poniedziałek, 28 lipca 2014

Number 14

Autor : Wiktoria Martin
Blog : 
rock-marano-and-lynch.blogspot.com

Kolejny one shot od naszej Wiktorii :3 Jest świetny! Jest o Rydellington z małym wątkiem Raury. Nie masz za co dziękować :3
Przepraszam serdecznie za zwłokę, w najbliższym czasie dodam pozostałe, co zostały mi wysłane (: 



W pewnych latach żyła sobie dwójka dzieci... Rydel Lynch i jej przyjaciel Ellington Ratliff... Oboje już w dzieciństwie kochali muzykę... Rydel miała jeszcze czterech braci - Rikera, Rockiego, Rossa i Rylanda, a Ell był jedynakiem. Mała blondyneczka poznała się z brunetem na placu zabaw w wieku pięciu lat... Jej mama - pani Stormie w pewien letni i pogodny dzień zabrała ją i jej braci do parku do placu zabaw. Był to nie duży placyk znajdujący się w środku parku pomiędzy wieloma drzewami. Dziewczynka najbardziej uwielbiała trochę dalej oddaloną huśtawkę, której nie widać gdyż zasłaniają ją drzewa. To była jej mała kryjówka, tam siadała na tej huśtawce, która była zawieszona na drzewie i rozmyślała... Marzyła i myślała o tym co będzie robić w przyszłości. W tym samym czasie na placu zabaw ze swoją mamą pojawił się mały, uroczy brunecik... Powiedział mamie, że idzie do swojej bazy i tak zrobił. Jak się spodziewacie był to mały Ellington Ratliff, którego baza znajdowała się tam gdzie kryjówka małej Delly. Ominął drzewa i znalazł się obok huśtaweczki. Od razu zauważył małą dziewczynkę, która przez pogodny uśmiech od razu wydała mu się miła i przyjazna. 
-Um...Cześć - powiedział nieśmiało w stronę nieznajomej, a ona wstała i podeszła do chłopczyka, wyciągnęła do niego dłoń i odpowiedziała: 
-Cześć...Jestem Rydel 
-A ja Ellington, ale możesz mówić do mnie Ell - uścisnął dłoń nowej znajomej 
-Co robisz w mojej kryjówce? 
-Właściwie...To....To jest moja baza 
-Myślałam, że tylko ja wiem o tym miejscu - zamyśliła się blondynka 
-Też tak myślałem - zaśmiał się Brunet 
-Widocznie mamy wiele wspólnego - pisnęła brązowooka 

Usiedli razem na huśtawce i zaczęli rozmawiać na "dojrzałe" tematy... Głównie poznawali się lepiej i zaprzyjaźniali. Delly wychowująca się z czwórką chłopaków wreszcie znalazła kogoś kto ją rozumiał, a Ratliff kogoś z kim mógł pogadać na tematy, które w ich wieku były "dojrzałe". Dwójka nowych małych znajomych była tak zajęta rozmową, że nie słyszała nawoływań swoich mam. Nawet bracia Rydel zaczęli się nieco niepokoić, chociaż tylko jeden był od niej starszy... W pewnym momencie jej prawie najmłodszy braciszek - Ross zaczął chodzić i gubić się między drzewami aż dotarł do swojej siostry i jej nowego kolegi i powiedział uroczo 
-Mamusia cie szuka... 
Blondyneczka od razu zrozumiała, że mama musiała się zamartwiać, gdy ta nie odpowiadała na jej wołania.. Pociągnęła bruneta i blondyna za rękę i poszła do swojej mamy. Ona gdy tylko zobaczyła swój zagubiony skarb, przytuliła ją do serca i poprosiła by jej tak więcej nie straszyła. Potem oderwała się od niej i spojrzała na Ellingtona. 
-A ciebie szuka twoja mamusia... Chodź pójdziemy do niej - wyciągnęła do chłopczyka dłoń, którą on od razu złapał i tak doszli do jego mamy... Potem okazało się że Stormie zna się z jego mamą ze szkolnych lat. Od tego czasu przychodzili wspólnie do parku i wspólnie się bawili. Bracia zaakceptowali Ratliffa i zaczęli traktować go nawet jak kolejnego brata. Rydel i Ellington zawsze gdy się już przywitali chodzili do swojej wspólnej kryjówki. Miesiąc po poznaniu się blondynka i brunetka, będąc już na swojej huśtawce chłopiec wpadł na pewien pomysł... 
-Wiesz, że dostałem scyzoryk od taty? - zapytał wyciągając go z kieszeni 
-Wow... 
-Co ty na to żebyśmy złożyli przysięgę? 
-Ale jaką? 
-Wiecznej przyjaźni 
-okej - pisnęła uradowana pięciolatka 
Podali sobie dłonie i mówili wymyślone przez siebie słowa tejże przysięgi. Na koniec przytulili się. Ratliff kazał patrzeć dziewczynce na to co teraz zrobi... Dziewczynka przystała na tę propozycję. Po chwili wyrył w drzewie serce, a że potrafił odrobinę pisać, wyrył także ich inicjały w środku serduszka. Blondynka wielce wzruszona ucałowała bruneta delikatnie w policzek, na co on zarumienił się lekko. Tak zaczęła się ich wieloletnia przyjaźń. Przyjaźnili się. Założyli zespół - R5. On grał na perkusji, ona na keyboardzie, Ross, Rocky, Riker na gitarze i wokalach. Spotykali się codziennie, jak nie całą paczką to tylko w dwójkę. Nie było ani jednego dnia by się nie zobaczyli. W wieku szesnastu lat Rydel była piękną blondynką o czekoladowych oczach, a Ratliff był całkiem przystojnym brunetem o piwnych oczach. Bracia blondynki byli też niczego sobie... W wieku szesnastu lat Rydel zaczęła często chodzić na randki - co nie podobało się zbytnio Rikerowi i Rockiemu...Ellington także umawiał się z dziewczynami. Tylko, że była jedna mała różnica... Rydel nie zakochała się w żadnym ze swoich adoratorów ani z żadnym się nie związała, a Ell... On poznał dziewczynę - Kelly Voosen i zakochał się w niej, a przynajmniej tak uważał... Kelly była brunetką o morskich prawie przeźroczystych oczach, każdy uważał ją za słodką i uroczą dziewczynę, myślał że jej oczy są jak tafla jeziora albo odzwierciedlenie duszy, lecz tak naprawdę jej oczy jak i ona były zimne jak lód. Ale wracając do związku jej i bruneta... Odkąd zostali parą Ratliff zaczął odsuwać się od swoich przyjaciół, już nie spotykali się ze sobą codziennie ani nie rozmawiali ze sobą. Najbardziej cierpiała na tym Rydel...Zawsze gdy chciała mu się wyżalić i pogadać z nim w cztery oczy on starał się ją spławiać. Jego też to bolało, tęsknił za blondynką, za jej braćmi i ich wspólnymi wypadami.... Ale Kelly była "zazdrosna" i nie pozwalała mu spotykać się z Ryd, a on nie chcąc stracić swej "wielkiej miłości" zgadzał się na wszystko co kazała mu brunetka. Nie mógł już wytrzymać tak długo nie widząc swojej przyjaciółki, lecz nie chciał by Kelly go zostawiła...Zawsze chciał by jego pierwsza miłość była tą jedyną do końca jego życia, a Voosenówną za tą swoją pierwszą miłość uważał. Najgorsze jest to, że bracia Rydel widzieli jak ta dwójka cierpi i nie wiedzieli jak im pomóc... Riker nawet czasem słysząc łkania siostry siadał pod drzwiami jej pokoju i pocieszał ją jak tylko mógł, śpiewał jej kołysanki albo po prostu łkał razem z nią. Ellingtona pocieszał Rocky, który z braci Rydel najbardzTaiej zżył się z Ratliffem... Po prostu zajadali się żelkami, oglądali romansidła i ryczeli, bądź gadali po męsku... Rocky przy tych jakże męskich spotkaniach starał się namówić Ella żeby zerwał z Kelly , ale kończyło się to awanturami, po których dość szybo się godzili... Rodzeństwo Lynchów bez Delly zawsze spotykało się w soboty gdy ich siostra wychodziła z domu rozpoczynali naradę na temat jakie są postępy w zachowaniu Rydellington... Co tydzień okazywało się, że Rydel albo zaczyna ukrywać przed braćmi co czuje, albo nie przejmowała się Ellingtonem... Tak samo było z brunetem... Takie obroty sprawy nie podobały się Lynchom... 
-A może trzeba ich razem zamknąć w izolatce? - zaproponował Rocky na jednej z narad 
-Taak jaasne - prychnął Riker - Rydel pewnie najpierw wykrzyczy wszystko co czuje, a później zostanie rozszarpana przez pannę zazdrosną Kelly Voosen 
-W sumie masz rację 
-No ale trzeba w końcu coś zrobić - jęknął Ryland 
-Tylko co? 
Zapadła głęboka cisza... Którą przerwał dźwięk SMS-a przychodzącego do Rossa, a blondyn gdy tylko to usłyszał o mało nie spadł z krzesła wyciągając telefon z kieszeni. Spojrzał na ekran telefonu i czytając treść wiadomości uśmiechnął się do wyświetlacza i szybko wystukał odpowiedź. Schował komórkę i z rozanielonym wyrazem twarzy oraz iskierkami w oczach rozmarzył się o czymś... 
-Co mu... 
-Wróciłam! - przerwała Rockiemu wypowiedź krzycząc z przedpokoju Rydel. Po chwili wbiegła do salonu gdzie znajdowali się jej bracia... Spojrzała na każdego z osobna, lecz po chwili jej wzrok utkwił na Rossie. Uśmiechnęła się szczerze widząc rozanielonego brata i pisnęła uradowana - Zakochałeś się Rossiu! 
-Co?! - odpowiedzieli jej chłopcy spoglądając to na Rossa to na nią 
-No nie widzicie? - spytała a oni pokiwali przecząco głowami - Spójrzcie w jego oczy... Na jego delikatny uśmieszek... Nasz mały braciszek się zadurzył... 
Po chwili w pomieszczeniu znów można było usłyszeć dźwięk wiadomości... Jak się okazało znowu był to telefon Rossiaczka. Blondyn odebrał widomość i po przeczytaniu jej zaśmiał się ekranu, odpisał nadawcy i powiedział do rodzeństwa: 
-Wychodzę - potem w podskokach ruszył do wyjścia, a za nim słyszeć można było tylko skrzypnięcie drzwi 
-Urocze - uśmiechnęła się jego siostra - Jak mogliście nie zauważyć, że on się zakochał? No jak? Przecież wystarczyło spojrzeć na jego reakcje, uśmiech i oczy... 
-A po nas jakbyś poznała, że się zakochaliśmy? - spytał zaciekawiony Riker 
-Proste... Gdybyście mówili o jakiejś dziewczynie z zainteresowaniem, przejęciem, uśmieszkiem i iskierkami w oczach i nie pozwalalibyście powiedzieć na nią złego słowa to wtedy by oznaczało, że się zakochaliście - po skończeniu swojej mowy w podskokach udała się do swojego pokoju by tam popisać coś w pamiętniku albo popłakać w samotności. Rikerowi i Rockiemu jej przemowa dała trochę do przemyślenia... Blondyn zaczął się zastanawiać nad tym jak zachowuje się jego siostra, gdy jest zakochana, a brunet myślał o zachowaniu Ellingtona, gdy ten jest zachowany... W końcu Ellington nie mówi z żadnym uśmieszkiem ani iskierkami w oczach o Kelly, tylko o jego siostrze... Rydel o żadnym chłopaku nie mówiła tak jak o Ellu... 
-Oni są w sobie zakochani! - wykrzyknęli dwaj bracia równocześnie, a ich najmłodszy braciszek uznał ich za kompletnych wariatów i poszedł do siebie do pokoju. 
-Ellington kocha Rydel - zaczął Riker 
-A Rydel kocha jego - dokończył Rocky 
-No, ale on uważa, że kocha Kelly - załamany blondyn opadł na fotel 
-A ona myśli, że kocha go jak brata - Rocky poszedł w ślady najstarszego 
Westchnęli ciężko i zagubili się w swoich myślach... Rocky nie chciał rozmawiać ze swoim przyjacielem i uświadamiać mu jego uczucia, bo wtedy pokłócili by się pewnie na dobre i więcej by nic nie wskórał... Natomiast Riker wiedział, że gdyby zaczął mówić Delly o tym że ona kocha Ratliffa ta nawrzeszczała by na niego i nie mógłby jej wspierać... Chłopcy postanowili czekać na to co przyniosą następne dni, tygodnie, miesiące... 

