sobota, 24 stycznia 2015

Number 37. "Dwie moce to więcej niż jedna"

Autor : Basia W
Blogi : my-raura-future.blogspot.com


TEMAT - WAMPIRY - WILKOŁAKI. NIE PODOBA SIĘ, NIE CZYTAJ, CHOCIAŻ MOIM ZDANIEM WARTO.


W Halloween, w dwóch rodzinach urodziły się dzieci. W jednej urodziła się córeczka, imię dostała Laura, w drugiej natomiast na świat przyszedł chłopiec, imię nosił Ross. To Halloween, nie było normalne, w to święto, była pełnia. Dzieci dostały moce, ona stała się nieśmiertelnym wilkołakiem, a on stał się nieśmiertelnym wampirem.  Minęło 5 lat, dzieci nie wiedziały jednak o swoich mocach, ich rodzice jednak tak. Nie chcieli nic mówić, ponieważ myśleli, że uda się, że Laura i Ross nie dowiedzą się o swoich mocach. Jednak klątwa głosiła :”W urodziny, które będą podczas pełni, odkryją swoje prawdziwe ja.”  Następne 10 lat minęło szybko. W  15 urodziny, rodzice nastolatków postanowili ich poznać. Zapytacie jak to wyglądało? A więc…
*Laura*
Leżałam u siebie w pokoju. Dzisiaj jest Halloween i moje urodziny… mam poznać jakiegoś chłopaka… szczerze, nie wiem po co?, moje przemyślenia przerwała mama.
-Kochanie, zejdź na dół. Ross i jego rodzice już są.- powiedziała i usiadła na łóżku, obok mnie.- Laura co się dzieje kochana?- spytała
-Mam uczucie, że coś przede mną ukrywacie.- powiedziałam i zobaczyłam na jej twarzy zakłopotanie. 
-Nic nie ukrywamy. Córcia poznaj syna państwa Lynch.- powiedziała i wyciągnęła mnie z pokoju. Zeszłyśmy na dół. W salonie siedziała jakaś pani z jakimś panem, a obok nich taki blondyn. Ta pani podeszła do mnie.
-Witaj! Ty pewnie jesteś Laura. Poznaj Rossa. – powiedziała.
-Dzień dobry. Tak jestem Laura. Miło mi państwa i ciebie poznać.- powiedziałam patrząc na bladego blondyna. 
-Cześć. Też mi miło- powiedział i badał mnie wzrokiem. Wiem, że może nie jestem jakaś piękna, może mam trochę więcej włosów niż inne nastolatki, bardziej wystające uszy, ale bez przesady. On jest blady. Uśmiechnęłam się do niego sztucznie i pokazałam, żeby blondyn poszedł do mnie. Przyszliśmy do mojego pokoju. Usiadł i się głupio uśmiechnął- Laura, tak?- spytał
-Tak, o co chodzi?- powiedziałam troszkę chamskim głosikiem. 
-Masz może krwiste mięso?- spytał, a ja poczułam, że też bym coś zjadła.
-Moi rodzice są wegetarianami. Jedzą tylko warzywa. Ja jem mięso, bez ich wiedzy.- powiedziałam- Jesteś głodny, to chodź.- powiedziałam i wyprowadziłam go na balkon. 
-Po co mnie tu przyprowadziłaś?-spytał z obrażoną miną.
-Musimy zaatakować te kurczaki.- pokazałam mu palcem na malutkie pisklątka biegające po podwórku mojej sąsiadki.
-Ty chyba głupia jesteś. Nie mam zamiaru łapać kurczaków. Ile ty masz lat?- spytał.
-Akurat tak się składa, że dziś kończę 15 lat.- powiedziałam, a na twarzy blondyna pojawił się głupi uśmieszek.
-Ja też kończę dzisiaj 15 lat.- powiedział- Czyli musimy zaatakować te małe kurczaczki?- spytał
-Mhm… szybko biegasz?- spytałam
-Tak, a ty?- zapytał, patrząc w malutkie ptaki latające po podwórku pani Thompson. 
-Także. To teraz.- krzyknęłam i szybko wbiegliśmy na podwórko mojej sąsiadki . Ja zebrałam ze 7 kurczaków ile on to nie wiem. Wróciliśmy do mojego pokoju.
-Wolna to ty nie jesteś.- powiedział uśmiechając się do mnie.
-Ty za to szybki.- powiedziałam i delikatnie złapałam kurczaka. Mieliśmy ich w sumie 17. On złapał 10. Ja się tak nie bawię. Popatrzyłam na te małe pierzaste ptaszki. Ross nie miał dla nich litości… chwila… on zjadł już 5. Zostało 12.-Ty pióra wrąbałeś?- spytałam,  patrząc na chłopaka któremu z buzi wypadały żółte pióra.
-Mhm. Jedz bo jestem głodny!- krzyknął i wziął szóstego. Chwyciłam jednego i połknęłam.
-Ale to dobre. Oddawaj!- krzyknęłam i wzięłam dwa następne.
-Nie będziesz mi tyle jadła! Zjadłaś już trzy i bierzesz czwartego i ostatniego.- krzyknął.
-Ty zjadłeś już 13.- powiedziałam i szybko połknęłam ostatniego.- Było pyszne. Wszystkiego Najlepszego z okazji 15.- przytuliłam go.
-Tobie też.- powiedział i odkleił się ode mnie. 
*Narrator*
Trzy lata minęły w szybkim tempie. W tym czasie nastolatkowie odkryli ukryte uczucia do siebie. Prawdy się nie dowiedzieli. Jednak moce dawały coraz bardziej o sobie znać. Halloweenowa pełnia miała wydarzyć się w ich 19 urodziny. Mieli więc jeszcze rok . Jednak Ross postanowił wyznać uczucia Laurze w ich 18 urodziny…
*Ross*
Dzisiaj muszę powiedzieć Laurze, że ją kocham… a pomyśleć, że nasze pierwsze spotkanie, zaczęło się od jedzenia surowych kurczaków… no nic…później pani Thompson, przychodziła i mówiła, że nie ma kurczaków… ach te wspomnienia. Wybiegłem do Laury. Byłem tam po 5 sekundach, a mieszka na drugim końcu miasta. Zapukałem. Otworzyła mi brunetka. Tak jak zawsze miała te swoje delikatnie wystające uszy, rozczochrane włosy i długie paznokcie.
-Hej!- powiedziałem
-Witaj!- powiedziała i mnie przytuliła
-Wszystkiego naj Lau.- pogłaskałem ją- możemy pogadać na osobności?- spytałem, a brunetka wzięła mnie do swojej piwnicy.
-No to o czym chciałeś pogadać?- spytała patrząc w moje oczy.
-Możesz powiedzieć nie. Ale ja ci muszę powiedzieć. Kocham cię.- powiedziałem i popatrzyłem na dziewczynę, ona stanęła na palcach i złożyła na moich wargach delikatny pocałunek.
-Też cię kocham- powiedziała i popatrzyła w moje oczy, a ja w jej. Zobaczyłem w nich żółte iskierki( wilkołaki podczas pełni mają żółte oczy).
-To zostaniesz moją dziewczyną?-spytałem
-Tak.- powiedziała i mnie pocałowała. 
-Głodny jestem.- wyszeptałem do jej ucha.
-Wiesz ja też. Ale pani Thompson kupiła sobie psa… więc tam nie wejdziemy.- wyszeptała i przegryzła moje ucho. Poczułem mocne ukłucie.
-Co ty kły hodujesz?- spytałem, a ona popatrzyła na mnie jak na byk na czerwoną płachtę.
-A ty to co? Mam cały czas ranę- chciała pokazać, ale ją zatrzymałem.
-Z nami jest coś nie tak.- powiedziałem
-Raptem minutę temu prosiłeś mnie o chodzenie, a teraz już zrywasz?- spytała
-Nie Lau, nie o to chodzi. Chodzi oto, że my nie wyglądamy jak normalni nastolatkowie.- powiedziałem, a brunetka popatrzyła na mnie.
-Co ty sugerujesz?- spytała, przymrużając oczy… nie wiem dlaczego, ale przez chwilę widziałem wilka.- Czemu się na mnie patrzysz?- spytała ponownie.
-Wiesz, ja jestem blady, kocham krwiste mięso, a ty masz zawrotny wzrok i więcej owłosienia na ciele.- powiedziałem, ona popatrzyła na mnie złośliwie.
-Myślisz, że rodzice coś przed nami ukrywają?- dotarła w sedno.
-Tak Laura. Nie wiem dlaczego, ale mam uczucie, jakby ten sekret ukrywał coś, co mogło by nam zagrozić.- wyszeptałem i przytuliłem brunetkę. Ona delikatnie potrzymała się na moim torsie i mnie pocałowała. Pocałunek stawał się coraz odważniejszy. Dziewczyna objęła mnie nogami, a ja trzymałem jej plecy. Zacząłem powoli ściągać jej bluzkę, a ona rozpinać moją koszulę. Wtedy usłyszeliśmy kroki. Dziewczyna odkleiła się ode mnie szybko i chwyciła moją dłoń. Zamknęła oczy i zacisnęła lewą dłoń. Staliśmy w miejscu. Czułem jak ściska moją dłoń, a jednocześnie jej nie widziałem. Do piwnicy weszli nasi rodzice. Staliśmy, oni przeszli obok nas i nie zauważyli że tam właśnie stoimy… w takim razie jesteśmy niewidzialni. Dziewczyna pokazała, żebyśmy podeszli bliżej. Stanęliśmy centralnie za nimi… Laura podniosła zaciśniętą, lewą rękę i zaczęła słuchać. Pokazała mi oczami, żebym zrobił tak samo. Podniosłem więc prawą rękę, zacisnąłem ją jak najmocniej i usłyszałem rozmowę. Brzmiała ona następująco.
-Słuchajcie, mamy poważny problem. Został jeszcze rok i odkryją kim są. Laura jeszcze nie jest gotowa by odkryć to, że jest wilkołakiem, królowo Samanto.- powiedziała mama brunetki, wtedy mój tata włączył się do rozmowy z jakąś babką.
-Wasza wysokość, dlaczego akurat Ross i Laura, oni mają raptem po 18 lat. On jest początkującym wampirem.- powiedział mój ojciec, a Laura pokazała, że mamy wyjść. Wybiegliśmy szybko. Będąc w pokoju brunetki,  Laura usiadła i głośno odetchnęła.
-Jak oni mogli nam tego nie powiedzieć, ja jestem pół nietoperzem!- krzyknąłem, a brunetka położyła się na łóżku.
-Ja jestem pół wilkiem, nie narzekaj.- wyszeptała.- Położysz się obok mnie, czy nie chcesz?- spytała patrząc na mnie tymi oczkami. No cóż zgodziłem się, bo ją kocham. Położyłem się obok niej. Ona się we mnie wtuliła.
-Laura, jak myślisz, czy to dobrze że ja jestem wampirem, a ty wilkołakiem?- spytałem, a ona spojrzała na mnie i wzięła swojego IPada. Wpisała Wilkołak i Wampir, pojawiło się wiele informacji, jednak brunetkę najwyraźniej zainteresował artykuł pod tytułem „ Dziecko Wampira i Wilkołaka to czyste zło”, brunetka kliknęła w ikonkę, a przed naszymi oczami ukazał artykuł, wziąłem IPada od Laury i zacząłem czytać na głos.
-„Kiedy wampir i wilkołak, wydadzą na świat swoje potomstwo, dziecko płci męskiej będzie normalnym chłopcem, natomiast, kiedy na świecie pojawi się dziecko płci żeńskiej, będzie ono czystym złem, kiedy urodzi się w czasie kiedy rodzice dziecka będą zaawansowanymi potworami, dziecko urodzi się czystej krwi pomarańczowej, będzie mieć podwojoną moc i stanie się potocznie nazywanym Wampirołakiem. Jednak są to tylko i włącznie mity, ponieważ nie istnieją wampiry i wilkołaki, a w takim razie wampirołaki.- Kate”- skończyłem czytać, a Laura się załamała.
-Czyli nie będziemy mogli mieć dzieci?-spytała patrząc na mnie.
-Lau, może to nie prawda.- powiedziałem, a w oczach brunetki pojawił się błysk.
-Mam pomysł. W przyszłym roku, będziemy mieć 19 lat, czyli będziemy zaawansowani. Wtedy zajdę w ciąże i sprawdzimy czy to prawda.- powiedziała, a ja popatrzyłem, na nią. Nie byłem pewien co do jej pomysłu.
-Zobaczymy oki?-spytałem, a brunetka się uśmiechnęła.

*Narrator*
Minęło pół roku. Po parze było widać zmiany, Ross ugryzł swoją nauczycielkę, a Laura zaczynała wyć do księżyca. Pomału, zaczęli przyzwyczajać się do tego, że są nienormalni. Jednak Laura była uparta i chciała być w ciąży po ich 19 urodzinach, ale Ross jakoś nie był za tym. W końcu przyszła Hallowennowa pełnia…

*Laura*
Dziś są nasze 19 urodziny… wreszcie… jednak, dziś mamy mieć naszą pierwszą przemianę… ja mam zostać wilkiem, a mój blondynek nietoperzem. Moje przemyślenia przerwał właśnie on.
-Wszystkiego naj z okazji 19.- powiedział, a ja podbiegłam i go pocałowałam. 
-Kocham cię i nawzajem mój ty jedyny- powiedziałam i go przytuliłam.
-No mam nadzieję. Gotowa?- spytał, a ja westchnęłam.
-Boję się. Ale co zrobić. – powiedziałam i usiadłam na łóżku. On obok mnie. 
-No nic. Cieszę się, że mam cię przy sobie.- powiedział i cmoknął moje czoło.
-A za niedługo będziesz mieć jeszcze jedno szczęście- powiedziałam, a on spojrzał na mnie.
-Najpierw trzeba sobie je zrobić.- uśmiechnął się. A ja popatrzyłam na niego jak na głupka.
-No nie do końca. Pamiętasz nasz ostatni raz.- spojrzałam na niego.
-Mhm, mówiłaś, że mamy się nie zabezpieczać, bo okres skończył ci się w tamtym tygodniu- powiedział, a ja się głupio uśmiechnęłam.
-Kłamałam. Teraz byś nie chciał. Tu masz mój test- powiedziałam i wyciągnęłam z szafki test z pozytywnym wynikiem. Blondyn spojrzał na mnie i mnie przytulił. – Przepraszam, ale tak chciałam to sprawdzić.
-Wilczku, nic się nie dzieje. Będziemy trzymać się razem. Mamy moce, damy radę. Tak?- spytał
-Taki prezent na urodziny- pisnęłam, a chłopak mnie pocałował. Wtedy do pokoju weszli nasi rodzice.
-Możemy was prosić do piwnicy?- spytał mój ojciec, a my wstaliśmy i ruszyliśmy na dół. Będąc już w piwnicy. Rodzice powiedzieli nam o wszystkim. Byłam trochę smutna, wkurzona na to, że nie powiedzieli nam wcześniej. Opowiadali nam o tym do późnego wieczora, w końcu jednak… tak około 23:56 wyszliśmy do ogrodu, gdzie miała nastąpić nasza przemiana. W końcu o 0:00 ja stałam się wilkiem, a Ross nietoperzem. Jakoś tak po 10 minutach wróciłam do swojego ciała, tak samo jak mój chłopak. Przed naszymi oczami ukazała się ta gadająca twarz.
-Witajcie, jestem Samanta. Królowa Howleen. Wy zostaliście wybrani na tych co mają wspaniałe moce, ale musicie zdać kilka egzaminów.- powiedziała i pokazała nam drzwi.- Wchodźcie.- powiedziała. Ja jeszcze podbiegłam do mamy i taty, Ross tak samo.
-Mamo, tato. Jestem w ciąży. Kocham was i postaram się wrócić z Rossem i dzieckiem jak najszybciej- wyszeptałam i pocałowałam ich policzki. Ross objął moje ramię i przeszliśmy do Howleen. Ja od razu wyglądałam jak wilkołak, miałam żółte świecące oczy, delikatną sierść, kły, rozwalone włosy i długie paznokcie… ale Ross… szkoda gadać… ulizany, blady, oczy czerwone, kły i te skrzydła zamiast rąk. Oczywiście mogą wrócić… ale wymaga to dużo ćwiczeń. 
-Teraz pokaże wam wasze komnatę. Mam nadzieję, że jesteście zdrowi i wszystko jest ok?- spytała
-No nie do końca. Chodzi o to, że jestem w ciąży- powiedziałam, a ona się odwróciła.
-Z nim, prawda?- spytała.
-Tak ze mną, a to coś złego?- zapytał Ross.
-Jedna dobra i zła wiadomość.- powiedziała.
-Jakie?- spytaliśmy jednocześnie.
-Zła, nie będziecie mogli walczyć, bo ty, czyli wampir czujesz to co ona, twoja kochanka.- powiedziała,- A ta dobra, to taka, że możecie nauczyć się panować nad mocami- powiedziała uśmiechnięta. 
-A będziemy mogli wrócić do domu?- spytałam. 
-Dopiero jak nauczycie się panować nad mocami.- powiedziała.- A łatwe to nie jest.
-Czyli nas puścisz?- zapytał jej Ross.
-Tak. A teraz spróbuj zamienić się w człowieka.- kazała Rossowi, a ten próbował, ja zresztą też. 
-Samanta jak to zrobić?- spytałam, a ona pokazała co mamy zrobić. Podniosłam więc dłoń do góry i zamieniłam się z wilkołaka w człowieka.
-Już wiecie?- zapytała. A my pokazaliśmy jej że tak…

*Narrator*
Minęło kilka miesięcy, termin narodzin zbliżał się, a nastolatkowie mieli do zdania jeszcze kilka egzaminów. Co prawda Laura miała łatwiej zapanować nad mocami, bo była dziewczyną i bardziej rozumiała na co ma uważać, Ross natomiast miał 2 egzaminy więcej do zdania, bo je wcześniej oblał. Brunetka umiała już doskonale zapanować nad mocami. Do zdania została jej tylko niewidzialność, mądrość i jak powinna się odżywiać oraz egzamin tylko dla dziewcząt, który nosił nazwę „Jak urodzić za pomocą mocy”. Blondyn musiał zdać prawie to samo, do tego jeszcze czym różni się krew zwierzęca od ludzkiej i sprawność latania. Obecnie oboje uczyli się 
do egzaminu z niewidzialności…

