wtorek, 8 lipca 2014

Number 12.

Autor: Katarzyna Struska

Blog: www.ross-i-laura.blog.pl

Nick: kasiulka33311

Opowiadanie jest wzruszające, piękne i w ogóle. Nie będę ględzić, zapraszam do czytania ;)
PS. DO ALI W : NIC OD CIEBIE NIE DOSTAŁAM, KOCHANA :c JEŚLI WYŚLESZ JESZCZE RAZ, TO MOGĘ ONE-SHOTA WSTAWIĆ NAWET JUTRO ;)



05. Lipca 2014 r. sobota
„Oczami Rossa”
Wracałem z imprezy na którą wyciągnął mnie mój przyjaciel. Było ciemno a ulice po których się przemieszczałem oświetlały jedynie latarnie i szyldy klubów oraz sklepów. Jak na LA było naprawdę cicho, tak mi się bynajmniej wydawało do póki nie byłam w pobliżu domu publicznego. Rozchodził się głośny płacz ze schodów. Pierwszy raz  nie okrzyki erotyczne. Podszedłem do schodów klubu i ujrzałem dziewczynę, na oko mogła być w moim wieku, brunetka w krótkiej wyzywającej sukience która była brudna i podarta, jedno ramiączko były zwyczajnie zerwane a rozpierak z boku ciągnął się aż do piersi gdyż ktoś musiał go rozerwać. Fabrycznie był z pewnością nie duży, zważając na to ze kiecka była serio krótka. Dziewczyna mimo to że głowę miała schowaną między kolanami miała widocznie bardzo mocny makijaż który był rozmazany. Ona płakała, bardzo. Kiedy tylko zbliżyłem się do schodów płacz stał się spazmatyczny i dało wyczuć się w nim strach.
-Spokojnie, nic ci nie zrobię.-Starałem się ją uspokoić. Uklęknąłem przy niej i podniosłem delikatnie jej podbródek. Zobaczyłem w tedy że dziewczyna ma bardzo duże brązowe oczy które są załzawione a jej makijaż serio była bardzo ostry i strasznie rozmazany. Mimo to moją uwagę przyciągnął siny policzek.-Nie bój się mnie. Zabiorę cię teraz do mnie do domu. Wymyjesz się, uspokoisz, zjesz, dam ci piżamę i świeżą bieliznę oraz jakąś piżamę. Wyśpisz się a rano wszystko masz mi opowiedzieć. –Dziewczyna pokiwała głową.-Wstaniesz?- Zapytałem ją podając jej rękę. Wstała ale nie zrobiła nawet kroku. Wziąłem ją na ręce. Ona wtuliła się we mnie i zamknęłam oczy. Wydaje mi się że wąchała moje perfumy. Dałem jej moją marynarką. Mój dom był tylko przecznicę dalej więc szybko tam doszliśmy. Posadziłem ją u mnie w pokoju. Zamknąłem drzwi i poszedłem do łazienki mojej siostry Delly. Zabrałem z niej płyn do demakijażu, waciki, patyczki, szampon i żel pod prysznic dla dziewczyn a z suszarki an pranie zabrałem dwa świeże ręczniki. Wszedłem do pokoju i zamknąłem go na klucz. Zasłoniłem rolety i podszedłem do dziewczyny.-Zmyje ci makijaż.-Nalałem trochę płynu na wacik i delikatnie zmywałem jej makijaż. Co jakiś czas brałem nowe waciki. Kiedy już była zmyta lekko wyczyściłem jej oczy od tuszu. Miała jeszcze zacieki. Dobrze że zabrałem patyczki… Przemyłem jej twarz wodą. Wyjąłem z biurka maść i delikatnie posmarowałem jej siny policzek.-Dojdziesz do łazienki?- Dziewczyna pokiwała szybko głową. Zabrała ode mnie rzeczy i bardzo powoli sunęła się do łazienki. Dałem jej komplet bielizny który miałem dać Dells na urodziny ale cóż, kupię jej coś innego. Po nie całej godzinie dziewczyna wyszła z łazienki ubrana w piżamę i bieliznę którą jej dałem. Na głowie miała ręcznik a pod pachą niosła wszystkie rzeczy. Nadal szła powoli i delikatnie. Miałem wrażenie że boli ją coś w miejscu intymnym ale nie zapytam chyba.- Daj rzeczy.-Dziewczyna dała mi wszystko co miała. Poskładałem to i odłożyłem na komodę. Podszedłem do łóżka gdzie dziewczyna siedziała.-Jak masz na imię?- Zapytałem kucając koło niej.