***Miesiąc później*** 

Nasza Rydellington nadal się nie pogodziła, Rydel popadła w lekką depresję, Ratliff jest całkowicie podwładny Kelly, Riker i Rocky powoli tracą nadzieje na pojednanie tej dwójki, Ross jest nieświadomie zakochany w swojej przyjaciółce z planu serialu w którym gra - Laurze Marano, a Ryland przygląda się z załamaniem nadchodzącemu upadkowi zespołu... Ross właśnie wściekły, smutny i rozkojarzony wrócił do domu ze spotkania z przyjaciółką... Postanowił wygadać się Rydel, gdyż siostra najbardziej go rozumiała. Podbiegł do drzwi jej pokoju, zapukał, a gdy usłyszał ciche "proszę" wszedł do królestwa jego siostry. Ona siedziała na parapecie okna i patrzyła nieobecnym wzrokiem w dal, lecz gdy usłyszała chrząknięcie Rossa od razu zajęła się bratem... 
-Rydel... Musimy pogadać - blondyna spojrzała mu w oczy 
-Chodzi o Laurę, prawda? - spytała będąc pewna 
-Tak... Skąd wiedziałaś? 
-Powiedzmy, że kobieca intuicja - uśmiechnęła się delikatnie - Mów co się stało 
-Umówiłem się z Laurą na spacer, bo ona chciała mi coś powiedzieć... Mieliśmy spotkać się w parku, gdy doszedłem na miejsce zobaczyłem ją z jakimś chłopakiem. Po chwili ona zobaczyła mnie i ruchem ręki pokazała bym do nich podszedł. Przywitaliśmy się i Laura poznała mnie z Derekiem - blondyn westchnął na moment - Jej nowym chłopakiem - dokończył 
-No i? Przecież jesteście przyjaciółmi - Rydel podpuściła chłopaka 
-No wiem - jęknął - Ale ja...Ja... Chyba jestem o nią zazdrosny... No jak ich zobaczyłem uśmiechających się do siebie to poczułem takie dziwne uczucie... ukłucie w sercu... 
-Oj Rossiu...Rossiu - zaśmiała się blondynka, a jej brat spojrzał na nią pytająco - Ty się zakochałeś 
-Coooooooo? - przeciągnął - To nie możliwe - pokręcił głową z niedowierzaniem 
-No to.... Opisz mi jak się przy niej czujesz i ... co przy niej czujesz 
-Czuje się normalnie... Chociaż czasem pocą mi się ręce i boje się, że zaraz palnę coś głupiego 
-A jak jest bardzo... BARDZO blisko ciebie? - Rydel zbliżyła się do brata 
-Jest mi trochę gorąco i wydaje mi się, że serce zaraz mi wyskoczy 
-A jest coś co ci się w niej podoba? - spytała blondynka widząc coraz bardziej widoczne iskierki w oczach brata i wkradający się na jego twarz zadziorny uśmieszek 
-No wiesz... jest tego wiele, ale podoba mi się to jako w przyjaciółce 
-Ale co? Co ci się w niej podoba? 
-No... Uwielbiam jej oczy, jej uśmiech. Podobają mi się jej włosy, zawsze są takie miękkie i przyjemnie łaskoczą mnie po szyi i rękach gdy ją przytulam... Wiem, że mogę powiedzieć jej wszystko i niegdy mnie nie wyśmieję... Zawsze wystarczy jej obecność, a uśmiecham się i poprawia mi się humor 
-A pozwoliłbyś ją skrzywdzić? 
-Nigdy w życiu... A gdybym do tego dopuścił zabiłbym chyba osobę, która jej coś zrobiła... I sam oddałbym za nią życie 
-Teraz już jestem w stu procentach pewna, że ją kochasz -Rydel uśmiechnęła się zwycięsko, a blondyn przez chwilę nic nie mówił...Uśmiechnął się tylko delikatnie, ale po chwili uśmiech zszedł mu z twarzy 
-Ale ona ma chłopaka 
-Powiedz jej co czujesz... Może nie teraz nie dzisiaj, ale wyznaj jej uczucia jutro, co? 
-Masz rację Rydel... Dziękuje ci siostrzyczko - przytulił blondynkę i pobiegł do swojego pokoju 
Rydel uśmiechając się i ciesząc w duchu z tego, że pomogła swojemu bratu usiadła na parapecie i patrzyła w dal... Zastanawiając się czy ona kiedyś już była zakochana... ~ Może przegapiłam swoją pierwszą, wielką, jedyną i niepowtarzalną miłość? ~ myślała. Zastanawiała się co czuła przy tych chłopakach, z którymi się trochę spotykała... W pewnym momencie, nie wiadomo czemu, zaczęła myśleć co czuła przy Ellingtonie... Czuła się przy nim bezpiecznie, czuła, że on zawsze przy niej będzie, że zawsze jej pomoże, że zawsze może na niego liczyć. W jego uścisku czuła się nawet bardziej bezpiecznie niż w uścisku braci... Uwielbiała jego poczucie humoru, jego uśmiech i jego hipnotyzujące spojrzenie... To jak szalał grając na perkusji i uśmiechał się do niej podczas koncertów, a po jej śpiewie przybijał jej piątkę... Rydel wszystko zrozumiała... 
-Ja kocham Ellingtona - szepnęła do siebie oraz w momencie zerwała się na równe nogi i pobiegła do swojego najstarszego brata. Wbiegła do jego pokoju i powiedziała: 
-Kocham Ellingtona... Ja cholernie kocham Ellingtona 
-No wreszcie to do ciebie dotarło - brat w ogóle nie był zdziwiony 
-Ale skąd ty?... Jak? 
-Kochana... To było widać 
-Fajnie, tylko, że on ma Kelly 
-No, ale... 
-Nawet nie uwierzycie co się dzisiaj stało! - wykrzyknął na cały głos pewien brunet wchodząc do domu. Tym brunetem był Ellington Ratliff we własnej osobie. Wszyscy zdziwieni jego przybyciem szybko znaleźli się w salonie, gdzie przeszedł chłopak. 
-Co jest? - spytał się Rocky swojego przyjciela 
-Zerwałem z Kelly - wyjaśnił, a jego przyjaciółka panowała się by nie zacząć skakać ze szczęścia 
-Ale jak to? - zapytał Ross 
-Pokłóciliśmy się, a ona wtedy wygarnęła mi w twarz, że mnie nie kocha i nigdy nie kochała, że była ze mną tylko dla sławy 
-A o co się pokłóciliście? - spytała Rydel 
-Chciałem iść do was... Już za bardzo za wami tęskniłem, ale ona mi powiedziała, że jak tylko wyjdę to ze mną zerwie bo niby szedłem ją zdradzać z tobą - pokazał na Rydel - Padły przy tym niecenzuralne słowa w stosunku do ciebie, więc powiedziałem, że z nami koniec... Bo nikt nie ma prawa cię obrażać... A ta jak się wkurzyła - zaśmiał się - Powiedziała, że była ze mną dla sławy i wyszła trzaskając drzwiami 
-A co cię śmieszy? Przecież była twoją wielką miłością... - pytał Ryland 
-No najwidoczniej nie była... Nie czuje żadnej straty... Właściwie to nawet się cieszę 
-Aha 
-Co powiecie na wspólne wyjście by to uczcić? - zatarł ręce 
-No dobra, ale już jest prawie noc 
-Trudno... Tak dawno was nie widziałem, że nawet jak będzie trzęsienie ziemi to gdzieś z wami wyjdę 
Dał im piętnaście minut na wyszykowanie się i wyszli. Szli wygłupiając się jak dawniej... Jakby nigdy się nie rozstawali na dłużej niż jeden dzień... Doszli do budki z lodami i kupili sobie każdy po trzy gałki. Postanowili przejść się do parku. Gdy tam doszli - bracia Rydel od razu odwiedzili plac zabaw, a Rydel i Ellington usiedli na trochę oddalonej od niego ławce. Usiedli i oglądali zachód słońca, który miał wtedy miejsce. 
-Delly... 
-Tak? 
-Tak serio to ja chciałem iść i spotkać się z tobą 
-To miło 
-A wiesz czemu? 
-Nie mam zielonego pojęcia - dziewczyna odpowiedziała zgodnie z prawdą 
-Bo cie kocham 
-Jak siostrę? - spytała 
-Nie... Jak miłość mojego życia - pocałował ją czule, a ta zaskoczona odwzajemniła pocałunek 
-Też cię kocham - powiedziała, gdy zakończyli swój pocałunek 
Następnego dnia Ross zdobył serce swojej przyjaciółki, po paru miesiącach Riker zszedł się z siostrą Laury, Rocky poznał śliczną szatynkę o imieniu Victoria, a Ryland poznał się z piękną Adą na jednym z koncertów, który odbył się w Polsce... Miesiąc po miesiącu odbywał się ślub każdej z par... Dalszy ciąg historii napiszą ich dzieci, ale to już będzie zupełnie inna historia.... 

czwartek, 10 lipca 2014

Number 13.