*Ross*
Właśnie sterczałem nad książkami i czytałem… to nie fair, że wilkołaki szybciej opanowują program. Ona jest już całkowicie niewidzialna, a ja… jeszcze nie umiem ręki odpowiednio ustawić. 
-Laura gdzie jesteś?- spytałem, patrząc we wszystkie strony. Poczułem wtedy jak ktoś siada na moich plecach i zaczyna je masować. Oczywiście, że była to Lau. Odwróciłem się na brzuch i zobaczyłem jej świecące oczy.
-Tu jestem- powiedziała i przekręciła swoją pięść. Pojawiła się. Ja szeroko się uśmiechnąłem. Zaczęła patrzeć się w moje zęby.- Dzisiaj kłów nie umyłeś. Została ci krew po wczorajszym obiedzie.- powiedziała i wstała.
-Gdzie idziesz?- spytałem, patrząc na brunetkę, która za chwilę wróciła ze szczoteczką i pastą.
-Jak ty zdałeś egzamin z oczyszczenia kłów?- zapytała i otworzyła moją buzię.
-Co ty robisz?- spytałem się jej, kiedy nakładała pastę.
-Chcesz, żebym cię pocałowała, to będziemy myć ząbki.- powiedziała uśmiechnięta i włożyła mi szczoteczkę to ust. Zaczęła myć każdy kieł. Szorowała go dokładnie. Kiedy skończyła pokazała, że mam wypluć pianę, która znajdowała się w mojej jamie ustnej. Jak ją wyplułem, popatrzyłem na wilkołaka.
-Przez tą ciążę, na serio ci odbija.- popatrzyłem, a oczy brunetki mocno zaświeciły. Normalnie jak światła samochodu. Dziewczyna prawie mnie oślepiła. Złapała się za brzuch i jak rodzą psy, położyła się na dywanie i zaczęła wyć. Nie dość, że straciłem przez nią wzrok to stracę też słuch. Wybiegłem szybkim tempem, po Samantę, która powinna wiedzieć co zrobić w takiej sytuacji. Wbiegłem do jej pałacu i zacząłem jej szukać. W końcu ją zobaczyłem.
-Samanta… co… zrobić..?- spytałem zdyszany.
-Po pierwsze: możesz latać, dlaczego nie przyleciałeś? Po drugie: O co chodzi?- zapytała. 
-Chodź, to zobaczysz- powiedziałem i delikatnie rozchyliłem ręce jednocześnie zaciskając dłonie.- Lecimy!- krzyknąłem i wzbiłem się w powietrze. Samanta zaraz za mną. Po paru sekundach, wylądowaliśmy na naszym balkonie. Wbiegłem szybko do akademika, za mną Sam. Kiedy zobaczyłem, że Lau i już prawie kończy, wypuściłem głośno powietrze. Rodziła za pomocą swoich mocy. Miała łzy na policzkach, ale wspaniale sobie radziła. Oczy jej błyskały. Sam ustawiła mi ręce w kierunku brunetki.
-Zaciśnij dłonie jak najbardziej możesz. W ten sposób pomożesz jej.- wyszeptała, a ja zrobiłem to o co prosiła. Po jakiś 10 minutach, skończyła. A na świecie pojawiła się malutka istotka. Była blada i miała już troszeczkę sierści. Miała dość długie paznokcie i kły. Teraz trzymałem ją na rękach, bo Laura musiała się trochę pozbierać. Samanta patrzyła w zamknięte oczy małej. Wtedy podeszła do mnie brunetka.
-I tak wygląda prawdziwy wampirołak?- spytałem Sam.
-Tak, jej oczy będą mieszaniną waszych. Jak ty masz czerwone, a Lau żółte, to mała będzie mieć pomarańczowe.- powiedziała- Dobra, ja wracam. A i właśnie… zaliczam wam egzamin z niewidzialności, bo w wasze 18 urodziny, w ogóle was nie widziałam, Tobie Laura, z mocy podczas porodu, a tobie wreszcie z latania.- powiedziała blondynka i wyleciała.
-To jak chcesz jej dać na imię?- spytała mnie brunetka, patrząc w moje oczy.
-Mam być szczery… to ona jest trochę straszna.- wycedziłem przez zęby, a Laura się uśmiechnęła.
-Scary, bo znaczy to straszny, straszna.- powiedziała i cmoknęła moje wargi.
-Wiesz co?- spytałem- Chciałbym już wrócić i znów zobaczyć mamę i tatę.- wyszeptałem.
-Ja te… patrz otworzyła oczy!- krzyknęła, patrząc w pomarańczowe tęczówki Scary. Sam w nie popatrzyłem. Była cudna, ale jednak bałem się tego co mówiła legenda.- Musimy wrócić do LA. Umiemy prawie wszystko, a co najważniejsze to ja jestem gotowa, na powrót, Ty też. Chodźmy pogadać z Sam.- powiedziała i wzięła małą. Zamieniła się w wilka i delikatnie chwyciła Scary za kark. I zaczęła biec, ja natomiast szybko zmieniłem się w nietoperza i wzbiłem się w mroczne powietrze. Po chwili we trójkę byliśmy pod drzwiami do pałacu. Przemieniliśmy się w ludzi i weszliśmy. Samanta siedziała na swoim tronie. Podeszliśmy do niej cicho. Laura trzymała małą.
-Samanto, moglibyśmy wrócić do domu?- spytałem, a blondynka spojrzała na nas. Wstała i machnęła rękami. Przed naszymi oczami ukazały się drzwi.
-No to możecie wrócić. Będę tęsknić, ale niech wasi rodzice was zobaczą i nie tylko.- powiedziała, a ja objąłem Laurę. Pomachaliśmy ostatni raz do Sam i wyszliśmy. Przeszliśmy przez drzwi i wtedy znaleźliśmy się w ogrodzie Laury. Jej rodzice siedzieli z moimi. Siedzieli tyłem do nas. By nas nie zauważyli, gdyby mała nie zaczęła płakać. Moja i Lau mama od razu do nas podbiegła i nas przytuliły. 
-Kto to?- spytał nas ojciec Lau.
-Scary- powiedziała brunetka.- Jest pół wampirem, pól wilkołakiem. Ma większą moc niż my i szybko rośnie… urodziła się raptem godzinę temu, a już wygląda na pół roku. – powiedziała i mnie przytuliła.
-Zobaczysz że za pół roku, będzie duża.- powiedziała jej mama.- Urosłaś. Ty też Ross. I jak z waszymi mocami?- zapytała nas.
-Możemy ich używać cały czas, jednak podczas pełni ja jestem wampirem, a Lau wilkołakiem.- powiedziałem- A co u Pani Thompson?- zapytałem, a Laura się uśmiechnęła. Dobrze pamiętaliśmy jedzenie kurczaków.
-Nic, mieszka i za niedługo będzie miała szczeniaczki. Nie może się doczekać.- powiedział mój ojciec, bawiąc się ze Scary.
-Będzie co jeść.- powiedziała Laura z chytrym uśmieszkiem i żółtym blaskiem w oku.
-Nie, córciu. Ma obejść się bez jedzenia.- powiedziała jej matka. 
-No dobra. Idę do siebie. Chodź Ross- powiedziała i złapała mnie za rękę. Scary została bo dziadkowie musieli się nią nacieszyć.

*Narrator*
Czas leciał szybko. Minęło 13 miesięcy Ross i Lau musieli trochę się zestarzeć, aby muc dobrze wychowywać Scary… natomiast Scary miała 13 lat. Od teraz miała rosnąć normalnie. Umiała doskonale panować nad mocami i wspaniale umiała zamieniać się wilko-wampirka. Kochała krew i co pełnie jej oczy stawały się pomarańczowe. Rodzice kochali ją bardzo, mieli nadzieję, że ona ich także… jednak ona nie umiała odwzajemniać uczuć… była jak kamień… twarda i nie do zbicia. Zdarzało się, że gryzła ludzi na ulicy. Umiała kontrolować moce, lepiej od rodziców i nie miała przyjaciół. Mieszkała razem z matką i ojcem. Nienawidziła ich, ale starała się to ukryć…
*Scary*
Dzisiaj musiałam iść do szkoły… mam się kształcić i bla bla bla… 
-Scary, wolisz krew zwierzęcą czy człowieka- krzyknął ojciec.
-Ludzką.- pisnęłam i zaczęłam pakować książki to torby.
-Kochanie, a mięso czerwone, czy jasne- krzyknęła matka
-Czerwone.- odkrzyknęłam, wzięłam torbę i zeszłam na dół.
-Ross patrz jaka ładna.- powiedziała mama i mnie pogłaskała. Wystawiłam do niej kły.- Myślisz, że tylko ty tak potrafisz?- spytała i wystawiła swoje. Ale ona jest dorosła.
-Ale ty masz 29 lat, a ja 13.- pisnęłam i zaświeciłam oczkami. Wtedy oczy matki stały się żółte, a ojca czerwone.
-Idź do tej szkoły.- powiedział, a ja zamieniłam się w pół wilka pół nietoperza, zawyłam i wzbiłam się w powietrze. Leciałam szybko. W końcu doleciałam pod szkołę. Wylądowałam i szybko zmieniłam się w człowieka. Wpadła we mnie jakaś brunetka.
-Co robisz!- krzyknęłam
-Nic, a tak poza tym Victoria jestem, to Ann, Merci i Julia- powiedziała i wystawiła mi rękę. 
-Scary.- wyszeptałam, a brunetka podała mi rękę. Pomogła mi wstać.
-Scary, proszę poznaj moje przyjaciółki. Ta w mocno ciemnych włosach to Ann, blondynka w długich kręconych Merci, a szatynka to Julia.- powiedziała, a dziewczyny podały mi ręce.- Laski to Scary.
-Masz ładne imię. – powiedziała blondynka, 
-A ty fajne włosy- pisnęłam i uśmiechnęłam się do dziewczyn.- W której jesteście klasie?- zapytałam
- W 1 b, a ty?- zapytała mnie szatynka.
-Moment.- powiedziałam i wyciągnęłam telefon. Musiałam sprawdzić w której. Okazało się, że jestem razem z nimi.- Też. Możecie mi pokazać w której sali mamy lekcje?- spytałam, a ciemnowłosa chwyciła mnie pod rękę.
-Oczywiście, chodź.- powiedziała i wprowadziła mnie do ogromnego budynku.- Teraz mamy matematykę w sali 55, znajduję się ona na piętrze.- powiedziała i wsiadłyśmy do windy. Wjechałyśmy na 3 piętro. Weszłyśmy do sali.
-Chodź usiądziesz ze mną. Ann i Julia siedzą razem, a Merci z Claudią, którą poznasz za chwilę- powiedziała Vicky i wzięła mnie do ostatniej ławki. Usiadłam i rozpakowałam przedmiot zwany matematyką. Do sali weszła nauczycielka i cała klasa wstała. Powiedzieli tak zwane „Dzień Dobry” i usiedli. 
-Drodzy uczniowie, mamy nową uczennicę. Scary, przedstaw się.- powiedziała i dała mi do zrozumienia, że mam podejść do tablicy. Podeszłam i stanęłam, jak miotła na czerwonym świetle.- No Scary, wiem tylko że nazywasz się Scarley Holly Marano- Lynch. Opowiedz coś więcej o sobie.- poprosiła najwyraźniej wychowawczyni.
-Nazywam się Scarley Holly Marano-Lynch, dla przyjaciół Scary. Mam 13 lat. Urodziny obchodzę 26 czerwca, mam 13 lat. Kocham zwierzęta. Mieszkałam w New Yorku. Mam tu już wspaniałe przyjaciółki- powiedziałam, ponieważ wyczułam, że są czyste. 
-Dziękuję Scary. To możemy zacząć lekcje.- powiedziała nauczycielka, a ja wróciłam do swojej ławki. Siedząc z Victorią, wyczuwałam od niej wanilię… pachniała zupełnie jak mój tata. Trochę widziałam jej pomarańczowe tęczówki skryte za niebieskimi. Delikatnie chciałam użyć mocy, żeby sprawdzić, czy też jest wampirołakiem, jednak pani wzięła ją do tablicy. Pierwszy dzień szkoły szybko minął. Wracając do domu rozmyślałam o tym, czy Vicky może być należeć do mojej watahy… milion myśli latało po mojej głowie… jednak wszystkie uleciały, jak zobaczyłam, że mama z tatą polują na kurczaki naszej sąsiadki. Podbiegłam do nich.
-Hej co robicie?- spytałam, a ojciec zakrył mi usta ręką.
-Obiad, córcia. Tylko musimy jakoś tego psa sprowadzić z tropu.- powiedział ojciec, a ja spojrzałam na mamę.
-Mamo, przemień się w wilka, wtedy jesteś takim jakby psem, masz moc i będziesz mogła go kontrolować- powiedziałam, a matka delikatnie zamieniła się w wilka. Wyszła zza krzaków i podeszła do owczarka niemieckiego. Wtedy ojciec, szybko zamienił się w nietoperza i po paru sekundach przyniósł tak ze 48 kurczaków. Popatrzył w oczy mamy, a ona przybiegła. Zamienili się w ludzi i udaliśmy się do domu.
-Widzisz jak to się robi Scary?- spytała mama i zaczęła patrosić malutkiego, żółtego ptaszka… ojciec nie lepiej… ja zresztą też.- No więc Scar, jak było w szkole?- spytała
-A nawet fajnie. Mam już koleżanki… ale są podejrzane… a zwłaszcza Victoria.- powiedziałam, a w oku ojca pojawił się mocno czerwony błysk.
-A jak się nazywa?- zapytał.
-Victoria Venna Ratliff, a coś nie tak?- zapytałam, a rodzicom zapaliły się oczy.
-Scary, to jest córka Rydel i Ella, tych co byli od nas na wyższym stopniu mocy… urodziła się 4 dni przed tobą.- powiedziała mama… teraz to wszystko stało się jasne.
-Ale ona też jest wampirołakiem?- zapytałam.
-Tak, tylko, że jej matka była wampirem, a ojciec wilkołakiem. Są od nas starsi o 2 lata.- powiedział.- Teraz idź odrabiaj lekcje. My musimy załatwić parę spraw- powiedział i wstał razem z mamą. 

*Narrator*
Kiedy Scary używała swoich nadludzkich mocy do odrobienia lekcji… Ross z Laurą omawiali to, jak obronić Scary i Tori przed ludźmi. Bali się oto, że obie są zagrożone. Musieli przekazać Scarley, żeby nie używała mocy poza domem, który był w Los Angeles, ale chroniony przez Samantę…

*Laura*
Siedziałam wtulona w mojego narzeczonego. Boję się o Scary, bo ją kocham… zresztą Ross też. Ona jeszcze nie zna dobrze tego świata. Blondyn głaskał moje długie włosy, a ja jeździłam moim długim paznokciem po jego klacie. Wiem, że jesteśmy nieśmiertelni, ale Scarley, wyda chociaż odrobinkę mocy… będziemy skończeni.
-Boisz się?- zapytał, a ja podniosłam głowę. Popatrzyłam w jego obecnie brązowe tęczówki. 
-Tak, ona ma dopiero 13 lat. Boję się, że wyda chociaż troszeczkę mocy i wtedy koniec z naszym normalnym życiem. Koniec z życiem całego Howleen.- powiedziałam i usiadłam na łóżku. Blondyn delikatnie cmoknął moje wargi. 
-Ona raczej taka nie jest… może i jest złośliwa, uparta…  ale wątpię, czy zdradziła by swoją watahę. Kocham ją i staramy się, żeby miała jak najlepiej.- powiedział i pocałował moje wargi. Drgnęłam, a on to zauważył i zaczął bardziej mnie całować… całowaliśmy się delikatnie, a zarazem namiętnie. Wtedy weszła Scar.
-Aha… czyli wy każecie mi lekcje odrabiać, a tu rodzeństwo mi chcecie zrobić.- powiedziała, a ja ją przytuliłam.
-Scary, też potrzebujemy chwili dla siebie.- powiedziałam i usiadłam. Znów wtuliłam się w blondyna.
-W szkole siedzę od 8 do 16 i wy mi o 17:34 mówicie, że potrzebujecie chwili dla siebie… rozumiem, że w nocy jest bardziej romantycznie… no ale bez przesady.- powiedziała i wybuchnęła śmiechem… my razem z nią. W oczach Rossa pojawiły się czerwone iskierki, a w oczach Scar pomarańczowe… czyli w moich złote. Śmialiśmy się przez długą chwilę. W końcu przestaliśmy a Scary przytuliła się do nas.
-A wiesz co… mamy dla ciebie niespodziankę.- powiedział Ross, a ja się uśmiechnęłam.
-Nowy telefon, rower, laptop, tablet, simsy, płyta?- spytała z słodkimi oczkami.
-No nie do końca.- powiedziałam, a jej uśmiech zniknął.
-Będziesz mieć to wymarzone rodzeństwo, o które tak długo prosisz- powiedział mój blondyn, a dziewczyna, szybko przytuliła się do mojego brzucha.
-Będziecie mieć dwa wampirołaczki.- powiedziała i popatrzyła w oczy moje, a raz ojca.- Nie wiem dlaczego, ale coraz bardziej was kocham.- wyszeptała i nas przytuliła. Wiedziałam, że wreszcie może odnajdzie uczucia… że są gdzieś głęboko w niej. Siedziałam i głaskałam brunetkę, w końcu zasnęła. Razem z Rossem wstaliśmy i zeszliśmy na dół.
-No za niedługo pełnia. Boję się co wstąpi w Scary tym razem- powiedziałam i przytuliłam się do blondyna. 
-Wiem, że miesiąc temu, zjadła nogę przechodnia, ale może teraz nie będzie tak źle. Teraz może tylko wypije komuś krew i wpije mu paznokcie- powiedział trochę przerażonym głosem.
-Wiesz nie byłabym tego taka pewna… ona jest groźna.- wyszeptałam i dotknęłam ręką mój brzuch.- I ono też będzie. Ross, na nas spadła ta klątwa. Boję się potwornie o nas, ale najbardziej o Scarley, wiesz dlaczego. Jej moc jest potężna. Zostań w domu… ja pobiegnę do Sam.- powiedziałam i cmoknęłam blondyna. Zamieniłam się w wilka i chciałam wyjść, ale złapał mnie.
-Jesteś pewna, w tym stanie?- zapytał, a ja zawyłam. On przeczesał opuszkami palców moją sierść i otworzył mi drzwi.- Wróć szybko.- krzyknął, a ja wybiegłam. Zawyłam, aby otworzyły się drzwi i wbiegłam w nie. Chwilę później pojawiłam się w Howleen. Byłam już wilkołakiem. Wstałam i szybkim tempem przebiegłam do Ogrodu Wieńców, gdzie siedziała Samanta. Jak mnie zobaczyła podbiegła i przytuliła.
-Witaj Lau. Co tam u was?- spytała i pokazała, żebym usiadła. Zajęłam miejsce naprzeciwko blondynki.
-Witaj. Mam do ciebie pytanie. Czy masz coś, jakiś eliksir, aby Scary nie reagowała tak źle podczas pełni?- zapytałam, a blondynka wstała i po chwili przyniosła mi malutką buteleczkę z pomarańczowym płynem.
-To powinno trochę złagodzić jej umysł. A to dla ciebie. Powinnaś o siebie zadbać.- powiedziała i podała mi srebrny proszek.- Dolej wody i codziennie wieczorem nakładaj na brzuch. Z twoim wampirołaczkiem będzie tylko lepiej. Ale proszę uważaj na siebie i staraj się nie wykonywać zbyt często przemian.- powiedziała, a ja wstałam i ją przytuliłam.
-Dzięki. Kochana jesteś- powiedziałam i odeszłam. Zamieniłam się w wilka i wróciłam do LA. Weszłam po cichu do domu, do sypialni. Ross siedział z Scary i oglądali film. Kiedy dziewczyna mnie zobaczyła wtuliła się we mnie. 
-Kocham cię mamo.- powiedziała i pocałowała mój brzuszek. Od tyłu podszedł Ross i mnie objął.
-Ja ciebie też Laura- powiedział Ross i mnie pocałował.
-Scary, zaproś jutro Vicky i jej rodziców.- poprosiłam, a na twarzy brunetki zagościł szczery uśmiech. 
-Dziękuję- powiedziała, podwinęła moją bluzkę i pocałowała mój brzuszek.- To do jutra!- krzknęła i wybiegła, ja przytuliłam mojego narzeczonego. On delikatnie pocałował moje wargi, a mnie przeszedł miły dreszcz.
-Kocham cię Laura.- powiedział.- Chodź, pora iść spać.- wyszeptał, położyliśmy się na łóżku. Zasnęłam szybko…

*Narrator*
Noc minęła szybkim tempem. Ross z Laurą przespali całą noc, natomiast Scary pół nocy spędziła na Twitterze. Chciała wiedzieć jak najwięcej o swojej nowej klasie… w tym o 5 dziewczynach, które poznała, jednak najbardziej zależało jej na podejrzanej Victorii, lubiła ją najbardziej, bo ona z nią najchętniej rozmawiała. Ann, Julia i Merci też bardzo lubiła, jednak Claudia, nie odezwała się słowem. Ponieważ młoda brunetka miała moc poznawania prawdy. Wyczuwała, że Ann to jest wampir, Julie wilkołak, Merci duchem, łatwo było to wyczuć, ponieważ nikomu nie podawała dłoni i nie otwierała drzwi, tylko przez nie przechodziła, Claudia była tajemnicza…czyli była czarownicą… została tylko Victoria. Brunetka próbowała dowiedzieć się, czy obie są takie same. Jednak zasnęła…

