za 4 dni.
-Laura, Ty nie miałaś urodzin, to i ja nie będę miał.- powiedział
-Jesteś pewien?- spytałam
-Najlepsze urodziny będą wtedy, gdy spędzimy je razem.- powiedział, a podniosłam głowę i musnęłam jego usta.  Dotknął mój brzuch i zaczął go głaskać. Przerwałam tą chwilę.
-Ross, a myślałeś już nad imieniem?
-Wiesz, może damy jej po prostu Auslly.- powiedział
-Nie jest głupie, może się sprawdzić, a teraz chodź, lepiej żeby nie robili śniadania.- powiedziałam, a on się uśmiechnął. Wstał i podał mi rękę, a ja wstałam. Zeszliśmy na dół. Lili już zaprzyjaźniła się z Ally i Austinem. Uklęknęliśmy z Rossem przy niej, a ona podbiegłą do mnie i zaczęła jeździć główką po moim brzuchu. Później podbiegła do Rossa i wskoczyła na jego włosy. Ma pies refleks.
-To co robimy śniadanko?- spytałam, weszliśmy do kuchni. Ja z Ally zaczęłyśmy robić naleśniki, a Ross z Austinem nakrywali do stołu. Podwinęłam moją bluzkę tak, aby brzuch był widoczny i namalowałam na nim buźkę dżemem malinowym.  Ross podszedł i zlizał mi go z brzucha, co najwyraźniej nie spodobało się dzieciakom.  Usiedliśmy do stołu i wtedy przypomniałam sobie.-Ej, Ross dziś jest bal UNICEF i musimy się pojawić.
-Tak pamiętam Lau.- powiedział i objął mnie od tyłu.
-Jej, następna gala- krzyknęła Ally.
-A ja musze isc?- spytał Austin
-Aus gdybym nie musiała iść było by fajnie, ale oni oczekują nas. Jesteśmy z tatą ambasadorami i musimy się pojawić, a wy razem z nami- powiedziałam
-No dobra.- powiedział trochę smutnym głosem
-A ja tam mogę iść.- powiedziała Ally i wstała od stołu.-Idę wybrać sukienkę- krzyknęła i wybiegła z jadalni. Wstałam i poszłam za nią. Będąc w pokoju małej blondynko-brunetki( ma łaciate włosy), stanęłam i patrzyłam jak moja córeczka wybiera sukienkę.
-Ally, weź tą od cioci Rydel.- powiedziałam siadając obok dziewczynki. Mała położyła się na moich kolanach, delikatnie całując wystający brzuszek.  Pogłaskałam ją.
-Mamuś, długo jeszcze będzie tam siedzieć?- spytała, a ja popatrzyłam na nią uśmiechając się.
-Już nie długo, już niedługo- powiedziałam i cmoknęłam dziewczynkę w czoło.
*Wieczór, gala*
Byliśmy już na tej przeklętej gali. Staraliśmy się unikać dziennikarzy. Nie mamy zamiaru odpowiadać na te ich idiotyczne pytania. Ross niósł na rękach Austina, a ja szłam z Ally za rączkę. Wtedy, ktoś chwycił mnie za ramię… była to Raini.
-O witam moje ukochane małżeństwo w show-biznesie.- powiedziała i nas przytuliła.- O widzę, że wszystkie wasze maluchy rosną.- powiedziała i przytuliła Ally.
-Widzisz jak ten czas szybko leci. Pamiętam dobrze, jak zaczynaliśmy wspólną pracę- powiedział Ross, a ja się uśmiechnęłam.
-Ale nad czym?- spytała czarnowłosa.
-Nad serialem, pomysł- powiedział i się uśmiechnął.
-Ciocia, a weźmiesz mnie na rączki?- spytała Ally, patrząc na czarnowłosą,
-Oczywiście misiu- powiedziała i podniosła małą. – To ja porywam waszego misia- powiedziała i chciała iść, ale Aus ją zatrzymał.
-A ja to cio?- spytał, a Raini puściła All ze swych ramion i wzięła od Rossa malucha
-To porywam wasze dwa misie.- powiedziała i poszła z nimi do kącika dla dzieci. Teraz my mieliśmy mieć przemówienie. Weszliśmy na scenę i Ross zaczął przemówienie, później ja coś dodałam. Zeszliśmy ze sceny i poszliśmy do naszych pociech. Niestety po drodze złapali nas dziennikarze.
-Jesteście już małżeństwem od 7 lat. Około 14 lat temu mówiliście, że Raura nigdy nie będzie istnieć, a teraz jesteście szczęśliwi, z dwójką, a niedługo trójką. Dlaczego kiedyś trak mówiliście?- popatrzyłam, na Rossa i dałam mu do zrozumienia, że on ma odpowiedzieć.
-No więc, nie myśleliśmy o przyszłości. Lubiliśmy się w inny sposób, ale woleliśmy poczekać.- odpowiedział
-A co do waszego trzeciego dziecka… znacie już płeć?- jak ja nienawidzę tych pytań, zawsze to jest najważniejsze, tym razem Ross popatrzył na mnie.
-Nie jeszcze nie, chcemy mieć niespodziankę- powiedziałam, chociaż wiem że będziemy mieć córkę.
-Dobra, dziękuję wam za wywiad- powiedział i odszedł, Ross objął mnie ramieniem i ruszyliśmy do dzieciaków. Po drodze wpadliśmy jeszcze na Maię.
-O widzę, że nieźle wam idzie- powiedziała i mnie przytuliła, później Rossa.
-No, na to wygląda- powiedziałam i pogłaskałam brzuch. Na swojej dłoni poczułam dłoń Ross. Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam się.
-Słodko wyglądacie. Fajnie, że macie tak dużą rodzinę- powiedziała, a w jej głowie słychać było zazdrość i smutek.
-Dzięki.- powiedziałam. Maia się uśmiechnęła i odeszła. Wreszcie doszliśmy do naszych pociech. Bawili się z Calumem. – A co tu się dzieje. Kto  przytuli mamę?- spytałam a Ally wtuliła się we mnie. Pocałowała mój brzuch.
-A do taty to już nie przyjdziecie- powiedział Ross, a Aus się do niego przytulił. Wziął go na ręce.
- Dzięki, że z nimi posiedzieliście.- powiedziałam i usiadłam obok nich.
-Niedługo będziemy mieć trójkę kochanych waszych dzieci- powiedział Raini  i mnie przytuliła- Cieszę się, że wam się ułożyło.- powiedziała i dotknęła wystającego brzuszka.
-No wiesz.. w końcu robimy razem wszystko co słodkie- powiedział Ross i mnie pocałował .
-Ej, ale wy za dwa tygodnie macie rocznicę ślubu… którą to już?- powiedział Calum, a ja się uśmiechnęłam.
-Ta… siódmą już.- powiedziałam, a Ross mnie objął. Aus usiadł na kolanach taty, a ja wzięłam Ally na kolana. Zrobili nam trochę zdjęć i wróciliśmy do domu.
-Mamo, obejrzymy bajkę?- spytała Ally.
-Tak, mamuś, plosę- powiedział Austin, a ja popatrzyłam na nich.
-Ross, ty im powiedz, ja muszę zdjąć tą suknię. Ciasna jest.- powiedziałam
-Mamo, ale miałaś ją kiedyś i była na ciebie dobra- krzyknęła Ally.
-Kochanie, ale mama trochę przytyła. Za trzy miesiące, będzie chuda.- powiedział Ross i włączył DVD.- To jaką chcecie bajkę???
-Minionki!- krzyknęła Ally, a Ross włożył płytkę do odtwarzacza i poszedł ze mną.
-Czy masz tak czekać, aż zobaczysz mnie bez sukienki?- spytałam blondyna stojącego w drzwiach.
-A wiesz, że widziałem dużo więcej i to nie raz.- powiedział i przytulił mnie w talii. Ugryzł moje ucho.
-Na pewno wdziałeś trzy razy.- wyszeptałam i odwróciłam się do niego. Pocałowaliśmy się, a wtedy usłyszeliśmy głos Austina.
-Fuu, cemu wy musicie lobic to tak cęsto?- spytał, a ja ukucnęłam przy nim.
-Austin, ja z tatusiem się kochamy i pokazujemy tak naszą miłość. Też was całujemy, przytulamy. Okazujemy wam miłość. A teraz chodź, przytul się- powiedziałam i wystawiłam ręce. Mały blond- brąz chłopczyk przytulił się do mnie. Objął nas także Ross.  Wtedy przyszła Ally.
-A ja to co?- spytała wchodząc. Wystawiłam jej ręce, a mała ”ja” wpadła na mnie i przytuliła. Później zeszliśmy do salonu i oglądaliśmy film. Ja tuliłam się do męża, a on głaskał moje włosy. Dzieciaki śmiały się, wariowały.