AUTOR : Wiktoria Martin
BLOG : rock-marano-and-lynch.blogspot.com

One-shot bardzo mi się spodobał :) Opowiada o tym, że historia lubi się powtarzać... z resztą, czego ja spojleruję? Czytajcie sami ;)




Nasza historia zaczyna się dawno, dawno temu, w czasach średniowiecza, za siedmioma górami, za siedmioma morzami i rzekami, w pięknym królestwie żył król i królowa. Stormie i Mark - królewska para władali królestwem mądrze i dbali o potrzeby poddanych. Po pięciu latach szczęśliwego panowania królowa zaszła w ciążę i po dziewięciu miesiącach w królestwie pojawił się mały książę Ross. Dorastał i mężniał pod okiem najlepszych nauczycieli, strzelców i "trenerów". W wieku osiemnastu lat był już dobrze zbudowanym, młodym królewiczem o blond włosach. Wszystkie damy wzdychały do niego, ale on nie zwracał na nie uwagi...Wierzył w prawdziwą pierwszą miłość.... Taką do końca życia. Co prawda nie zwracał na żadną z dam uwagi, lecz strasznie lubił denerwować jedną z nich... Córkę najlepszego rycerza w królestwie - Laurę. Nie wiadomo czemu oboje kochali się wzajemnie denerwować. Laura podniszczała królewiczowi siodła, przez co on podczas wielu z przejażdżek spadał z konia, On wrzucał ją do błota...I wiele można by jeszcze tego wymieniać... Po prostu kochali sobie dokuczać. Król i królowa nieraz próbowali temu zaradzić...Tym bardziej, że w nagrodę dla ojca Laury za wygraną wojnę chcieli uczynić jego córkę następczynią tronu, więc żoną królewicza Rossa... No cóż planowali to zrobić... Przejdźmy dalej... Wszystko było już zaplanowane, ale jeszcze przyszła para młoda nie wiedziała co dzieje się za ich plecami...Nadal sobie dokuczali... Aż nadszedł dzień przed ślubem. Ross i Laura zostali wezwani do sali tronowej. Spotkali się przed drzwiami, a Ross chociaż z niewiadomych przyczyn nie przepadał za Laurą, lecz był dżentelmenem, więc otworzył je i wpuścił Lau pierwszą. Potem sam wszedł. Okazało się, że w środku czekali już na nich ich rodzice. Laura ukłoniła się przed władcami i stanęła, a Ross skinął głową i stanął obok niej. Królowa Stormie przemówiła
-Przywołaliśmy was tu, by poinformować was o czymś
-Kontynuuj matko
-Więc jutro odbędzie się wesele... - zaczęła, lecz bojąc się ich reakcji przerwała
-Czyje, królowo? - spytała Laura
-Wasze - wtrącił król
-Że co?! - wybuchnął Ross
-Przepraszam wasza wysokość... Oczywiście to wielki zaszczyt...Ale ja nie wyjdę za NIEGO
-Nie masz wyboru - odpowiedział jej ojciec
-Ale...
-Nie bój się dziecko - powiedziała czuło Stormie - Ja też nie chciałam wychodzić za mąż...A byłam w podobnej sytuacji do ciebie...Ale po pewnym czasie pokochałam Marka
-Nie wiedziałem, że tego nie chciałaś...
-Ale to było dawno
-Matko...My się nie lubimy
-To się polubicie - oznajmił król tonem nie znoszącym sprzeciwu, złapał swoją małżonkę za dłoń i wyszedł, a za nimi podążył ojciec Laury. Zostawili ich samych...Zszokowanych....Nie mogących wydusić z siebie nawet jednego słowa.
-My mamy - zaczęła brunetka
-Zostać małżeństwem - dokończył Ross
-Pocałujcie się...Tak na próbę - zaśmiała się królowa, która podglądała przyszłe małżeństwo
-Ale...
-Na dalej!
-Ale...
-No jutro i tak będziecie musieli to zrobić, a jak dostaniecie szoku przed ołtarzem? Co ja wtedy pocznę? - śmiała się
-Dobra...Miejmy to za sobą - powiedzieli wspólnie
Zaczęli się do siebie przybliżać...On zatonął w jej brązowych oczach, a ona w jego czekoladowych tęczówkach... On zauważył jej urodę, a ona to jaki był przystojny...Już im tak bardzo nie przeszkadzała wizja pocałunku...Zaczęli nawet tego pragnąć...Wiem, wiem może to dziwnie brzmieć, ale to prawda.. Dwójka "nienawidzących" się ludzi nagle ma się pocałować i okazuje się, że ta ich "nienawiść" tak naprawdę nie jest nienawiścią, lecz bardzo głęboko skrywanym uczuciem... zwanym miłością. Zbliżali się do siebie i byli już bardzo blisko...Napięcie rosło tak samo jak ich pożądanie... I stało się - pocałowali się. Było to dla nich tak magiczne, niezwykłe i DZIWNE, że nie mogli przestać. Sami byli bardzo zdziwieni tym... A co na to królowa oglądająca to? No cóż... Ona nie była ani odrobinę zdziwiona, gdyż bardzo podobną miała historię ona i król...Można by nawet rzec, że identyczną. Ale wracając... Nasza dwójeczka gołąbeczków już dawno przestała całować się delikatnie, a bardziej pogłębiali pocałunki.
-No, no...Ale z nocą poślubną to zaczekajcie do jutra - na te słowa wychodzące z ust królowej Stormie Ross i Laura oderwali się od siebie.
Królowa zaśmiała się jeszcze, ale po chwili zaprzestała podglądać przyszłych młodych i poszła do swej komnaty. Ross i Laura spłonęli rumieńcem. Ross od razu zrozumiał co czuje i czemu się tak zachowywał - Po prostu tak bardzo pragnął i marzył o prawdziwej i wiecznej miłości, że nie zauważył gdy ta się zjawiła, a ona zajmowała mu więcej myśli niż marzenia o miłości, więc starał się ją ignorować. A ona... Ona miała dokładnie tak samo... No cóż...Lecz on zrozumiał to już podczas pocałunku, a ona dopiero po wypowiedzianych przez Rossa słowach:
-Laura...Ja..znaczy się...wydaję mi się....kocham cię Lauro - wyjąkał królewicz, a brunetka poczuła miłe uczucie w sercu i miała ochotę skakać ze szczęścia, Wtedy zrozumiała co czuje...
-Ja także cię kocham - wyszeptała
-Naprawdę? - ona nieśmiało pokiwała głową - To świetnie! - książę podniósł ją i zaczął się z nią kręcić
Po chwili postawił ją na ziemi.
-A więc...Wiem, że i tak jutro będziemy małżeństwem i razem będziemy rządzić królestwem, ale... - uklęknął - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? Tak bez nieporozumień?
-Hmmm... - udała zamyślenie - Z przyjemnością! - pisnęła i rzuciła się w ramiona narzeczonego
Pocałowali się delikatnie i wyszli na krótki spacer. Pewnie liczycie teraz na happy-end? Nic podobnego niestety się nie stało. Co prawda mamy już zakochaną i szczęśliwą parę, ale jest ktoś jeszcze... Zazdrosny kuzyn królewicza... Victor... Zazdrościł mu tak pięknej narzeczonej, tronu i tak wielkiego królestwa oraz wojska... Podsłuchiwał rozmowę od wejścia Rossa i Laury do sali tronowej aż do ich wyjścia na spacer. Obmyślił plan... Następny dzień, panna młoda jest już w sukni ślubnej i jedzie karocą do katedry, a pan młody niecierpliwie czeka na wybrankę swego serca już przed ołtarzem. Ubrany elegancko z szablą u boku. Brunetka stawia pierwsze kroki idąc ku blondynowi aż nagle do kościoła wbiega ON z chytrym uśmieszkiem i mieczem wyjętym z pochwy, śmiejąc się podbiega do niedoszłej panny młodej i wbija jej ostrze prosto w serce. ON - Victor, czemu to zrobił? Tylko zazdrość! A wydawać by się mogło, że on chciał tronu zamiast swego kuzyna... Nie zdawał sobie sprawy, że wbił ostrze w serce nie tylko Laurze, ale także Rossowi. Blondyn widząc opadające ciało swej ukochanej złapał ją i uchronił przed spotkaniem z podłożem. Wystarczyła sekunda, a z jego oczu zaczęły płynąć łzy. Ona resztkami sił jakie jej zostały głaskała go po policzku mówiła- kocham cię. Ostatnie co powiedziała to "Nie płacz będę na ciebie czekała" ucałowała go delikatnie i .... odeszła. Nie myślcie, że Victor został bezkarny... Zaraz po wbiciu miecza w serce Lau jej ojciec obciął mu rękę, którą dokonał zbrodni i tak jak ON jego córce tak samo on jemu wbił miecz w serce. Ross widząc ostatnie spojrzenie Laury zaniemówił...Wyciągnął tylko swój miecz nie zastanawiając się ani chwili dłużej pozbawił siebie życia, by tylko być razem z ukochaną......
To jeszcze nie koniec tej historii... Co kilkadziesiąt lub kilkaset lat ta historia znów się powtarza, nienawidzą się, potem kochają i któreś z nich ginie, a druga osoba nie mogąc bez niej żyć sama odbiera sobie życie. Oczywiście nie zawsze zostają zamordowani, czy zmuszeni do pocałunku...Całują się przypadkowo, chorują. W naszych czasach ta historia też się powtarza... Tylko teraz nasi bohaterowie nie są jedynakami, tylko mają rodzeństwo i prawdziwych przyjaciół , a ta historia może w końcu zakończyć się happy-endem...S