-L..Laura.-Powiedziała nie pewnie. Uśmiechnąłem się do niej.
-Ja jestem Ross. Wiem że kobiet o wiem się nie pyta ale ile masz lat?
-Rocznikowo 19.-Powiedziała tym samy tonem.
-Widzisz, jesteś w moim wieku.-Uśmiechnąłem się do niej.-Teraz powiedz mi co się stało.
-Nie, nic naprawdę. Poza tym… wstyd mi mówić.-Powiedziała już tonem bardziej pewnym ale za to płaczliwym.
-Spokojnie, nie wstydź się.
-No… no dobrze. Bo… mnie zgwałcili. Bardzo… bardzo boleśnie.-Mówiła już tym razem ze łzami w oczach.-Normalnie to jestem do tego przyzwyczajona bo w końcu… -Tu się zacięła.-Wstyd mi mówić ale ja jestem prostytutką.-Wybuchła płaczem.-Nikt nie chciał mnie do pracy. Moi rodzice umarli trzy lata temu, rodzica nie chciała mieć ze mną kontaktu a siostra znalazła gacha i siedzi z nim gdzieś w Australii. Pewnego dnia spotkałam na ulicy Victora. Mówił że rozumie moją sytuację i że mi pomoże. Powiedział że pozwoli mi pracować w swoim biurze matrymonialnym. Miałam być tam jako sekretarka. Jak się okazało praca tam była dla mnie inna. Kiedy chciałam odejść groził mi… mówił że mnie zabije albo zgwałci. Bałam się. Miałam w tedy tylko 15 lat. Zgodziłam się. Nie miałam wyjścia. Na samym początku tańczyłam tam tylko, potem byłam do tego żeby towarzyszyć na różnych spotkaniach czy czymś, na koniec kiedy stwierdził że jestem gotowa miałam już klientów. Co prawda tylko do 30 lat mogli być u mnie. Niektórzy widząc mnie litowali i płacili mi za nic, drudzy z kolei nie płacili ale mnie oszczędzali. Jednak na dzień musiałam przyjąć co najmniej 10 facetów. A z nich może tylko trzech się litowało. Ale nie zawsze. Nigdy nie sprawiało to przyjemności a wręcz obrzydzało. Jednak wczoraj znalazłam dobre ogłoszenie pracy. Miałam trochę dołożone. Postanowiłam że kupie mieszkanie i w ogóle ale on kiedy się dowiedział że chcę odejść zgwałcił mnie i okradł. Teraz nie mam nic. Jestem sama, bez nikogo. Jak zobaczyłam że idziesz myślałam że idzie zwyczajny klient. Ty mi pomogłeś. Dziękuję.-Powiedziała płacząc. Ta historia była naprawdę okropna, ale nie wyrzucę jej.
-Nie ma sprawy. Przecież jesteś dziewczyną, zachował bym się tak w stosunku do każdego.-Powiedziałem delikatnie się uśmiechając. Dziewczyna zaczęłam mi się przyglądać.
-Ja, ja cię skądś znam. Ty, ty jesteś Ross Lynch! Ten z R5.-Powiedziała jakby coś nagle ją olśniło.
-Tak.-Uśmiechnąłem się.
-Przepraszam że sprawiam wam kłopot, znikam zaraz rano.
-Nigdzie cię nie puszczę! Pomogę ci! Będziesz z nami mieszkać do kiedy będzie to potrzebne. Na razie musisz dojść do siebie.
-Nie, nie będę się narzucać.
-Nie narzucasz, Laura, nie jesteś już sama. Masz mnie.-Powiedziałem patrząc jej prosto w oczy. Ona przytuliła mnie.
-Dziękuję, za wszystko. Pierwszy raz nie boję się być przy mężczyźnie.-Powiedziała bardziej się we mnie wtulając. Przytuliłem ją do siebie.
-Nic ci nigdy nie zrobię. Pamiętaj. Teraz idź spać.-Powiedziałam kładąc ją delikatnie na łóżko.
-Położysz się ze mną?