*2 tygodnie później*

*Riker*
Wzięliśmy Ally i Aus do siebie, musimy przygotować coś specjalnego bo Ross z Lau mają rocznicę ślubu. Siedem lat temu stali przed ołtarzem. Teraz pojechali na plan, bo Laura ma tam pracować i dziś ma pierwszy dzień. Tak i niby ona w ogóle nie pracuje, jak jest w ciąży.
-Vanessa, wiem co zrobimy!- krzyknąłem, bo wpadłem na genialny pomysł.
-No jaki?- spytała, ja chwyciłem ją za rękę i popatrzyłem w jej oczy.
-Masz zdjęcia i filmiki Lau, jak była mała. Zrobimy im takie wspomnienia.- powiedziałem, a w oczach Van pojawiły iskierki.
-Genialne, kocham cię za to.- powiedziała, wtedy do kuchni wpadł Jeff (ma 10 lat).
-Co się stało?- spytałem
-Wziąłem Ally lalkę i ona się na mnie rzuciła. Tato po kim ona tak umie?- spytał mnie syn.
-Wiesz, na pewno nie po wujku Rossie, bardziej po cioci Lau, cały czas mam tą ranę, którą mi zrobiła na koncercie.- powiedziałem
-Aj, ciocia Laura jest fajna.- powiedziała Bay, (siostra bliźniaczka Jeffa) wchodząc do kuchni.- To co zrobimy na rocznicę wuja i ciotki?
-Wiecie, mamy plan. Tylko musicie zadzwonić po wujka Rocky’ego, Ella i Rylanda, oraz po ciocię Dove i Rydel.- powiedziała Van.- Gdzie jest Kate(6 lat) i Davis(4 lata)?
-Bawią się z Austinem i Ally, a co?- powiedziała Bay.
-Nic, tylko musimy jechać do domu wujka i cioci.- mówiła Nessa.
-To ja pójdę po maluchy.- powiedziała Bay i wyszła z kuchni. My z Van wzięliśmy telefony i umówiliśmy się ze wszystkimi w domu Rossa i Laury.

*W domu Raury*
-Dobra, macie wszystko.- spytałem patrząc na rodzeństwo.
-Tak, teraz zostało czekać na nich.- powiedziała Delly.- I pomyśleć, że dawniej mówili że „nic nie czują do siebie”- powiedziała robiąc cudzysłów w powietrzu. Uśmiechnęliśmy się do siebie i usiedliśmy na kanapie w salonie. Dzieciaki bawiły się u góry. My włączyliśmy TV.

*Oczami Rossa*

*Plan*
Siedzę tu już dobre trzy godziny, Laura jest już zmęczona tym filmem, a dzisiaj pierwszy dzień.
-Ross, weź mnie stąd, chcę do Austina, Ally, domu. Źle się czuję.- powiedziała patrząc na mnie. Rzeczywiście, była blada. Podszedłem do reżysera.
-Przepraszam, ale czy mogę wziąć Laurę do domu.- powiedziałem
-Jeszcze nie. Zostało jeszcze trzy sceny i koniec na dziś.- powiedział i chciał iść.
-Ale ona jest w siódmym miesiącu ciąży. Ona nie może się przemęczać.- krzyknąłem, a on się odwrócił.
-Może ją zwolnić. Będziesz miał parę problemów mniej.- powiedział, a ja pomyślałem.
-Zwolnij ją. Co tam. Najwyżej mnie zabije, ale jednak nie pozwolę, by ktoś taki jak ty ją wykorzystywał.- powiedziałem i poszedłem do garderoby brunetki. Leżała na swojej sofie i głaskała brzuch.
-I co?- spytała
-Zwolnił Cię.- powiedziałem
-Dziękuję, kocham cię za to.- wstała i mnie pocałowała.
-To jedziemy do domu. Chodź.-powiedziałem i przytuliłem ją do siebie.
-A jedziemy po dzieciaki, czy spędzimy sobie romantycznie czas?- spytała, a ja popatrzyłem w jej oczy
-A jesteś pewna, nie boisz się o dziecko?- spytałem
-Oczywiście, że boję, ale możemy chyba sobie spędzić czas we dwoje… i to w naszą rocznicę?- powiedziała i mnie cmoknęła. Wyszliśmy z planu zdjęciowego i wsiedliśmy do auta. Jechaliśmy razem, Laura siedziała, a ja kierowałem. Kiedy byliśmy pod domem, brunetka usiadła na mnie okrakiem całując mnie. Wziąłem ją na ręce i przeniosłem przez cały garaż. Ona owinęła swoje nogi o moje ciało. Całowaliśmy się odważnie. Weszliśmy do salonu, ja w połowie rozpiętej koszuli, a Lau bez bluzki. Wtedy usłyszeliśmy głośne Fuu. Pod naszymi nogami stali Austin i Ally. Szybko się od się od siebie oderwaliśmy.
-Tato, dlaczego masz rozpiętą koszulę, a mama jest bez bluzki?- spytała nas Ally, a Laura popatrzyła na mnie porozumiewawczo.
-Bo jest ciepło, a chciałem, pogadać z waszą siostrą, która jest w brzuchu.- powiedziałem, a Laura popatrzyła na mnie z mordem.
-Dobze, to chocie z nami.- powiedział Aus i wziął nas za ręce na górę. Było tam ciemno. Usiedliśmy na  sofie Ally. Położyli się obok nas i wtedy zaczął się film. Były tam sceny z naszego życia. Od narodzin, do wczoraj. To było piękne. Kiedy film się skończył. Ally na nas popatrzyła.
-To tak dawnej wyglądaliście?- spytała
-Tak kochanie. To my- powiedziała Laura. Wtedy z szafy wyskoczyło moje rodzeństwo. Laura się nieźle przestraszyła.-Ej, jeszcze dwa miesiące, nie musicie mnie straszyć, żeby mała ze mnie wyleciała.- powiedziała i podeszła do Nessy.- Dziękujemy wam za to- powiedziała
-Nie ma za co.- powiedziała Van i się szeroko uśmiechnęła.

*29.01.2029*
Wstałem i ujrzałem śpiącą Lau. Spała tak niewinnie, że szok. Wstałem po ciuchu i poszedłem do pokoju Allyson. Mój aniołek kończy dzisiaj 5 lat. Wszedłem do pokoju, mała spała. Postanowiłem ją obudzić.
-Ally, maluchu wstawaj.- zacząłem nią potrząsać.
-Tata, idź. Chcę spać.- powiedział i odwróciła się ode mnie. Położyłem się obok małej blondynko-brunetki.
-A to moja księżniczka nie pamięta co dziś za dzień- powiedziałem, a mała się zerwała.
-Dzisiaj mam 5 lat. Zrobimy urodzinki?- spytała
-Oczywiście kochana.- powiedział głos za mną. Spojrzałem i zobaczyłem Laurę, była tak ładna. Podeszła i usiadła, a Ally od razu przytuliła brzuszek brunetki.
-Kocham was.- powiedziała i pocałowała brzuszek.
-My ciebie też, a szczególnie Twoja siostrzyczka.- powiedziałem, a malutka przytuliła nas.
-A zrobicie księżniczce śniadanko?- spytała, a ja wstałem i wziąłem ją na ręce. Laura wstała i też poszła z nami. Szła trochę wolniej… bo jak wiadomo, wygląda jak wieloryb. Kiedy ja z Ally dotarliśmy do kuchni, zaczęliśmy robić śniadanie. Chwilę potem przybiegł Austin, a za nim przyszła Laura.
-To chodźcie, oto śniadanie małej księżniczki- powiedziałem i się uśmiechnąłem.
-Ja mam już 5 lat.-powiedziała- A przyjdzie Bay, Jeff, Kate, Davis, Liv, Frankie, Oscar, Lidia, Delly i Mark( trzy ostatnie Rydellinghton)?- spytała
-Tak, kochana. Tylko zadzwonimy.- powiedziała Lau i wstała od stołu. Podeszła do telefonu i zadzwoniła.

*47 minut później*
-Wszyscy przyjdą za 15 Ally, a teraz ubierajcie się. Trzeba kupić prezent.- powiedziała Laura, wchodząc do kuchni.
-Dobra, kto będzie najszybszy !- krzyknąłem, a dzieciaki pobiegły do swoich pokojów.
-A ty czemu nie biegniesz?- spytała Laura.
-A ty?- spytałem, chociaż dobrze wiedziałem, że ona ledwo co chodzi.
-Pomyślmy… Ty nie jesteś w końcówce siódmego miesiąca ciąży- powiedziała z sarkazmem. A ja mrugnąłem do niej uwodzicielsko. – O nie… poczekasz sobie jeszcze- powiedziała i wyszła z kuchni. Pobiegłem za nią i wziąłem na ręce.
-A co będziesz się męczyć- uśmiechnąłem się do niej.
-A no w sumie.- powiedziała i mnie pocałowała

*W samochodzie*
-Daleko jeszcze?- pytała nas Allyson. Byłem zdany na siebie, bo Laura mi usnęła, a Austin grał na tablecie.
-Chwilkę.- powiedziałem i odliczałem już czas. Szczerze, dobrze że jeszcze nasza druga księżniczka się nie urodziła. Będzie wyglądało to mniej więcej tak: Całe noce nie przespane, praca, dom, szkoła teatralna Ally, szkoła śpiewu Austina, chodzenie do lekarza z małą na badania. Zacznie się. Ale jednak cieszę się, że nasza rodzina się powiększy. A co najlepsze… nie mamy jeszcze imienia dla małej.
-Tato, dojechaliśmy- krzyknęła Ally budząc przy tym Lau.
-No to wysiadamy.- powiedziałem. Musieliśmy uważać, żeby nikt nie zrobił nam zdjęcia. Weszliśmy do sklepu. Ally od razu wzięła jakąś lalkę. Szybko podbiegła do nas i ją dała nam. Dałem Lau kluczyki, żeby wzięła dzieciaki do auta. Ja podszedłem i zapłaciłem za lalkę. Wróciłem do samochodu. Laura usiadła z dzieciakami z tyłu. Oglądali bajkę.- Proszę Allyson. Trzymaj.- powiedziałem, a dziewczynka wzięła pudełko.
-Mamo, otworzysz?- poprosiła Lau.
-Mamo, nie otlwielaj jej.- powiedział Aus, który miał focha.
-Otworzymy w domu. Chodźcie oglądamy- powiedziała. Uśmiechałem się. Cieszę się, że jestem z Laurą i mamy dwójkę(trójkę) dzieci.