ławny zespół R5 mający pięciu członków i menadżera. Piątka rodzeństwa i przyjaciel - Riker Lynch, Rydel Lynch, Ellington Ratliff, Rocky Lynch, Ross Lynch i menadżer - Ryland Lynch. Jak zauważyliście mamy naszego Rossa - księcia o blond włosach. A gdzie podziewa się jego królewna z bajki? To jego znajoma z planu serialu w którym gra "Austin & Ally" - Laura Marano, ma starszą siostrę - Vanessę Marano, która jest w wieku Rikera, czyli najstarszego brata Rossa. A przyjaciele przyszłej "królewskiej pary" ? To Raini Rodriquez i Calum Worthy - znają się z planu serialu, tak samo jak Ross i Laura. Oczywiście wszyscy się przyjaźnią, tylko jedna dwójka stanowi wyjątek. Tak! Dobrze myślicie ten wyjątek to nasza kochana Raura, czyli Ross i Lau. "Nienawidzą się". Niestety (lub stety) przed kamerami i przy reporterach muszą udawać przyjaciół. Co wychodziło im całkiem naturalnie... Dzisiaj znów muszą się spotkać na planie, a potem jeszcze po pracy, bo ich rodzeństwo i przyjaciele zawsze po skończeniu ich pracy organizują grupowe spotkania lub wyjścia gdzieś...Na przykład do kina. Oczywiście robią to tylko po to by ich pogodzić, bo nie lubią wysłuchiwać ich kłótni lub oglądać ich pułapek. Ale trzeba przyznać, że niektóre były zabawne, np: jak Laura oblała Rossa wodą chlorowaną, a ten potem miał zielone włosy, albo jak Ross podrzucił Laurze pająka pod bluzkę... A tak właściwie to nikt nie wie czemu oni się nie lubią...Właściwie nawet ONI nie wiedzą. Ale wracając do dzisiejszego dnia... Laura została obudzona przez siostrę, ubrała się i zeszła na dół do kuchnie. Tam zastała już swoją siostrę i matkę siedzące przy kuchennym blacie, które oglądały jak ojciec Laury stara się zrobić naleśniki. Brunetka widząc nieporadnego ojca zaśmiała się cicho i usiadła obok Vanessy i swojej mamy.
-O Córcia! - matka zauważyła Laurę - Tak szybko się ubrałaś?
-Zwykle zajmuje ci to przynajmniej pół godziny - dodała jej siostra śmiejąc się
-Hahaha - Laura zaśmiała się sarkastycznie - Bardzo śmieszne, lepiej zajmijcie się tatą - brunetka wskazała na mężczyznę, który robiąc naleśniki przez przypadek rzucił jednym w sufit, a ten przylepił się do niego.
-Ja sobie zrobię kanapki - dodała i wzięła się do roboty. Zrobiła sobie pyszne kanapki z nutellą i herbatę. Nałożyła to na talerz i poszła z posiłkiem do salonu. Włączyła telewizor i zaczęła oglądać jakiś film. Zjadła śniadanie i jeszcze bardziej wciągnęła ją komedia romantyczna. Była tak zajęta oglądaniem, że nawet nie zauważyła że przyszli goście. A przyszły po nią Raini i Rydel. Rydel-chociaż była siostrą Rossa to przyjaźniła się z Laurą i to ona najbardziej chciała by się pogodzili. Dziewczyny weszły do salonu i widząc zahipnotyzowaną ekranem telewizora przyjaciółkę... Z rozbiegu wskoczyły na sofę na której siedziała brunetka i krzyknęły "na bombę!" . Tak wystraszyły biedną Laurę, że dziewczyna z piskiem spadła z kanapy. Dziewczyny w śmiech i nawet nie spodziewały się zemsty Laury. Młoda pędem ruszyła do kuchni i wyjęła z lodówki lodowatą wodę. Nalała jej do wiaderka i pobiegła do dziewczyn. Jej przyjaciółki nie spodziewając się ataku nadal się chichrały. Brązowooka policzyła do trzech i wylała na nie całą zawartość wiaderka. Blondynka i czarnowłosa od razu pisnęły i posłały Lau zabójcze spojrzenia.
-Trzeba było mnie nie straszyć - dziewczyna wzruszyła ramionami
Jej przyjaciółki nadal wysyłały jej zabójcze i groźne spojrzenia, a po chwili wykrzyknęły w jej stronę
-Kiedyś zginiesz! - brunetka udała, że się boi i niby pisnęła ze strachu.
Jednak jej rodzice uznali to za jakiś sygnał alarmowy i po sekundzie pojawili się w pokoju z gaśnicami, a siostra Lau z parasolką, która chyba pomyliła się jej ze strzelbą. Nastolatki widząc to roześmiały się głośno, a państwo Marano pokręcili głowami z dezaprobatą.
-Znowu? - zaczęli - Co tydzień powtarza się to samo zdarzenie i co tydzień przyprawiacie nas o zawał.
No tak... Serial jest kręcony co sobotę i wtedy dziewczyny przychodzą po Laurę i zawsze słychać jest piski.
-Mamusiu... Powinnaś się już przyzwyczaić - powiedziała uroczo Laura - A ty Vanessa... Czemu jako broń używasz parasolki?
-Bo...Bo....Bo ona zawsze jest pod ręką - oburzona starszyzna opuściła pomieszczenie i zostawiła przyjaciółki same. A te z przyjemnością oddały się śmiechom i żartom. Gdy już nawet popłakały się ze śmiechu postanowiły iść już na plan. Wstały i skierowały się do wyjścia wołając jeszcze Nesse by szła z nimi. Czarnowłosa zbiegła szybko po schodach i czwórką wyszły. Szły wolno gadając o wszystkim i o niczym, czyli jak zwykle. Powoli zbliżyły się do budynku, w którym pracuje Lau i Raini oraz Calum i Ross. Weszły i każda poszła w swoją stronę. Raini do swojej garderoby, Lau i Vanessa do garderoby brunetki, a Rydel skierowała się garderoby młodszego brata. Już przed drzwiami słyszała krzyki, śmiechy i wrzaski. "Jak zwykle" - pomyślała. Pewnie Riker prosił Rossa by w końcu był miły dla Laury. Oczywiście Vanessa, gdy tylko weszła z siostrą do jej garderoby także zaczęła rozmawiać o tym by w końcu była miła dla Rossa, bo w domu nie chciała drążyć tego tematu gdyż rodzice od razu się wtrącali. Zawsze to kończyło się małą awanturą, po której znów się godzili. Blondynka weszła i zobaczyła swoich braci i Ella. Riker jak zawsze próbował na spokojnie wytłumaczyć Rossowi, że nie można się tak zachowywać i w końcu będzie musiał się z nią pogodzić, a on reagował na to krzycząc. Rocky i Ellington wydurniali się, a RyRy śmiał się z ich głupoty.
-Dosyć! - wrzasnął nagle Ross - Mam dość... Kiedy wreszcie do was dotrze, że my się nie lubimy?!
-A wyjaśnisz mi czemu się nie lubicie? - siostra zadała mu pytanie, które go zszokowało... Przecież on sam nie wie czemu jej nie lubi... A nikt nie zaczął pierwszy....
-No...no....no nie wiem....
-Więc dopóki nie wyjaśnicie nam czemu się nie lubicie to to do nas nie dotrze! - powiedziała pewnie Rydel
-Dajcie mi wszyscy spokój - odpowiedział spokojniej blondyn i wyszedł na korytarz biorąc pod rękę swój dziennik (pamiętnik). Usiadł na parapecie, który znajdował się na końcu korytarza. Otworzył dziennik i zaczął pisać swoje przemyślenia i uczucia. Zastanawiacie się może co najczęściej pisał w pamiętniku?...Jeśli tak to wam opowiem...Jako, że był on następnym królewiczem tak samo jak on marzył o prawdziwej miłości...Pisał więc w zeszycie wszystkie rzeczy z nią związane...Miał tam już nawet zaplanowaną pierwszą randkę...Jak się oświadczy... Jak się właściwie poznają...Nawet ślub miał zaplanowany... Ona będzie w pięknej długiej białej sukni, on w eleganckim garniturze, druhny w czerwonych sukniach, a drużbowie z neonowymi chustkami i muchami... Wydawać by się mogło, że chłopak wierzący i marzący o prawdziwej miłości w naszych czasach nie istnieje, ale to nie prawda... Żyje jeszcze wiele romantycznych mężczyzn i chłopaków. Ross pisał w tym dzienniku wiele romantycznych rzeczy, które będzie robił ze swoją wielką miłością. Oczywiście starał się by ten zeszyt nie wpadł w niepowołane ręce, czyli w ręce jego braci lub....Laury. Dzisiaj chciał opisać swoją wybrankę...Jak będzie wyglądać jego idealna miłość... Opisał ją jako brunetkę, szczupłą brunetkę o brązowych oczach, trochę niższą od niego... Która będzie uroczo marszczyć nosek, gdy się zdenerwuje...Przypomniał sobie jak Laura tak robiła gdy się drażnili i zaśmiał się na samo wspomnienie o tym... Te wspomnienia nie drażniły go chociaż powinny, bo w końcu się "nienawidzili" a on tylko uśmiechał się myśląc o wspólnych rzeczach jakie przeżył z brunetką. A co ona robiła w czasie w którym on siedział wtedy na parapecie?... Siedziała także na parapecie, ale na tym który znajdował się na drugim końcu korytarza... Niby oni są swoimi przeciwieństwami...A marzą o tym samym...O prawdziwej i nieskończonej miłości.... Ona także ma swój pamiętnik i to właśnie z nim siedziała na parapecie. Pisała w nim to samo co Ross... Tak samo wyobrażali sobie swój ślub i zaręczyny... Dziwne, co nie? Dziwne, ale prawdziwe.... Opisywała dziś także swego ukochanego...Chciałaby żeby jej chłopak był wyższym od niej blondynem o czekoladowych tęczówkach, umięśnionym, który będzie się śmiał ze swoich wpadek... On przypomniał sobie o tym jak słodko marszczyła nosek, a ona o tym jak Ross potknął się na mydle podstawionym przez jego braci i jak się potem śmiał sam z siebie... Uśmiechnęła się wspominając dalej ich wspólne chwilę, w których zawsze były jakieś kłótnie...Potem zostali zawołani na plan i nagrywali kolejny odcinek, a ich rodzeństwo przyglądało się ich pracy, rozmyślając przy tym jak ich pogodzić...Była scena z przytuleniem się...Pewnie pomyślicie, że tego nie lubili? Jeśli tak-to bardzo się pomylicie, bo oni chociaż powtarzali że się nienawidzą to kochali się przytulać...Ona, bo słyszała bicie jego serca i czuła się bezpiecznie w jego silnych ramionach, a on wiedział, że ona jest bezpieczna i czuł jej miękkie włosy...Kochał go gdy te delikatnie łaskotały go po rękach lub szyi... Zawsze niechętnie się od siebie odrywali... Ta scena zakończyła odcinek, a także dzisiejszą pracę. Każdy poszedł się przebrać. Vanessa i rodzeństwo Rossa oraz Ratliff czekali na nich przed studiem. Po parunastu minutach czwórka aktorów doszła do przyjaciół i poszli się przejść.
-Nessa - jęknęła Laura - Głowa mnie boli....słabo mi
-Laura nie udawaj, bo ci nie uwierzę - czarnowłosa nawet nie spojrzała na siostrę, bo jej nie wierzyła. W sumie nie ma co się dziwić... Ross i Laura co tydzień symulują, by nie iść wspólnie gdzieś. Ale teraz Laura nie udawała...
-Ness...Ona chyba nie udaje....Zobacz jaka jest blada - nawet Ross się wystraszył... Brunetka była blada jak trup