*Scary*
Spałam smacznie… dopóki ktoś nie zaczął mnie budzić.
-Ej, kochanie. Scarley, do szkoły- szeptał tata.
-No idź, nie idę.- mówiłam.
-O nie idziesz.- powiedziała mama. 
-Nie idę.- powiedziałam i wtedy poczułam wodę na moim ciele. Zobaczyłam rodziców którzy stali z wiadrem. Przemieniłam się wilko-nietoperza, mama w wilka, a tata w nietoperza i wtedy zaczęła się gonitwa. Jednak mama zmęczyła się najszybciej, ze względu na jej stan. Zaczęłam latać za ojcem. W końcu znudziło mi się to i usiadłam w kuchni. 
-Macie krew i czerwone mięso. Dajcie mi odetchnąć- powiedziała i usiadła na krześle.
-Dobrze się czujesz?- spytałam, patrząc na moją rodzicielkę, która trzymała się za brzuch.
-Wiesz, chyba twój braciszek, ma już paznokcie, bo wbija mi je trochę.- powiedziała. Kiedy skończyłam jeść, pocałowałam mamę w policzek, pogłaskałam jej brzuszek i przybiłam piątkę z tatą. Wybiegłam z domu. Zamieniłam dłonie w skrzydła i poleciałam do szkoły. Pierwsza lekcja: fizyka… nienawidzę. Pomyślałam i kiedy byłam już na miejscu, poszukałam dziewczyn. Znalazłam je za pomocą mojego niezawodnego węchu. Jednak stanęłam na rogu, żeby je zobaczyć. To nie były one, tylko tak jak myślałam… Ann wampir… Julia wilkołak… Merci duch… Claudia czarownica… i Vicky tak jak myślałam wampirołak. Zamieniłam się w swoje prawdziwe ja i wleciałam do nich.
-Hej!- krzyknęłam , a dziewczyny popatrzyły na mnie zdziwione.  Ann podeszła i wbiła swoje kły do mojego ramienia.
-Tak to Scary. Jesteś wampirołakiem, jak Vicky.- powiedziała i pokazała że mam usiąść. Zrobiłam to co pokazała.
-Więc witaj u nas!- powiedziała Claudia ze złym śmiechem.
-Ona mnie przeraża- wyszeptałam do Merci, która siedziała obok.
-Uwierz ja też- wyszeptała do mojego ucha. Wtedy zadzwonił dzwonek, oznaczający, że pora na lekcje. Zamieniłyśmy się w ludzi i ruszyłyśmy na przeklęty przedmiot zwany fizyką. Po fizyce, która była na 4 piętrze, musiałyśmy lecieć na dół, na 1 piętro na geografie. Musiałyśmy biec, po schodach, bo winda była cala pełna. Dobiegłyśmy akurat równo z dzwonkiem. Szybko weszłyśmy do pracowni geograficznej. Po skończonej lekcji, wzięłam Tori, żeby pogadać z nią na cztery oczy.
-Coś się stało?- spytała.
-Moi rodzice chcą poznać Twoich, właściwie znają, studiowali razem. Ale chcieli znów się zobaczyć.- powiedziałam, a brunetka popatrzyła na mnie. Zaczęła wpatrywać się we mnie.
-Przypominasz mi tych ze zdjęcia mamy i taty. Twój ojciec to taki blondyn, a twoja matka to ta brunetka?- spytała podejrzliwie.
-Taaaa, moja mama to Laura Marano, wzorowy wilkołaczek, a ojciec Ross Lynch, ten trochę mniej wzorowy wampir.- pisnęłam ze strach, a brunetka wybuchnęła śmiechem.
-Jasne, że wpadniemy. Chciałabym poznać twoich rodziców.- powiedziała.- Masz rodzeństwo?- spytała.
-Będę miała, brata- powiedziałam- A ty- zapytałam, a brunetka się uśmiechnęła
-Tak, młodszego braciszka i malutką siostrzyczkę. Rocky’ego i Vanessę. A wiesz jak twój braciszek będzie się nazywał?- spytała
-Nie wiem. Moja mama jest dopiero w 4 miesiącu. Mało co brzuszek widać. Ale cieszę się- powiedziałam, a brunetka wzięła mnie pod rękę.
-Czuję, że będziesz moją best-friend forever. Tylko w naszej paczce są jeszcze Ann, Julie, Claudia i Merci. Pamiętaj- powiedziała, a ja się uśmiechnęłam. Poszłyśmy do laboratorium językowego.

*Narrator*
Lekcje minęły szybko. Scary i Vicky postanowiły wrócić razem… dziewczyny mieszkały tylko dwa domy dalej… kiedy Scary weszła do domu… zobaczyła coś o mdłości… konkretnie swoich rodziców, całujących się na sofie…

*Ross*
Całowałem się ze swoją narzeczoną, kiedy do domu weszła Scary.
-Ja nie chcę stracić wzroku. Mamo, tato proszę!- krzyknęła, a my odkleiliśmy siebie.
-Jak będziesz miała chłopaka, to nie będę mu zazdrościł- powiedziałem, a brunetka głośno wypuściła powietrze. 
-Głodna jestem… pani Thompson ma kurczaki… a i właśnie Tori z rodzicami dziś wpadną- powiedziała i wyszła do ogrodu, my zaraz za nią. Po ogródku biegała kura i kurczaki. Scarley przemieniła się wampiołaka. Szybko zaatakowała wszystkie ptaki i wróciła z rękami pełnymi kurcząt.
-Scarley Holly Marano-Lynch mam nadzieję, że się podzielisz.- powiedziała Laura i wzięła od niej połowę.
-Hola hola Laura… dzielimy się na trzy.- powiedziałem, a brunetka popatrzyła na mnie.
-Ja jem za dwoje… przypominam ci.- szepnęła.- Mamy po równo…  Ty i Scary, ja i Riker.- powiedziała i się głupio uśmiechnęła. 
-Tato, ustąp jej… wiesz te samiczki w ciąży są potwornie upierdliwe.- wyszeptała mi córka, a wtedy złote oczy skierowały się w naszym kierunku.
-Ach, pamiętam jak ty Scary byłaś jeszcze w brzuchu, a ja kazałam Rossowi myć zęby. Ach, te dobre czasy.- powiedziała, wstała i nas przytuliła.- Nie wyobrażam sobie życia bez was.- wyszeptała nam do uszu, pocałowała czoło Scary i moje wargi. – Kocham was.
-Ja was też. Dziękuję za to, że z waszej miłości tu jestem, że mnie wychowaliście, uczycie codziennie nowych mocy i za to, że jesteście- powiedziała Scary… czyli teraz przyszedł czas na mnie.
-Myślałem, że życie z dwoma kobietami pod jednym dachem to będzie masakra… a jednak to wspaniałe uczucie, że was mam. I Lau, wiesz, że gdyby nie ta klątwa, to byśmy nigdy nie spotkali się w te 15 urodziny, nie pojawiła by się Scary i mielibyśmy problem, z byciem nienormalnymi- powiedziałem, a dziewczyny popatrzyły na mnie. Laura usiadła na moich kolanach i mnie pocałowała, ja dotknąłem jej brzucha. Wtedy, oczywiście musiał pojawić się komentarz Scary.
-Dobra, cieszę się, że nie kłócicie się, że bardzo się kochacie… ale róbcie to jak nie ma mnie w domu.- powiedziała, a Laura popatrzyła na mnie wzrokiem typu trzeba ją zjechać.
-A ty czasem lekcji nie masz do odrobienia?- spytała, na co brunetka szybkim tempem, wstała od stołu i popędziła na górę. 
-Wiesz co? Ty dziecko umiesz przestraszyć swoim wzrokiem- uśmiechnąłem się, przez co dostałem buziaka w sam czubek nosa… ale byłoby fajnie gdyby nie to, że ubrudziła mi go przy okazji- Nie żyjesz Marano!- krzyknąłem i chciałem ją połaskotać, ale dziewczyna zerwała się z moich kolan i zmieniła się w wilka. Biegała szybciej i zwinniej, niż ja latałem.  Zazdroszczę jej mocy… w końcu jednak się zmęczyła ze względu na ciąże…  Szybko zmieniliśmy się w ludzi i poszliśmy do Scary, uczyła się… geografii.
-I jak córcia… łatwe to jest?-  spytała, a młoda dziewczyna spojrzała na nas.
-A wam jak tam… łatwo.- powiedziała i wybuchnęła śmiechem, my razem z nią. Nasze śmianie przerwał dzwonek do drzwi.- To musi być Vicky- krzyknęła Scary i szybkim tempem zleciała na dół, ja wziąłem Lau na ręce i zeszliśmy. W progu postawiłem ją na nogi i ujrzałem blondynkę i bruneta.
-Wow… urośliście!- krzyknęła Rydel i przytuliła mnie, następnie Laurę.
-To wy sobie pogadajcie, a my ulatniamy się uczyć chemii- powiedziała Scary. Dała mi i swojej matce do zrozumienia do, że ta chemia to nie chemia.
-Chodźcie.- powiedziała Laura, pokazując na salon.
-No Victoria jest w klasie razem ze Scarley. Pamiętam jak urodziła się Vicky, a zaraz po niej Scar.- uśmiechnął się brunet. Po chwili ciszy, zaczęliśmy ciekawą rozmowę.
*Narrator*
Kiedy rozmowa dorosłych trwała w najlepsze, wtedy kiedy nastolatki wygłupiały się i bawiły swoimi mocami. Wyznawały sobie tajemnice i robiły bransoletki przyjaźni… znały się dopiero drugi dzień, ale znaczyły dla siebie, dużo więcej. 

*Scary*
Robiłyśmy właśnie coś, czym chciałyśmy zaznaczyć naszą przyjaźń. Padło na bransoletki, ja robiłam czerwoną, a Tori żółtą. Właśnie kończyłyśmy robić znak naszej przyjaźni, kiedy usłyszałyśmy głośnie śmiechy z dołu. 
-Myślisz o tym co ja?- popatrzyłam na przyjaciółkę.
-Tak Scary, myślę.- uśmiechnęła się i zbiegłyśmy na dół. W salonie było dużo piór, a nasi rodzice byli się poduszkami… a to mi mówią, że jestem dziecinna… no nic. Chwyciłam jedną, Tori drugą ruszyłyśmy na nich. Czas minął szybko… w końcu musieli iść. Ze smutkiem pożegnałam Vicky… kiedy wyszli zabraliśmy się za sprzątanie.
-No dziewczyny, to co. Moce?- spytał nas tata, a my ustawiłyśmy dłonie, ojciec z nami… sprzątanie zajęło nam długo… może tak ze 20 sekund. Mama usiadła, na sofie i pogłaskała brzuszek. Ja usiadłam obok niej i położyłam głowę na trochę wystającym już brzuchu. Zaczęła mnie głaskać.- To laski, co na kolację, Lau, Scar?- zapytał nas.
-Rób co chcesz.- powiedziała mama- Kocham cię Scarley- wyszeptała, a ja odchyliłam jej bluzkę i pocałowałam brzuch.
-Też cię kocham, tatę i brata.- uśmiechnęłam się i wtedy tata przyniósł nam sałatkę z krwinek.
-No, próbować i nie narzekać.- powiedział, a mama spojrzała na niego. Po tym, jak zjedliśmy udaliśmy się do ich sypialni. Postanowiłam spać dzisiaj z nimi. Za bardzo ich kocham…
*Narrator*
Następne miesiące minęły szybko, zbliżał się dzień narodzin malucha i jednocześnie koniec I semestru w szkole Scary. Laura zaczynała się czuć coraz gorzej, a Scar bała się przyznać rodzicom o tym, że grozi jej jedynka z matmy… co prawda było to I półrocze, ale brunetka uznała, że jak na świat przyjdzie jej młodszy braciszek, rodzice szybko o niej zapomną i będzie mieć trochę swobody… jednak grubo się myliła.

*Laura*
Leżałam na sofie w salonie, nie miałam siły na nic, a Scary ostatnio głupieje… właśnie weszła.
-Hej mamo, idę do siebie!- krzyknęła.
-Scarley Holly Marano-Lynch wróć.- powiedziałam. 
-Coś się dzieje. Riker chce już wyjść?- spytała mając nadzieję w oczach.
-Nie. Scar co się dzieje. Tata i tak pójdzie na wywiadówkę, czy tego chcesz czy nie.- powiedziałam, a z jej twarzy zniknął uśmiech.- Ej, córcia. Co się dzieje?
-Bo… mam… no tą… na półrocze… no… jedynkę.- powiedziała, a ja się nieźle wkurzyłam.
-Kiedy masz zamiar…auuu- pisnęłam, a brunetka podbiegła do mnie.
-Wszystko dobrze?- popatrzyła na mnie.
-Po ojca…. NOW.- poprosiłam, a dziewczyna szybkim tempem, zamieniła się w wampiołaka i po chwili wróciła z ojcem. Ja postanowiłam użyć mocy. Ścisnęła moją pięść i zaczęła powolutku robić to jak Scary przychodziła na świat. Po jakiś 38 minutach urodziłam z pomocą mocy Scary i Rossa. Blondyn delikatnie wziął naszego syna, a Scary próbowała uciec.-Ej, powrót. Zaliczasz matmę.- powiedziałam, a brunetka westchnęła. Wzięłam od Rossa, malucha i podałam go Scary. Dziewczyna była naprawdę była zszokowana, ale pocałowała go w czoło. 
-Mamo, tato… dziękuję wam za wszystko.- powiedziała i zaczęła lulać młodszego brata. Ross mnie przytulił.
-Też cię kocham.- powiedział i mnie pocałował. Przerwałam mu szybko.
-Ale to nie znaczy, że nie będziesz miała zaliczać tej jedynki.- pokazałam na nią palcem,
-Jaka jedynka?- spytał mój narzeczony.
-Tato… mam jedynkę z matmy. Też cię kocham- powiedziała i popatrzyła na brata.- Też ma pomarańczowe tęczówki!- krzyknęła uradowana, a mój narzeczony popatrzył groźnie na naszą córkę.
-Co masz z matmy?
-Jedna jedynka… tylko z matematyki- powiedziała i oddała mi malucha, a następnie stała się niewidzialna. 
-Scarley, gdzie jesteś?- krzyknął Ross, a ja wstałam z synem na rękach.
-Przytrzymaj go.- wyszeptałam i podałam malucha. Podniosłam rękę do góry i zaczęłam obserwować teren. Stała centralnie przed nami… zablokowałam jej moc.- Scary, wyjaśnijmy to… ta ocena, ma poddać się poprawie. Jasne Scarley Holly Marano-Lynch?- zapytałam
-Tak mamo, jutro pójdę ją poprawić. Zrobię to dla braciszka… nie dla was. Tak Riker, dla ciebie wszystko.- powiedziała do maluszka- To idę się uczyć!- krzyknęła, a my zaczęliśmy bawić się z synkiem.

*Narrator*
Kiedy Scary udało zaliczyć przedmiot zła… a Ross z Laurą przygotowywali się do ślubu, który miał odbyć się w przyszłym tygodniu. Jak wiadomo, Scar opiekowała się młodszym braciszkiem, kiedy to ich rodzice musieli wszystko załatwiać. Brunetka spotykała się z Vicky. Aż w końcu przyszedł najbardziej wyczekiwany dzień przez Laurę i Rossa.

*Ross*
To już dziś. Wampir i wilkołak biorą ślub… takie romantyczne. Właściwie to stoję już pod bramą i czekam tylko na Lau i dzieciaki… czekam… czekam… czekałem tylko może jeszcze tak z 1,5 godziny, ale jak ujrzałem moją narzeczoną to… brak mi słów. Scary trzymała na rękach Rikera, który uśmiechał się patrząc na nas, oboje wyglądali ślicznie. Laura podeszła i spojrzała w moje czerwone oczy, a ja w jej złote. 
-Kocham cię i przyrzekam ci miłość. Więc honoruje cię moją małżonką- powiedziałem, a dziewczyna mrugnęła.
-Ja przyrzekam ci miłość, wierność i wszystko co związane z słowem kocham cię.- powiedziała, a ja przytrzymałem jej podbródek i ją pocałowałem. Dziewczyna odwzajemniała mój pocałunek, a kątem oka widziałem że Scary nie jest zadowolona, ale teraz liczyliśmy się tylko my, ta chwila i te wspomnienia od naszego pierwszego spotkania. Później wróciliśmy do domu… ważne było to, aby spędzić czas we czwórkę. Siedzieliśmy w salonie i bawiliśmy się z Rikerem. Scary czarowała pokazując mu różne sztuczki. Mały cieszył się, a Laura tuliła się do mnie.
-Wiesz co Lau, kocham cię i cieszę się, że mamy to wszystko- powiedziałem, a brunetka podniosła wzrok na mnie.
-Ja też. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i bez Scar, Rika.- powiedziała i mnie pocałowała, ale Scary nas rozdzieliła.
-I tak właśnie robi się gdy rodzice zaczynają się całować. Proste, proste- powiedziała uśmiechnięta do brata. 
-Riker, nie ucz się od siostry, ona nie daje ci dobrego przykładu.- powiedziałem i wziąłem malucha. Razem z Lau i Scar zaczęłyśmy się z nim bawić.

*Narrator*
Szybko minęły następne 3 lata. Scarley skończyła 16, a Riker 3. Dziewczyna była w szkole średniej, jednak ona, jej brat i rodzice nie mieszkali już w LA, tylko w Howleen. Tori z rodziną tak samo. Dziewczyny cały czas się spotykały… tylko, Vicky miała już chłopaka, Scary też… nie jednak na przeszkodzie stał nadopiekuńczy tatuś. Uważał, że Scarley jest za młoda na związek.

*Scary*
Wracałam właśnie ze szkoły z Charliem, tak to on… lubi mnie… i jest duchem. Bylibyśmy razem, ale tatuś. 
-Scary, myślisz, że kiedykolwiek uda się namówić twojego tatę?- zapytał, a ja go przytuliłam
-Nie wiem. Jest strasznie nadopiekuńczy, tak jak to wampiry. Wiesz.- szepnęłam.
-Tak. Kocham cię.
-Ja ciebie też Charlie.- powiedziałam i przytuliłam go. Chciałam go pocałować, ale wtedy zjawił się ojciec.
-Gdzie te łapy.- popatrzył podejrzanie na bruneta, który wyglądał na zakłopotanego.
-Tam gdzie twój wzrok nie sięga.- powiedziałam lekko wkurzona.
-Mój wzrok sięgnął wszędzie u twojej matki, a u ciebie też. Musiałem cię przewijać jak miałaś 6 miesięcy.-powiedział, a ja poczułam jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce wstydu.
-Dobra tata chodź. Cześć Charlie.- pomachałam i zamieniłam się w wampiołaka. Poleciałam do domu. Weszłam wkurzona, potwornie, za mną ojciec. Mama stała w kuchni z Rikerem na rękach.
-Co się stało Scary?- spytała
-Nie odzywam się do ojca!- krzyknęłam i wzięłam Rika od niej.
-Co jej znowu zrobiłeś?- spytała, kiedy on wszedł do kuchni. Ja postanowiłam nakarmić braciszka.
-Ja nic… tylko nie pozwolę, aby mój malutki robaczek miał chłopaka.- powiedział patrząc na mnie.
-Ross, ona ma 16 lat. My mieliśmy 18 jak poprosiłeś mnie o chodzenie. Weź jej pozwól.- poprosiła mama.
-O co chodzi rodzicom?- wyszeptał do mojego ucha mały blondyn
-Mama załatwia mi chłopaka, a więc cicho.-pisnęłam ze szczęścia.
-No dobra, niech będzie na jej. Ale Scarley Holly Marano-Lynch, jak coś to żadnego… wiesz o co chodzi. A jak z płacze to do matki.- powiedział, a ja podskoczyłam ze szczęścia.
-Kocham cię, kocham cię, kocham cię. Lecę powiadomić Vicky, a tym bardziej Charliego. – krzyknęłam uradowana i wybiegłam z kuchni, zostawiając rodzinę w szoku. Wzięłam telefon i chciałam wybrać numer, jednak mama mi przerwała.
-Scary, kochanie. Wiesz, że tata to przeżywa.-powiedziała i usiadła obok mnie.
-O co chodzi?- spytałam z niezrozumieniem.
-Jego malutka córeczka właśnie dorosła. Jemu to ciężko przeżyć.- mrugnęła, a ja ją przytuliłam.
-Mamo, nie zostawię was. Ani ciebie, taty, ani Rikera. Po prostu za bardzo was kocham.-Uśmiechnęłam się.
-Wiem Scar. My ciebie też. Tata nie może przeżyć tego, że dopiero nosiłam cię w sobie, a teraz ty masz już swojego chłopaka.- powiedziała, a ja się uśmiechnęłam.