*Dom*
Ally latała z lalką, a Aus siedzie przed tabletem.
-Hej, może byście tak coś pomogli- spytałem, patrząc na dzieciaki które się bawiły.
-Dobra, Aus chodź- powiedziała Ally.
-Juź ide, juź- powiedział i wstał. Laura układała świeczki na torcie. Objąłem ją i pocałowałem.
-Mamo ,tato nie- krzyknęła Ally.
-Jak będziecie niegrzeczni będzie tego więcej.- powiedziała Laura i się uśmiechnęła. Po jakiejś godzinie skończyliśmy. Wtedy także przyszli wszyscy do Ally. Dzieciaki usiadły, mała dmuchała świeczki, dostała kupę prezentów i miała fajną zabawę. My siedzieliśmy i rozmawialiśmy na różne tematy. Jednak zauważyliśmy, że z dzieciakami nie ma Austina.- Ej Ross, gdzie jest Austin?- spytała mnie Laura.
-Sorry, wybaczcie idziemy go poszukać- powiedziałem i wziąłem Laurę. Przeszliśmy chyba wszystkie pokoje, ale nigdzie go nie było. Została nasza garderoba… gdzie no… były nasze prywatne rzeczy. Tylko ja i Lau mogliśmy tam wchodzić. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem go tam.- A co ci mówiliśmy, masz tu nie wchodzić.-powiedziałem i wyniosłem go z naszej prywatnej garderoby. \
-Pseplasam tato, mamo- powiedział, a Laura go przytuliła.
-Nic się nie stało, ale tam nie wchodź. Dobra.- powiedziała i popatrzyła na niego groźnie.
-Dobze, ale macie tam luzne fajne zecy.- powiedział i popatrzyliśmy na siebie. Podniosłem go i wziąłem na barana.
-Ally weźcie brata do zabawy- krzyknąłem, a Ally wzięła Austina do swojego pokoju. Jakoś tak koło 20 wszyscy poszli, a my sprzątaliśmy we czwórkę. Później poszliśmy położyć dzieciaki. Byli zmęczeni. Potem siedziałem jeszcze z Laurą i przeglądaliśmy zdjęcia.- Wiesz, czasami cofnął bym czas, żeby jeszcze raz cię spotkać- wyszeptałem, a ona mnie pocałowała.
-Wiesz, że ja też. Ale jednak cieszę się, że ta w brzuszku się dobrze rozwija. Austin coraz mniej sepleni, a Allyson jest coraz mądrzejsza.- powiedziała.
-Kocham Cię. –wyszeptałem
-Ja ciebie też.- ona wyszeptała.

*29.03.2029*

*Laura*
Czuję się strasznie źle. Jest mi duszno. Głowa mi pęka. Siedzę, właściwie leże. Ross poszedł gdzieś z Austinem i Ally. Więc mam chwilę dla siebie. Wtedy usłyszałam otwierane drzwi i krzyki dzieciaków. Koniec czasu wolnego. Zaraz do naszej sypialni wpadli kolejno: Lila, Aus, Ally i Ross krzyczący na całą trójkę.
-Sorry Laura, wiem że masz odpoczywać.-powiedział wchodząc do pokoju.
-Dobra spoko. Tylko proszę bądźcie cicho.- powiedziałam, a Aus i Ally wyszli z pokoju.
-Ej, wszystko ok?- spytał mnie Ross.
-Tak, tylko dudni mi w głowie.- powiedziałam- wyglądam jak hipopotam, słoń, wieloryb.
-Wcale nie. Wyglądasz ślicznie.- powiedział a ja się uśmiechnęłam.- Idziemy obejrzeć jakiś film?- spytał, a ja poczułam mocne kopnięcie w brzuch. No tak.
-Chyba nie, bo to już- powiedziałam i popatrzyłam na niego.
-Ale, że już. Termin masz za tydzień.- krzyknął
-Najwyraźniej mała chce wcześniej. Auuuu- pisnęłam, a Ross wziął mnie na ręce
-Dzieciaki jedziemy do szpitala!- krzyknął i posadził mnie w fotelu.
-Nie… moż…esz…auuu…szybciej?-spytałam jęcząc
-A tiak wlasciwie to cio się dzieje?- spytał Austin
-A to że za jakąś godzinę będziesz starszym bratem- powiedziała Ally.
-Dobra, Laura będzie dobrze tak. Mamy dwójkę, trzecie to nie problem.- powiedział Ross.
-To sam se urodź... auuuuuuuuuu, szybciej!- krzyknęłam

*Ross*

*4,5 godziny później*
Siedzę z Laurą, która rodzi. Mam całą siną rękę.
-Ałłłł… auuuu- krzyczała.
-Już prawie koniec panno Marano-Lynch- mówił lekarz, a brunetka starała się uspokoić.

*30 minut później*
Laura właśnie urodziła mi drugą córkę.
-To tato jak dasz na imię swojej trzecie córeczce?- spytała patrząc mi w oczy. A wtedy lekarz wpuścił Austina i Ally.
-No poznajcie swoją siostrę- powiedziałem, a Ally podeszła do małej.
-Jak ma na imię?- spytała
-Wymyśl- powiedziała Laura patrząc na nasze dwie córeczki.
-Auslly- krzyknął Austin, a my spojrzeliśmy na niego.
-Skąd to wziąłeś?-spytałem.
-Bo jak uklywalem się w wasej safie to był tam taki napis”Raura jak Auslly”- powiedział, a my spojrzeliśmy na siebie.
-Nauczyłeś mówić się r. – powiedziała Laura i przytuliła trójkę.- Kocham was.
-Ja też was- powiedziałem i pocałowałem Laurę. Potem zrobiliśmy sobie selfie i dodałem je na Instagrama i Twittera pisząc „Najlepsza rodzinka wszechczasów”. Przytuliłem moje trzy dziewczynki i jednego mężczyznę. Nasze życie leci, jak strzała. Nie wiem co stanie się jutro, tym bardzie za następne 5 lat. Czekamy co przyniesie następny dzień.

niedziela, 12 października 2014

Number 26 "Od śmierci do miłości jeden krok"

Autor : Gosia Kożuch
Blog : -

One-shot jest cudowny ^^ Świetne c;
Komentujcie, kochani!