-O matko...Riker weź ją pod rękę i pójdziemy coś zjeść... W końcu nie zjadłaś porządnego śniadania - zwróciła się do siostry lekko wystraszona. Każdy był lekko przerażony... Delly kazała Rossowi podać Lau wodę, bo on był bliżej niej. Blondyn spełnił prośbę siostry, brunetka napiła się i odrobinę jej przeszło. Potem poszli na pizzę i dopiero wtedy Laura można powiedzieć, że całkowicie wróciła do formy. Po skończonym posiłku postanowili całą paczką iść do domu Lynchów. Gadali śmiali się, ale było coś co zdziwiło każdego....Ross i Laura w ogóle sobie nie dogryzali i nie kłócili się ani nie wyzywali... Laura nie miała siły nawet na to, a Ross był tak przerażony wcześniejszym stanem brunetki, że nie mógł się wysłowić. Później im przeszło i jeszcze przed wejściem do domu kłócili się. A ich rodzeństwo wolało już żeby się nie odzywali. Weszli do posiadłości i po przywitaniu się z państwem Lynch skierowali się do salonu. Tam każdy usiadł i zaczęli rozmowę... Raura oczywiście znów się kłóciła... Rydel nie mogąc wytrzymać tej atmosfery zrobionej przez nich poszła poradzić się mamy co ma zrobić... Ta poleciła jej by zagrali w butelkę...Taką w której dobiorą się w pary i żeby gdy wypadnie na Raurę za karę musieli się pocałować. Ryd z przyjemnością przystała na tę propozycję i już po chwili wróciła do salonu z butelką. Niestety już przed wejściem do pomieszczenia nadal było słychać wrzaski Rossa i Laury. Stanęła na środku dywanu i oznajmiła
-Gramy w butelkę! - zaczęła - Macie dobrać się w pary - znacząco kiwnęła głową na Ross i Lau, i każdy od razu widział, że oni mają być w jednej parze - Tylko na wyzwania!
Ona dobrała sie z Ratliffem, Riker był z Vanessą, Raini z Calumem, a Ryland z Rockim. Więc pozostały blondyn i brunetka musieli być razem
-Ej! - zawyli wspólnie - To nie fair!
-A ja mam to gdzieś - syknęła Rydel, czym wystraszyła tą dwójkę i dali sobie spokój.
Pierwsza zakręciła para Rydellington i wypadło na Rikessę, dostali oni za zadanie podać najlepsze swoje wspólne wspomnienie...Podali to gdy się poznali... Riker został oblany kawą, a Nessa zimną wodą, oczywiście przez przypadek. Rikessa zakręciła i wypadło na Caini, którzy dostali za zadanie objąć się i siedzieć w takiej pozycji aż do końca gry. Teraz kręciła Caini i wreszcie wypadło na Raurę!
-Hmmm...- Caini udali zamyślenie, ale wiedzieli co robić... W końcu oni sami już planowali jakiś czas by to zrobić. - Pocałujcie się
-W życiu! - wzdrygnęli się oboje
-To za karę...Za to że musimy wysłuchiwać ciągle waszych kłótni...Macie się w tej chwili pocałować - powiedziała Rydel tonem nie znoszącym sprzeciwu. - JUŻ - podkreśliła
-Ale
-W tej chwili
-Dobra - mruknęli
Zaczęli się zbliżać... Pamiętacie pocałunek Damy Laury i Królewicza Rossa? Jeśli tak to ten pocałunek był taki sam... Wszyscy byli zaskoczeni...No może oprócz jednej osoby...Ale nie była to ani matka Rossa ani też Rydel...Był to Rocky... Po prostu czytał ich pamiętniki i wiedział o tym, że oni się kochają ale o tym nie wiedzą i głęboko ukrywają to uczucie. Zabrakło im tchu i oderwali się od siebie.
-Wow - wyszeptali
-No wow! - krzyknęła jeszcze bardziej zaskoczona Delly. Wydawać by się mogło że jej, Vanessie i Rikerowi oczy z orbit wyjdą. Ratliff, Calum i Ryland już dawno zemdleli z szoku. A Raini nie mogła się wysłowić. Zadziwiające jest to, że Rocky o wszystkim wiedział, a nie powiedział reszcie... Ale on po prostu chciał by oni sami się dobrali, co nie znaczy że nie próbował wykombinować czegoś żeby ich pogodzić.
-No Ross powiedz jej jakie chcesz zaręczyny...wesele.....Albo ty Lau... - wtrącił Rocky
-Co? - dwójka spojrzała się na niego nie rozumiejąc
-Kochacie się... Lau ja czytałem twój pamiętnik... I twój Ross także... Przecież dzisiaj opisywaliście tych swoich ukochanych...Ty opisywałeś Lau, a ty jego - mówił, a Raura ze zdziwienia szeroko otworzyła buzię
-J..jak? - wyjąkali
Rocky pokręcił tylko głową...Podszedł do torebki Laury i wyciągnął z niej zeszyt...Kazał wstać Rossowi i z kieszeni jego spodni także wyciągnął zeszyt... Rossowi dał pamiętnik Laury, a Laurze pamiętnik blondyna...
-Otwórzcie i czytajcie... - powiedział - A my pójdziemy się przejść - zwrócił się do reszty i wyszli
Natomiast Raura pochłonęła "lektury" nie mogła wierzyć własnym oczom... W tym samym czasie zakończyli czytanie i zamknęli dzienniki. Spojrzeli sobie głęboko w oczy...
-To niewiarygodne - wyszeptali... Teraz rozumieli już wszystko... Byli tak zajęci marzeniem o miłości, że nie zauważyli gdy ta się pojawiła...
-Może to się wydać dziwne, ale Rocky miał rację - przemówił Ross
-W końcu to Rocky...Wszystko co z nim związane jest dziwne - zaśmiała się Laura
-Prawda - dołączył się Ross - Ale chodziło mi o to, że cię kocham - ostatnie dwa słowa wyszeptał, ale Lau zdołała je usłyszeć - A ty? - Nie otrzymał odpowiedzi... Brunetka zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go.
-Także cię kocham - Uśmiechnęli się do siebie
Porozmawiali ze sobą i po jakimś czasie wróciła reszta osób. Raura podziękowała Rockiemu za to, że uświadomił im coś bardzo ważnego. Po usłyszeniu podziękowań brunet spytał
-To jesteście parą?
-No...właściwie to... - jąkał się Ross - Chwila
Uklęknął na jedno kolano przed swoją ukochaną i spytał uroczyście
-Lauro Marie Marano, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną?
-Z największą przyjemnością.
Jeszcze chwilę gadali, a potem Raini, Ratliff, Calum oraz Vanessa i Laura postanowili już wracać do swoich domów. Umówili się jeszcze na jutro do domu sióstr Marano. Laura i Ross ucałowali się na pożegnanie i dziewczyna wyszła... Nie myślcie sobie, że to jeszcze koniec tej historii... Na następny dzień cała paczka już po obiedzie była u Marano w domu. Ich rodzice pojechali do kina zostawiając dom na głowie dziewczyn. Każdy usadowił się na kanapie i zaczęli rozmawiać jak zwykle - o wszystkim i o niczym. Nagle Laurze zrobiło się słabo i wstała do kuchni by czegoś się napić myśląc, że to jej pomoże. Ross widzący jej złe samopoczucie i bladą twarz podążył za nią. Zastał ją kuchni pijącą wodę.
-Wszystko okej? - zapytał z troską
-Chyba...tak - powiedział trudno łapiąc powietrze
Blondyn odetchnął z ulgą, niestety nie na długo. Po chwili usłyszał dźwięk rozpadającej się szklanki - to Laura upuściła ją nie mając siły by ją utrzymać. Ross spojrzał w stronę dziewczyny mdlała, na szczęście złapał ją tuż nad podłogą. Spanikowany zaczął wołać swoich przyjaciół. Ci wystraszeni wołaniami blondyna pojawili się w kuchni już po minucie. A ponieważ nie udało się ocucić Laury zadzwonili po pogotowie. Karetka przyjechała po parunastu minutach i zabrała nieprzytomną dziewczyną i Rossa, który zagroził że się potnie jak go nie wezmą. Za to ich przyjaciele dojechali do nich. W szpitalu zastali Rossa, który siedział na krzesełku i co chwila z jego oczu lały się pojedyncze łzy. Jego najstarszy brat objął go, a blondyn rozpłakał się na dobra w ramionach brata. Po parędziesięciu minutach Ross uspokoił się. Czekali w ciszy na jakieś wieści od lekarza. W końcu ten raczył się pojawić.
-I co? Co z nią? - spytał wystraszony chłopak
-Pani Laura jest - zaczął, ale widząc pewne iskierki w oczach Rossa bał się powiedzieć co jest dziewczynie
-Co ma? - Ross wystraszył się jeszcze bardziej
-Ma białaczkę - lekarz załamał Rossa i poszedł. natomiast blondyn stał z otwartymi ustami nie rozumiejąc już nic. Vanessa podbiegła spytać jeszcze o coś lekarza, a Ross opadł na krzesło. Po chwili czarnowłosa wróciła.
-O co pytałaś lekarza? - zapytała Raini
-O to czy da się ją wyleczyć i ....ile jej zostało - ostatnie słowa ledwo przeszły jej przez gardło
-I co?
-Jeżeli nie znajdziemy dawcy szpiku to zostało jej jeszcze jakieś około pół roku
-Ja będę dawcą - Ross podniósł się na nogi
-Ross to nie takie łatwe - Ratliff spoważniał i złapał Rossa za ramię
-Właśnie.. Trzeba przejść odpowiednie badania - dokończył Calum
Ross nie zważając na dalsze słowa przyjaciół pobiegł do gabinetu lekarza, który zajmuje się Lau. Kazał zbadać się czy może zostać dawcą. Lekarz, który dobrze go rozumiał od razu wziął się do badania i postarał się aby wyniki były jak najszybciej. Także po około trzech godzinach Ross dostał kopertę z wynikami... Otworzył przeczytał i załamał się jeszcze bardziej...Nie mógł być dawcą....Calum widzący jego załamanie sam poszedł do tego lekarza i poprosił o badania. Niestety on nie mógł dostać wyników tak szybko i musiał czekać do jutrzejszego ranka, gdyż szybciej się nie dało... Wieczorem ustalił z resztą że zostanie z blondynem na noc w szpitalu, a oni wrócą do domów. Tak się stało. Przez całą noc nie zmrużyli oka i trwali przy łóżku Laury, która się jeszcze nie obudziła. Ross przez całą noc mówił Calumowi jak to się dopiero zaczęło układać...Jak ją kocha...Że bez niej nie będzie miał po co żyć. Cal oczywiście od czasu do czasu przysnął, ale Ross nawet na pięć minut się nie zdrzemnął tylko wpatrywał się w bladą twarz ukochanej. Blondyn usnął dopiero nad ranem, a Calum całkiem wypoczęty czekał na lekarza. Po godzinie pojawił się i podał Calowi wyniki. Rudowłosemu od razu polepszył się humor... Spytał kiedy mogła by być przeprowadzona operacja
-Kiedy tylko będzie pan gotowy - odpowiedział Lekarz, a chłopak spojrzał na swoich śpiących przyjaciół, na tych zakochanych w sobie przyjaciół... I po chwili namysłu odpowiedział
-Można nawet teraz
Lekarz powiedział pielęgniarką by przygotowały go i Laurę do operacji, a sam poszedł przygotować salę. Gdy wszystko było gotowe zaczęło się, a Ross niczemu nieświadomy odsypiał nieprzespaną noc. Niestety było ryzyko, że ciało Laury nie przyjmie pomyślnie szpiku tylko go odrzuci... Po skończonej operacji brunetka obudziła się. Calum czuł się dobrze i poszedł sprawdzić co u Rossa, a dziewczyna miała robione ostateczne badania. Calum wszedł do sali i zastał Rossa szlochającego i smutnie patrzącego na puste łóżko, gdzie wcześniej leżała ukochana blondyna.
-Jej..nie...nie ma.... - zwrócił się do rudzielca
-No nie - rudzielec nie bardzo wiedział o co chodzi przyjacielowi
-Ja bez niej nie będę mógł żyć
-Co?!
-No przecież ona nie żyje...Spójrz...Nie ma
-Jestem - Laura uśmiechnęła się stojąc w drzwiach
Po paru dniach Dziewczyna wyszła ze szpitala i wszystko dobrze się skończyło. Ross i Laura pobrali się i mieli to swoje wymarzone wesele i są teraz parą aktorów i reżyserów z dwójką dzieci - małym Rockim i Roxanną. Riker wyznał swoje uczucia Nessie i także są małżeństwem z małą córeczką - Rosalie. A Rydellington ujawnili swój skrywany związek, gdy Rydel zaszła w ciążę z piątką dzieci, czwórką chłopaków i jedną córeczką. Caini są razem. Rocky został sławnym psychologiem, a RyRy nadal rozwija karierę zespołu - jeszcze nie znaleźli swoich drugich połówek. Jak widzicie historia wreszcie zakończyła się pomyślnie... Dzięki rodzeństwu i przyjaciołom bohaterów ich historia miłosna zakończyła się pomyślnie. Gdyby nie ich rodzeństwo zbyt późno odkryli by swe uczucia, a gdyby nie ich przyjaciele tacy jak Calum Laura by umarła... To już koniec tej historii....
                               