*Narrator*
Pewnie teraz zapytacie, jak wygląda życie, Laury, Rossa, Scary i Rikera. A więc Scary ma wspaniałego chłopaka, którym jest Charlie. Przyjaźni się z Vicky, Lau i Ross, trzymają się razem i opiekują się Rikerem i czekają na narodziny następnej pociechy… był to pomysł Rossa, bo uznał że Scarley, za niedługo opuści rodzinną watahę. Riker ma trzy lata i już opanowuje najprostsze moce, pomagają mu w tym rodzice i starsza siostra. Ich życie, cały czas pozostaje szalone i dziwne… jednak wierzą, że jak cały czas będą trzymać się razem… Wiedzieli, że najważniejsze jest obdarowywanie się miłością. Tak zakończyła się historia, dwóch różnych światów. Historia długa i wyjątkowa, jednak liczy się to, aby mieć wsparcie w sobie nawzajem i to liczy się najbardziej.

sobota, 17 stycznia 2015

Number 36 "Kiss me"

Autor : Jacky Sparrow 
Blog : raura-hate.blogspot.com

Wybacz, Justyna. Taki nawał obowiązków, że się pogubiłam.
Zapraszam do czytania, jest ciekawy i bardzo długi! C: 


Było już grubo po godzinie 23. Dziewczyna biegła co sił w nogach starając się o nic nie potknąć. To by spowolniło bardzo jej ucieczkę, przez co zostałaby złapana. Nie płakała, chociaż bała się. Omijała wiele budynków, wiele razy skręcała sama nie wiedząc, gdzie dotrze. Biegła aby biec, aby nie mógł jej złapać. Co jakiś czas odwracała się za siebie, aby sprawdzić czy nadal ma go na ogonie. Niestety tak było. Przyspieszyła bieg. W pewnym momencie skręciła za budynkiem. 
Jak się później okazało był to ślepy zaułek. Obok budynku stał drugi. Oba zostały połączone murem, przy którym dziewczyna właśnie zmęczona stała i klnęła pod nosem. Odwróciła się tak, że była tyłem do muru. Chłopak właśnie wolnym krokiem zmierzał w jej kierunku. Miał na sobie czarne ubrania i kaptur na głowie. "Już skurwiel zdążył mnie dogonić!"- krzyczała w myślach, kiedy był coraz bliżej.
Ona zaś cofała się jak najbardziej mogła. W końcu jednak musiała natrafić na opór  w postaci muru. Przylgnęła do niego, jak jakaś przyssawka. Chłopak już był niecały metr przed nią. Chwycił ją w pasie i mocno przyciągnął do siebie. Zaczęła się wyrywać i krzyczeć w niebogłosy. Niestety. Nikt jej nie usłyszał. Wyrwać też jej się nie udało, był za silny.
- Boisz się?- usłyszała jego głos. 
Nie odpowiedziała. Wyrywała się jeszcze bardziej, on zaś jeszcze mocniej są ściskał.
- To ci nic nie da. Nie uciekniesz już.
Na te słowa zaprzestała swojej bezskutecznej obronie. Chwilę wpatrywała się w twarz chłopaka, która i tak była ledwo widoczna. Jedynym światłem w tym miejscu było to bijące od księżyca. Do tego kaptur na głowie chłopaka zakrywał część twarzy. On dalej ją trzymał w pasie, ona położyła drżące dłonie na jego torsie. Po chwili zjechała nimi w górę. Oplotła je na jego szyi. Nie trzymała ich tam długo, gdyż zjechała nimi jeszcze wyżej. Pociągnęła kaptur w dół.
Jej oczom ukazały się blond włosy, ciemne oczy i chytry uśmieszek. Chłopak był naprawdę piękny. Dziewczyna wpatrywała się w niego z lekko rozszerzonymi źrenicami.
- Nie znam cię.- odezwała się lekko zachrypniętym głosem.
Blondyn na to uśmiechnął się szerzej ukazując swoje śnieżno-białe uzębienie. Przycisnął ją bardziej do muru i pogłaskał po policzku, tym samym odgarniając jej włosy.
- Możemy się poznać.- wyszeptał jej do ucha.
Dziewczynie na całym ciele przeszły ciarki. Bała się, strasznie się bała. Nie wiedziała co może się po nim spodziewać. Czy chce ją zgwałcić? A może zabić? Czy może zrobi jedno, a potem drugie? Nie miała zielonego pojęcia. Nie potrafiła jednak ukryć strachu. Trzęsła się. Na zimno nie mogła zwalić, gdyż jakiś czas temu przebiegła dość spory kawał. 
Chłopak zniżył twarz do jej szyi. Zaciągnął się zapachem i odchylił głowę.
- Pięknie pachniesz.- stwierdził.
Nie wiedziała co ma o tym myśleć. "A może to jest po prostu jakiś zboczeniec?! I co ja mam teraz robić?!"- krzyczała w myślach wpatrując się z lękiem w oczy blondyna. On zaś zaczął bawić się jej włosami. Zawijał jeden pęk na palec, aby później go rozwiązywał i nawinął inny kosmyk.
- Masz fajne włosy.- odrzekł spoglądając na nią.
Ona zaś przełknęła głośno ślinę. Chciała coś powiedzieć, ale wielka gula w gardle jej na to nie pozwoliła. Przełknęła jeszcze raz, co poskutkowało.
- Co chcesz mi zrobić?- spytała drżącym głosem.
On na to zaśmiał się pod nosem.
- Ja?- spytał retorycznie.- Nic.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, niestety nie na długo.
- Chyba....- dodał jeżdżąc delikatnie kciukiem po jej wargach.
Blondyn nie mógł oderwać oczu od jej ust. Były tak delikatne i lekko zaczerwienione. Ona również spojrzała na jego. Były lekko rozchylone, nie widniał na nich już ten chytry uśmieszek. Wyraźne i pełne... Idealne wręcz. Nawet nie zauważyła, jak zaczęli się do siebie zbliżać. Oboje. Oczarowani sobą nawzajem. Dziewczyna nie miała bladego pojęcia co nią tak naprawdę kieruje. "Przecież to jest obcy facet! Jeszcze chwilę temu bałaś się, że cię zgwałci, a teraz chcesz się z nim całować! Otrząśnij się!"- krzyczała na siebie w głowie. Jednak to nic nie dało. Jej usta za bardzo chciały poczuć smak ust blondyna. Byli już naprawdę blisko siebie, gdyż stykali się nosami. Wahali się czy zrobić pierwszy ruch czy nie. Chłopak uśmiechnął się łobuzersko, a następnie wpił w usta dziewczyny. Ona zaś wplotła palce w miękkie blond włosy chłopaka. Odwzajemniła pocałunek. 
Sama nie była do końca świadoma swoich czynów. Liczyło się tu i teraz. Nie ważne, że umysł wręcz krzyczał: "Stop! Odsuń się od niego! On cię wykorzysta, lub opuści, gdy już kompletnie stracisz dla niego głowę!". Nie posłuchała. A nawet posunęła się o kolejny krok. Uchyliła lekko usta tym samym dając znak chłopakowi. Długo nie musiała czekać, a język chłopaka wpęzł do jej ust. Całowali się bardzo namiętnie. Nie wiedząc czemu, dziewczyna bardziej przyległa do ciała blondyna. Jej klatka piersiowa ocierała o jego tors. On zacieśnił ręce na jej talii. Chłopaka również zaskoczyło zachowanie dziewczyny. Jeszcze przed chwilą bała się go, uciekała i wrzeszczała. Myślał, że ten pocałunek będzie wymuszony, że ona go nie odwzajemni. A jednak... Ucieszył się, że tak to się potoczyło. Dziewczyna niesamowicie całowała, co można powiedzieć również o blondynie. Kompletnie zapominając o całym świecie oddawali swoje pocałunki.
Chłopak zjechał dłońmi niżej i lekko podniósł dziewczynę opierając ją o mur. Ona zaś oplotła go nogami w pasie i mocniej przyciągnęła do siebie, gdy na chwilę przerwali pocałunek na oddech. To nie był jej pierwszy pocałunek, ale na pewno pierwszy aż tak namiętny...

***

Od tamtego czasu minęło parę tygodni. Dziewczyna w tym czasie już więcej nie zobaczyła owego przystojnego blondyna. Kiedy już odkleili się od siebie, spojrzeli w oczy, chłopak pocałował ją w policzek i bez słowa odszedł.

Myślała o nim, bardzo często przypominała sobie ową magiczną chwilę. Jednak życie toczy się dalej. Starała się zapomnieć, co należało do jednych z najtrudniejszych rzeczy do wykonania. A szczególnie, gdy serce tego nie chce. Serce chce zachować tą piękną chwilę w pamięci na zawsze, lecz umysł jest innego zdania. 
- Laura! Kelly przyszła!- do uszu brunetki dotarło wołanie mamy.
- Już schodzę!- odkrzyknęła i chowając telefon do kieszeni zeszła na dół.
Zobaczyła rodzicielkę rozmawiającą z pewną blondynką- Kelly. Laura od razu podbiegła do przyjaciółki i rzuciła się jej na szyje. Ona obięła ją w pasie i chwilę tak stały przytulone do siebie.
- Cześć Marano.- przywitała się blondynka.
- Hej Clayton.- odpowiedziała uśmiechnięta i dalej wtulona brunetka.
Obie zaśmiały się i odsunęły od siebie ilustrując swoje ubiory.
- Świetnie wyglądasz.- skomplementowała Laura swoją przyjaciółkę.
- Nie tak świetnie jak ty! Będziesz dzisiaj wyrywać jak nie wiem...- odpowiedziała blondynka robiąc "brewki".
- Ha ha ha... Znając życie będę tylko siedziała przy barze i chlała...
- Laura!- krzyknęła mama brunetki, która dalej stała przy dziewczynach.
- No żartowałam przecież!- zaśmiała się Laura przytulając swoją mamę.- My już idziemy.
- Uważajcie na siebie.- powiedziała na odchodne pani Marano.
Przyjaciółki opuściły posesję i szybkim krokiem trzymając się pod rękę szły chodnikiem. 
- Długo nas tam nie było.- odezwała się Clayton.
- Masz racje.- przytaknęła brunetka lekko zamyślona.
Kelly szturchnęła ją lekko, na co dziewczyna spojrzała na nią.
- O czym tak myślisz?- spytała.- Pewnie o tym przystojniaku, co?
Zaśmiała się znów szturchając przyjaciółkę. Laura zaśmiała się i przewróciła teatralnie oczami.
- Jestem ciekawa jak on wygląda.... Czy rzeczywiście jest taki przystojny...- rozmarzyła się Kelly, na co Laura spojrzała na nią jak na kosmitę.- No co?
- Przestaniesz?
Clayton wypuściła głośno powietrze i skinęła głową na "tak"
- Dziękuję.- powiedziała Laura.
Dalszą drogę przebyły szybko. Po chwili znalazły się u celu podróży, którym był ulubiony klub dziewczyn. Była godzina 19. W budynku znajdowały się już tłumy ludzi. Przyjaciółki weszły do środka i podeszły do baru. Usiadły na wysokich krzesłach i oglądały się w poszukiwaniu znajomych im twarzy. W tym samym czasie zamówiły sobie po drinku. Laura oglądała się po całej sali, gdy nagle w oczy rzucił jej się ktoś znajomy. Nie był on jednak sam. Stał kawałek dalej z paroma osobami. Jedną dziewczynę obejmował tyłem w pasie.
Laura zmrużyła oczy by się upewnić, czy przypadkiem z kimś go nie pomyliła. Jednak to nie była pomyłka. To był ten blondyn, którego spotkała parę tygodni, który ją gonił, a na sam koniec namiętnie pocałował.
Dziewczyna oniemiała. Była w lekkim szoku, gdyż myślała, że już go nie zobaczy. Od razu wróciło do niej owe zdarzenie z blondynem. Ucieczka, strach, a na końcu pocałunek. Pocałunek, o którym nie potrafi zapomnieć.
Kelly zauważyła lekki zwis przyjaciółki. Szturchnęła ją lekko, na co ona gwałtownie przechyliła głowę w jej stronę.
- Lau, co jest?- spytała Clayton.
Brunetka jeszcze lekko zszokowana błądziła wzrokiem po blondynce. Potrząsnęła szybko głową, jakby chciała odgonić jakąś myśl.
- Nie, nic.- odpowiedziała po jakimś czasie.
Kelly jej jednak nie uwierzyła. Spojrzała w stronę gdzie wcześniej wgapiała się jej przyjaciółka. Jednak nie mogła odgadnąć co mogło wywołać w Laurze ten nieco dziwny stan.
- No weź powiedz. Przecież widzę.- odezwała się blondynka.
Laura przewróciła oczami.
- Okey...- westchnęła.- Widzisz tego blondyna, który przytula się tam do jakieś laski od tyłu?
Brunetka pokazała dziewczynie głową kierunek, gdzie Kelly ma szukać owego chłopaka. Clayton przytaknęła głową na znak, że go widzi.
- To właśnie ten, z którym się wtedy całowałam...- przyznała Laura lekko się rumieniąc.
Blondynka na te słowa rozszerzyła oczy, które szybko skierowała na przyjaciółkę.
- Ale ciacho....- powiedziała lekko otumaniona.
- Noo...- potwierdziła Marano.
- Laura, idź do niego.- odezwała się już normalnym głosem Kelly.
- Oszalałaś. Z resztą on nie jest tu sam...- odpowiedziała Lau mając na myśli czarnowłosą dziewczynę, którą przytulał blondyn.
- No ale wiesz...- blondynce jednak szybko przerwano.
- Ja tu chcę o nim zapomnieć, a ty mi karzesz do niego podchodzić!- krzyknęła Laura.
Kelly uniosła na to ręce do góry na znak, że się poddaje. Następnie wzięła do ręki przyniesiony przez barmana drink i upiła parę łyków.
Laura zaś znów spojrzała na blondyna. Tym razem natknęła się na jego wzrok. Chłopak w tym samym czasie spojrzał na nią. Brunetka od razu gwałtownie odwróciła wzrok i tak jak jej przyjaciółka napiła się drinka.
- Kelly, idziemy tańczyć?- zapytała szybko Laura.
Chciała jak najszybciej zniknąć blondynowi z oczu, a tłum tańczących ludzi wydawał jej się odpowiednim wyjściem.
- Myślałam, że najpierw dopijemy drinki...- odpowiedziała dziewczyną sącząc alkohol.
- Później.- Laura złapała przyjaciółkę za rękę i pociągnęła w stronę parkietu.
Kelly z lekkim oporem, ale poszła z brunetką w stronę tłumu tańczących ludzi. Laura zaciągnęła Clayton na sam środek parkietu. Muzyka od razu je poniosła i zaczęły tańczyć. Kochały to. Nie tańczyły jak najlepsze tancerki na świecie, one się tym bawiły. Była to dla nich czysta przyjemność. To, że nie były najlepsze nie oznaczało jednak, że nie potrafiły się ruszać. 
Długo nie tańczyły same. Po chwili przyłączyli się do dziewczyn dwaj bruneci. Chłopacy wyglądali mniej więcej na podobny wiek, więc przyjaciółki chętnie z nimi tańczyły. Przetańczyli razem we czwórkę parę piosenek dobrze się przy tym bawiąc. Po jakimś czasie bruneci pożegnali się z Laurą i Kelly przez całus w dłoń i wyszli z klubu.
Przyjaciółki tańczyły razem z innymi ludźmi na parkiecie. W pewnym momencie Laura zgubiła wzrokiem przyjaciółkę. Rozglądała się na około, lecz nigdzie nie mogła jej znaleźć. Jakby zapadła się pod ziemię. Dziewczyna zaczęła się już martwić o swoją towarzyszkę. Miała w głowie złe myśli.
Nagle poczuła, jak ktoś łapie ją w talii i ciągnie do tyłu. Brunetka poczuła, że napiera plecami na czyjeś ciało. Poczuła na całym ciele dreszcze, które przeszły ją jeszcze bardziej, gdy osoba przytulająca ją, szepnęła jej do ucha:
- Witaj skarbie. Już myślałem że się nie zobaczymy.- Laura rozpoznała głos.
Dobrze wiedziała też do kogo on należy. Stała w osłupieniu lekko wstrząśnięta. Chłopak zaś odgarnął jej włosy na bok i musnął wargami jej szyje.
- Tęskniłem, wiesz?- odezwał się odrywając od wcześniejszej czynności.
Brunetka nie chciała się dać omotać nieznanemu blondynowi. Starała się zachować zimną krew i powagę sytuacji.
- A gdzie twoja dziewczyna?- spytała po chwili z małym zawahaniem.
- Już wyszła.- odpowiedział z uśmiechem.- Ale to nie jest moja dziewczyna.
Blondyn wyczuł u brunetki zazdrość, co mu oczywiście bardzo schlebiało. Zaczął się z nią kołysać w rytm muzyki, gdyż dalej stali na parkiecie. Laura oparła dłonie na jego rękach, które oplatały ją w pasie. Lekko się rozluźniła.
- Myślisz, że jak wzbudzisz w dziewczynie strach, pocałujesz, znikniesz i znów się pojawisz, rzuci się tobie na szyję, zacznie całować i krzyczeć jak cię kocha? Tego się spodziewałeś?- spytała dziewczyna.
Blondyn na to zaśmiał się pod nosem i bardziej przytulił ją do siebie.
- Gdyby to była inna dziewczyna to tak. Tyle że to jesteś ty, więc nie spodziewałem się tego.- odpowiedział spokojnym głosem.
Laura odwróciła się do niego przodem i spojrzała w oczy. 
- Nawet nie wiem, jak masz na imię.- rzekła.
Blondyn pogłaskał ją po policzku.
- Ja twojego imienia też nie znam.- odezwał się patrząc w oczy dziewczyny.
- Nie chcę cię już więcej widzieć.- powiedziała Laura.
Chłopak po raz kolejny zaśmiał się pod nosem.
- Nie zgubiłaś kogoś?- spytał.
Marano rozszerzyła oczy przypominając sobie o przyjaciółce. Gwałtownie przymknęła lekko powieki.
- Może...- przechyliła głowę patrząc na blondyna.
On zaś złapał ją za rękę i zaczął ciągnąć w kierunku opuszczenia parkietu. Laura jednak dawała opór. Niestety chłopak był silniejszy i nie udało jej się wyswobodzić z jego uścisku. 
Kiedy już wydostali się z tłumu blondyn pociągnął dziewczynę w stronę toalet. Laura nie wiedziała co się dzieje. Zaczęła się bać, nie miała pojęcia po co została tutaj zaciągnięta. Znalazła się z chłopakiem przy drzwiach do łazienki męskiej. Blondyn delikatnie odchylił drzwi i pokazał ruchem ręki, aby dziewczyna przybliżyła się, co Laura uczyniła z zawahaniem. Spojrzała przez uchylone drzwi, jak jej nakazał blondyn. Omal nie pisnęła, gdy zobaczyła kto się znajduje w łazience.
Znajdowała się tam całująca i obściskująca para. Dziewczyna z włosami blond i chłopak brunet. Dziewczyna była przyparta o umywalkę przez chłopaka. Jednak zaskoczenie u Laury wywołało to, iż tą blondynką była jej przyjaciółka Kelly. Marano odsunęła się od drzwi tym samym zasłaniając usta ręką. 
Chłopak patrzył przez cały czas na brunetkę i na jej reakcję. Dziewczyna po chwili spojrzała na niego. Uśmiechał się do niej uwodzicielsko i z podniesioną brwią.
- Jest bezpieczna, widzisz?- odezwał się pół głosem, aby nie usłyszała ich zajęta sobą para.
Laura zdjęła dłoń z ust. Wpatrywała się beznamiętnie w blondyna. Postanowiła przerwać tą sielankę przyjaciółki. Szybkim krokiem podeszła do drzwi. Już chciała chwycić za klamkę, lecz niestety chłopak złapał ją za nadgarstek.
- Nie przeszkadzaj im. Nie widzisz, jak się dobrze bawią?- odezwał się przyciągając do siebie dziewczynę.- Nam nikt nie przeszkadzał.
Dziewczyna wpatrywała się w oczy chłopaka. Znów poczuła lekki zwis. Blondyn trzymał ją mocno, by się nie wyrwała, lecz ona w tym momencie nawet o tym nie pomyślała. Chłopak to zauważył. Przybliżył się do jej ucha i szepnął:
- Ross.
Odchylił się i spojrzał na twarz Laury. Brunetka patrzała się na niego ze znakiem zapytania, jakby nie załapała o co chłopakowi chodzi. Po chwili przemyśleń jednak zrozumiała, że blondyn właśnie się jej przedstawił.
- Czemu dopiero teraz?- spytała.
Chłopak uśmiechnął się ukazując zęby.
- Zapomniałem jak się nazywam.- powiedział, na co dziewczyna zaśmiała się pod nosem.
- Wierzę.- odrzekła, na co Ross dźgnął ją w bok.
Laura podskoczyła lekko na ten ruch. 
- Z kim się całuje moja przyjaciółka?- spytała zapatrzonego w nią blondyna.
- Z moim przyjacielem.- odpowiedział szybko.
Dziewczyna przekręciła teatralnie oczami.
- A mogę poznać jego imię?
Ross podniósł rękę i pogłaskał policzek Laury.
- Założę się, że nawet twoja przyjaciółka go nie zna.- odrzekł.
Dziewczyna spojrzała się krzywo na chłopaka.
- Czyli mam rozumieć, że stosuje tą samą taktykę co ty?- spytała.- No wiesz... Najpierw całuje, a potem się przedstawia?
Ross zaśmiał się na te słowa, co lekko zbiło Laurę z tropu.
- Z czego się śmiejesz?- lekko zdenerwowana odsunęła się od blondyna.
- Z ciebie.- powiedział dalej się śmiejąc.- Bo ty mi się też nie przedstawiłaś. 
Laura na to oblała się na jej nieszczęście krwistym rumieńcem, który chłopak od razu zauważył. 
- Mógłbym pomyśleć, że ty stosujesz podobną taktykę, nie sądzisz?
Dziewczyna spojrzała w oczy Rossa i wyciągnęła do niego dłoń.
- Laura.- przedstawiła się.
Popatrzał na wyciągniętą w jego stronę dłoń brunetki. Z lekkim zawahaniem uścisnął ją.
- No to się poznaliśmy. Teraz możesz mnie puścić.- powiedziała dziewczyna zabierając dłoń.
- Abyś weszła do łazienki i im przeszkodziła? Nigdy.- prychnął chłopak zaciskając uścisk.
- Nie, nie przeszkodzę im.
- Chciałbym ci wierzyć.
Dziewczyna spojrzała krzywo na blondyna.
- Nie znamy się. Masz prawo mi nie wierzyć, ale...
- No i nie wierzę.
Laura wypuściła głośno powietrze. Chłopak chwycił ją jedną ręką pod kolanami i podniósł.
- Co ty robisz?!- krzyknęła na blondyna.
- Cii.... Bo nas usłyszą.- odpowiedział idąc szybkim krokiem przez korytarz prowadzący do wyjścia z klubu
- Gdzie ty idziesz?!- spytała wściekła.
- Wychodzimy stąd.
Ross otworzył drzwi i podszedł z dziewczyną do ciemnego motoru.
- Zostaw mnie w spokoju! Ja tutaj przyszłam z przyjaciółką! Będzie się martwić!- krzyczała waląc chłopaka w tors pięściami.
- Jest za bardzo zajęta, aby teraz myśleć o tym gdzie ty jesteś, kotku.- odpowiedział ze spokojem.
Dziewczyna zmroziła go wzrokiem, który po chwili przewróciła na pojazd dwukołowy przed sobą.
- To twój?- spytała.
- Tak. Gdzie jedziemy?
Laura spojrzała na chłopaka, jak na psychicznie chorego.
- Chyba cię pogięło. Nigdzie z tobą nie jadę. Nawet cię nie znam! Z resztą nie mam zamiaru na to wsiadać!
Blondyn po raz kolejny uśmiechnął się chytrze.