Siedziałam w moim pokoju i rozmyślałam nad sensem życia. Tydzień temu odbył się pogrzeb mojej babci z którą byłam bardzo zżyta. Rozum mówił mi jasno, że nie mam już po co żyć, ale serce kazało dać sobie jeszcze szansę. Przecież mam całe życie przed sobą, a prędzej czy później znów spotkam swoją babcię. Postanowiłam czymś zająć swoje myśli i poszłam zrobić jakieś porządki w domu. Gdy kończyłam zmywać naczynia w wodzie zobaczyłam moją kochaną babcię, lecz po chwili twarz zniknęła, więc pomyślałam, że przewidziało mi się.
Nadszedł wieczór. Po wykonaniu wszystkich czynności zmęczona położyłam się do łóżka. Zapomniałam już o dzisiejszym dziwnym zjawisku. Niestety w nocy słyszałam w mojej głowie jakiś dziwny głos, który nie dawał mi spokoju. Co chwile budziłam się z krzykiem. Po którymś razie do mojego pokoju weszła zaniepokojona mama.
- Wszystko dobrze, Ally? Słyszałam jak krzyczałaś - powiedziała moja rodzicielka.
- Tak, tak. Po prostu coś mi się przyśniło – nie wiedziałam czy skłamałam, bo przecież w pewnym sensie mógł to być jakiś głupi koszmar. Tak właśnie kończy się oglądanie samej horrorów po nocy, ale wracając do rzeczywistości. Mama podeszła do łóżka i mnie przytuliła. Właśnie tego mi brakowało od paru dni. Bliskości ukochanej osoby.
- To tylko zły sen. Co ja ci mówiłam o tych głupich filmach? - zaśmiałyśmy się z Penny. - Dobrze, ja idę zobaczyć co u taty. Dobranoc córeczko.
- Dobranoc - odpowiedziałam. Przytuliłam się do miękkiej poduszki i momentalnie zasnęłam. Niestety moje szczęście nie trwało długo ponieważ, znowu usłyszałam ten sam głos. Po ciężkiej obudziłam się o 5 rano. Coś w środku mi mówiło, abym szła za tajemniczym głosem. W końcu nie wytrzymałam, narzuciłam na siebie kurtkę, ubrałam tenisówki i wyszłam po cichu z domu. Ranki w Los Angeles nie są za ciepłe, więc trochę drżałam z zimna. Jakaś magiczna siła ciągnęła mnie w jakieś miejsce. Gdy doszłam do przystanku autobusowego dziwny głos ucichł, a przed moimi oczami ujrzałam blondwłosego chłopaka, a niedaleko ujrzałam rozpędzony samochód. Wołałam do chłopaka, aby szybko uciekał, ale miał słuchawki na uszach. W ostatniej chwili "rzuciłam się" na niego i oboje potoczyliśmy się na pobocze. W tym czasie auto bez przeszkód pojechało dalej w swoją stronę. Gdy nasze oddechy się unormowały brązowooki przemówił.
- Dziękuję Ci. Uratowałaś mnie. Mógłbym Ci się jakoś odwdzięczyć? a tak w ogóle to jestem Austin - blondyn pomógł mi wstać z ziemi. Oczywiście ja głupia spanikowałam, nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc szybko uciekłam zostawiając go w tyle zdziwionego. Szybko wróciłam do domu i po cichu udałam się do mojej sypialni. Przez cały dzień myślałam o Austin'ie. Następnego dnia po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Niby dla każdego codzienność, ale gdy otworzyłam drzwi to ujrzałam piękny, duży bukiet czerwonych i białych róż. To moje ulubione kwiaty (tak samo jak moje :) - od aut.).
- Kto tam? - przemówiłam do kwiatów, a w zamian ujrzałam te same piękne, brązowe oczy co wczoraj rano. Po chwili ujrzałam twarz przybysza. Tak, teraz już miałam stuprocentową pewność. To był mój Austin, ale coś mi jeszcze nie dawało spokoju. Skąd on znał mój adres?! Zaraz, przecież on mieszka piętro wyżej. Ja mądra, ale mniejsza z tym. Trochę może wydać się to głupie zakochać się w kimś nie znając prawdziwego ja tego kogoś, ale przecież serce nie sługa.
- Chciałem Ci jeszcze raz podziękować za uratowanie mi życia. Nie wiem co by się stało gdyby nie ty - chłopak przemówił.
- Jejku! Dziękuję Ci bardzo za te kwiaty, są przepiękne, ale przecież musiały sporo kosztować?
- To nic takiego. Dla takiej dziewczyny mógłbym zrobić wszystko.
- Awww... To było słodkie. Może wejdziesz? - spytałam i dałam chłopakowi przejść do mieszkania. Podał mi kwiaty, które po chwili wstawiłam do wazonu z wodą i postawiłam w jadalni na stole. Przeszliśmy do salonu, gdzie przesiadywali moi rodzice.
- Dzień dobry - przywitał się z nimi blondyn.
- Dzień dobry - odpowiedzieli mu. Przez parę godzin rozmawialiśmy i lepiej się zapoznaliśmy. Moja mama opowiedziała nam historię mojej babci i dziadka, a najbardziej mnie zaskoczyło to, że niczym się nie różniła od mojego spotkania z Austin'em. Nagle zaczęliśmy się zbliżać z chłopakiem powoli do siebie, a on złożył na mych ustach pełen uczuć pocałunek. W końcu coś sobie uświadomiłam. To odbicie w wodzie i tajemniczy głos, głos mojej babci! To dzięki niej zrozumiałam, że miłość mojego życia była cały czas na wyciągnięcie ręki. Trzeba było tylko zajrzeć w głąb w swojego serca.

czwartek, 9 października 2014

Number 25.

Autor : Alexandra Christine
Blogi : tajemnice-rl.blogspot.com  /  ross-i-spolka.blogspot.com


Och, rozpływam się przy tym one-shocie! So sweet :3
Nie mam już więcej weny, aby cokolwiek więcej napisać, więc najlepiej się zamknę. Nie potrafię tego ;_;
Czytajcie :3



-  Skyla! Ile mam na ciebie czekać! - wydzierał się od dobrych pięć minut mój przyjaciel Nathan. Miałam go w tej chwili serdecznie dość. Swoimi krzykami spokojnie mógłby obudzić całe osiedle. Ba, nawet całe Los Angeles. Nie byłabym zdziwiona, gdyby któryś z moich sąsiadów dzwonił teraz po policję.
Dochodziła godzina czwarta rano, a ja zamiast spać, myślałam w jaki sposób załatwić tą piszczącą imitację mojego kumpla. Czasami się zastanawiam jak Ava z nim wytrzymuje. Jak ja po niecałej minucie wylatuje z pokoju z głośnym krzykiem. Że też nie wsadzili mnie jeszcze do psychiatryka.
- Skyla! - przestraszył mnie. - Powinnaś być od dobrych pół godziny na nogach? - był lekko poirytowany.
Na dodatek pokazał swoje niezadowolenie za pomocą grymasu na twarzy. Aż mnie korciło, żeby przyłożyć mu w tą piękną buzkę, tak, że jego dziewczyna by go nie poznała. Zazwyczaj nie mam takich złych myśli, ale śpiąca Skyla równa się zła Skyla. 
- A powiedz mi kto wpuścił cię do środka? - zaciekawił mnie ten fakt. Jeżeli by się okazało, że się włamał, mogłabym spokojnie zatelefonować do jego rodziców, a oni by go zawiezli do domu z trzytygodniowym szlabanem na kompa. Byłoby wprost cudownie.
- Twój brat otworzył mi drzwi. - uśmiechną się złowieszczo.  - Powiedział, że jeśli na niego  naskarżysz za to, że wczoraj był na imprezie u Luisy to powie o tym, że w środku nocy zakrada się do ciebie ukochany.- wybuchnęłam głośnym i niepohamowanym śmiechem. - Z czego tak rżysz, gnomie? 
- Z ciebie, plebsie. - spadłam z łóżka przez niego. - Jak to opowiem Avie to będzie się z ciebie chichrać do końca roku. - złapał się za brzuch. Ta sytuacja mnie tak śmieszyła, że dostałam wypieków na twarzy.
Do pokoju wparował mój starszy brat.
- Do cholery?! - wkurzył się. - Uszanuj to, że niektórzy w tym domu są spać. - po czym zatrzasnął za sobą drzwi. To cud, że jeszcze moi rodzice śpią! Spojrzałam na Nathana. I wtedy i on dołączył do mnie. Razem tarzaliśmy się ze śmiechu, aż zaczęły nam spływać łzy.
- Więc musimy przygotować tort, a potem idziemy na koncert! - zapiszczał jak napalona fanka. W sumie nią był, ale  nie wchodzmy w szczegóły. - To co? Gotowa do pracy? 
- Ju-hu. - powiedziałam bez najmniejszego entuzjazmu.

Kilka godzin później 

Dzień zapowiadał się na naprawdę cudowny. Słonce grzało piekielnie w te lipcowe po południe. Razem z Avą i Nathanem staliśmy około dwóch godzin pod samą sceną, żeby w końcu zaczął się występ zespołu R5. Piasek palił moje gołe stopy przez co nie mogłam spokojnie ustać. Nie miałam bowiem na sobie żadnych butów. Przyjaciele z każdą minutą zaczęli świrować coraz bardziej. Opowiadali swoje przeżycia, uczucia jakie im towarzyszą przed występem ich idoli, nucili nawzajem ulubione piosenki i co sekundę patrzyli na zegarek, niecierpliwie czekając na godzinę piętnastą. Zostało nam niecały kwadrans do koncertu.
Nie miałam bladego pojęcia jak ja przeżyję całe to zamieszanie. Nie byłam jakąś wielką fanką zespołu R5, bo wolałam bardziej mocniejsze brzmienie. Jestem tu tylko, dlatego, że moja najlepsza przyjaciółka zawsze chciała, żeby pójść na występ swoich idoli razem z najbliższymi.
 Wszędzie, gdzie się oglądnęłam widziałam różowe serce na czarnym tle przez co nie mogłam się skoncentrować na niczym innym. Czułam się jak jakiś wyrzutek, bo wszyscy mieli takie same bluzki, jakby to było oczywiste, a ja przyszłam w zwykłym białym podkoszulku ,, I love Music''.Kilka dziewczyn chciały mi dać bransoletki albo napisać mi ich logo na ręce, ale stanowczo odmawiałam. Wystarczyło mi, że jestem z przyjaciółmi, którzy mają dużo gadżetów oraz narysowanych logo. Poza tym stałam w pierwszym rzędzie, więc nie było zle. 
Moje gołąbeczki nadal nawijały na ten sam temat od początku dnia. Spojrzeli na chwilę na mnie po czym zaczęli sobie coś szeptać do ucha. Zbytnio się tym nie przejęłam. 
- Skyla... - zaczęła z wielkim uśmiechem na twarzy Ava.
-...po koncercie spotykamy się z NIMI. - powiedział podekscytowany. Wyglądał dziwnie z tym różowym serduszkiem na bluzce. W ogóle był jednym z nielicznych fanów płci męskiej zespołu R5. Pewnie, dlatego większość dziewczyn się za nim ogląda. Na szczęście Ava niczego nie zauważyła, więc jest dobrze. Inaczej wydrapała by tym dziewczynom oczy. Zaraz co on powiedział?! 
- Mamy się z nimi spotkać? - zdziwiłam się. - Myślałam, że nie starczy nam kasy, więc nie pójdziemy. 
- Ciocia Avy załatwiła nam wejściówki. - wytłumaczył mi. Uśmiechnęłam się szczerze. 
- To fajnie. - ucieszyłam się.
- Tylko jest pewien problem...
- Jaki? - zaniepokoiłam się.
- Nie zrób nam siary przy nich. - popatrzyłam na nich wzrokiem ,, Serio, Kochani, serio?". Prędzej ja się będę za was wstydzić, gdy rzucicie się na swoich idoli.