-Pewnie.-Położyłem się koło niej i przytuliłem. Długo nie mogłem usnąć bo myślałem o tym wszystkim. Pomogę jej. Potrzebuje tego. Ta dziewczyna jest sama, widać że nie chciała iść tą drogą
06. Lipca 2014 r. niedziela
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Kurde i co ja teraz zrobię.
-Ross, widziałeś gdzieś moje rzeczy?!-Uff, to Rydel. Szturchnąłem delikatnie Laurę żeby się obudziła.
-Co jest?- Zapytała zaspana.
-Moja siostra, jej możemy zaufać.
-Dobrze. Wpuść ją.-Wstałem z łóżka i otworzyłem jej.
-Nic nie mówisz na razie rodzicom i chłopakom! To nie jest moja dziewczyna, zaraz ci wszystko wytłumaczę.- Wyprzedziłem wszystkie jej pytania.
-Jestem Rydel, a ty?- Zapytała moja siostra siadając na łóżku.
-Laura. Teraz słuchaj mnie.-Laurze znów łzy zebrały się pod powiekami. Kiedy zaczęła opowiadać popłakała się. W końcu skończyła.
-Jejku, Laura… ja nawet nie myślałabym że tym masz taką historię za sobą. Nie martw się nie powiem nikomu. Mam nadzieje że wiesz że tu zamieszkasz, pomożemy ci we wszystkim.
-Wiem, Ross mi już to powiedział.-Powiedziała patrząc na mnie z wdzięcznością.
-Dam ci moje ubrania,  potem podjedziemy do centrum i kupię ci coś fajnego. Ross będzie nosił nam torby.-Laura od razu się zaśmiała.-Poczekaj, zaraz ci przyniosę ubrania.-Rydel wyszła i po chwili przyniosła Lau jeansy- rurki, fioletową bokserkę, sweterek ecru i czarne balerinki. Dobrała jej do tego jakiś naszyjnik i kolczyki. Potem dała Lau tusz do rzęs i podkład. Dziewczyna ubrała się i pomalowała. Rydel rozczesała jej włosy i z kilku pasem loków zrobiła jej opaskę. Lau wyglądała ślicznie.-Teraz zejdziemy na dół. Opowiemy wszystkim co i jak.
-Dobrze.-Laura nadal ledwo się ruszała, ale zeszła na dół.
-Cześć Ross, Rydel i…- Zacięła się mama widząc Lau.
-Dzień dobry. Jestem Laura i zaraz pani wszystko wytłumaczymy.-Laura doszła powoli na kanapę i usiadła koło mojej mamy. Zaczęła jej wszystko opowiadać. W końcu mama i Lau się poryczały.
-Mamo, Laura będzie mieszkała z nami.-Powiedziałem jej.
-No pewnie że tak, nie ma mowy że nie.-Powiedziała moja mama.-Poczekaj tu Lauro, przyniosę ci coś do jedzenia.- Mama zniknęła w drzwiach do kuchni, a w salonie pojawiło się stano słoni. Czyli moich trzech braci i Ellington. Nie mówiliśmy im wszystkiego. W zasadzie nic im nie powiedzieliśmy. Moja mama dała Laurze kanapki i herbatę. My również zjedliśmy. Po śniadaniu mama dała nam pieniądze i razem z Rydel zabraliśmy ją na zakupy. Kupiliśmy jej cztery sukienki, pięć par spodni z tego jedne były różowe, dziesięć bokserek, sześć bluzek z krótkim rękawem, dwie z długim, trzy swetry, dwie bluzy, dwie pary trampek, dwie pary balerinek, jedne sandały i botki. Wiadomo że kupiliśmy też bieliznę i kosmetyki oraz piżamę. Obładowani zakupami poszliśmy do samochodu. Mieliśmy jeszcze iść coś zjeść ale Laura zobaczyła kogoś i schowała się za mnie.
-To on, to Victor.-Powiedziała ze łzami wystraszona.
-Nie bój się, chodź.-Złapałem ją za rękę i poszliśmy do baru sałatkowego. Zamówiliśmy sałatki i usiedliśmy przy stoliku. Jedliśmy, jednak tą czynność przerwał nam czyjś głos.
-Widzę że znalazłaś sobie nowego klienta, a ta to koleżanka po fachu?- Zapytał z tego co można się spodziewać ten Victor. Zdenerwowało mnie to więc mu przyjebałem.