***

- Jesteśmy, możesz mnie puścić.- rzekł chłopak do przytulającej się do niego Laury.

Dziewczyna podniosła głowę i rozejrzała się. 
- Żyjemy?- spytała lekko przestraszona.
- Żyjemy.- odpowiedział stanowczym głosem Ross.
Laura szybko zeszła z motoru. Po kolejnym rozejrzeniu się zaczęła biegnąć w stronę lasu. 
Chłopak dopiero po dłuższej chwili się zorientował, że Laura ucieka. Odłożył kask na motor i pobiegł za nią.
Dziewczyna trochę się bała. Było już bardzo ciemno i późno. Jednak miała już dosyć Rossa. Nie znała go, a ten ją traktował jak dziwkę, którą można obmacywać, bajerować, a potem zostawić. Do tego nie chciał jej dać spokoju. Co jakiś czas odwracała się za siebie sprawdzając, czy za nią biegnie. Jak na razie nic nie widziała, poza ciemnością. 
W pewnym momencie zeszła z głównej drogi. Zaczęła biec pomiędzy drzewami po czymś, co nawet ścieżką nie można by było nazwać. Chciała jak najszybciej zgubić blondyna, na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że za nią biegnie. 
Rzeczywiście tak było. Ross ledwo, ale zauważył dziewczynę. Od tego czasu nie spuszczał jej z oka. Biegł za nią przez cały czas. Kiedy skręciła niespodziewanie w jakieś drzewa, on skręcił za nią. Widział, że dziewczyna się odwraca. Myślał nawet, że go widziała, bo biegła dalej. Chłopak jednak był w dość dużej odległości od brunetki. Z trudem zauważał z daleka jej biegnącą sylwetkę.
Laura się nie zatrzymywała. Nawet nie raz biegła szybciej. Już od jakiś 20 minut się nie zatrzymywała. Nie wiedziała gdzie dotrze. W tym momencie nie wiedziała kompletnie gdzie się znajduje. Nie dość, że było ciemno, to było już chłodno. Nie najlepsza pora na podchody w lesie.
Zmęczona stanęła i oparła się o drzewo. Chwilę tak stała, starając się wyrównać oddech i odpocząć. "Niezłą mam kondycję!"- pomyślała. 
Nagle usłyszała jakieś kroki za sobą. Odwróciła się, lecz niestety nikogo nie zobaczyła. Wzruszyła ramionami i odwróciła w przeciwną stronę. Jednak po chwili znowu je usłyszała. Lekko przestraszona, powiedziała:
- Ross, wiem że to ty.
Jednak nikt nie odpowiedział. Brunetka zaczęła się denerwować. Po raz kolejny odwróciła się za siebie.
- Wyłaź!- krzyknęła.
W tym momencie zza drzewa wyszła ciemna postać. Zaczęła wolnym krokiem podchodzić do Laury. Dziewczyna przestała się obawiać. Była pewna, że to jest Ross.
- Po co za mną biegłeś? Nie możesz mi dać spokoju?- spytała.
Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Postać zbliżająca się do niej miała kaptur. To w tych ciemnościach jedynie mogła dostrzec Laura. No i jeszcze to, że była wysoka i miała posturę męską.
Ciemna postać była bardzo blisko Laury. Dziewczyna oparła się tyłem o drzewo i próbowała cokolwiek zobaczyć z twarzy. Niestety. Nie dość że było ciemno, to jeszcze postać miała kaptur na głowie. Brunetka szybkim ruchem zdjęła kaptur osuwając go na dół. Jednak jej oczom nie ukazały się blond włosy z grzywką na bok, brązowe piękne oczy i ten chytry uśmieszek. To nie był Ross. Laura kompletnie nie znała gościa stojącego przed nią. Był on brunetem z zielonymi oczami. 
- K-kim ty jesteś?- spytała jąkając się.
- Spodziewałaś się kogoś innego, prawda?- powiedział głębokim głosem chłopak, na co Laura przytaknęła kiwnięciem głowy.
Przeszły ją dreszcze. Chłopak wydawał się w podobnym wieku, lecz zaczął się robić nachalny. Położył ręce na jej biodrach. Dziewczyna drgnęła. On przysunął się bliżej.
- Możesz zabrać ze mnie swoje łapska?- poprosiła drżącym głosem.
Chłopak zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
- Wybacz skarbie.- wzruszył ramionami.- Za bardzo mnie pociągasz.
Laura chciała uciec, lecz nie miała jak. Za nią drzewo, a przed nią mocno trzymający ją brunet.
- Czego chcesz?- spytała lekko zdenerwowana.
Zielonooki pogłaskał ją po policzku.
- Ciebie. Tylko ciebie.- wyszeptał jej do ucha.
"Kolejny napalony bałwan..."- pomyślała.
Po chwili dziewczyna usłyszała jakieś kroki, a następnie wołanie.
- Drake! Zostaw ją!- po głosie Laura poznała Rossa.
- No nareszcie...- odetchnęła z ulgą, kiedy blondyn podszedł bliżej.
Owy Drake zmieszał się zaistniałą sytuacją. Błądził spojrzeniem po Laurze i Rossie.
- Znacie się?- spytał po chwili.
- Znamy. A teraz mnie puszczaj.- powiedziała wkurzona Laura, starając się zsunąć dłonie bruneta ze swoich bioder. Chłopak puścił ją i odszedł na krok.
- Sorry stary. Nie wiedziałem, że twoja.- zwrócił się do Rossa.
Blondyn pokiwał głową na znak, że rozumie. Następnie Drake zniknął gdzieś za drzewami.
Laura wpatrywała się w Rossa nic nie rozumiejąc.
- Twoja?!- krzyknęła w końcu.
Blondyn spojrzał na dziewczynę.
- Coś ci nie pasuje?- spytał.
- A żebyś wiedział, że nie pasuje! Jaka znowu kurwa twoja?!- wrzasnęła łapiąc blondyna na bluzę.
- Nie powiedziałem, że kurwa.- odpowiedział Ross z uśmiechem.
- Ja też tak nie powiedziałam.- rzekła dalej go trzymając.
- Ale przecież...- w połowie zdania przerwała mu brunetka.
- Słuchaj bałwanie! Masz mnie zostawić w spokoju, dotarło?! Bo pójdę na policję i powiem, że mnie nękasz.- zagroziła dziewczyna lekko trzęsąc chłopakiem.
Ross podniósł ręce w geście, że się poddaje. Laura jeszcze raz zmroziła go wzrokiem. Po chwili puściła go i odeszła na parę kroków.
Rozglądnęła się po okolicy, zastanawiając, w którą stronę powinna teraz iść. Blondyn cały czas obserwował jej poczynania zastanawiając się, jak dziewczyna chce wyjść z lasu w środku nocy.
Laura podrapała się po głowie cały czas się rozglądając. Po chwili uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia jak wrócić do domu. Odwróciła się do chłopaka.
- No okey.- powiedziała.- Pomożesz mi wyjść z lasu i wtedy dajesz mi spokój. Zgoda?
Chłopak stał oparty o drzewo z założonymi rękoma i ilustrował  wzrokiem Laurę.
- A jaki ja będę miał z tego interes?- spytał po chwili.
Dziewczyna osłupiała.
- No jak to jaki? Że nie pójdę na policję!
- Myślisz, że się glin przestraszę?- prychnął.- Wymyśl coś lepszego kotku.
Laura chwilę się zastanawiała. Nie wiedziała jak przekonać chłopaka, by pomógł jej wyjść z lasu, ale żeby potem dał jej spokój. W końcu postanowiła:
- Pocałuję cię.
Ross na te słowa się ożywił. Spojrzał na dziewczynę większymi oczami i odepchnął się od drzewa. Podszedł do Laury.
- Pocałujesz?- spytał, łapiąc ją za dłonie.
Laura pokiwała z zawahaniem głową twierdząco, na co blondyn się uśmiechnął.
- W takim razie umowa stoi. Chodź.- pociągnął dziewczynę za rękę.

***

Krążyli po lesie już długi czas. Laura zaczęła się już niecierpliwić.

- Ross! Przechodzimy obok tego połamanego drzewa z mchem już 3 raz!
Blondyn popatrzał na owe drzewo i przytaknął.
- Masz racje.- stwierdził.- Zgubiliśmy się.
Dziewczyna popatrzała na chłopaka z mordem w oczach.
- Myślałam, że wiesz jak stąd wyjść!- krzyknęła.
- Ja też tak myślałem!
- No a teraz zgubiliśmy się w lesie i to do tego w środku nocy!
Dziewczyna wyciągnęła telefon z kieszeni.
- No pięknie! Zasięgu też nie ma!- stwierdziła.
Blondyn odwrócił się do dziewczyny.
- Nie marudź już! Gdybyś kurwa nie uciekła do niczego takiego by nie doszło!- wyładował swoje emocje.- Po cholerę jasną zaczęłaś uciekać!
Dziewczyna spojrzała nie dowierzanie na Rossa.
- Bo nie chciałeś mi dać spokoju! Uznałam, że to jedyne wyjście!
- Jedyne?! Naprawdę świetne wyjście!- wyrzucił ręce w powietrze.- Takie świetne, że teraz siedzimy zgubieni w ciemnym lesie w środku nocy! Zajebiście po prostu!
Laurze już też nerwy puściły.
- Gdybyś mnie zostawił w tym klubie w spokoju, spędziłabym miło czas z Kelly, a ty byś znalazł sobie jakąś łatwą laskę i nie utknęlibyśmy tutaj!
Blondyn zmrużył oczy i wziął głęboki oddech.
- Racja! To był mój wielki błąd! Już mam kurwa ciebie po dziurki w nosie! Zachowujesz się jak rozhisteryzowana lalunia!
Dziewczyna na to ożywiła się.
- Jak ty mnie nazwałeś?!- podeszła bliżej do chłopaka.
- Dobrze słyszałaś, rozhisteryzowana laluniu.- powiedział z satysfakcją.
Brunetka z jeszcze większą wściekłością wpatrywała się w Rossa. Zaciskała mocno zęby, a w myślach liczyła do dziesięciu w nadziei, że złość zaraz przejdzie.
- Masz to odszczekać!- rozkazała.- To przez ciebie tu jesteśmy!
Ross usiadł z bezsilności na połamane drzewo. Złożył ręce, w które się wpatrywał. On miał już powoli też dosyć owej sytuacji. Nie tak miało się to wszystko potoczyć. 
Laura patrzała na chłopaka. Od środka dalej toczyła zaciętą walkę ze sobą. Z jednej strony była bardzo wkurzona na Rossa, a z drugiej podświadomość mówiła jej, że wina leży zawsze po obu stronach. W jej wypadku również tak było. Brunetka oddychała głęboko starając się wyrównać oddech jak i bicie serca. Przez gwałtowny wzrost ciśnienia zaczęło jej walić, jak oszalałe.
W końcu pękła. Jej ciało rozluźniło się na tyle, by mogła odczuć ulgę. Zrozumiała, że to nie jest tylko jego wina, że tu utknęli. Ona jest współwinna. Mogła nie uciekać. Mogła załatwić sprawę inaczej. Dziewczyna karciła się w myślach, lecz po chwili usiadła obok Rossa.
Przysunęła się lekko do niego i położyła dłoń na jego nodze.
- Przepraszam.- odezwała się spokojnym głosem.- Masz rację, było nie uciekać.
Nie otrzymała odpowiedzi. Chłopak nawet nie drgnął.
Nagle oboje usłyszeli jakieś kroki. Laura jeszcze bardziej przysunęła się do chłopaka.
- Ross, co to było?- spytała szeptem.
- Nie mam pojęcia.- odpowiedział, obejmując dziewczynę ramieniem i mrużąc oczy w nadziei, że zobaczy cokolwiek.
Kroki stawały się coraz bardziej wyraźne. Odgłosy przypominały łamiące się pod ciężarem gałęzie. Po chwili dostrzegli jakąś postać zbliżającą się do nich. Szedł dosyć szybkim krokiem. Laura lekko zadrżała na ten widok, jeszcze bardziej przysuwając się do blondyna. Owa osoba wyskoczyła zza drzew i stanęła przed Rossem i Laurą. Tą osobą okazał się być...
- Drake! Nie strasz nas!- krzyknął na kumpla Ross.
- Dobrze, że was znalazłem.- powiedział lekko zmachany brunet.
Nie zachowywał się już tak, jak jakiś czas temu. Nie był tym napalonym zboczeńcem, polującym na niewinne dziewczyny w środku lasu. Teraz wyglądał jak mały przestraszony chłopczyk.
- Ale co ty tu robisz?- spytała dziewczyna, odsuwając się lekko od blondyna.
-Nie wiem jak się stąd wydostać. Nie dość, że gówno widzę, to jeszcze nie znam tego lasu.- powiedział brunet, siadając obok Laury.
- Mamy ten sam problem.- odezwał się Ross.
Siedzieli we trójkę w ciszy zastanawiając się co zrobić. Czy zaczekać do rana, jak już będzie widno, czy może od razu próbować wyjść do skutku. Ross odwrócił głowę w lewą stronę i nagle po oczach błysnęło mu jakieś ciepłe światło. Chłopak szturchnął Laurę.
- Patrz. Jakieś światło...- powiedział, pokazując kierunek.
Laura szturchnęła Drake'a, aby też tam spojrzał. Wszyscy wstali z połamanego drzewa i zmrużyli oczy w nadziei że zobaczą coś jeszcze.
- To jest chyba jakaś chatka.- stwierdził Drake, przechylając głowę.
- Chodźmy tam.- powiedział Ross chwytając Laurę za rękę.
Szli w kierunku światła. Droga nie była długa. 
Rzeczywiście. Okazał się to być jakiś domek. Ross podszedł do drzwi i zapukał parę razy. Nie musieli długo czekać, a w drzwiach ukazał się wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna z zarostem. Wyglądał na około 45 lat. Pierwszy odezwał się właśnie ten pan:
- Dzieciaki, a co wy robicie o tej porze w lesie?!
- Zgubiliśmy się.- odpowiedział Ross.
- Niezbyt znamy ten las, a do tego jest ciemno.- odezwała się Laura.
- Wchodźcie do środka.- zaproponował mężczyzna, przepuszczając ich w drzwiach.
Domek był przytulny. Znajdował się tam kominek, przy nim leżał koc i poduszki. Kawałek dalej stała sofa.
- Proszę siadajcie. Przy kominku czy na kanapie, gdzie chcecie.- zaproponował domownik.- Zrobię wam ciepłej herbaty.
Mężczyzna poszedł w stronę zapewne kuchni. Laura usiadła na kocu przy kominku. Wyciągnęła w jego stronę ręce, aby się ogrzać.
Ross i Drake usiedli na kanapach i patrzyli na dziewczynę.
Po jakimś czasie do pomieszczenia wrócił mężczyzna z tacą, na której stały 4 kubki z gorącą cieczą. Postawił to na podłodze, a następnie usiadł na kanapie obok Drake'a biorąc sobie jeden kubek.
- Bierzcie, proszę.- pokazał ręką na kubki biorąc łyka ze swojego.
Każdy chwycił jeden i wrócił na swoje miejsca. Laura siedziała tyłem do kominka by widzieć siedzących na sofie panów.
- Jest pan leśniczym?- spytała, rozglądając się po chatce.
Widziała strzelby oraz jakieś zdjęcia zwierząt i roślin.
- Owszem panienko. Od zawsze.- odpowiedział mężczyzna.- Mój ojciec był leśniczym. Zafascynowałem się jego pracą już od dziecka. Powiedziałem sobie, że ja również nim będę.
Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze do owego leśniczego i wzięła łyk herbaty.
- Jak się nazywacie?- zapytał po chwili mężczyzna.
- Jestem Ross. Obok mnie Drake, a tam Laura.- przedstawił wszystkich blondyn.
- Ja jestem John. Miło was poznać. A teraz wytłumaczcie mi, jak to się stało, że wylądowaliście w środku nocy w lesie?- spytał leśniczy.
Laura zmieszana spojrzała na Rossa, który już otworzył buzię, by odpowiedzieć.
Drake postanowił zabrać głos.
- Ze mną było tak, że wracałem od kumpla. Lasem jest po prostu szybciej. Ale nagle zboczyłem z głównej drogi.- wytłumaczył brunet, pomijając fakt z Laurą.
- Czyli nie byłeś z nimi?
- Nie, spotkaliśmy się w lesie.
John pokiwał głową na znak, że rozumie. Po chwili spojrzał na Rossa i Laurę, którzy w tym właśnie momencie mierzyli się wzrokiem.
- A co z wami?- spytał.- Chyba mi nie powiecie, że przyszliście grzyby w środku nocy zbierać.
Laura spojrzała na mężczyznę, a następnie znowu na Rossa.
- Bo... no wiesz...- zacinał się Ross.
- Uciekałam przed Rossem.- zabrała głos dziewczyna.- Ale później mnie dogonił. Zorientowaliśmy się, że się zgubiliśmy. 
Powiedziała w skrócie. John podniósł brwi.
- Uciekałaś? A to czemu?- spytał.
- To miała być tylko zabawa...- wytłumaczyła, chociaż nie do końca zgodnie z prawdą.
Mężczyzna podniósł ze zdziwienia brwi, ale postanowił nie wnikać bardziej.
Ross zmierzył Laurę wzrokiem. Ona tylko raz na niego zerknęła, a następnie wlepiła wzrok w kubek, który trzymała w dłoniach.
- Zostaniecie u mnie na noc, a rano po śniadaniu wyprowadzę was z lasu. Może być?- zaproponował John, na co reszta pokiwała energicznie głowami na znak, że się zgadza.- To super. 
- A gdzie będziemy spać?- zapytała brunetka.
- Dwoje z was w pokojach moich dzieci, a jedno tutaj na sofie. Te dwie pary drzwi prowadzą do ich pokoi. Łóżka są pościelone.
- Dziękujemy bardzo za pomoc.- odezwał się Drake.- Ja mogę spać na kanapie.
- W skrzyni od sofy jest kołdra i poduszka. Wyjmiesz sobie prawda?
- Jasne.- odpowiedział z uśmiechem chłopak.
John uśmiechnął się i skierował w stronę swojej sypialni. Lecz zatrzymał go głos Laury.
- Przepraszam, jeśli mogę spytać... Gdzie są pańskie dzieci?
Mężczyzna odwrócił się przodem do dziewczyny.
- Zostali razem z moją żoną u teściów na noc.- odpowiedział z lekkim uśmiechem.- Spokojnie, żyją.
Dziewczyna zaśmiała się lekko pod nosem i spuściła wzrok lekko się rumieniąc.
- Dobranoc dzieciaki.- powiedział wesoło leśniczy opuszczając salon.
- Dobranoc!- krzyknęli za nim.
Brunetka odwróciła się w stronę kominka. Od razu poczuła ciepło na twarzy. Uśmiechnęła się pod nosem i wpatrywała w ogień, który szalał za grubą szybą.
Drake ziewnął i rozciągnął się. Oczy mu się strasznie kleiły, że ledwo podnosił powieki po mrugnięciu. Ross to zauważył i szturchnął w bok chłopaka.
- Idź do pokoju spać. Ja się tu położę.- zaproponował.
Drake spojrzał na niego ze znakiem zapytania.
- No idź już. Mówię poważnie.- powiedział Ross, na co brunet wstał z kanapy.
- Okey, dobranoc państwu.- powiedział przez ziew i udał się do jednego z pokoi.
Laura nawet nie odwróciła głowy. Zapatrzona w ogień nie zmieniała swojej pozycji.
Ross zapatrzył się na dziewczynę. Jej długie ciemne włosy z jasnymi końcówkami opadały na plecy, teraz była lekko zgarbiona. Lecz jak dla Rossa piękna. Bardzo piękna. Chłopak wiedział, że nie jest ona z tych, które są na jeden raz, jedną noc. Tej nie skrzywdzi. Jeśli kiedykolwiek spróbują być razem, to będzie prawdziwe. Nie tygodniowe, czy paro dniowe. To będzie na poważnie, krócej mówiąc.
Blondyn podniósł się z sofy i podszedł do brunetki. Usiadł obok niej na kocu, a następnie przybliżył do niej. Laura spojrzała kątem oka na blondyna, a następnie znów na ogień. Ross zauważył, że dziewczyna nie może oderwać od ognia wzroku.
- Bo ci się sikać zachce.- powiedział ze śmiechem. 
Brunetka spojrzała na blondyna krzywo.
- Wierzysz w to?- zaśmiała się.
- Pewnie.- odpowiedział bez zawahania.- Bo to prawda.
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem.
Blondyn zapatrzył się w oczy Laury, która również wpatrywała się w oczy Rossa.
- Masz piękne oczy.- skomplementował dziewczynę.
Laura zarumieniła się lekko, lecz to i tak nie uszło uwadze Rossa. Chłopak położył ręce na jej biodrach i obkręcił dziewczynę. Następnie położył ją tak, by jej głowa leżała na jego kolanach.
- Wygodnie?- spytał.
Laura dalej wpatrzona w niego pokiwała twierdząco głową, na co chłopak się uśmiechnął.
Trwali chwilę w ciszy, wpatrując się w siebie nawzajem. Pierwsza odezwała się Laura:
- Zmieniłeś się.
Ross zmrużył oczy, jakby nie do końca rozumiał.
- Już nie jesteś taki, jaki byłeś.- wytłumaczyła dziewczyna.
- Skąd możesz wiedzieć, jaki byłem?- spytał blondyn.
- Domyślam się. Po twoim zachowaniu w klubie i kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy.- odpowiedziała dziewczyna.- Byłeś trochę bardziej jak taki... Bad boy?
Blondyn zaśmiał się na to pod nosem. 
- No a nie?- spytała śmiejącego się dalej chłopaka.- A kiedy o policji mówiłam, to: "Myślisz, że się glin przestraszę?"
Przy ostatnim zmieniła głos, próbując udawać Rossa.
- I uważasz, że się zmieniłem, tak?- spytał opanowując śmiech.
Dziewczyna pokiwała żywo głową.
- Skoro rzeczywiście tak jest, to wychodzi na jedno....- powiedział Ross bawiąc się włosami Laury.
- Na co?- spytała brunetka.
Chłopak pogłaskał ją po policzku.
- Zmieniłaś mnie.- odpowiedział całując ją w czoło.
Dziewczyna na ten gest przymknęła oczy, by po chwili znowu je otworzyć i ujrzeć ciemne oczy Rossa.
- Za dużo czasu z tobą spędziłam, co?- zaśmiała się Laura.
- Czy ja wiem... Ale później i tak nie chcesz mnie widzieć.- powiedział z lekkim smutkiem w głosie.
Laura wstała do pozycji siedzącej i przekręciła się by widzieć chłopaka. 
- Tak będzie lepiej.- pogłaskała go po policzku.
- Dla kogo?- spytał Ross.- Dla ciebie, czy dla mnie? Bo dla mnie na pewno nie.
Po tych słowach Ross wstał z koca i podszedł do kanapy z zamiarem pościelenia jej.
Dziewczyna spojrzała na niego ze smutkiem. Po chwili jednak również wstała. Bez słowa udała się do pokoju, w którym ma się przespać.