Koncert trwa około dziesięciu minut, a a nie wiem co jest gorsze. To, że nie mogę rozróżnić jak mają na imię członkowie zespołu, to, że fanki pchają się na mnie z całej siły na metalową barierkę, to, że moje nogi zaraz spalą się żywcem czy to, że muszę wąchać spoconą pachę Nathana. 
Przyjaciele bawili się w najlepsze. Śpiewali razem z zespołem dobrze znane im utwory, śmiali się oraz nawet próbowali tańczyć w miejscu, co dla mnie było złym pomysłem. Dłużej nie wytrzymałam tego. Moje stopy były prawie czerwone, a jedna fanka wbiła mi łokieć w plecy. Postanowiłam, że pójdę na sam koniec tłumu fanów. Przynajmniej będę mogła usłyszeć jak śpiewają.... tylko z większej odległości
Z niewielkim trudem wydostałam się z pierwszego miejsca, bo dziewczyny, aż się pchały, żeby je zająć. Gdy przebywałam swoją drogę, nie zauważyłam rozbitej butelki i nadepnęłam na ostre szkło. Z mojej lewej stopy popłynęła ciepła krew. Poczułam jeszcze większy ból. 
Nagle podbiegł do mnie jakiś chłopak na oko w moim wieku.
- Nic ci nie jest? - popatrzyłam na niego groźnym wzrokiem. Na pierwszy rzut oka było widać, że moja noga krwawi.
- Czekaj pomogę ci. - chciał mnie wziąć na ręce, ale mu się wyrwałam.
- Sama sobie poradzę. - stwierdziłam. Chłopak zaśmiał się.
- Mówisz jak moja dobra znajoma. - po czym lepiej się mi przyjrzał. Przypominał mi kogoś.
- Skyla? - zapytał się niepewnie.
- Ryland? To naprawdę ty? - zdziwiłam się.
Bez słowa przytuliliśmy się. Jak bardzo mi go brakowało. 
Zanim przeprowadziłam się do LA mieszkałam w Nowym Yourku. Od zawsze przyjaźniłam się z brunetem. Graliśmy razem w piłkę nożną, wspólne robienie kawałów nauczycielom, itp. Aż pewnego dnia musiałam wyjechać do nowego miasta, bo rodzice znaleźli nową pracę. I wtedy nasz kontakt się urwał... to teraz.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam się.
- Później ci powiem. Najpierw muszę oglądnąć twoją nogę.- powiedział po czym bez żadnego ostrzeżenia wziął mnie na ręce. Po chwili zaczął się kręcić. Śmiałam się wniebogłosy. 
Po chwili leżałam na chłopaku i razem śmialiśmy się zaistniałej sytuacji. Przez cały ten czas patrzyłam mu w oczy. Sprawiło to, że moje dawne uczucia powróciły. Zaczęłam bawić się włosami, żeby znowu nie zatonąć w jego oczach, ale utrudniał mi to Ryland, który wpatrywał się bacznie w moją twarz.
Nie wytrzymałam i po prostu wbiłam się w jego usta. Przeszły mnie przyjemne dreszcze, ponieważ odwzajemnił  mój gest. Cały mój świat się zatrzymał. Byliśmy tylko my. Nasz pocałunek był namiętny, delikatny oraz czuły, a jednocześnie łapczywy, jakbyśmy od dawna tylko tego pragnęli. Bo zawsze tego chcieliśmy tylko nie mieliśmy odwagi stawić pierwszego kroku.
Spędziliśmy razem miło czas. Moja stopa była opatrzona, więc chwilami tylko kulałam. Poza tym Ryland ciągle nosil mnie na barana. 
- Po co przyszedłeś na koncert R5? - spytałam się z ciekawości.
- Dotąd ci tego nie mówiłem.... moje rodzeństwo gra w tym zespole. - wyznał.
- To ty masz rodzeństwo? - zdziwiłam się.
- Myślałem, że o tym wiesz. 
- Nie. Przyszłam tutaj z przyjaciółmi, bo oni uwielbiają ten zespół.
- Przepraszam, że wcześniej tego ci nie powiedziałem. Chciałem mieć spokojne życie nastolatka, a utrudnia mi to fakt, że moje rodzeństwo i kumpel grają w popularnym zespole.
- Dla mnie to jest normalne życie. Widzisz, bo dzięki nim znowu się spotkaliśmy. Uśmiechnęliśmy się do siebie. 
Kto by mógł przypuszczać, że zespół R5 połączy dwie oddzielone od siebie dusze.

wtorek, 7 października 2014

Number 24.

Autor : Alex :3
Blog : www.please-stay-with-me-forever.blogspot.com

W końcu dodaje :3 Jest świetny, Alex :)
Muszę znowu przeprosić. Nie będę się głupio tłumaczyć, po prostu przepraszam.
Do osób, które wysłały mi po one-shocie : Christine Izzy - dotarł do mnie i postaram się dodać go jak najszybciej :3 Niestety, Dominiko, one shot od ciebie ma zamieszczone zdjęcia, których nie chce odtwarzać mój komputer, więc nie wiem, co mam zrobić. A od Gosi K - dodałaś mi go w dokumencie, więc będę musiała go ostrożnie przepisać i to trochę zajmie. Dziękuje wam kochane i czekam na kolejne opowiadania!

~*~


"W dniu, w którym radość innych staje się Twoją radością,
w dniu, w którym cierpienie innych staje się Twoim cierpieniem -
masz prawo powiedzieć kocham."

Michel Quoist

Alex siedziała na brzegu rzeki która płynęła wolno i rozmyślała o tym co się wydarzyło wciągu ostatnich dwóch dni.Rozmyślając patrzyła gdzieś w dal.

Siedziała w pokoju grając na gitarze.Nagle usłyszała nad uchem krzyk swojego ojca.Po chwili bezsensownej kłótni kazał jej wyprowadzić się z domu.Poszedł po nóż.Bała się....bardzo.Zanim wrócił jej już nie było.Poszła do babci zabierając z domu tylko najpotrzebniejsze rzeczy.Babcia wynajęła jej pokój w hotelu i powiedziała że będzie jej pomagać...

Miała 15 lat a jej życie przestało mieć sens.Po jej policzku spłynęła łza w jej ślady poszły kolejne spojrzała na swój nadgarstek na którym widniały blizny stare i nowe.Po pewnym czasie wstała i poszła do hotelu,aby przygotować się na koncert swoich idoli (R5).
Riker razem z rodzeństwem i Ellingtonem przygotowywali się do koncertu.Rydel się malowała,Rockliff obżerali się żelkami,Ross sprawdzał tt i Facebooka,a on robił #legfie (Selfie nóg XD -Ola)
Po pół godzinie weszli na scenę i rozpoczął się koncert.
Alex stała w pierwszym rzędzie i bawiła się razem z innymi.Gdy po koncercie przyszedł czas na Meet&Greet
Ludzie z normalnymi biletami wyszli,a ci co mieli bilety Meet&Greet zostali.Zespół usiadł na brzegu sceny,fani natomiast ustawili się wokoło nich.M&G zaczęło się od robienia zdjęć itd. na koniec przyszedł czas na Questions&Answers. 
15-latka podniosła rękę do góry dając znak że ona chciałaby zadać im pytanie.Tym samym przypadkiem odkryła swoje blizny.
Riker patrząc w tłum poszukując kogoś kto zadałby im ostatnie pytanie.Nagle zauważył dziewczynę która miała blizny na ręce.Poczuł że to ona powinna zadać ostatnie pytanie.Trącił lekko Rossa w ramię i wyszeptał mu na ucho,że on chce wytypować osobę która zada im pytanie.Młodszy blondyn pokiwał głową.Starszy natomiast wskazał na ręką na Alex dając jej do zrozumienia że ma ona zapytać.
-Zdarza wam się czasem mieć wrażenie że to co się dzieje w okół was jest tylko dziwną iluzją? -Spytała dziewczyna
-Czasami są takie momenty w których zastanawiam się co z nami tak na prawdę się dzieje.-Odpowiedział najstarszy z Lynchów.
Po tym pytaniu fani zaczęli wychodzić z sali.Alex chwilę poczekała bo uznała że nie ma sensu się pchać między ten tłum.Gdy już większość wyszła blondynka zaczęła się kierować w stronę drzwi,ale nagle poczuła że ktoś ciągnie ją za rękę.Obejrzała się za siebie.Był to Riker.Zdziwiło ją to.
-Czemu to sobie robisz?-Spytał 22-latek 
-Dlaczego się tnę?-Spytała,aby się upewnić.Pokiwał głową.-Tnę się,bo moje życie jest jednym wielkim pasmem nieszczęść.Ból fizyczny boli mnie mniej niż ból psychiczny.-Odpowiedziała patrząc mu w oczy.Nie zapytał o nic więcej tylko mocno ją przytulił,natomiast ona wtuliła się w niego.Reszta R5 zrobiła głośne ,,Awwwww" .Pocałował ją w czoło i powiedział:
-Nie tnij się.Proszę.
-Ale...-Zaczęła lecz on jej przerwał.
-Za każdym razem gdy będziesz chciała coś sobie zrobić pomyśl o tym że każda rana boli mnie 2 razy mocniej.
-Riker ja nie dam rady....Mam 15 lat,a ojciec wywalił mnie z domu,mieszkam w hotelu i wszyscy mają mnie w dupie.-Wyznała
-A może pojechałaby z nami?-Spytała Rydel.
-Musiałaby mieć paszport.-Powiedziało Rockliff.Riker spojrzał na nią z nadzieją w oczach.
-Mam paszport w hotelu.....-Przyznała.-Ale żebym mogła jechać chyba wasi rodzice powinni się zgodzić...
-Zgadzamy się.-Powiedzieli państwo Lynch pojawiając się obok nich.Na twarzy 22-latka zagościł uśmiech i ponownie przytulił Alex szepcząc jej do ucha:
-Teraz będę mógł cię pilnować,abyś nic sobie nie zrobiła...
                                                 