-Odwal się od niej zboczeńcu. Nie jest już pod twoją władzą.-Powiedziałem zły.-I nie obrażaj ani mojej siostry ani dziewczyny.-Chciałem obronić Lau więc musiałem coś powiedzieć.
-Uuu, dziewczyny. Dobrze robi loda no nie? Żaden klient się nie skarżył.-Teraz to mnie na Maksa zdenerwował. Tak mu przywaliłem że się wywalił i chyba złamałem mu nos.
-Powiedziałem coś, Laura jest człowiekiem, nie jestem z nią dla tego. Chodźcie.-Powiedziałem do dziewczyn. Laura przytuliła się do mnie. Płakała, znowu.
-Dziękuje.-Wyszeptała. Pojechaliśmy do domu. Laura od razu zamknęła się w pokoju. Pobiegłem do niej.
-Nie płacz Lau.-Wyszeptałem tuląc ją.- On już się nie skrzywdzi. Jak jesteś przy mnie jesteś bezpieczna.-Mówiłem głaskając ją po głowie i tuląc.-Będzie dobrze. Spokojnie.
-Nic nie będzie dobrze! Czuje wstręt, do siebie, do swojego ciała. Czuję to, każdy dotyk, każdy ból, wszystko co musiałam przeżywać z tymi pieprzonymi dziwkarzami.- Ona musiała naprawdę cierpieć, ale ja już jej nie pozwolę cierpieć, nigdy. Tuliłem ją do siebie i głaskałem po głowie.
-Tego już nie będzie, i nie ma. Tu jesteś bezpieczna. Zawsze będę przy tobie. Jesteś moją jedyną przyjaciółką.-Starałem się ją jakoś pocieszyć, serio mi na niej zależy.-Dla mnie jesteś najpiękniejsza.
-Dziękuję Ross, ale ty przecież znajdziesz sobie kiedyś dziewczynę, a ja? Ja zostanę sama. Jesteś młody nie możesz myśleć o mnie.
-Laura, ale teraz ty jesteś i będziesz dla mnie najważniejsza! Rozumiesz? Kiedy jestem przy tobie czuję się inaczej, zrozum. Może jeszcze nie teraz ale kiedyś będziemy razem.-Powiedziałem patrząc jej w oczy.
-Dobra, mam dość płakania. Dawno już tak nie płakałam. Idę się myć i spać.-Powiedziała wstając z łóżka zabierając pod rdze rzeczy poszła do łazienki. Ja myłem się dziś u rodziców. W piżamę położyłem się na łóżku. Laura też przyszła i położyła się koło mnie. Przytuliła się do mnie. Bardzo lubię gdy to robi. Również ją przytuliłem. Usnęliśmy. Jednak w nocy obudził mnie dźwięk drzwi i głos mamy.
-Patrz jakie to słodkie Mark-Powiedziała do taty.
-Bardzo, mimo jej przeszłości uważam że jest porządna, mogli by być razem.-Powiedział tata. Drzwi się zamknęły. Serio, planowanie mojego związku? Nie dawno mówiłem że takie dziewczyny są głupie, ale teraz widzę że one nie zawsze chcą takiego życia. Większość jest zwyczajnie zmuszona jak Laura. Robiła na tego skurwiela a i tak ją zgwałcił.
30 lipca 2014 r. środa.
Dziś mamy koncert. Gramy na arenie w LA. Martwi mnie stan zdrowia Laury, ostatnio wymiotuje. Często. Boli ją głowa i brzuch. Byliśmy ostatnio w takim barze mlecznym, może dali jej nie świeże mleko? Siedzimy aktualnie za kulisami naszej wielkiej sceny. Rozgrzewamy się. Laura gada z Rydel o czymś. Laura przez ten krótki odcinek czasu stała mi się bliska  powiedzieć wam coś? Jesteśmy razem! Kocham ją a ona mnie. Jak poprawiło jej się po gwałcie to teraz się zatruła. Ta to ma dzikie szczęście. Współczuje jej. Moja biedna Laurka.
-Ross, wychodzimy.-Poinformował mnie Riker.
-Ok, pójdę tylko zapytać jak czuje się Lau.-Podbiegłem szybko do Laury żeby zapytać jak się czuje.-Lepiej ci?
-Tak, lepiej. Emm… Ross, później ci coś powiem.
-Dobrze, teraz lecę.-Pocałowałem ją jeszcze i pobiegłem na scenę.