wtorek, 8 lipca 2014

Number 12.

Autor: Katarzyna Struska

Blog: www.ross-i-laura.blog.pl

Nick: kasiulka33311

Opowiadanie jest wzruszające, piękne i w ogóle. Nie będę ględzić, zapraszam do czytania ;)
PS. DO ALI W : NIC OD CIEBIE NIE DOSTAŁAM, KOCHANA :c JEŚLI WYŚLESZ JESZCZE RAZ, TO MOGĘ ONE-SHOTA WSTAWIĆ NAWET JUTRO ;)



05. Lipca 2014 r. sobota
„Oczami Rossa”
Wracałem z imprezy na którą wyciągnął mnie mój przyjaciel. Było ciemno a ulice po których się przemieszczałem oświetlały jedynie latarnie i szyldy klubów oraz sklepów. Jak na LA było naprawdę cicho, tak mi się bynajmniej wydawało do póki nie byłam w pobliżu domu publicznego. Rozchodził się głośny płacz ze schodów. Pierwszy raz  nie okrzyki erotyczne. Podszedłem do schodów klubu i ujrzałem dziewczynę, na oko mogła być w moim wieku, brunetka w krótkiej wyzywającej sukience która była brudna i podarta, jedno ramiączko były zwyczajnie zerwane a rozpierak z boku ciągnął się aż do piersi gdyż ktoś musiał go rozerwać. Fabrycznie był z pewnością nie duży, zważając na to ze kiecka była serio krótka. Dziewczyna mimo to że głowę miała schowaną między kolanami miała widocznie bardzo mocny makijaż który był rozmazany. Ona płakała, bardzo. Kiedy tylko zbliżyłem się do schodów płacz stał się spazmatyczny i dało wyczuć się w nim strach.
-Spokojnie, nic ci nie zrobię.-Starałem się ją uspokoić. Uklęknąłem przy niej i podniosłem delikatnie jej podbródek. Zobaczyłem w tedy że dziewczyna ma bardzo duże brązowe oczy które są załzawione a jej makijaż serio była bardzo ostry i strasznie rozmazany. Mimo to moją uwagę przyciągnął siny policzek.-Nie bój się mnie. Zabiorę cię teraz do mnie do domu. Wymyjesz się, uspokoisz, zjesz, dam ci piżamę i świeżą bieliznę oraz jakąś piżamę. Wyśpisz się a rano wszystko masz mi opowiedzieć. –Dziewczyna pokiwała głową.-Wstaniesz?- Zapytałem ją podając jej rękę. Wstała ale nie zrobiła nawet kroku. Wziąłem ją na ręce. Ona wtuliła się we mnie i zamknęłam oczy. Wydaje mi się że wąchała moje perfumy. Dałem jej moją marynarką. Mój dom był tylko przecznicę dalej więc szybko tam doszliśmy. Posadziłem ją u mnie w pokoju. Zamknąłem drzwi i poszedłem do łazienki mojej siostry Delly. Zabrałem z niej płyn do demakijażu, waciki, patyczki, szampon i żel pod prysznic dla dziewczyn a z suszarki an pranie zabrałem dwa świeże ręczniki. Wszedłem do pokoju i zamknąłem go na klucz. Zasłoniłem rolety i podszedłem do dziewczyny.-Zmyje ci makijaż.-Nalałem trochę płynu na wacik i delikatnie zmywałem jej makijaż. Co jakiś czas brałem nowe waciki. Kiedy już była zmyta lekko wyczyściłem jej oczy od tuszu. Miała jeszcze zacieki. Dobrze że zabrałem patyczki… Przemyłem jej twarz wodą. Wyjąłem z biurka maść i delikatnie posmarowałem jej siny policzek.-Dojdziesz do łazienki?- Dziewczyna pokiwała szybko głową. Zabrała ode mnie rzeczy i bardzo powoli sunęła się do łazienki. Dałem jej komplet bielizny który miałem dać Dells na urodziny ale cóż, kupię jej coś innego. Po nie całej godzinie dziewczyna wyszła z łazienki ubrana w piżamę i bieliznę którą jej dałem. Na głowie miała ręcznik a pod pachą niosła wszystkie rzeczy. Nadal szła powoli i delikatnie. Miałem wrażenie że boli ją coś w miejscu intymnym ale nie zapytam chyba.- Daj rzeczy.-Dziewczyna dała mi wszystko co miała. Poskładałem to i odłożyłem na komodę. Podszedłem do łóżka gdzie dziewczyna siedziała.-Jak masz na imię?- Zapytałem kucając koło niej.
-L..Laura.-Powiedziała nie pewnie. Uśmiechnąłem się do niej.
-Ja jestem Ross. Wiem że kobiet o wiem się nie pyta ale ile masz lat?
-Rocznikowo 19.-Powiedziała tym samy tonem.
-Widzisz, jesteś w moim wieku.-Uśmiechnąłem się do niej.-Teraz powiedz mi co się stało.
-Nie, nic naprawdę. Poza tym… wstyd mi mówić.-Powiedziała już tonem bardziej pewnym ale za to płaczliwym.
-Spokojnie, nie wstydź się.
-No… no dobrze. Bo… mnie zgwałcili. Bardzo… bardzo boleśnie.-Mówiła już tym razem ze łzami w oczach.-Normalnie to jestem do tego przyzwyczajona bo w końcu… -Tu się zacięła.-Wstyd mi mówić ale ja jestem prostytutką.-Wybuchła płaczem.-Nikt nie chciał mnie do pracy. Moi rodzice umarli trzy lata temu, rodzica nie chciała mieć ze mną kontaktu a siostra znalazła gacha i siedzi z nim gdzieś w Australii. Pewnego dnia spotkałam na ulicy Victora. Mówił że rozumie moją sytuację i że mi pomoże. Powiedział że pozwoli mi pracować w swoim biurze matrymonialnym. Miałam być tam jako sekretarka. Jak się okazało praca tam była dla mnie inna. Kiedy chciałam odejść groził mi… mówił że mnie zabije albo zgwałci. Bałam się. Miałam w tedy tylko 15 lat. Zgodziłam się. Nie miałam wyjścia. Na samym początku tańczyłam tam tylko, potem byłam do tego żeby towarzyszyć na różnych spotkaniach czy czymś, na koniec kiedy stwierdził że jestem gotowa miałam już klientów. Co prawda tylko do 30 lat mogli być u mnie. Niektórzy widząc mnie litowali i płacili mi za nic, drudzy z kolei nie płacili ale mnie oszczędzali. Jednak na dzień musiałam przyjąć co najmniej 10 facetów. A z nich może tylko trzech się litowało. Ale nie zawsze. Nigdy nie sprawiało to przyjemności a wręcz obrzydzało. Jednak wczoraj znalazłam dobre ogłoszenie pracy. Miałam trochę dołożone. Postanowiłam że kupie mieszkanie i w ogóle ale on kiedy się dowiedział że chcę odejść zgwałcił mnie i okradł. Teraz nie mam nic. Jestem sama, bez nikogo. Jak zobaczyłam że idziesz myślałam że idzie zwyczajny klient. Ty mi pomogłeś. Dziękuję.-Powiedziała płacząc. Ta historia była naprawdę okropna, ale nie wyrzucę jej.
-Nie ma sprawy. Przecież jesteś dziewczyną, zachował bym się tak w stosunku do każdego.-Powiedziałem delikatnie się uśmiechając. Dziewczyna zaczęłam mi się przyglądać.
-Ja, ja cię skądś znam. Ty, ty jesteś Ross Lynch! Ten z R5.-Powiedziała jakby coś nagle ją olśniło.
-Tak.-Uśmiechnąłem się.
-Przepraszam że sprawiam wam kłopot, znikam zaraz rano.
-Nigdzie cię nie puszczę! Pomogę ci! Będziesz z nami mieszkać do kiedy będzie to potrzebne. Na razie musisz dojść do siebie.
-Nie, nie będę się narzucać.
-Nie narzucasz, Laura, nie jesteś już sama. Masz mnie.-Powiedziałem patrząc jej prosto w oczy. Ona przytuliła mnie.
-Dziękuję, za wszystko. Pierwszy raz nie boję się być przy mężczyźnie.-Powiedziała bardziej się we mnie wtulając. Przytuliłem ją do siebie.
-Nic ci nigdy nie zrobię. Pamiętaj. Teraz idź spać.-Powiedziałam kładąc ją delikatnie na łóżko.
-Położysz się ze mną?
-Pewnie.-Położyłem się koło niej i przytuliłem. Długo nie mogłem usnąć bo myślałem o tym wszystkim. Pomogę jej. Potrzebuje tego. Ta dziewczyna jest sama, widać że nie chciała iść tą drogą
06. Lipca 2014 r. niedziela
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Kurde i co ja teraz zrobię.
-Ross, widziałeś gdzieś moje rzeczy?!-Uff, to Rydel. Szturchnąłem delikatnie Laurę żeby się obudziła.
-Co jest?- Zapytała zaspana.
-Moja siostra, jej możemy zaufać.
-Dobrze. Wpuść ją.-Wstałem z łóżka i otworzyłem jej.
-Nic nie mówisz na razie rodzicom i chłopakom! To nie jest moja dziewczyna, zaraz ci wszystko wytłumaczę.- Wyprzedziłem wszystkie jej pytania.
-Jestem Rydel, a ty?- Zapytała moja siostra siadając na łóżku.
-Laura. Teraz słuchaj mnie.-Laurze znów łzy zebrały się pod powiekami. Kiedy zaczęła opowiadać popłakała się. W końcu skończyła.
-Jejku, Laura… ja nawet nie myślałabym że tym masz taką historię za sobą. Nie martw się nie powiem nikomu. Mam nadzieje że wiesz że tu zamieszkasz, pomożemy ci we wszystkim.
-Wiem, Ross mi już to powiedział.-Powiedziała patrząc na mnie z wdzięcznością.
-Dam ci moje ubrania,  potem podjedziemy do centrum i kupię ci coś fajnego. Ross będzie nosił nam torby.-Laura od razu się zaśmiała.-Poczekaj, zaraz ci przyniosę ubrania.-Rydel wyszła i po chwili przyniosła Lau jeansy- rurki, fioletową bokserkę, sweterek ecru i czarne balerinki. Dobrała jej do tego jakiś naszyjnik i kolczyki. Potem dała Lau tusz do rzęs i podkład. Dziewczyna ubrała się i pomalowała. Rydel rozczesała jej włosy i z kilku pasem loków zrobiła jej opaskę. Lau wyglądała ślicznie.-Teraz zejdziemy na dół. Opowiemy wszystkim co i jak.
-Dobrze.-Laura nadal ledwo się ruszała, ale zeszła na dół.
-Cześć Ross, Rydel i…- Zacięła się mama widząc Lau.
-Dzień dobry. Jestem Laura i zaraz pani wszystko wytłumaczymy.-Laura doszła powoli na kanapę i usiadła koło mojej mamy. Zaczęła jej wszystko opowiadać. W końcu mama i Lau się poryczały.
-Mamo, Laura będzie mieszkała z nami.-Powiedziałem jej.
-No pewnie że tak, nie ma mowy że nie.-Powiedziała moja mama.-Poczekaj tu Lauro, przyniosę ci coś do jedzenia.- Mama zniknęła w drzwiach do kuchni, a w salonie pojawiło się stano słoni. Czyli moich trzech braci i Ellington. Nie mówiliśmy im wszystkiego. W zasadzie nic im nie powiedzieliśmy. Moja mama dała Laurze kanapki i herbatę. My również zjedliśmy. Po śniadaniu mama dała nam pieniądze i razem z Rydel zabraliśmy ją na zakupy. Kupiliśmy jej cztery sukienki, pięć par spodni z tego jedne były różowe, dziesięć bokserek, sześć bluzek z krótkim rękawem, dwie z długim, trzy swetry, dwie bluzy, dwie pary trampek, dwie pary balerinek, jedne sandały i botki. Wiadomo że kupiliśmy też bieliznę i kosmetyki oraz piżamę. Obładowani zakupami poszliśmy do samochodu. Mieliśmy jeszcze iść coś zjeść ale Laura zobaczyła kogoś i schowała się za mnie.
-To on, to Victor.-Powiedziała ze łzami wystraszona.
-Nie bój się, chodź.-Złapałem ją za rękę i poszliśmy do baru sałatkowego. Zamówiliśmy sałatki i usiedliśmy przy stoliku. Jedliśmy, jednak tą czynność przerwał nam czyjś głos.
-Widzę że znalazłaś sobie nowego klienta, a ta to koleżanka po fachu?- Zapytał z tego co można się spodziewać ten Victor. Zdenerwowało mnie to więc mu przyjebałem.
-Odwal się od niej zboczeńcu. Nie jest już pod twoją władzą.-Powiedziałem zły.-I nie obrażaj ani mojej siostry ani dziewczyny.-Chciałem obronić Lau więc musiałem coś powiedzieć.
-Uuu, dziewczyny. Dobrze robi loda no nie? Żaden klient się nie skarżył.-Teraz to mnie na Maksa zdenerwował. Tak mu przywaliłem że się wywalił i chyba złamałem mu nos.
-Powiedziałem coś, Laura jest człowiekiem, nie jestem z nią dla tego. Chodźcie.-Powiedziałem do dziewczyn. Laura przytuliła się do mnie. Płakała, znowu.
-Dziękuje.-Wyszeptała. Pojechaliśmy do domu. Laura od razu zamknęła się w pokoju. Pobiegłem do niej.
-Nie płacz Lau.-Wyszeptałem tuląc ją.- On już się nie skrzywdzi. Jak jesteś przy mnie jesteś bezpieczna.-Mówiłem głaskając ją po głowie i tuląc.-Będzie dobrze. Spokojnie.
-Nic nie będzie dobrze! Czuje wstręt, do siebie, do swojego ciała. Czuję to, każdy dotyk, każdy ból, wszystko co musiałam przeżywać z tymi pieprzonymi dziwkarzami.- Ona musiała naprawdę cierpieć, ale ja już jej nie pozwolę cierpieć, nigdy. Tuliłem ją do siebie i głaskałem po głowie.