 ~5 lat Później~
Riker i Alex są małżeństwem i mają 2 córeczki.Riley i Rose.Są bardzo szczęśliwi.Riker z zespołem wydają już 4 płytę.Mieszkają w LA.
A co do reszty Lynchów to:
Rydel ożeniła się z Ellingtonem ale nie mają dzieci.
Rocky ma dziewczynę którą bardzo kocha i której zamierza się oświadczyć.
Ross natomiast ma narzeczoną o imieniu Klaudia.Jest ona polką.

Ta historia zakończyła się szczęśliwie,ale jest wiele historii przez które giną ludzie....bo nie mają kogoś kto pomógłby im w trudnych chwilach.Dlatego też nie powinniśmy przechodzić obojętnie obok człowieka który cierpi....

sobota, 4 października 2014

Number 23.

Autor : Wiktoria Martin
Blog : http://polskie-dziewczyny-r5-i-marano.blogspot.com/http://magic-lynch-marano-and-vicky.blogspot.com/

One shot wcale nie jest okropny, bo jest świetny, Wiki :3 A na twoje blogi wpadnę i dziś, bo muszę odrobić zaległości :3
Jak wiecznie przepraszam za zwłokę, ale wiecznie się ostatnio kręcę i nie mam nawet jak wejść na drugiego gmaila, aby dodać one shoty. Jutro dodam pozostałe one-shoty (przepraszam kochane, że tak późno) i czekam na następne, bo się już kończą :(
Dodam niedługo też coś od siebie, takie dziwne i beznadziejne coś, nad czym pracuję. Pozdrawiam ^^
Czytajcie i komentujcie, Wiktoria na to zasługuje :)