-Siema LA!- Krzyknąłem stojąc przy mikrofonie.- Na początek skoro jest ciepło a z ciepłem kojarzy mi się Best Day of my life, nasz nowy cover śpiewamy!- Zaczęliśmy grać. Koncert trwał około dwóch godzin. Byłem zadowolony z tego koncertu. Zakończył się tak jak już mówiłem. Podszedłem do Lau.
-Co chciałaś mi powiedzieć?- Zapytałem siadając koło niej oraz biorą butelkę wody.
-W sumie to już nic. Idę z Rydel… na zakupy!- Powiedziała po chwili zastanowienia.-Pa kochanie.-Dała mi buziaka w policzek i poszła z Rydel. Dosiadł się do mnie Riker.
-Czemu dziewczyny poszły?- Zapytał pijąc pepsi.
-Za zakupy. Riker, mam pytanie. Czy jeśli Lau została… no wiesz.
-Wiem o jej przeszłości. Do puenty
-Czy mogła zajść w ciążę?- Zapytałem lekko zestresowany.
-Jeśli gwałcił ją bez prezerwatywy, nie koniecznie po gwałcie mogła zajść.
-Do burdelu wchodzi się z zabezpieczeniem.-Powiedziałem do Rikera.- I to by się zgadzało, bóle głowy i zawroty, wymioty, zmiana nastroju, senność, jedzenie wszystkiego co popadnie. Ona musi być w ciąży!- Wykrzyknąłem. W końcu pojechaliśmy po dziewczyny i do domu. Laura chodziła zdenerwowana. Bała się czegoś, coś ukrywała. –Lau, chodź do pokoju.-Złapałem ją za rękę Weszliśmy do pokoju.
-Muszę ci coś powiedzieć.-Powiedzieliśmy w tym samy czasie.
-Ty pierwsza.-Powiedziałem tym razem sam.
-Bo ja… nie wiem jak ci to… kurde, ty mnie teraz zostawisz.-Dziewczyna się rozpłakała. Przytuliłem ją.
-Mów, nie zostawię.
-Jestem w ciąży-  Znów wybuchła płaczem. Tuliłem ją do siebie.
-Cii, nie płacz. To tylko ciąża. Pomogę ci.
-Ale to nie twoje dziecko.
-Moje czy nie ale je z tobą wychowam! Nie zostawię cię samej kochanie.-Laura płakała tak długo a ja ją kołysałem. W końcu mi usnęła. No nic… Położyłem ją spać a sam poszedłem na dół. Usiadłem w śród mojego rodzeństwa.
-Lau, jest w ciąży.-Powiedziałem cicho.
-To wspaniale.-Powiedziała uradowana Rydel.
-Ja bym się zastanowił na twoim miejscu. Chcesz wychowywać nie swoje dziecko?- Zapytał Rocky -Może je mieć tak naprawdę z kimkolwiek. Zastanów się stary czy chcesz w to wchodzić.
-Jak ty w ogóle możesz tak mówić? Przecież ją kocham, nie interesuje mnie to. Będę z nią i wychowam to dziecko, nie interesuje mnie to czyje ono jest!- Wykrzyknąłem.
-Ross ma rację.-Powiedział Riker.- Przecież dziecko nie jest niczemu winne, Laura też.
-Sorry stary ale też tak uważam.-Powiedział Ratliff.
-Ja idę do Lau.-Poszedłem do łazienki się wykąpać i wszedłem do pokoju. Lau nie spała.-Laura wiesz że musisz po porodzie zrobić badania na ojcostwo?
-Jak zmusisz do tego Victora?- Zapytała Laura.-Jeszcze ja pójdę siedzieć za prostytucję.
-Daj spokój Lau, nigdzie nie pójdziesz siedzieć. Musisz go posłać do sądu. Nie zostawimy tego tak. Ty winna nie będziesz. Zrozum, wychowamy razem dziecko, bardzo się cieszę że zostanę ojcem ale nie mogę pozwolić żeby ten oszust dalej krzywdził innych.
-Masz rację.-Położyliśmy się na łóżku. Delikatnie podwinąłem bluzkę Lau i dotknąłem jej brzucha. Dziewczyna uśmiechnęła się.- Będziesz wspaniałym ojcem. Ciekawe czy to chłopiec czy dziewczynka.
-Mama mówi że takie objawy miała tylko jak była w ciąże ze mną. Ale to nic nie znaczy że będzie chłopiec.