-Tego już nie będzie, i nie ma. Tu jesteś bezpieczna. Zawsze będę przy tobie. Jesteś moją jedyną przyjaciółką.-Starałem się ją jakoś pocieszyć, serio mi na niej zależy.-Dla mnie jesteś najpiękniejsza.
-Dziękuję Ross, ale ty przecież znajdziesz sobie kiedyś dziewczynę, a ja? Ja zostanę sama. Jesteś młody nie możesz myśleć o mnie.
-Laura, ale teraz ty jesteś i będziesz dla mnie najważniejsza! Rozumiesz? Kiedy jestem przy tobie czuję się inaczej, zrozum. Może jeszcze nie teraz ale kiedyś będziemy razem.-Powiedziałem patrząc jej w oczy.
-Dobra, mam dość płakania. Dawno już tak nie płakałam. Idę się myć i spać.-Powiedziała wstając z łóżka zabierając pod rdze rzeczy poszła do łazienki. Ja myłem się dziś u rodziców. W piżamę położyłem się na łóżku. Laura też przyszła i położyła się koło mnie. Przytuliła się do mnie. Bardzo lubię gdy to robi. Również ją przytuliłem. Usnęliśmy. Jednak w nocy obudził mnie dźwięk drzwi i głos mamy.
-Patrz jakie to słodkie Mark-Powiedziała do taty.
-Bardzo, mimo jej przeszłości uważam że jest porządna, mogli by być razem.-Powiedział tata. Drzwi się zamknęły. Serio, planowanie mojego związku? Nie dawno mówiłem że takie dziewczyny są głupie, ale teraz widzę że one nie zawsze chcą takiego życia. Większość jest zwyczajnie zmuszona jak Laura. Robiła na tego skurwiela a i tak ją zgwałcił.
30 lipca 2014 r. środa.
Dziś mamy koncert. Gramy na arenie w LA. Martwi mnie stan zdrowia Laury, ostatnio wymiotuje. Często. Boli ją głowa i brzuch. Byliśmy ostatnio w takim barze mlecznym, może dali jej nie świeże mleko? Siedzimy aktualnie za kulisami naszej wielkiej sceny. Rozgrzewamy się. Laura gada z Rydel o czymś. Laura przez ten krótki odcinek czasu stała mi się bliska  powiedzieć wam coś? Jesteśmy razem! Kocham ją a ona mnie. Jak poprawiło jej się po gwałcie to teraz się zatruła. Ta to ma dzikie szczęście. Współczuje jej. Moja biedna Laurka.
-Ross, wychodzimy.-Poinformował mnie Riker.
-Ok, pójdę tylko zapytać jak czuje się Lau.-Podbiegłem szybko do Laury żeby zapytać jak się czuje.-Lepiej ci?
-Tak, lepiej. Emm… Ross, później ci coś powiem.
-Dobrze, teraz lecę.-Pocałowałem ją jeszcze i pobiegłem na scenę.
-Siema LA!- Krzyknąłem stojąc przy mikrofonie.- Na początek skoro jest ciepło a z ciepłem kojarzy mi się Best Day of my life, nasz nowy cover śpiewamy!- Zaczęliśmy grać. Koncert trwał około dwóch godzin. Byłem zadowolony z tego koncertu. Zakończył się tak jak już mówiłem. Podszedłem do Lau.
-Co chciałaś mi powiedzieć?- Zapytałem siadając koło niej oraz biorą butelkę wody.
-W sumie to już nic. Idę z Rydel… na zakupy!- Powiedziała po chwili zastanowienia.-Pa kochanie.-Dała mi buziaka w policzek i poszła z Rydel. Dosiadł się do mnie Riker.
-Czemu dziewczyny poszły?- Zapytał pijąc pepsi.
-Za zakupy. Riker, mam pytanie. Czy jeśli Lau została… no wiesz.
-Wiem o jej przeszłości. Do puenty
-Czy mogła zajść w ciążę?- Zapytałem lekko zestresowany.
-Jeśli gwałcił ją bez prezerwatywy, nie koniecznie po gwałcie mogła zajść.
-Do burdelu wchodzi się z zabezpieczeniem.-Powiedziałem do Rikera.- I to by się zgadzało, bóle głowy i zawroty, wymioty, zmiana nastroju, senność, jedzenie wszystkiego co popadnie. Ona musi być w ciąży!- Wykrzyknąłem. W końcu pojechaliśmy po dziewczyny i do domu. Laura chodziła zdenerwowana. Bała się czegoś, coś ukrywała. –Lau, chodź do pokoju.-Złapałem ją za rękę Weszliśmy do pokoju.
-Muszę ci coś powiedzieć.-Powiedzieliśmy w tym samy czasie.
-Ty pierwsza.-Powiedziałem tym razem sam.
-Bo ja… nie wiem jak ci to… kurde, ty mnie teraz zostawisz.-Dziewczyna się rozpłakała. Przytuliłem ją.
-Mów, nie zostawię.
-Jestem w ciąży-  Znów wybuchła płaczem. Tuliłem ją do siebie.
-Cii, nie płacz. To tylko ciąża. Pomogę ci.
-Ale to nie twoje dziecko.
-Moje czy nie ale je z tobą wychowam! Nie zostawię cię samej kochanie.-Laura płakała tak długo a ja ją kołysałem. W końcu mi usnęła. No nic… Położyłem ją spać a sam poszedłem na dół. Usiadłem w śród mojego rodzeństwa.
-Lau, jest w ciąży.-Powiedziałem cicho.
-To wspaniale.-Powiedziała uradowana Rydel.
-Ja bym się zastanowił na twoim miejscu. Chcesz wychowywać nie swoje dziecko?- Zapytał Rocky -Może je mieć tak naprawdę z kimkolwiek. Zastanów się stary czy chcesz w to wchodzić.
-Jak ty w ogóle możesz tak mówić? Przecież ją kocham, nie interesuje mnie to. Będę z nią i wychowam to dziecko, nie interesuje mnie to czyje ono jest!- Wykrzyknąłem.
-Ross ma rację.-Powiedział Riker.- Przecież dziecko nie jest niczemu winne, Laura też.
-Sorry stary ale też tak uważam.-Powiedział Ratliff.
-Ja idę do Lau.-Poszedłem do łazienki się wykąpać i wszedłem do pokoju. Lau nie spała.-Laura wiesz że musisz po porodzie zrobić badania na ojcostwo?
-Jak zmusisz do tego Victora?- Zapytała Laura.-Jeszcze ja pójdę siedzieć za prostytucję.
-Daj spokój Lau, nigdzie nie pójdziesz siedzieć. Musisz go posłać do sądu. Nie zostawimy tego tak. Ty winna nie będziesz. Zrozum, wychowamy razem dziecko, bardzo się cieszę że zostanę ojcem ale nie mogę pozwolić żeby ten oszust dalej krzywdził innych.
-Masz rację.-Położyliśmy się na łóżku. Delikatnie podwinąłem bluzkę Lau i dotknąłem jej brzucha. Dziewczyna uśmiechnęła się.- Będziesz wspaniałym ojcem. Ciekawe czy to chłopiec czy dziewczynka.
-Mama mówi że takie objawy miała tylko jak była w ciąże ze mną. Ale to nic nie znaczy że będzie chłopiec.
-Jak byłby to chłopiec to damy mu na imię Jimi, a jak byłaby to dziewczynka do Kin.
-Bardzo ładnie.- Powiedziałem uśmiechając się do niej. Przybliżyłem usta do brzucha Lau i pocałowałem go.- Tatuś i mamusia bardzo cię kochają.-Laura tylko się uśmiechnęła. Pocałowałem ją w usta.
-Bardzo cię kochamy.-Powiedziała między pocałunkiem.-A mamusia bardzo kocha tatusia.
-A tatuś mamusię.-Znów się pocałowaliśmy. W końcu udało nam się usnąć. Cieszę się z powodu ciąży Laury. Będzie na pewno miło mieć małe dziecko w domu. Kupię oczywiście podręcznik dla dobrego taty ale podobno i tak nim będę. Inny na pewno by ją zostawił, dla mnie będzie to moje dziecko, niczyje inne. Nie potrzeba mi innego.
15 listopada 2014 r. sobota
Dziś idziemy z Lau do lekarza, poznamy płeć dziecka.
-Ross, gotowy?- Zapytała Lau stojąc w przed pokoju. Miała na sobie jasne rurki, jak one na nią weszły? Czarne balerinki a pod zielonym płaszczem kryła się szara bluzka z długim rękawem z napisem „I’am superstar”. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. W przychodni od razu weszliśmy do gabinetu doktor Mirandy.
-Pani Laura i pan Ross, zapraszam. –Laura położyła się na fotelu. Zaczęło się badanie. -Patrzcie tu jest główka.-Pokazała nam na monitorze. Potem włączyła bicie serduszka. To dziecko już Gugało. Znaczy no… Laura w końcu zeszła z fotela i mogliśmy się wszystkiego dowiedzieć.-Dziecko jest zdrowe, jak na twoje przeżycia to jestem w szoku. A płeć znać chcecie?
-Pewnie że tak.
-No to jest to dziewczynka.-Powiedziała uśmiechnięta.
-Kin.-Powiedziała patrząc na mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Wyszliśmy z gabinetu i wróciliśmy do domu. Laura poszła do pokoju się położyć a ja włączyłem telewizor. W salonie dziwnym trafem jak nie ma Lau zjawia się Rocky.
-Hej młody.
-Hej, czemu zawsze się pojawiasz jak Lau nie ma w pobliżu? -Zapytałem zaciekawiony jego odpowiedzią.
-Nie przepadam za nią. Puszczała się i mi to wystarczy.
-Zadajesz sobie sprawę z tego że ona nie chciała? To nie była jej wina.
-Powiedz prawdę Ross, jesteś z nią tylko dlatego że jest dobra w łóżku albo chcesz mieć zabezpieczenie na przyszłość.
-Ja ją kocham! Nie interesuje mnie to w czym jest dobra, tym bardziej że nadal jestem prawiczkiem!-Rocky ostro mnie tym zdenerwował.
-Tatuś prawiczek…- Powiedział pod nosem Rocky. Przywaliłem mu w nos i poszedłem do pokoju. Laura płakała.
-Co jest skarbie?- Zapytałem wystraszony i zmartwiony jej wybuchem płaczu.
-Bo… słyszałam waszą rozmowę z Rockim. On mnie nie lubi. Może lepiej będzie jak…- Przerwałem jej pocałunkiem.
-Nie będzie lepiej jak się wyprowadzisz. Wychowamy razem to dziecko.-Przytuliłem ją. Za jakąs godzinę w pokoju zjawił się Rocky.
-Przyszyły jakieś badania do Lau. Przepraszam cię. Gadałem z mamą i wiem że nie powinienem cię tak oceniać.-Powiedział ze skruchą do Lau wręczając jej kopertę.
-Nic się nie stało Rocky.- Brunetka miło się do niego uśmiechnęła i wzięła kopertę. To pewnie wyniki badań na ojcostwo. Jakoś pobrałem DNA Victoria i nam się udało. Zapomniałem powiedzieć wcześniej. Jakoś pobraliśmy z płodu DNA Kin i wiemy wszystko. Lau dała mi kopertę żebym czytał. Zacząłem na głos.
-Wynik wskazuje że pan Victor Dronel jest ojcem dziecka prawdopodobieństwo wynosi 99,99%-Tak zawsze podawane jest prawdopodobieństwo.
-I co teraz?- Zapytała załamana Laura.
-Załatwimy ugodowo, wyrzeka się praw do dziecka i płaci na nie. –Powiedziałem pewnie.
-Jesteś pewny że się zgodzi?- Zapytała zmartwiona.
-Pewnie że tak. Jak nie to załatwimy to sądownie.-Przytuliłem Lau, dziewczyna wtuliła się we mnie i w końcu zasnęła. Przebrałem ją tylko w piżamę i położyłem spać. Ja poszedłem jeszcze do Rydel. Zapukałem do drzwi jej pokoju. Usłyszałem ciche „proszę”.- Hej Rydel, to ja.-Powiedziałem wchodząc do pokoju.
-Hej braciszku, co jest?- Usiadłem na łóżku Rydel i popatrzyłem tępo w ziemię.
-Boję się…
-Czego?- Zapytała nie wiedząc o co chodzi.
-Ojcostwa, co jeśli zawiodę Lau? Co jeśli nie podołam?- Pytań mogło by być więcej ale każde miało by ten sam sens.
-Na pewno, w wieku dwóch lat potrafiłeś zająć się Rylandem. Na pewno dasz sobie radę. Wierzę w ciebie.-Pocieszyła mnie Rydel.
-Rydel, mam pytanie. Czy chciałabyś zostać chrzestną Kin?- Zapytałem nie pewnie.
-Oczywiście. Był by to dla mnie zaszczyt.-Powiedziała uradowana. Przytuliłem moją siostrę i poszedłem do Lau. Spała tak słodko. Poszedłem się wymyć i wskoczyłem pod kołdrę koło niej. Przytuliłem ją i wyszeptałem do ucha: „Kocham cię”. Dziewczyna po tych słowach odwróciła się do mnie i wtuliła we mnie. Jak ja ją kocham. Nie wiem czemu los postawił na mojej drodze akurat ją? Przecież mógł kogoś innego, dziewczynę z dobrego domu, wykształconą… Jednak wybrali tą zwykłą dziewczynę zarabiającą w sposób bardzo ciężki, bolesny i trudny, nie mówiąc już o tym jak bardzo wstydliwy. Nie robiła tego specjalnie, była zmuszona. Na koniec tego spotkało ją coś okropnego dla każdej kobiety i dziewczyny, gwałt. Zaszła w ciążę z gwałcicielem i podjęła się urodzenia dziecka. Nie boi się przeszkód. Czemu to akurat ją, Laurę Marano, zwyczajną można powiedzieć prostytutkę. Mimo wszystko, pokochałem ją. Bardzo. Najpierw była mi bliska i czułem się przy niej inaczej, teraz zwyczajnie będziemy mieć dziecko, co z tego że to nie moje dziecko? Ja je wychowam i ja będę jego jednym z prawnych opiekunów. Wiem o tym że Ono będzie traktować mnie jak ojca a ja je jak moje własne ciężko zrobione dziecko. To śmiesznie brzmi ale lubię tak porównywać. Jest już piąty miesiąc od kąt znam Lau i ona jest w ciąży. Kto by pomyślał…