Ach... Życie... Możesz zobaczyć kogoś pierwszy raz, a później myśleć, że nigdy już tej osoby nie zobaczysz... Na następny dzień znów ją spotykasz... Zaczynacie codziennie tak jakby - umawiać się na spotkania... Zaprzyjaźniacie się, a później jedno z was zakochuje się w drugim... Taki zbieg okoliczności, a tak dużo zmienia... Przypadkowo poznana osoba staje się kimś z kim nawet nieświadomie odczuwasz potrzebę bycia z nią przez całe życie, po prostu w której nieświadomie zakochujesz się... Którą kochasz na zabój... To jest właśnie całe życie - nieprzewidywalne... Dajmy na to... Dwójka osób... Dziewczyna i chłopak...Oboje kochają się w sobie, ale w ukryciu... Dziewczyna boi się odrzucenia, boi się tego, że chłopak jej nie kocha, że nie odwzajemnia jej uczucia - Zresztą... On boi się tego samego... Następuje dzień w którym jedno z nich chce jakby to ująć - "postawić wszystko na jedną kartę"... Zaryzykować i wyznać miłość ukochanej... Czeka na nią w umówionym miejscu... Czeka... Ona nie przychodzi... Zaczyna się zastanawiać - "Może mnie wystawiła... A co jeśli jej się coś stało"... Dzwoni do niego telefon... Odpiera go i dowiaduje się, że dzwonią ze szpitala... Ona miała wypadek... Kazała poinformować tylko jego... Szybko wysyła sms-y wszystkim wspólnym znajomym i rodzinie... Rzuca na ziemię kwiatki, które dla niej kupił i biegnie do szpitala... Wchodzi do jej sali i widzi ją przytomną, leżącą na łóżku... Pyta czy wszystko dobrze, jak się czuje, czy czegoś jej nie potrzeba... Ona mówi tylko trzy słowa, które łamią mu serce, które delikatnie niszczą mu życie i odbierają chęci do niego - do życia... Trzy słowa - "Nie znam cię"... Straciła pamięć...Wszystkie wspomnienia... Ich relacja...Ona tego nie pamięta...Chłopak opiekował się nią przez miesiąc... Przez miesiąc by zasnąć używał środków nasennych, by zjeść musiał być karmiony, by nie zabić się musiał być pilnowany... Jego rodzina zdecydowała się na przeprowadzkę, gdyż w tym mieście było dla niego zbyt dużo wspomnień, była...Ona... Przed wyjazdem przychodził do niej codziennie... W dniu wyjazdu ona obiecała mu, że dla niego kiedyś odzyska pamięć i przyjedzie do niego... On żył w tym przekonaniu, nadal jednak mając w głowie trzy te same słowa, które słyszał jej głosem - "Nie znam cię"... Czy kiedyś ich drogi jeszcze się zejdą? Czy los rozdzielił ich na zawsze? A właściwie kim jest ta dwójka, których miłość jest tak nieszczęśliwa? Ta historia wprowadzi was głębiej w swoje początki i swoje zakończenie... Pokaże wam szczegóły, na które w tym wstępie nie starczyło miejsca...
-Rocky! - krzyknęła do brata pewna brązowooka blondynka o imieniu Rydel... - Rocky! Gdzie moje nowe trampki!? - ponowiła swe wołania ta dwunastolatka i już po chwili słyszała jak brat zbiega do niej po schodach.
-A skąd JA mam to wiedzieć? Może Ell ci je zwinął - uśmiechnął się szeroko do swojej o rok starszej siostry, która z bezradności zaczęła wołać starszego o dwa lata brata - Rikera. U blondyna (Rikera) był ich przyjaciel - Ellington Ratliff. Po chwili i oni zbiegli na dół.
-Co się stało? - spytał Riker stawiając ostatni krok na schodach...
-Chodzi o to, że nie wiem gdzie są... MOJE TRAMPKI! - wykrzyknęła zauważając swoje zagubione, różowe obuwie na nogach swojego przyjaciela. Krzyk ten zwołał do przedpokoju najmłodszych z rodzeństwa Lynch (tak mieli na nazwisko) - dziesięcioletniego Rossa i dziewięcioletniego Rylanda.
-Czemu tak krzyczysz? Chcieliśmy  w spokoju pograć na komputerze - odezwał się najmłodszy. Siostra szybko wytłumaczyła im o co chodzi i powiedziała, że pójdzie z nimi do parku i zabierze ich na lody, gdy ściągną Ratliffowi jej buciki z nóg... Odzyskała je i musiała iść z nimi do parku i na lody na jej koszt. Wyszykowali się i mówiąc rodzicom, że wychodzą i wrócą za niedługo, wyruszyli. Szli wygłupiając się i lekko sobie wzajemnie dokuczając - jak to rodzeństwo i przyjaciele. Doszli do placu zabaw. Tam każdy znalazł sobie zajęcie. Oczywiście wszyscy byli pod okiem Rikera, który jako najstarszy był za nich odpowiedzialny. Rocky ganiał z Ratliffem za motylami, Riker siedział obok piaskownicy i rozmawiał z Rydel, która bawiła się z Rossem i Rylandem. Nagle można było usłyszeć pisk. Riker podejrzewając, że to chodzi o Rockiego i Ratliffa zaczął szukać ich wzrokiem. Zobaczył ich przy huśtawce... Rocky przepraszał jakąś brązowowłosą dziewczynkę, a Ratliff bawił się motylem, którego udało mu się złapać.
-Co się stało? - spytał najstarszy blondyn podchodząc do swojego brata i nieznajomej dziewczyny.
-Czytałam książkę, gdy nagle on na mnie wpadł i oboje się przewróciliśmy - odpowiedziała dziewczyna z lekkim rozbawieniem
-Nic ci nie jest? - zadał kolejne pytanie
-Nie... A tak w ogóle to Victoria jestem - wyciągnęła rękę do Rikera
-Riker, a ten co cię przewrócił to Rocky mój brat. Tamten to Ratliff nasz przyjaciel. Ci blondyni w piaskownicy to Ross i Ryland nasi bracia, a ta blondynka to nasza siostra Rydel.
-Wow... Dużą macie rodzinę... - powiedziała Vicky - A ja jestem jedynaczką - dziewczyna posmutniała
-Pierwszy raz cię tu widzę... - zaczął Riker, ale brunetka mu przerwała
-Jestem tu nowa... Niedawno się wprowadziłam w te strony... Wcześniej mieszkałam po drugiej stronie miasta
-Aha... Chodź to przedstawimy cię reszcie - wtrącił Rocky i chwytając dziewczynę za rękę pobiegł z nią do piaskownicy. Przedstawił brunetkę siostrze i braciom. Później poszli razem na lody i do posiadłości Lynchów. Brązowooka zadzwoniła do swoich rodziców i poprosiła by po nią przyjechali. Okazało się, że rodzice Lynchów, Victorii i Ratliffa znają się od czasów studiów. Dzieci zaczęły spotykać się codziennie. Później dowiedzieli się, że Victoria będzie chodzić razem z nimi do szkoły.  Wszystko dobrze się układało. Z roku na rok coraz bardziej się przyjaźnili. Utworzyli zespół R5. Byli taką znaną grupą przyjaciół. Byli sobie bardzo bliscy. Pewna dwójka była sobie aż zbyt bliska... Z każdym kolejnym spotkaniem coraz bardziej zakochiwali się w sobie.  W końcu oboje nie wytrzymali. Musieli wyznać swoje uczucia. Mimo, że każde z nich bało się odrzucenia... Nie mogli już tego w sobie dusić.
-Co ty się tak stroisz? - spytał się Riker swojego brata - Podobno miałeś się tylko spotkać z Victorią
-I wyznać jej uczucia - wtrąciła Rydel wiążąc bratu krawat... Wyglądał bardzo męsko - ciemne jeansy, trampki, koszula, krawat i marynarka.
-Czy każdy w tym domu musi o tym wiedzieć? - brunet spytał z wyrzutem swoją siostrę
-Wybacz, ale to jest takie słodkie i romantyczne! - pisnęła blondyna
-Gratki bro. Wreszcie się odważyłeś - Riker po męsku przytulił brata i poklepał go po plecach - Jestem z ciebie bardzo dumny - dodał szepcząc mu do ucha i delikatnie odrywając się od niego
-Dzięki... - Rocky wymusił się na uśmiech. Był tak zdenerwowany tym co ma się stać, że nie wiedział czy śmiać się czy płakać.
-Dobra bierz kwiatki Romeo i wychodź, bo się spóźnisz... Julia czeka - Ross podał chłopakowi róże i wypchnął go z pokoju - Powodzenia, a jak się nie zgodzi to przypomnij, że masz wolnych dwóch braci!
-Dzięki za słowa otuchy - brązowooki powiedział pod nosem. Wychodząc w drzwiach spotkał się z Ratliffem, który przyszedł w odwiedziny. Ell zlustrował przyjaciela wzrokiem i zatrzymał się na kwiatach i krawacie... Od razu wiedział o co chodzi, dodatkowo brunet miał takie iskierki w oczach...
-Idziesz spotkać się z Vicky? - spytał będąc pewien odpowiedzi
-Kolejny? Dajcie mi spokój, bo się spóźnię! - odpowiedział przyjacielowi śmiejąc się i szybkim krokiem ruszył w stronę parku. A Ratliff kręcił głową i powtarzał pod nosem "Ach, ci zakochani... Tego nie ogarniesz", aż w końcu wszedł do środka, gdzie został porwany przez Rydel, Rikera i Rossa. Rocky w tym czasie szedł niespokojnym krokiem po chodniku. Myślał czy dobrze robi... Czy nie powinien teraz zawrócić... Ale ostatecznie pełen niepokoju doszedł do parku, usiadł na brzegu fontanny i czekał pogrążając się w marzeniach. Myślał, że może kiedyś będzie siedzieć w domu jako staruszek i będzie trzymał Victorię za rękę, a na ich kolanach będą siedzieć ich wnuki. Że może kiedyś będzie widział Vicky idącą do ołtarza w białej sukni, która patrzy na niego z miłością. I pomyśleć, że piętnastolatek miał takie marzenia... W końcu powrócił do rzeczywistości i patrząc na telefon dotarł do niego, że brunetka się spóźnia..."Może mnie wystawiła" - myślał gitarzysta, ale szybko przypominał sobie, że ona taka nie jest, nie zachowałaby się tak. "A jeśli coś się jej stało?" - wystraszył się nagle... Już miał do niej dzwonić, ale odezwał się odgłos jego telefonu.
-Halo? - odebrał go szybko
-Dzień dobry, czy rozmawiam z panem Rockim Lynchem? - zapytał ktoś o dojrzałym głosie
-T...T-tak - brunet odpowiedział niepewnie - A o co chodzi? Stało się coś?
-Pańska przyjaciółka miała wypadek leży w szpitalu w sali 65...
-A czemu dzwoni pan do mnie, a nie do jej rodziny? - pytał zszokowany
-Podczas wypadku miała telefon w ręce. Najprawdopodobniej chciała właśnie wybrać pański numer
-Aha. Dobrze zaraz będę - powiedział Rocky drżącym głosem
-Mógłby pan powiadomić jej rodzinę?
-Tak, oczywiście -odpowiedział szybko i rozłączył się.
Wysłał rodzeństwu i rodzicom Victorii sms-y. Nadal był w szoku, nie rozumiał co właśnie się stało, a gdy poukładał sobie wszystko w głowie pojedyncze łzy zaczęły spływać mu po policzkach. Upuścił róże na ziemie i pędem ruszył do szpitala. Nie zważał na swój płacz, nad którym nie mógł zapanować - po prostu biegł. Wleciał do szpitala, wbiegł po schodach na piętro i szukał odpowiedniej sali. "60, 61, 62, 63" - mówił w myślach - "Jest! 65". Już miał naciskać klamkę, gdy nagle ktoś dotknął jego ramienia. Brunet odwrócił się i jego oczom ukazał się lekarz.