-Jak byłby to chłopiec to damy mu na imię Jimi, a jak byłaby to dziewczynka do Kin.
-Bardzo ładnie.- Powiedziałem uśmiechając się do niej. Przybliżyłem usta do brzucha Lau i pocałowałem go.- Tatuś i mamusia bardzo cię kochają.-Laura tylko się uśmiechnęła. Pocałowałem ją w usta.
-Bardzo cię kochamy.-Powiedziała między pocałunkiem.-A mamusia bardzo kocha tatusia.
-A tatuś mamusię.-Znów się pocałowaliśmy. W końcu udało nam się usnąć. Cieszę się z powodu ciąży Laury. Będzie na pewno miło mieć małe dziecko w domu. Kupię oczywiście podręcznik dla dobrego taty ale podobno i tak nim będę. Inny na pewno by ją zostawił, dla mnie będzie to moje dziecko, niczyje inne. Nie potrzeba mi innego.
15 listopada 2014 r. sobota
Dziś idziemy z Lau do lekarza, poznamy płeć dziecka.
-Ross, gotowy?- Zapytała Lau stojąc w przed pokoju. Miała na sobie jasne rurki, jak one na nią weszły? Czarne balerinki a pod zielonym płaszczem kryła się szara bluzka z długim rękawem z napisem „I’am superstar”. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. W przychodni od razu weszliśmy do gabinetu doktor Mirandy.
-Pani Laura i pan Ross, zapraszam. –Laura położyła się na fotelu. Zaczęło się badanie. -Patrzcie tu jest główka.-Pokazała nam na monitorze. Potem włączyła bicie serduszka. To dziecko już Gugało. Znaczy no… Laura w końcu zeszła z fotela i mogliśmy się wszystkiego dowiedzieć.-Dziecko jest zdrowe, jak na twoje przeżycia to jestem w szoku. A płeć znać chcecie?
-Pewnie że tak.
-No to jest to dziewczynka.-Powiedziała uśmiechnięta.
-Kin.-Powiedziała patrząc na mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Wyszliśmy z gabinetu i wróciliśmy do domu. Laura poszła do pokoju się położyć a ja włączyłem telewizor. W salonie dziwnym trafem jak nie ma Lau zjawia się Rocky.
-Hej młody.
-Hej, czemu zawsze się pojawiasz jak Lau nie ma w pobliżu? -Zapytałem zaciekawiony jego odpowiedzią.
-Nie przepadam za nią. Puszczała się i mi to wystarczy.
-Zadajesz sobie sprawę z tego że ona nie chciała? To nie była jej wina.
-Powiedz prawdę Ross, jesteś z nią tylko dlatego że jest dobra w łóżku albo chcesz mieć zabezpieczenie na przyszłość.
-Ja ją kocham! Nie interesuje mnie to w czym jest dobra, tym bardziej że nadal jestem prawiczkiem!-Rocky ostro mnie tym zdenerwował.
-Tatuś prawiczek…- Powiedział pod nosem Rocky. Przywaliłem mu w nos i poszedłem do pokoju. Laura płakała.
-Co jest skarbie?- Zapytałem wystraszony i zmartwiony jej wybuchem płaczu.
-Bo… słyszałam waszą rozmowę z Rockim. On mnie nie lubi. Może lepiej będzie jak…- Przerwałem jej pocałunkiem.
-Nie będzie lepiej jak się wyprowadzisz. Wychowamy razem to dziecko.-Przytuliłem ją. Za jakąs godzinę w pokoju zjawił się Rocky.
-Przyszyły jakieś badania do Lau. Przepraszam cię. Gadałem z mamą i wiem że nie powinienem cię tak oceniać.-Powiedział ze skruchą do Lau wręczając jej kopertę.
-Nic się nie stało Rocky.- Brunetka miło się do niego uśmiechnęła i wzięła kopertę. To pewnie wyniki badań na ojcostwo. Jakoś pobrałem DNA Victoria i nam się udało. Zapomniałem powiedzieć wcześniej. Jakoś pobraliśmy z płodu DNA Kin i wiemy wszystko. Lau dała mi kopertę żebym czytał. Zacząłem na głos.
-Wynik wskazuje że pan Victor Dronel jest ojcem dziecka prawdopodobieństwo wynosi 99,99%-Tak zawsze podawane jest prawdopodobieństwo.