O7. Marca 2015 r. sobota
Jesteśmy właśnie w sklepie, kupowaliśmy jakieś pierdoły bo Laura miała ochotę na coś tam… Staliśmy właśnie przy kasie gdy Laura wydała z siebie głośny okrzyk. Z tego co dało się wywnioskować to chyba rodzi… Ona rodzi?!
-Co jest?!
-To już!
-Co już!- Wiedziałem co już ale nie wierzyłem.
-Gówno człowieku, gówno!!!!-Darła się na cały sklep.-Rodzę! -Zaniosłem ją do samochodu i szybko usiadłem za kierownicą. Do szpitala dostaliśmy się szybko. Biegałem szybko po wózek dla Lau. Ona już ledwo wytrzymywała. Usiadła na wózku i jakoś dojechaliśmy na porodówkę. Weszliśmy na salę i zaczęło się. Czy rozwarcie jest odpowiednie i czy może rodzić. Laura oddychała i parła na przemian. Czasem i ja parłem, może jej tym pomogę? Nie? W ostatnich minutach Laura już płakała.
-Jeszcze trochę, jeszcze raz.-Mówiłem głaskając ją po głowie. Dziewczyna ostatni raz prała. Wyszło, całe i zdrowe. Po Sali rozniósł się płacz dziecka. Ja i Laura uśmiechnęliśmy się do siebie. Zabrali Lau na mycie zresztą jak dziecko. Pozwolili mi wejść do Sali Laury. Była sama z Kin. –Jak się czujesz?
-Dobrze, patrz. Jaka ona słodka.-Powiedziała Laura głaskając po główce Kin.
-Bardzo, ma twoje oczy i włosy. Ogólnie jest do ciebie podobna.-Mówiłem patrząc na małą.
-Przykro mi że nie mogę powiedzieć że jest też podobna do ciebie.-Powiedziała smutna Lau.
-Przerabialiśmy to już.-Zerknąłem na karteczkę na rączce Kin.- Czemu tu pisze Kin Rydel Marano? Siostro! Proszę przynieść metryczkę z napisem Kin Rydel Lynch!- Rozkazałem. Po chwili pielęgniarka nałożyła na rączkę małej metryczkę.
-Teraz jest twoją córką.-Powiedziała zadowolona Lau. Przytuleni patrzyliśmy na dziecko. Jak fajnie że teraz będzie nas więcej.
05. lipca 2015 r. niedziela
Dziś jest rozprawa sądowa. Niestety sędzia kazał zabrać Kin.
-Gotowy Rossy?- Zapytała mnie Lau chowając pieluszki i mleko do wózka.
-Tak, możemy jechać.-Wszyscy wpakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do sądu. Na korytarzu oczywiście Laura jeszcze musiała usypiać małą bo się obudziła.
-Ross, podaj mi gryzak z torby.-Poprosiła mnie Lau. Wyjąłem różowe, gumowe urządzenie i podałem Lau. Musiała dać je małej bo zęby jej wychodzą.
-Proszę, wchodzimy.-Powiedział nasz adwokat. Weszliśmy na salę całą gromadą i zajęliśmy miejsca na ławkach. Victor siedział ze swoim adwokatem na ławie oskarżonych. Patrzył na nas takim dziwnym wzrokiem. Objąłem Lau żeby dodać jej otuchy.
-Przypomnij mi że mam nie zakładać jeszcze szpilek.-Powiedziała mi Lau ze śmiechem.
-Nie ma sprawy. –Po chwili na salę weszło więcej dziewcząt mniej więcej w wieku moim i Lau. Po chwili weszła jedna starsza.
-My spotkamy się na rozwodzie.-Powiedziała do Victora i usiadła za nami. Pewnie to jego żona. Po chwili na salę wszedł sędzia. Wszystkie młode dziewczyny zeznawały na korzyść mnie i Lau. Żona Victora też. Victor ma odebrane prawa rodzicielskie do Kin i zakaz zbliżania do nas i naszej córki, pięćdziesiąt lad w więzieniu zawieszone na trzy lata oraz dozór kuratora. Ma płacić alimenty. Czyli nam się udało. Wygraliśmy! I kto by pomyślał że tak to się wszystko potoczy…
Po nie całych dwóch miesiącach odbyły się chrzciny połączone ze ślubem Rossa i Lau. Po dwóch latach urodził im się synek. Ross nie odrzucił przez to Kin. Mała wie że Ross nie jest jej ojcem biologicznym ale twierdzi że pokrewieństwo się nie liczy. Laura choć przez długi czas po ślubie była zrażona do współżycia w końcu sama wykonała pierwszy krok. Tak dalej potoczyły się ich losy.