-Pan Rocky, prawda? - zapytał bez emocji nadal trzymając jego ramię
-Tak, ale proszę mnie puścić. Ja MUSZE do niej wejść - oznajmił bardzo roztargniony Lynch
-Ale muszę najpierw panu coś powiedzieć - lekarz mocniej ścisnął jego ramię
-Później - Rocky szybkim ruchem ściągnął rękę lekarza ze swojego ramienia i wleciał do sali. Zobaczył drobną brunetkę - JĄ. W opatrunkach, ale przytomną.
-Jakie szczęście, że nie jest ci nic poważnego. Jak sie czujesz? Potrzeba ci coś? - powolnym krokiem zaczął zbliżać się do przyjaciółki, a jedna łza poleciała mu w dół po policzku. Chciał ją przytulić, ale ona go lekko odepchnęła.
-Nie znam cię - powiedziała wystraszona - Kim jesteś?
Spojrzała na niego pytająco, a on nic jej nie odpowiedział. Po prostu stał w miejscu zszokowany. Miał ból w oczach i czuł bardzo duży ból w sercu. Chciał płakać, a nie potrafił... Nieraz tak jest. Gdy coś jest tak bolesne, że już nawet nie da się płakać. On miał taki właśnie ból. Nie zauważył nawet jak lekarz wyprowadził go z sali.
-Dlatego nie chciałem żebyś tam wchodził. Ma zanik pamięci - mówił tym razem czuło i opiekuńczo - Przykro mi - poklepał bruneta po ramieniu i wrócił do swojego gabinetu. A Rocky siedział na krześle podtrzymując głowę rękami, nie robił nic więcej tylko siedział. Był tak bardzo zszokowany, że nie mógł wykonać żadnego ruchu.
-Rocky co jest? Co się dzieje? - pytała jego siostra, gdy razem z braćmi i Ratliffem wbiegła do szpitala. Ale zamiast odpowiedzi zobaczyła jedną łzę, którą chłopak uronił.
Później przyszli rodzice dziewczyny. Poszli do lekarza, przekazali znajomym córki co się dzieje i weszli do swojego dziecka razem z lekarzem. Lekarz wyjaśnił dziewczynie co się stało, kim są osoby, które stoją obok niego i kto zaraz do niej wejdzie. O Rockim powiedział - "To był twój najlepszy przyjaciel. Bardzo się o ciebie martwi."  Po chwili jej rodzice wyszli, a do sali weszli Lynchowie i Ratliff oprócz Rockiego.  Porozmawiali, Rydel jej każdego przedstawiła, mówiła jej ich najlepsze wspomnienia, jak się poznali. Oczywiście każdy z nich uronił chociaż jedną łezkę. Ross i Riker podtrzymywali Rockiego podczas powrotu do domu. Ellington poszedł do siebie i żegnając sie z przyjaciółmi poklepał Rockiego po plecach mówiąc, że wszystko wróci do normy, że będzie dobrze chociaż sam w to nie wierzył. Późnym wieczorem gitarzysta siedział na parapecie i patrzył w gwiazdy, w dal, ciągle trawiąc te trzy słowa - "Nie znam cię". Wierzył w to co usłyszał, nie wierzył w to co widział, nie wierzył w to co było prawdą. Uważał to za bardzo niesmaczny żart.
-Miejmy nadzieję, że będzie dobrze - dało się nagle usłyszeć głos jego starszego brata, który stał oparty o ścianę. Patrzył na brata i nie wiedział co powiedzieć - jak go pocieszyć.
-Łatwo ci mówić. Nie wiesz co czuje - Rocky odpowiedział mu głosem, w którym każdy by wyczuł ból
-Każdy cierpi. Dla każdego z nas była ważna - Riker nawet nie drgnął
-Ale czy to musiało się wydarzyć akurat teraz?! Akurat gdy miałem wyznać jej co czuje?! - spytał z wyrzutem - Dlaczego?
-Nikt nie wie oprócz tego na górze. Jeszcze wszystko może się przecież zmienić - starszak podszedł do bruneta i objął go po bratersku
-Ale ja jestem bezradny. Nic nie mogę zrobić. Nie potrafię - mówił łamiącym tonem
-Módl się i odwiedzaj ją żeby wiedziała, że ma ciebie, że ma w tobie oparcie - Riker starał się zachować zimną krew i nie płakać
-Postaram się - Rocky wtulił się w brata, a ten mocniej go przytulił dając upust emocjom. Rano Rocky był karmiony przez siostrę, obiad wciskał mu Riker, a kolacją karmił go Ross. Tak było codziennie. Zawsze miał w głowie te trzy słowa - "Nie znam cię". Zawsze słyszał je jej głosem. Raz miał sen, żesię pobierają. Ona idzie do niego i wszystko jest ok. Mówią słowa przysięgi, ksiądz pyta się jej czy chce zostać żoną tego oto Rockiego Lyncha, a ona nagle zamiast miłego uśmiechu i iskierek szczęścia w oczach zaczyna wystraszonym wzrokiem patrzeć na bruneta i mówi " Ale ja go nie znam." - męczył go ten koszmar prawie co noc. Codziennie chodził smutny i bez humoru - tylko gdy odwiedzał Victorię sztucznie się uśmiechał i patrzył na nią mieszanką bólu i miłości. Brał środki nasenne, a mama pilnowała go żeby nie wziął ich zbyt dużo. Pewnego dnia uratował go jego najmłodszy brat. Już nie wytrzymywał. Nie dawał sobie z tym rady. Wziął z łazienki żyletkę i wrócił z nią do pokoju. Usiadł opierając sie o ścianę.
-Będę tam na ciebie czekał Victorio - powiedział patrząc w sufit i już miał robić nacięcie, ale Ryland wyrwał mu narzędzie z rąk i rzucił do kosza.
-Dlaczego? Przecież miałeś być wsparciem dla Vicky... - Rocky nic mu już nie odpowiedział tylko przytulił go do serca, a on objął go wokół tali. - Brakowałoby mi ciebie. Nie rób tego nigdy więcej - Braciszek spojrzał na niego proszącymi oczkami.
-Już nigdy tego nie zrobię, obiecuje - znów przytulił brata i od tamtej chwili zawsze był pilnowany. Jego rodzina już nie mogła patrzeć na cierpienia chłopaka i starali się znaleźć jakieś rozwiązanie tej sytuacji. W końcu ojcowie: Pan Ratliff i Mark Lynch dostali ofertę pracy w Los Angeles. Każdy wiedział, że to by pomogło Rockiemu. Może zapomniałby o Victorii i wróciłby do normalnego życia. On nie chciał się na to zgodzić, bał się, że wtedy Victoria na pewno sobie go nie przypomni. Ale ostatecznie nie miał wyboru. W ostatni dzień pobytu  w Californi poszedł do niej - ten ostatni raz. Wszedł do jej sali, a ona od razu zobaczyła, że coś jest nie tak. Zapytała co się stało.
-Dzisiaj wyjeżdżam - powiedział krótko patrząc jej głęboko w oczy, a ona poczuła coś dziwnego w okolicach serca... Jakby bała się jego straty.
-Ale...Czemu nie powiedziałeś wcześniej? Dlaczego wyjeżdżasz? - pytała nie rozumiejąc
-Właściwie to MY wyjeżdżamy. Nasi ojcowie dostali pracę w Los Angeles. - odpowiedział i usiadł obok jej łóżka. Złapał ją za rękę i przytrzymał ją przy swoim sercu - Nigdy cię nie zapomnę. Zawsze będziesz w moim sercu - powiedział jej, a łza spłynęła mu po policzku  upadła jej na rękę. Ona zaczęła delikatnie płakać.
-Nie. Zapomnij o mnie i żyj własnym życiem. Bądź szczęśliwy - uśmiechnęła się do niego przez potok łez. I mimo iż tak naprawdę chciała żeby on był zawsze przy niej, by zawsze była w jego głowie, większe znaczenie dla niej miało jego szczęście - świadomość, że się uśmiecha. Uśmiechem, w którym się zakochała od nowa. Chociaż nie chciała tego do siebie dopuścić.
-Nigdy o tobie nie zapomnę, będę codziennie budził się z myślą o tobie. - złożył delikatny pocałunek na jej dłoni. Tak delikatny jak podmuch wiatru. - Mam nadzieję, że będziesz mnie pamiętać gdy kiedyś spotkamy się gdzieś na ulicy
-Dla ciebie odzyskam pamięć, obiecuje... Gdy tylko sobie wszystko przypomnę to znajdę cię - odezwała się, gdy brunet stał już w drzwiach. Wyjechali, mieszkali w Los Angeles, grali koncerty na całym świecie, Ross grał w serialu w którym poznał Laurę, Raini i Caluma, Riker grał w Glee, Rydel uczyła w szkole tańca, wszyscy poznali się ze starszą siostrą Laury -Vanessą, która jest w wieku Rikera. Każdy z tych przyjaciół z L.A. zna historię Rocktorii. Minęło sporo lat... Riker jest trzydziestoletnim tatusiem i mężem. Jego żoną została Vanessa, z którą ma dwuletnią córeczkę - Victorię. Dodatkowo Van znów jest w ciąży ( 5 miesiąc). Laura i Ross planują ślub, a Lau jest w drugim miesiącu ciąży. Mieszkają razem z Rikerem i Vanessą. Rydel i Ellington są parą, która uczy w szkole tańca. Mieszkają razem z Rockim i Rylandem. Raini i Calum mają rocznego synka i tak jak Rikessa są małżeństwem. Ryland znalazł sobie dziewczynę - Sav. Ich rodzice wrócili do Californi. Każdy jakoś układa sobie życie, ale Rocky wciąż czeka na dzień, w którym zobaczy Victorię przed drzwiami ich domu. Dziewczyna rzuci mu się na szyję i powie mu, że wszystko sobie przypomniała. Każdą dziewczynę, z którą chcieli go zeswatać odrzucał. Ciągle ma ją w głowie.
-Victoria! - wykrzyknął pewnego dnia widząc przez okno jakąś dziewczynę, która wysiadała samochodu zaparkowanego pod jego domem.
-Znowu? - jęknęli wszyscy, ale gdy wyjrzeli przez okno o mało nie zemdleli - Ta dziewczyna jest do niej bardzo podobna
-Nie podobna! To ONA! - wykrzyknął uradowany Rocky, a Rydel wykręciła numer do Rikera. Po poru sekundach odebrał telefon.
-Słucham, siostrzyczko? - powiedział do telefonu
-Mam paranoję! Oszalałam chyba... Albo wszyscy już poszaleliśmy - mówiła na jednym tchu
-Co się stało? - spytał spokojnie jej starszy brat
-Victoria jest pod naszym domem! - Rydel krzyknęła do telefonu
-Już jadę - odpowiedział jej szybko i rozłączył się. Wsiadł do samochodu i z piskiem opon wyruszył z Rossem do swojej siostry. W tym samym czasie Rocky pędem zbiegał po schodach, a później wybiegł z domu prosto do Victrorii. Podniósł ją do góry i kręcił się z nią wokół własnej osi. Ona patrzyła mu w oczy. Coś jej to przypominało. Wiedziała już że to Rocky, ale jeszcze nie odzyskała pamięci. W końcu zaczęła strasznie boleć ją głowa, a brunet widząc, że coś jest nie tak odstawił ją na ziemię.
-Rocky, ja jeszcze nic nie pamiętam - powiedziała resztkami sił i zemdlała. Gitarzysta szybko ją złapał i uchronił przed spotkaniem z podłożem. Wziął ją na ręce i wniósł do domu. Tam ona odzyskała przytomność i zaraz po tym rzuciła się Rockiemu w ramiona.
-Rocky ja pamiętam! - krzyknęła, a on podniósł się z nią i postawił ją na stole
-Naprawdę?! - spytał niedowierzając
-Tak! - Victoria uśmiechnęła się szeroko
-W końcu mogę zrobić to - powiedział brunet i wpił się w usta brunetce, która z przyjemnością oddała pocałunek. W końcu razem ze wspomnieniami przypomniała sobie swoje uczucia. Koleją rzeczy wzięli ślub, mieli dwójkę dzieci, psa i gromadkę wnuków.( Ryland napisał książkę o ich miłości.)