-I co teraz?- Zapytała załamana Laura.
-Załatwimy ugodowo, wyrzeka się praw do dziecka i płaci na nie. –Powiedziałem pewnie.
-Jesteś pewny że się zgodzi?- Zapytała zmartwiona.
-Pewnie że tak. Jak nie to załatwimy to sądownie.-Przytuliłem Lau, dziewczyna wtuliła się we mnie i w końcu zasnęła. Przebrałem ją tylko w piżamę i położyłem spać. Ja poszedłem jeszcze do Rydel. Zapukałem do drzwi jej pokoju. Usłyszałem ciche „proszę”.- Hej Rydel, to ja.-Powiedziałem wchodząc do pokoju.
-Hej braciszku, co jest?- Usiadłem na łóżku Rydel i popatrzyłem tępo w ziemię.
-Boję się…
-Czego?- Zapytała nie wiedząc o co chodzi.
-Ojcostwa, co jeśli zawiodę Lau? Co jeśli nie podołam?- Pytań mogło by być więcej ale każde miało by ten sam sens.
-Na pewno, w wieku dwóch lat potrafiłeś zająć się Rylandem. Na pewno dasz sobie radę. Wierzę w ciebie.-Pocieszyła mnie Rydel.
-Rydel, mam pytanie. Czy chciałabyś zostać chrzestną Kin?- Zapytałem nie pewnie.
-Oczywiście. Był by to dla mnie zaszczyt.-Powiedziała uradowana. Przytuliłem moją siostrę i poszedłem do Lau. Spała tak słodko. Poszedłem się wymyć i wskoczyłem pod kołdrę koło niej. Przytuliłem ją i wyszeptałem do ucha: „Kocham cię”. Dziewczyna po tych słowach odwróciła się do mnie i wtuliła we mnie. Jak ja ją kocham. Nie wiem czemu los postawił na mojej drodze akurat ją? Przecież mógł kogoś innego, dziewczynę z dobrego domu, wykształconą… Jednak wybrali tą zwykłą dziewczynę zarabiającą w sposób bardzo ciężki, bolesny i trudny, nie mówiąc już o tym jak bardzo wstydliwy. Nie robiła tego specjalnie, była zmuszona. Na koniec tego spotkało ją coś okropnego dla każdej kobiety i dziewczyny, gwałt. Zaszła w ciążę z gwałcicielem i podjęła się urodzenia dziecka. Nie boi się przeszkód. Czemu to akurat ją, Laurę Marano, zwyczajną można powiedzieć prostytutkę. Mimo wszystko, pokochałem ją. Bardzo. Najpierw była mi bliska i czułem się przy niej inaczej, teraz zwyczajnie będziemy mieć dziecko, co z tego że to nie moje dziecko? Ja je wychowam i ja będę jego jednym z prawnych opiekunów. Wiem o tym że Ono będzie traktować mnie jak ojca a ja je jak moje własne ciężko zrobione dziecko. To śmiesznie brzmi ale lubię tak porównywać. Jest już piąty miesiąc od kąt znam Lau i ona jest w ciąży. Kto by pomyślał…

O7. Marca 2015 r. sobota
Jesteśmy właśnie w sklepie, kupowaliśmy jakieś pierdoły bo Laura miała ochotę na coś tam… Staliśmy właśnie przy kasie gdy Laura wydała z siebie głośny okrzyk. Z tego co dało się wywnioskować to chyba rodzi… Ona rodzi?!
-Co jest?!
-To już!
-Co już!- Wiedziałem co już ale nie wierzyłem.
-Gówno człowieku, gówno!!!!-Darła się na cały sklep.-Rodzę! -Zaniosłem ją do samochodu i szybko usiadłem za kierownicą. Do szpitala dostaliśmy się szybko. Biegałem szybko po wózek dla Lau. Ona już ledwo wytrzymywała. Usiadła na wózku i jakoś dojechaliśmy na porodówkę. Weszliśmy na salę i zaczęło się. Czy rozwarcie jest odpowiednie i czy może rodzić. Laura oddychała i parła na przemian. Czasem i ja parłem, może jej tym pomogę? Nie? W ostatnich minutach Laura już płakała.