***

Ross już od godziny leżał pod kołdrą na plecach. Miał w głowie kłębek myśli, które nie pozwalały mu zasnąć. Postanowił odpuścić i poczekać aż sen sam do niego przyjdzie.

Oczywiście główną myślą była Laura, która swoim pojawieniem się w życiu blondyna i wywracając go do góry nogami była jego jedynym tematem do rozmyślań. Ross nigdy się nie zakochał. Kiedyś nawet próbował to wymusić, będąc w długotrwałym związku. Po jakimś czasie zrozumiał, że to była fikcja. Nie kochał tej dziewczyny, a dawał jej tylko nadzieję na cudowne życie u jego boku. Ewidentnie udawał miłość do niej. A może po prostu sam siebie oszukiwał wmawiając sobie, że ją kocha? Powiedział jej to prosto w oczy. Chciał być z nią szczery. Wiedział, że nie będzie z nim szczęśliwa, on z nią również. Dziewczyna zrozumiała. Rozstali się w zgodzie, bez większych komplikacji. I wtedy się zaczęło...
Chłopak widząc to, że nie potrafi się zakochać w żadnej, zmienił się. Razem ze swoim najlepszym przyjacielem Zackiem wyrywali laski jak popadnie. Zazwyczaj kończyło się to jednym incydentem łóżkowym. Starali się nie powtarzać tego z tą samą już nigdy więcej, za każdym razem szukali to nowej sztuki do "przelecenia". Takie życie zaczęło mu się coraz bardziej podobać, tym samym zapominał o przeszłości. Chodził do klubów praktycznie co noc, gdzie w jedną potrafił zaliczyć nawet 5 dziewczyn. Były one zazwyczaj z tych, które również bez żadnych dalszych powikłań szukały facetów do łóżka. Oczywiście nie zawsze musiało się to tak skończyć. Nieraz wystarczyło im tylko "przelizanie się" z jakąś fajną sztuką i tyle.
Ross należał do tych chłopaków, których zalicza się do tzw. Bay boy'i. Jednak mu to ani trochę nie przeszkadzało. Miał własny motor, wygodne i markowe ubrania, własne małe mieszkanie i wolną rękę. Nikt mu nie mówił co ma robić. Nikt mu też nie tłumaczył co jest dobre a co złe. Nie miał takiej osoby. Policji już nie raz podpadł, lecz za każdym razem udało mu się z zarzuceń wyjść bez żadnych kar w postaci więzienia czy opłaty. A właśnie... Jak zarabiał?
Ross zarabiał zazwyczaj za wygrany wyścig, w których nie raz zdarzyło mu się wziąć udział. Czasem też od zaliczonej panienki wyciągnął jakieś banknoty. Chłopak był sprytny, dlatego o pieniądze i dobry byt nie miał się co martwić.
Wróćmy jednak do teraźniejszości. Blondyn dalej leżał na plecach wgapiając się w sufit i rozmyślając. Jego powieki stały się cięższe. Zmęczenie po ciężkim dniu coraz bardziej wyczuwalne. Głowa jednak dalej przepełniona myślami. Myślami o dziewczynie, co w życiu Rossa bardzo rzadko się zdarzało. Kiedy już zaczął przysypiać, do jego uszu dotarło skrzypnięcie i odgłos otwieranych drzwi. Blondyn jednak nie zareagował. Nie uniósł się do pozycji siedzącej by zobaczyć, kto wychodzi z pomieszczenia i w jakim celu. Czekał...
Po chwili usłyszał również kroki, niepewne kroki. Ktoś zmierzał w jego kierunku bardzo delikatnie stawiając stopy. Pewnie z obawy, że kogoś obudzi. Kroki były wolne, nawet bardzo. Jednak w końcu znalazła się przy łóżku blondyna.
Ross otworzył oczy. Przy rozłożonej sofie, na której właśnie leżał zobaczył Laurę. Dziewczyna była lekko pochylona w jego stronę, pewnie sprawdzała czy śpi. 
- Ross, śpisz?- spytała szeptem o to, co przed chwilą starała się sprawdzić.
Blondyn podniósł się i podparł łokciami. Spojrzał na dziewczynę.
- Nie. A ty czemu nie śpisz?- brunetka stała ze złożonymi rękami, które wisiały wzdłuż jej ciała.
Wpatrywała się w dłonie, lekko się przy tym bujając.
- Nie mogę spać.- wyszeptała zerkając na chłopaka.
Ross jakby czytając Laurze w myślach przesunął się, tym samym robiąc miejsce. Laura od razu zareagowała. Podniosła głowę i wsunęła się pod kołdrę. Zdziwieniem u Rossa było to, że brunetka starała się leżeć jak najdalej od niego, na boku odwrócona tyłem. 
- Myślałem, że chcesz się do mnie przytulić lub coś...- odezwał się z wyczuwalnym smutkiem w głosie.
Laura od razu wyczuła zielone światło. Uśmiechnęła się pod nosem i odwróciła się, tym samym przysuwając ciało maksymalnie do ciała Rossa. Przytuliła się mocno do niego obejmując blondyna w pasie. Ross zaś obiął ją ramieniem, starając się ją jeszcze trochę do siebie przysunąć, co stało się już nie możliwe. Pocałował ją w czoło i pogłaskał po włosach. Laurze po całym ciele przeszły dreszcze. Rozkoszowała się tą ostatnią chwilą, którą spędzi z Rossem. W końcu potem ich drogi miały się rozejść.
Leżeli tak wtuleni w siebie już jakiś czas. Ross jednak postanowił się odezwać.
- Wiesz, że właśnie leżysz w łóżku z obcym kolesiem, prawda?
Dziewczyna ocknęła się na te słowa i otworzyła oczy. Rozejrzała się zmieszanym wzrokiem, a następnie uniosła głowę spoglądając na Rossa.
- Za to ty z obcą kobietą.- powiedziała z lekką satysfakcją, kładąc głowę na tors chłopaka.
Blondyn zachichotał na słowa Laury.
- To już dla mnie nie jest nowością, a raczej rutyną.- odpowiedział z lekkim smutkiem.
Nie zdziwiło to Laury. Podejrzewała Rossa o to, że zalicza panienki. Nie lubiła takiego czegoś. Wręcz można powiedzieć nienawidziła. Ona uważała seks za pewien sposób okazywania miłości. Traktowała to w miarę poważnie. To stało się również powodem do tego, że Laura jeszcze w życiu się nie kochała. Miała wiele chłopaków, fakt. Jednak jak się później okazało, zawsze chodziło im o jedno. Właśnie o seks. Dlatego z żadnym do niego nie doszło. Brunetka jest bystra. Nie chciała dawać swojego ciała komuś, kto bezwzględnie go wykorzysta. Później zostawi. 
Ross od początku właśnie taki się wydawał. Zimny, bez uczuć, szukający nowych przeżyć, bezwzględny. Jednak na jej oczach stawał się inny. Lepszy. Może zmiana nie była gwałtowna, lecz stopniowa. Ale Laura ją dostrzegła. Dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, że miała na to jakiś wpływ. Jednak nie chciała pakować się w związek z Rossem. Bała się, że tacy ludzie jak on nie będą potrafili się zmienić na tyle, na ile ona tego pragnęła.
Blondyn jednak nie był jej obojętny. Wręcz przeciwnie. Czuła przy nim to "coś", czego nie odczuwała przy swoich byłych facetach. Ross był dla niej jak magnez. Przyciągał ją do siebie, a ona nie stawiała oporu. Nie potrafiła. Wręcz przeciwnie! Jeszcze bardziej brnęła w to. Tak jak teraz. Przyszła. Wskoczyła do jego łóżka i wtula się w niego jak w wielkiego misia.
Po chwili oprzytomniała sobie, że chłopak czeka na jakiś odzew z jej strony.
- Wiesz, że nie musi tak być.- szepnęła podnosząc głowę i patrząc Rossowi w oczy.
- Wiem. Ale tak jest.- powiedział szybko.- Czasem mi się to podoba.
Laura spojrzała na blondyna ze znakiem zapytania wymalowanym na twarzy.
- Ale teraz jestem na siebie wściekły.- spojrzał Laurze w oczy.
Dziewczyna zadrżała lekko.
- Czemu?- spytała.
On wziął głęboki wdech. Przełknął ślinę i odpowiedział.
- Bo mam wielką ochotę na ciebie, Lauro.
Laurze oczy powiększyły się maksymalnie. Takiego wyznania się nie spodziewała. Lecz zadawała sobie w głowie jedno pytanie, które postanowiła zadać chłopakowi.
- Inne dziewczyny zaliczasz bez problemu, a jesteś wściekły na siebie, że chcesz zaliczyć mnie? Nie rozumiem.
Blondyn pogłaskał Laurę po policzku. Przejechał też opuszkami palców po jej lekko rozchylonych wargach. Czerwonych i pełnych wargach, w które z przyjemnością chętnie by się wpił swoimi. Jednak szybko otrząsnął się. 
- Bo ty nie jesteś taka. No wiesz... na jeden raz.- powiedział to dosyć cicho, jednak brunetka usłyszała to.- Wiem, że skrzywdziłbym ciebie, a tego bym w życiu sobie nie wybaczył.
To dziewczynę już rozbroiło doszczętnie. Ross, Bad Boy z Los Angeles wyznaje jej, że zależy mu na niej. Był to niezły szok dla Laury. Dziewczyna nie mogła oderwać wzroku od pięknych, ciemnych oczu Rossa. Zahipnotyzowana nie mogła się ruszyć. Z jednej strony ucieszyła się w duchu na te słowa, z drugiej bała się, że chłopak sobie z nią pogrywa. Byłby to na pewno cios poniżej pasa. 
Brunetka spuściła wzrok na usta Rossa. Były one lekko rozchylone. Jakby czekały na pocałunek. Przygotowane, zawsze przygotowane oraz zawsze lekko zaczerwienione i pełne po to, by kusiły. Na to i Laura się skusiła. Zaczęła się zbliżać do twarzy Rossa. Chłopak, widząc zamiar dziewczyny, również zaczął się zbliżać. Jak Laura w jego usta się wpatrywała, taki i on w jej. Zetknęli się nosami, jednak nie na to liczyła Laura. Dziewczyna bez większych ceremoni złączyła swoje wargi z wargami Rossa w namiętnym pocałunku. On, chociaż spodziewał się tego co zrobi Laura, uśmiechnął się. Oddał pocałunek jeszcze bardziej go pogłębiając. Rozsunął jeszcze bardziej usta dziewczyny językiem, który po chwili jeździł po podniebieniu Laury. Co jakiś czas stykał się z jej językiem.
Laurze to jednak nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Podobało jej się to, jak chłopak delikatnie obdarowuje ją pocałunkami. Jak nawilża jej wargi i jak jeździ językiem. Wszystko było idealne. Dziewczyna zmieniła pozycję na bardziej wygodną do dalszego całowania z Rossem. Swoją prawą nogą przygniotła lekko ciało chłopaka. Następnie, dalej nie odrywając się od jego ust, podparła się na niej i wylądowała na ciele blondyna. On zaś wplótł palce w jej włosy, tym samym bardziej przyciskając jej twarz do swojej, jak i oczywiście usta. Dziewczyna zaś położyła jedną dłoń na jego policzku, a drugą na klatkę chłopaka.
Kolana Laury zsunęły się na boki. Teraz okrakiem siedziała na Rossie, dalej obdarowując go pocałunkami. Ross jednak źle się czuł leżąc tak pod Laurą. Zamaszystym ruchem przeturlał się z brunetką tak, że teraz to on był na górze, nie odrywając swoich ust od ust Laury. Zaczął pocałunkami zjeżdżać coraz niżej. A mianowicie na szyję, gdzie zatrzymał się na dłużej. Chłopak zrobił dziewczynie tzw. "malinkę". Wessał się tak, że Laura jęknęła cicho z podniecenia. Muskał opuszkami palców jej ramiona. Następnie po jej talii zjechał na biodra. Po niej już kolejny raz przez dotyk Rossa przeszły przyjemne dreszcze. Jednak chciała zachować umiar. Postanowiła zatrzymać chłopaka, kiedy on zacznie się posuwać za daleko. 
Laura przyciągnęła do siebie twarz Rossa i ponownie wpiła się w jego wargi. To ją właśnie pociągało w blondynie najbardziej: usta. "Od tego bym mogła się uzależnić. O ile już się nie uzależniłam."- mówiła sobie w myślach. Ross po raz kolejny wsunął swój język do ust dziewczyny, od czasu do czasu przejeżdżał nim po wargach Laury. Ona zaś wplotła palce w jego włosy i przyciągnęła go do siebie, kiedy na chwilę się od niej oderwał by złapać oddech. Jemu zaś zaczęła się podobać zachłanność dziewczyny. Jak pragnęła jego ust, pocałunków, dotyku. Jednak ona pociągała go jeszcze bardziej. Gdyby nie to, że nie chce jej skrzywdzić, że nie są razem i prawdopodobnie już się nie zobaczą, już dawno rozebrał by ją do naga.
W końcu odessali się od siebie. Zaczęli łapczywie nabierać powietrza do płuc, wpatrując się w siebie. Chłopak ocknął się i zsunął z ciała Laury kładąc się obok niej. Dalej oddychali głęboko. Dziewczyna przekręciła głowę w stronę Rossa, który kątem oka to zauważył i zrobił to samo, tylko że w jej stronę. Patrzyli sobie w oczy z rozchylonymi ustami, które cały czas łapały oddech. Laura przysunęła się do blondyna i przytuliła. Głowę położyła na jego ramieniu. Ross zaś obiął ją i przysunął jeszcze bardziej. Laura patrzała jak klatka blondyna szybko się podnosi, a po chwili opada.
- O ile dobrze pamiętam umowa była taka, że mnie pocałujesz jak cię stąd wyprowadzę.- odezwał się Ross.
Laura uśmiechnęła się lekko do siebie i bardziej wtuliła w blondyna.
- Właściwie, to prawie mnie wyprowadziłeś.- powiedziała.- W pewnym sensie...
Ross wzruszył ramieniem. 
- Mogę cię o coś spytać?
- Pytaj.- powiedział blondyn.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i nawet na niego nie patrząc spytała:
- Kim są twoi rodzice.
Ross nie spodziewał się tego. Był to dla niego ciężki temat. Długo o nich z nikim nie rozmawiał. Może dlatego, że nikogo to nie interesowało. Nie licząc Zacka, który jest jego najlepszym kumplem. Zastanawiał się, czy powiedzieć prawdę, czy skłamać. Laura stawała się dla niego z chwilą coraz bliższa. Postawił więc na szczerość.
- Moi rodzice nie żyją. Od 4 lat.- powiedział z lekko drżącym głosem.
Dziewczyna zaś na to rozszerzyła oczy, które skierowała na blondyna.
- Przepraszam... - odezwała się lekko skruszona.
- Nie szkodzi.- uśmiechnął się do niej delikatnie.- Zginęli w wypadku samochodowym.
- Kto się tobą zajmował?- spytała niepewnie.
Ross spojrzał na przygasający już kominek i wypuścił głośno powietrze.
- Nikt... Musiałem sobie sam radzić. I wydaje mi się, że w pewnym stopniu sobie poradziłem.- wytłumaczył.
Brunetce zrobiło się żal chłopaka. To by wytłumaczyło jego zachowanie, jego styl życia. Brakowało mu ich. Chciał jakoś zatuszować ten żal i smutek po ich stracie. Myślał, że jak stanie się bezwzględny to łatwiej mu będzie żyć bez rodziców. 
- Mi zaś 3 lata temu umarł tata.- zwierzyła się.- Tyle, że mam jeszcze mamę i siostrę. Ona co prawda siedzi w Nowym Yorku. Tam pracuje. Są jeszcze dziadkowie i reszta rodziny. Nie wyobrażam sobie ich wszystkich stracić. Musi ci być ciężko. Tak samemu iść przez życie.
On zaś spojrzał na dziewczynę ciemnymi smutnymi oczami. 
- Wiesz... Z czasem człowiek się przyzwyczaja.- powiedział z niewidocznym uśmiechem.
Laura zaś wypuściła powietrze i położyła znów głowę na jego ramieniu, jeszcze bardziej się w niego wtulając. 
Chłopak gładził ręką jej miękkie i pachnące włosy. Jego oddech był coraz cięższy, tak samo jak powieki. Zmęczenie dało o sobie się we znaki. Laura wyczuła to, sama już zaczęła odlatywać. Po chwili obu pochłonął twardy sen.