-Jeszcze trochę, jeszcze raz.-Mówiłem głaskając ją po głowie. Dziewczyna ostatni raz prała. Wyszło, całe i zdrowe. Po Sali rozniósł się płacz dziecka. Ja i Laura uśmiechnęliśmy się do siebie. Zabrali Lau na mycie zresztą jak dziecko. Pozwolili mi wejść do Sali Laury. Była sama z Kin. –Jak się czujesz?
-Dobrze, patrz. Jaka ona słodka.-Powiedziała Laura głaskając po główce Kin.
-Bardzo, ma twoje oczy i włosy. Ogólnie jest do ciebie podobna.-Mówiłem patrząc na małą.
-Przykro mi że nie mogę powiedzieć że jest też podobna do ciebie.-Powiedziała smutna Lau.
-Przerabialiśmy to już.-Zerknąłem na karteczkę na rączce Kin.- Czemu tu pisze Kin Rydel Marano? Siostro! Proszę przynieść metryczkę z napisem Kin Rydel Lynch!- Rozkazałem. Po chwili pielęgniarka nałożyła na rączkę małej metryczkę.
-Teraz jest twoją córką.-Powiedziała zadowolona Lau. Przytuleni patrzyliśmy na dziecko. Jak fajnie że teraz będzie nas więcej.
05. lipca 2015 r. niedziela
Dziś jest rozprawa sądowa. Niestety sędzia kazał zabrać Kin.
-Gotowy Rossy?- Zapytała mnie Lau chowając pieluszki i mleko do wózka.
-Tak, możemy jechać.-Wszyscy wpakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do sądu. Na korytarzu oczywiście Laura jeszcze musiała usypiać małą bo się obudziła.
-Ross, podaj mi gryzak z torby.-Poprosiła mnie Lau. Wyjąłem różowe, gumowe urządzenie i podałem Lau. Musiała dać je małej bo zęby jej wychodzą.
-Proszę, wchodzimy.-Powiedział nasz adwokat. Weszliśmy na salę całą gromadą i zajęliśmy miejsca na ławkach. Victor siedział ze swoim adwokatem na ławie oskarżonych. Patrzył na nas takim dziwnym wzrokiem. Objąłem Lau żeby dodać jej otuchy.
-Przypomnij mi że mam nie zakładać jeszcze szpilek.-Powiedziała mi Lau ze śmiechem.
-Nie ma sprawy. –Po chwili na salę weszło więcej dziewcząt mniej więcej w wieku moim i Lau. Po chwili weszła jedna starsza.
-My spotkamy się na rozwodzie.-Powiedziała do Victora i usiadła za nami. Pewnie to jego żona. Po chwili na salę wszedł sędzia. Wszystkie młode dziewczyny zeznawały na korzyść mnie i Lau. Żona Victora też. Victor ma odebrane prawa rodzicielskie do Kin i zakaz zbliżania do nas i naszej córki, pięćdziesiąt lad w więzieniu zawieszone na trzy lata oraz dozór kuratora. Ma płacić alimenty. Czyli nam się udało. Wygraliśmy! I kto by pomyślał że tak to się wszystko potoczy…
Po nie całych dwóch miesiącach odbyły się chrzciny połączone ze ślubem Rossa i Lau. Po dwóch latach urodził im się synek. Ross nie odrzucił przez to Kin. Mała wie że Ross nie jest jej ojcem biologicznym ale twierdzi że pokrewieństwo się nie liczy. Laura choć przez długi czas po ślubie była zrażona do współżycia w końcu sama wykonała pierwszy krok. Tak dalej potoczyły się ich losy.

5 komentarzy:

  1. Ekstra!!Piękne!!!Kasiu wyszło Ci bombowo!!!Wspaniałe.Co by tu jeszcze dodać? Zarąbiste!!!!<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dziękuje. Wysyłałam dwa, chyba że doszedł tylko jeden, jak coś to wyślę jeszcze drugi. Aa, i zapraszam do mnie na bloga :D

      Usuń
  2. Cudowne ;)
    Odnośnie tego One Shota to nie wiem, czy go przypadkiem nie usunęłam. E tam! Najwyżej napisze inny. Tamten i tak był do chrzanu. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem że kom może późno, ale musiał dodać.
    Kin urodziła się 7 marca aaaaaaaaaa tak jak ja aaaaaaaaaaaaaaaaaa.
    Moja reakcja bezcenna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny! Nie wiedziałam, że można dostać 50 lat więzienia!

    OdpowiedzUsuń