***

Parę dni później po tej nocy spędzonej w lesie z Rossem, Laura wróciła do swojego codziennego życia. Nie chodzi jednak o szkołę, trwały bowiem wakacje. Jej codziennością w ten czas było głównie siedzenie w domu, spotykanie się ze znajomymi, czasem wypad na plażę. Jednak od tej nocy nie widziała się z Kelly. Nawet do niej nie zadzwoniła. Sama nie wiedziała czemu. Może dlatego, że od blondynki też nie dostała żadnego odzewu. Bała się, że ta się na nią obraziła. W końcu zostawiła ją samą w klubie. No... nie do końca samą...

Laura postanowiła dzisiaj skontaktować się z przyjaciółką. Tęskniła za nią, chociaż minęło tylko parę dni. Teraz siedziała na kanapie w salonie z telefonem w dłoni. Wykręciła jej numer i nacisnęła zieloną słuchawkę. Szybko przyłożyła komórkę do ucha, gdzie usłyszała sygnał. Jednak szybko on się urwał...
- Rozłączyła.- szepnęła ze smutkiem do siebie.
Chciała spróbować ponownie, lecz usłyszała dzwonek od drzwi. 
Leniwym krokiem podeszła do nich i nacisnęła na klamkę. W progu zauważyła właśnie swoją przyjaciółkę.
Oczy momentalnie jej się powiększyły, a uśmiech wdarł na jej twarz.
- Kelly!- krzyknęła i rzuciła się na blondynkę, mocno ją przytulając.
- Cześć Marano!- przywitała się Clayton, tuląc do siebie Laurę.
- Wchodź!- brunetka odsunęła się od dziewczyny i ciągnąc za rękę wprowadziła do środka.
Przyjaciółki usiadły na kanapie w salonie.
- Kelly, chciałabym cię przeprosić. Wyszłam z klubu nic ci nie mówiąc. Przepraszam cię strasznie.- powiedziała ze skruchą Laura.
Blondynka na to uśmiechnęła się.
- Spokojnie. Zack mi wszystko wyjaśnił.- uspokoiła dziewczynę lekko się przy tym rumieniąc.
Nie uszło to jednak uwadze Laury. Uśmiechnęła się chytro i zmrużyła oczy.
- Zack to ten koleś, z którym się lizałaś w kiblu, tak?- zaśmiała się brunetka, na co dostała kuksańca w bok od przyjaciółki.
- Tak, to właśnie on!- powiedziała ze śmiechem Clayton.
- Szybko ci się przedstawił.- stwierdziła.
- A jak tam z Rossem....- spytała Kelly robiąc przy tym "brewki".
Laura przewróciła oczami z lekkim rumieńcem. Skrępowana schyliła głowę na dół patrząc na dłonie.
- Zabrał mnie motorem gdzieś, nawet dobrze nie wiem gdzie...- zaczęła nie pewnie.- Później... później chciałam mu uciec, więc pobiegłam do lasu... 
Kelly z lekkim zwisem przysłuchiwała się słowom Laury.
- Biegłam i biegłam.... Było bardzo ciemno... W końcu się zatrzymałam i usłyszałam czyjeś kroki... Na początku myślałam, że to Ross. Okazał to się być jednak jego kumpel, Drake... - poczerwieniała jeszcze bardziej.- Tyle, że na początku o tym nie wiedziałam... Dowiedziałam się, kiedy podszedł do nas Ross. Wtedy Drake zaczął się do mnie dobierać, ale kiedy go zobaczył odpuścił... Rozdzieliliśmy się i szukaliśmy drogi... Jednak nie znaleźliśmy, a po jakimś czasie wpadliśmy znowu na Drake'a. Później znaleźliśmy chatkę, leśniczego Johna. Przenocował nas.... ja z Drake'iem spaliśmy w pokojach jego dzieci, a Ross na kanapie w salonie...
Blondynka czując rosnącą adrenalinę uśmiechnęła się i rozszerzyła oczy. Poprawiła się na sofie i słuchała dalej.
- Nie mogłam spać, poszłam do Rossa.... i on też nie spał...- w tym momencie spojrzała na przyjaciółkę.- Położyłam się obok niego i przytuliłam. Chwilę rozmawialiśmy i... i nie wiem czemu, ale.... tak strasznie chciałam go pocałować....
Kelly otworzyła buzię i zaczęła popędzać Laurę.
- I co?! I co było dalej?!!!
Brunetka założyła kosmyk włosów za ucho i wzięła głęboki oddech.
- Pocałowałam go.- powiedziała z uśmiechem.- To trwało długo... Ale to była najlepsza chwila w moim życiu...
Clayton nie wytrzymała. Rzuciła się na Laurę mocno ją ściskając. Laura uśmiechnęła się szerzej i odwzajemniła przytulasa.
- Jakie to romantyczne!- powiedziała odsuwając się od brunetki.
- Dowiedziałam się, że jego rodzice nie żyją...- wyznała z mniejszym entuzjazmem.- Od 4 lat jest sam. Nikt się nim nie zajmował... 
Kelly na to również posmutniała. Laura spuściła głowę na dół.
- Dlatego taki jest. Taki... bezwzględny...- dodała.- Ale wiesz co? Przy mnie był kimś innym. Kompletnie kimś innym.
Blondynka uśmiechnęła się lekko.
- Rano John wyprowadził nas z lasu, a mnie odwiózł do domu. Od tego czasu Rossa nie widziałam...- powiedziała brunetka.
- Wiesz.... Ja też się nieco dowiedziałam o Zacku.- odezwała się Kelly.- Wychowali go dziadkowie. Lecz oni od 5 lat już nie żyją. Tak samo jak i Ross został sam. Mówił też, że on i Ross są jak bracia. Od tego czasu trzymali się razem. Oboje też zeszli na tą drogę...
Laura wsłuchiwała się w historię przyjaciółki. Zrobiło jej się żal Zacka. Tak samo jak i Rossa.
- Jednak... Utrzymuję z nim kontakt. Widzieliśmy się wczoraj. I wiesz co?- powiedziała Clayton z lekkim uśmiechem.- Chyba się w nim zakochałam...
Marano na to ożywiła się. Otworzyła lekko usta ze zdziwienia.
- J-jesteś pewna?- spytała cicho, na co blondynka żywo pokiwała głową.
- Myślałam nad tym wystarczająco długo, aby teraz z czystym sumieniem się do tego przyznać Laura.- brunetka położyła jej rękę na kolanie.
- On powinien o tym wiedzieć.
Kelly z zakłopotania podrapała się w tył głowy.
- Wiesz...- zaczęła.- Chciałam mu powiedzieć, ale....
- Ale co?- dziewczyna wyskoczyła jak z procy, na co Clayton spojrzała się na nią ze zdziwieniem na twarzy.
- Nie wiem jak... On przecież jest z kompletnie innego świata!- wyrzuciła z siebie.
- Podobno przeciwieństwa się przyciągają...- powiedziała cicho Laura.
Blondynka spojrzała na nią z iskierkami w oczach.
- Myślisz, że nam... że może nam się udać?- spytała nie pewnie.
- No pewnie! Ale Zack musi o tym wiedzieć. Koniecznie.- dziewczyna mówiła to stanowczo i z uśmiechem na ustach.
- Ty wiesz, że jesteś w tej samej sytuacji co ja, prawda?- Kelly przysunęła się do brunetki, widząc jej zdziwienie na twarzy, ciągnęła dalej.- Ty i Ross.
Laura wytrzeszczyła gałki oczne tak, że jeszcze trochę i by jej wypadły.
- Ale ja do niego nic nie czuję!- krzyknęła.- Z resztą... już się nie spotkamy...
Kelly spojrzała na nią pytającym wzrokiem.
- Nie wiesz tego. Może i chcesz już go nigdy więcej nie zobaczyć, ale to nie oznacza, że tak będzie.- odezwała się spokojnym głosem.
Lau przekręciła oczami.
- Dobra, nie gadajmy o tym, okey?- poprosiła, na co blondynka pokiwała twierdząco głową, wypuszczając przy tym powietrze z płuc.

***

Ross od pamiętnej nocy z Laurą w lesie, która miała miejsce około dwóch tygodni temu, cały czas o niej myślał. O jej namiętnych pocałunkach, dotyku, rumieńcach i uśmiechu. Nie mógł się też na niczym skupić. W głowie cały czas widział ją. Nie potrafił spojrzeć na inną dziewczynę. Nawet, kiedy jej okazałości były bardzo widoczne. Przestał już nawet sypiać z nimi. Codziennie jakaś z nim flirtowała, lecz nic nie wskórała. Ross odmawiał. Stracił chęć na szybki seks i za łatwo zarobione tym samym pieniądze. Wszystkie laski proponujące mu to spławiał mówiąc, że się spieszy, lub że innym razem. Jednak on sam dobrze wiedział, że innego razu nie będzie. Laura go zmieniła. To było pewne. 

Chłopak jednak nie zrezygnował z wyścigów. Od nocy spędzonej z Laurą brał w nich udział niemalże codziennie. Przecież jakoś musiał się utrzymać finansowo, a wyścigi zawsze wygrywał. Tego dnia również nie miał zamiaru ich opuścić. 
Właśnie był w drodze na tor. Jechał ulicą swoim czarnym motorem. Było już ciemno, godzina: około dwudziestej. Miał na sobie czarne ubrania, w tym skórę. Na głowie oczywiście kask. Co jak co, ale o bezpieczeństwo trzeba dbać. Może i w pewnym sensie był Bad boy'em, lecz to nie oznaczało, że będzie się narażał na wstrząs mózgu albo coś jeszcze gorszego. Nigdy nie wiesz, co może ci się wydarzyć podczas takiego wyścigu.
Dotarł na miejsce. Był nie wiele przed czasem, dlatego jego przeciwnicy stali wraz z motorami już na lini startowej. Blondyn zauwarzył za barierką w tłumie ludzi dopingujących swoich faworytów, Zacka. Przyjaciel zawsze pojawiał się na torze, gdy on brał udział w wyścigu. Dopingował go, ale też troszczył. Kiedy Ross był bardzo blisko wypadku, Zack starał się go nakłonić by z tym skończył, dopóki jeszcze się na motorze nie zabił. On jednak nie widział innego wyjścia. Zarabiać jakoś trzeba, więc dopóki nie znajdzie pracy, musi się ścigać.
Do uczestników podszedł sędzia. Miał on w ręce biało-czarną flagę. Stanął z boku i uniósł ją do góry. Wszystkie oczy teraz były wlepione właśnie w niego. Chwilę trzymał rękę w górze, budując tym samym napięcie wśród widzów, jak i biorących udział. Silniki warczały, niemiłosiernie dawali znak o swoim przygotowaniu. Po chwili flaga szybkim ruchem została opuszczona na dół sygnalizując, że czas jechać. Wszyscy motorzyści wyruszyli, zostawiając po sobie siwy, duszący dym. Od strony barierek można było usłyszeć wrzaski. Ludzie krzyczeli na całe gardło dopingując. Zack nie musiał tego robić, Ross przecież i tak by tego nie usłyszał. Brunet modlił się w duchu, by wyszedł z wyścigu cało. Jego modlitwy zazwyczaj były wysłuchiwane, miał nadzieję, że i tym razem będą.
Trasa miała bardzo dużo zakrętów, z którymi blondyn nigdy nie miał problemów. Przeciwników nie miał wielu, razem z nim było ich pięciu. Nie byli oni też jacyś nie wiadomo jak dobrzy. Chłopak w duchu uśmiechał się do siebie, gdy już od dłuższego czasu był na prowadzeniu. Nie miał zamiaru zwolnić. Pędził, aż się kurzyło. Nie chciał dać za wygraną. Potrzebował pieniędzy. Musiał zapłacić rachunki za mieszkanie, co było dość sporym wydatkiem. Miał zaciśnięte dłonie na kierownicy. Oczy lekko zmrużone, lecz cały czas czujne. Obserwował w lusterku jak daleko ma swoich przeciwników. Na razie tylko jednego miał na ogonie, co mu odpowiadało. 
Przyspieszył trochę, tak na wszelki wypadek. Meta była już coraz bliżej, jednak bał się, że w ostatniej chwili może zostać wyprzedzony. Ostatnimi czasy zawsze, gdy się ścigał, myślał o Laurze. Teraz też tak było. Tęsknił za nią. Nie widział jej już naprawdę długo. pogodził się nawet z myślą, że już jej nie zobaczy. Poczuł ukłucie w sercu, delikatne, ale poczuł. Zaczęło do niego coraz bardziej docierać to, że ona nie jest mu obojętna. Wiedział o tym, ale starał się tą myśl odganiać. Nie chciał być w niej zakochany, bo to by oznaczało w tym wypadku cierpienie. Jeżeli rzeczywiście już nigdy się nie spotkają, a on nie będzie potrafił się zakochać, będzie mu na pewno bardzo trudno.
Przez swoje zamyślenie nie zauważył, że przeciwnik, który siedział mu na ogonie zrównał się z nim. Co więcej, zaczął napierać swoim motorem na motor Rossa, starając się go zepchnąć z toru. Blondyn jednak nie dał się tak łatwo. On zaczął oddawać chłopakowi pchnięcia, z nieco większą siłą. Jednak nie na tyle dużą, by go zepchnąć. Dalej się trzymał. Tak samo jak Ross, który po chwili znów poczuł pchnięcie. Nie zatrzymywali się. Jechali dalej. Chłopak jednak znów popchnął blondyna, niestety tym razem ze skutkiem. Chłopak stracił równowagę, tak samo jak jego motor. Ross z wielką siłą upadł na ziemię. Poczuł jeszcze większy ból, gdy motor przygniótł jego ciało. 
Obraz zaczął mu się zamazywać. Ból za to był nieustępliwy. Czuł, jakby go rozsadzało od środka. Jakby miał złamaną każdą możliwą kość. Prócz bólu czuł jednak małe szczęście. Ostateczne pchnięcie jego przeciwnika miało miejsce tuż przed metą. Ross został pchnięty na ukos, co spowodowało, że pierwszy przekroczył linię mety. Blondyn to widział. Miał nadzieję jednak, że wygra ten wyścig w mniej przykry sposób.
Zack widział cały wypadek przyjaciela. Od razu przeskoczył przez barierkę i podbiegł na linię mety. Właśnie zdążyli przejechać motorami ci, którzy jechali gdzieś z tyłu. Przy Rossie zaś kucało już parę osób. Brunet część z nich odgonił, aby mieć dostęp do chłopaka. Był przygnieciony swoim motorem, który Zack od razu podniósł. Ross poczuł lekką ulgę. Spojrzał na przyjaciela mając cały czas zamazany obraz. Brunet klęknął przy chłopaku.
- Ross, słyszysz mnie?- zaczął go lekko szturchać.
Blondyn słyszał głos, jednak nie kontaktował na tyle by móc odpowiedzieć. Zack ponowił swoją próbę.
- Hej, proszę powiedz coś! Ty nie możesz odejść! Ross!- krzyczał bliski płaczu.
Odwrócił się do stojących za nim osób. Pokazał palcem na jedną dziewczynę.
- Zadzwoń na pogotowie. Już!
Dziewczyna z lekkim szokiem wyciągnęła telefon i wykręciła numer.
Brunet cały czas klęczał przy Rossie. Głaskał go po policzku. Chłopak miał na twarzy rany, z których delikatnie sączyła się krew. Zack oderwał kawał materiału ze swojej koszulki, którą miał na sobie. Przyłożył do ran ścierając tym samym czerwoną ciecz. 
- Wszystko będzie dobrze, Ross.- szeptał.
Blondyn miał otwarte oczy. Jednak obraz cały czas mu się rozmazywał. Ledwo mógł rozpoznać będącego przy nim Zacka. Na całym ciele czuł przeszywający go ból. Brunet widział, jak on cierpi. Miał grymas na twarzy. Zaczął przymykać powieki, co go lekko przeraziło.
- Nie! Ross nie zamykaj oczu!- krzyczał.
To było jednak ostatnią rzeczą, którą usłyszał, zanim odpłynął.
Zack nie powstrzymywał emocji. Łzy leciały z jego oczu niczym wodospad. Nie ścierał ich. Nie było sensu tego robić.
- Karetka już jedzie. Będzie za jakieś 5 minut.- usłyszał głos za sobą.
Pokiwał głową na znak, że rozumie. Nie odwrócił się nawet. Wiedział, kto do niego mówi. Była to na pewno dziewczyna, której kazał zadzwonić na pogotowie. Pochylił się nad ciałem przyjaciela.
- Wyjdziesz z tego, stary. Obiecuję.- szepną dalej płacząc.

***

Laura szybkim krokiem szła w kierunku drzwi. Ktoś niemiłosiernie walił w nie, co jakiś czas dzwoniąc dzwonkiem.

- Idę!- krzyknęła, gdy łupanie nie ustępowało.
Nacisnęła na klamkę i otworzyła drzwi na oścież. Do jej domu wparowała od razu Kelly. Była cała roztrzęsiona. Na policzkach miała łzy a oczy lekko czerwone. Weszła do salonu i zaczęła chodzić w kółko. Laura poszła za nią do pomieszczenia i nic nie rozumiejąc wpatrywała się w nią.
- Kelly, co jest?!- spytała lekko zdenerwowana.
Bała się, co może usłyszeć. Widząc stan przyjaciółki, wiadomość ta nie miała być dobra.
Blondynka spojrzała na Laurę ze smutkiem, a następnie usiadła na sofie. Brunetka zrobiła to samo, nie odwracając wzroku od dziewczyny.
- Dzwoniłam jakiś czas temu do Zacka. Chciałam się z nim wybrać na spacer lub coś....- odezwała się słabym głosem.
Było jej bardzo ciężko mówić. Laura zaczęła się jeszcze bardziej przejmować tym, co zaraz usłyszy.
- Skrzywdził cię?!- wykrzyknęła.
Jednak Kelly od razu pokręciła przeczącą głową.
- Nie. Chodzi o coś innego...- Laura już jej nie przeszkadzała, ale pokazała ręką, by mówiła.- Zack powiedział, że jest w szpitalu...
Nie mogła dalej mówić, gdyż wybuchnęła płaczem. Zakryła twarz dłońmi. Marano przysunęła się do niej i mocno przytuliła gładząc po włosach.
- Kelly, co mu się stało?- spytała spokojnym głosem.
Blondynka starała się uspokoić, co podziałało. Odsunęła się od Laury i spojrzała jej w oczy.
- Laura, Zackowi nic nie jest.- powiedziała z chrypą.
Dziewczynie gwałtownie powiększyła się powierzchnia oczu. Odsunęła się lekko od przyjaciółki, kręcąc głową na boki z niedowierzaniem.
- Nie...- szepnęła.
Clayton przysunęła się lekko do brunetki i położyła dłoń na jej nodze.
- Brał udział w wyścigu, na motorze...- zaczęła tłumaczyć.- Jakiś palant zepchnął go z toru, a jego ciało przygniótł motor... Laura tak mi przykro...
Brunetka w tym momencie zalała się łzami. Poczuła, jak jej serce łamie się. Nie mogła znieść myśli, że Ross mógłby zginąć. I do tego w takim młodym wieku. W głębi czuła, że jeszcze ich losy się spotkają. Że ta noc spędzona z nim w chatce leśniczego nie była ostatnia.
- K-Kelly gdzie on jest?- spytała.- W jakim szpitalu?
- Chodź. Pojedziemy tam.- dziewczyna złapała Laurę za rękę i wyprowadziła z domu.
Nie zważały na to, że jest już godzina 21. Chciały jak najszybciej dowiedzieć się co z Rossem.
Kelly zadzwoniła po taksówkę, która po około 10 minutach była pod domem. Dziewczyny wsiadły do auta, a blondynka podała kierowcy adres szpitala, gdzie leży Ross.
Droga dłużyła im się nie miłosiernie. Na całe szczęście w końcu znaleźli się pod wielkim białym budynkiem. Zapłaciły taksówkarzowi za przejazd i jak strzały wyleciały z samochodu. Pobiegły w stronę wejścia.
W środku znajdował się dość spory hol. Przyjaciółki dostrzegły punkt rejestracji, gdzie siedziała pani, na oko 40 lat w białym fartuchu. Podeszły do niej.
- Przepraszam, na którym piętrze znajdę Rossa....- Laura niestety nie znała nazwiska.
- Rossa Lyncha, tak?- dopowiedziała kobieta.- Tego, którego dzisiaj przywieźli?
- Tak, właśnie tego. Pani wybaczy. Przyjaciółka martwi się. To jej chłopak.- wytłumaczyła Kelly, aby nie wydało się, że tak naprawdę jest to dla nich obcy facet.
- Rozumiem. Drugie piętro.- powiedziała.
- Dziękujemy.- Clayton pociągnęła lekko zmieszaną Laurę za rękę.
Kiedy znalazły się już dość daleko od recepcji, brunetka się odezwała.
- A jeśli on nie przeżyje?- głos jej się łamał.
Blondynka obięła ją ramieniem.
- Przeżyje. Musi.- pocałowała ją w policzek.
Szybkim krokiem szły po schodach prowadzących na piętra. Po chwili znalazły się na tym, na które zostały poprowadzone. Korytarz był prawie pusty. Właśnie... Prawie.
Na samym końcu korytarza siedział na krześle chłopak. Kelly od razu rozpoznała w nim Zacka. Podbiegła do niego. On gdy tylko ujrzał blondynkę wstał i mocno przytulił ją do siebie.
Laura nieco skrępowana podchodziła do pary powoli. Kiedy znalazła się wystarczająco blisko, odsunęli się od siebie.
Zack spojrzał na nią czerwonymi i spuchniętymi od płaczu oczami.
- To ty jesteś Laura?- spytał, chociaż tak naprawdę dobrze o tym wiedział.
Ross opisywał mu ją co do szczegółu.
Brunetka skinęła twierdząco głową.
- Jestem Zack.- podał jej rękę, którą dziewczyna od razu uścisnęła.- Przyjaciel Rossa i chłopak Kelly.
Laura spojrzała pytająco na przyjaciółkę, która zarumieniła się lekko. Marano wysłała jej lekki uśmiech, gdyż w tej sytuacji nie stać jej było na nic więcej.
- Gratuluję wam kochani.- powiedziała szczerze.- Wiadomo co z Rossem? Gdzie on jest?
Spytała bruneta, który na to posmutniał.
- Zrobili mu badania. Ma złamane kilka żeber. Na szczęście kręgosłup nie został naruszony.- odpowiedział.- Tyle że jest gorszy problem...
Laurze łzy zaczęły się zbierać pod powiekami. 
- Jaki problem?- spytała Kelly wsłuchana w swojego chłopaka tak samo, jak jej przyjaciółka.
- Zapadł w śpiączkę.- na to Laura już się nie powstrzymała.
Wybuchła płaczem, na co chłopak od razu ją przytulił.
- Proszę cię, nie płacz! On z tego wyjdzie.- pocieszał ją.- Laura on cię kocha. Będzie walczył o to, by się obudzić. Chęć kolejnego zobaczenia cię... Laura będzie dobrze.
Przy ostatnim zdaniu potrząsnął dziewczynę za ramiona. Ona wytarła poliki mokre od łez w rękaw i odezwała się słabym głosem:
- On mnie kocha?
Zack na to uśmiechnął się delikatnie.
- Tak. Na 100%. Codziennie o tobie mówił. Powiedział, że jeszcze nigdy nie czuł się przy jakieś dziewczynie tak szczęśliwy, jak przy tobie, odczuwa ciepło w sercu. Nie potrafi o tobie zapomnieć, siedzisz mu w głowie przez cały czas.- chłopak lekko się wzruszył, mówiąc to wszystko.- Wiesz... Ja mam tak samo przy Kelly.- obiął blondynkę ramieniem.- A ja się w niej zakochałem. Po uszy.
Brunet pocałował dziewczynę w policzek. Laura uśmiechnęła się przez łzy. Cieszyła się bardzo, że Kelly znalazła swojego jedynego. Że jest z nim szczęśliwa. W głębi duszy cały czas analizowała słowa Zacka. Co Ross do niej czuje. Laura miała podobnie. Nie mogła o nim zapomnieć. Cały czas czuła na ustach smak jego ust, na ciele czuła jego dotyk. Do tego wszystkiego wmawiała sobie, że nie chce go już więcej widzieć. A przecież wcale tak nie było...
Był on dla niej cholernie ważny. Żałowała jednak, że zrozumiała to dopiero teraz. Kiedy on leży w śpiączce. Nikt nie wie, czy się obudzi. Dziewczynie kolejne łzy spłynęły po policzkach. Nagle usłyszała skrzypnięcie drzwi, w których stał mężczyzna w białym fartuchu z plakietką, na której było napisane "Dr. Leto".
- Panie doktorze, co z nim?- odezwał się Zack podchodząc do doktora.
- Stan pacjenta jest stabilny. Jak na razie wszystko mamy pod kontrolą.- odpowiedział poważnie.
- Wie pan kiedy się obudzi?- spytała Kelly.
- Możliwe, że już niebawem. Śpiączka została wywołana nasilającym się bólem w klatce piersiowej, gdyż pan Ross złamał sobie parę żeber. Doznał szoku krótko mówiąc, co wywołało u niego ten stan.- powiedział Dr. Leto, na co dziewczyny i Zack odetchnęli z ulgą.
- Można do niego wejść?- spytała Laura nie pewnie.
- Owszem, ale proszę nie siedzieć za długo. Już późno. Do widzenia państwu.
- Do widzenia.- odpowiedzieli, po czym weszli do pokoju szpitalnego, w którym znajdował się Ross.
Laura weszła pierwsza. Widok, który tam zastała przeraził ją. W prawym kącie łóżka leżał chłopak. Podłączony do różnych kroplówek jak i maszyn. Nie ruszał się. Nie odwrócił głowy, tym samym otwierając oczy by sprawdzić kto przyszedł. Nie uśmiechnął się swoim zadziornym uśmieszkiem. Skóra jego była blada. Jedyne, co się oznaczało na jego twarzy, były usta. Krwisto czerwone, pełne wargi, które brunetka miała tak wielką ochotę po raz kolejny spróbować. 
Dziewczyna zadrżała na widok Rossa. Podeszła do jego łóżka chwiejnym krokiem i usiadła na krześle przy jego łóżku. Zack i Kelly stali kawałek za nią, przypatrując się blondynowi. Clayton przytuliła się do swojego chłopaka, który obiął ją w pasie całując tym samym w czoło.
Laura drżącą dłonią dotknęła dłoń blondyna. Była zimna. To nie było to samo, co w chatce leśniczego Johna. Ciepłe ramiona chłopaka, które z każdym dotknięciem oddawały trochę tego ciepła. Teraz oddały je całkowicie. Dziewczyna poczuła, że w jej oczach pojawiają się to nowe łzy. Starła je szybko rękawem. Następnie wplotła swoje palce w palce u dłoni Rossa.
Nagle w sali rozbrzmiał odgłos przychodzącego SMS-a. Kelly szybko sięgnęła po komórkę, po czym przeczytała wiadomość.
- To mama.- odezwała się.- Pyta się gdzie jestem, bo się martwi...
- Napisz jej, że za pół godziny będziesz w domu. Odwiozę was.- zaproponował Zack, na co dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością.
Laura wszystko słyszała, jednak nie zwróciła swojej uwagi na stojącą za nią parę. Nie mogła oderwać wzroku od twarzy blondyna. Włosy były mocno potargane, a buzia miała liczne zadrapania, na których zdążyła już zaschnąć krew.
Dziewczyna przypomniała sobie słowa mamy, która kiedyś powiedziała jej, że ludzie w śpiączce słyszą co się do nich mówi. Brunetka nigdy nie próbowała tego, nigdy nie była w takiej sytuacji by rozmawiać z kimś takim. Jednak w tym przypadku postanowiła spróbować. Ścisnęła bardziej dłoń chłopaka. Następnie lekko załamanym głosem odezwała się:
- Ross... jeśli mnie słyszysz, proszę cię.... Walcz.- z jej oczu zaczęły kapać łzy.- Walcz do samego końca... Spróbuj się wybudzić... Zrób to dla mnie.... Kocham cię, Ross!
Przy ostatnich słowach wybuchnęła płaczem. Nie powstrzymywała się. Zaś Zacka i Kelly zdziwiło wyznanie Laury. Nie wiedzieli, że ona zakochała się w Rossie. Nigdy tego nie powiedziała. Oboje uśmiechnęli się do siebie.
Po około 10 minutach cała trójka opuściła szpital. Było już bardzo późno. Dziewczyny wsiadły do samochodu Zacka, on zaś usadowił się w nim również, na miejscu kierowcy.

***

Laura tej nocy nie mogła spać. Przez cały czas myślała o Rossie, o jego wypadku, o przyczynie tego właśnie wypadku. Chłopak jej nie wspomniał podczas ich rozmów, że bierze udział w wyścigach. Dziewczyna szybko się domyśliła, że musiał mieć z nich jakiś zysk w postaci pieniędzy oczywiście. Skądś musiał je brać, a jeśli potrafił się ścigać i był jednym z najlepszych, był to dla niego najlepszy sposób na zarobek. Podczas drogi w aucie, Zack opowiedział dziewczynie co nieco. Powiedział, że od tej nocy w lesie Ross przestał wykorzystywać dziewczyny. A raczej przestał sypiać z tymi, które same mu się pchały do łóżka, oraz z żadnymi innymi. Za to dzień w dzień brał udział w wyścigach, które zazwyczaj kończyły się jego zwycięstwem. Kiedy zdarzył się ten tragiczny wypadek, Laura dowiedziała się, że Ross również wygrał owy wyścig. Jego przeciwnik popchnął go niemal przed samą metą i do tego centralnie na linię.
Dziewczyna właśnie była w drodze do szpitala. Postanowiła, że to będzie lepsze niż bezsensowne leżenie w łóżku i nie zmróżenie oczu. Jechała zamówioną wcześniej taksówką. Miała podkrążone oczy od płaczu, które starała się zatuszować mocniejszym makijażem. Niestety nie wszystko da się ukryć. Wcześniej opowiedziała mamie całą historię o sobie i Rossie. Kobieta słuchając tego, nie mogła przestać płakać i starała się pocieszać swoją córkę. 
Taksówka stanęła przed szpitalem. Laura podała kierowcy parę banknotów, po czym lekko drżącą dłonią nacisnęła na klamkę samochodową. Wyszła z pojazdu i chwiejnym krokiem ruszyła do wejścia. Tym razem nie musiała pytać recepcjonistki o kierunek. Od razu poszła schodami na drugie piętro.
Brunetce przypomniała się rozmowa z recepcjonistką, kiedy to Kelly wmówiła jej, że Laura to dziewczyna Rossa. Nawet nie skarciła ją za to. Z resztą... kto by w takich sytuacjach myślał o tym, by karcić przyjaciółkę za taką błahostkę. Możliwe, że gdyby nie to, nie uzyskałyby od kobiety żadnych informacji co do tego, gdzie się znajduje Ross.
Laura znalazła się już na drugim piętrze. Pokój chłopaka znajdował się gdzieś na końcu korytarza. Dziewczyna nieco żywszym krokiem szła w jego stronę. Bała się jednak, że były jakieś powikłania co do stanu zdrowia blondyna. Miała nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Kiedy już znalazła się przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Rossa, one akurat się otworzyły. Stał w nich mężczyzna, którego Laura miała zaszczyt poznać wczorajszego wieczoru.
- Doktorze...- odezwała się.
Doktor Leto miał lekki uśmiech na twarzy. Dziewczyna jednak nie rozumiała czym był on spowodowany. "Może jakiś flircik z pielęgniarką..."- pomyślała.
- Zapraszam panią do środka.- mężczyzna odsunął się, robiąc tym samym przejście dziewczynie.
Ona dalej ilustrując doktora weszła do środka nie wiedząc co się dzieje. Spojrzała w stronę łóżka Rossa, po czym przeżyła szok... Jej oczy spotkały się z czekoladowymi oczami chłopaka. Dziewczyna z tego wszystkiego zakryła dłońmi usta, a jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości, tym samym wylewając kolejny potok łez. Tym razem... łez szczęścia.
Chłopak siedział na łóżku z owiniętą klatką piersiową bandażem i z plastrami na twarzy, które zasłaniały rany i zadrapania. Uśmiechał się do niej promiennie, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów.
Ona zaś nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Obudził się... Siedzi  i uśmiecha się do niej. 
- Czy... czy to sen?- spytała drżącym głosem.
Blondyn na to zaśmiał się perliście i pokręcił głową na "nie".
Laura już nie wytrzymała. Podbiegła do łóżka Rossa i przytuliła go do siebie. Zrobiła to delikatnie, w końcu miał połamane żebra. On jednak odwzajemnił gest, przybliżając dziewczynę do siebie jeszcze bardziej i sadzając sobie na kolanach. Brunetka jednak szybko z nich zeszła, co nieco zdziwiło chłopaka.
- Oszalałeś?! Jesteś po wypadku! Musisz się oszczędzać. A siedzeniem tobie na kolanach sprawy nie polepszę.- wytłumaczyła mu Laura.
- Nogi mam tylko lekko poobijane. O ile dobrze mi wiadomo.- powiedział lekko zachrypniętym głosem.
Dziewczyna nie potrafiła się na to nie uśmiechnąć. Cieszyła się, że znów może usłyszeć jego głos. Nie ważne jak bardzo będzie on zachrypnięty. Patrzyła się na niego jak na najpiękniejszy obraz na świecie. W jej oczach można było dostrzec iskierki szczęścia, w którym Laura się w tym momencie po prostu kąpała.
- Tęskniłam za tobą...- odezwała się po chwili wgapiania się w chłopaka.
Złapała go za dłoń i lekko ścisnęła. Blondyn jednak od razu to wykorzystał. Pociągnął dziewczynę tak, że znów wylądowała na jego kolanach.
- Ja bardziej.- odpowiedział całując ją w policzek.- Wiesz... kiedy byłem w śpiączce słyszałem jak do mnie mówisz...
Laura spojrzała żywiej na blondyna. "Czyli jednak..."- powiedziała sobie w myślach.
- Kazałaś mi walczyć do końca... Abym się wybudził...- pogłaskał ją po policzku.- Tyle że... czegoś nie usłyszałem... To, co powiedziałaś na samym końcu.... Nie mogłem zrozumieć co to było...
Dziewczyna zarumieniła się na to lekko. Dobrze pamiętała, co powiedziała. Wiedziała też, że Ross pogrywa sobie z nią. Pewnie wszystko słyszał, ale chciałby to akurat usłyszeć z jej ust ponownie.
- Mogłabyś to powiedzieć teraz?- poprosił z chytrym uśmieszkiem.
Brunetka również uśmiechnęła się i pochyliła nad chłopakiem. Szturchnęła swoim nosem jego nos, po czym wyszeptała mu w usta.
- Oczywiście że mogę.- spojrzała mu w oczy nie odsuwając się ani na milimetr.- Kocham cię, Ross.
Po czym złączyła swoje wargi z wargami blondyna. Tęskniła za smakiem jego ust. Za tym ciepłem, które przechodziło po jej całym ciele, gdy on pogłębiał z każdą chwilą pocałunek. Teraz nie było inaczej. Czuła się dokładnie tak samo, jak przy wcześniejszych pocałunkach z blondynem. Błogość, spełnienie, niedosyt po przerwaniu... W tym momencie wiedziała jedno. Nie opuści go. Nie odda go żadnej innej dziewczynie, żadnej innej kobiecie. Chciała go mieć na wyłączność. Jego usta, tors... po prostu jego całego.
Nagle para usłyszała chrząknięcie, które dobiegało od strony drzwi. Z niechęcią odessali się od siebie, a Laura odwróciła w stronę wyjścia.
- No... widzę stary, że już dochodzisz do siebie.- powiedział Zack, który wraz z Kelly stali w progu przyglądając się Laurze i Rossowi.
Brunet szybkim krokiem podszedł do łóżka przyjaciela i przybił z nim piątkę lewą ręką. Ross prawą obejmował w talii siedzącą mu nadal na kolanach Laurę.
Kelly obdarowała go szybkim buziakiem w policzek, po czym stanęła przy swoim chłopaku, który obiął ją i przysunął do siebie.
- Mamy rozumieć, że wszystko sobie wyjaśniliście, tak?- dopytywał się Zack, na co Laura się lekko zarumieniła.
- Emm... chyba...- wybełkotał blondyn patrząc zmieszany na dziewczynę.
- Wydaje mi się, że tak.- dopowiedziała pewniej Laura uśmiechając się do Rossa.
Chłopak odwzajemnił uśmiech i przytulił brunetkę bardziej do siebie, dalej uważając na klatkę.
- Miło widzieć was szczęśliwych.- odezwała się dotychczas milcząca Kelly.
Oni zaś spojrzeli na nią ciemnymi oczami, w których można było dostrzec blask. Był on wywołany ich szczęściem oczywiście. Zapewne był to najlepszy i najpiękniejszy dzień w ich życiu. Oboje coś zyskali: miłość.
Zack i Kelly dość szybko się zmyli. Wyszli mówiąc, że gołąbeczki muszą zostać same. Potrzebują więcej prywatności, bo inaczej się krępują. Jednak ani Rossowi ani Laurze nawet nie przyszło na myśl, aby ich zatrzymywać. Nawet tego chcieli. Pragnęli teraz nacieszyć się sobą.
- Lauro?- zaczął chłopak, głaszcząc leżącą obok niego na łóżku szpitalnym dziewczynę.
- Hm?- mruknęła pytająco.
On zaś podparł się na łokciach i spojrzał na nią.
- Nie wiem dokładnie na czym stoję, dlatego muszę cię spytać...- widząc lekko zdziwiony wzrok brunetki mówił dalej.- Zostaniesz moją dziewczyną?
Ona zaś uśmiechnęła się szeroko. Właściwie, to miał racje. Laura powiedziała Zackowi i Kelly, że wszystko sobie wyjaśnili. Jak widać nie do końca. Zostało jeszcze to...
- Oczywiście, że tak.- odpowiedziała z radością w głosie.
- Czyli wiem na czym stoję.- zachichotał, po czym musnął delikatnie wargi dziewczyny.
Jednak, jak to bywa w ich zwyczaju, na takim małym muśnięciu nie mogło się skończyć. Przerodziło się to oczywiście w głęboki namiętny pocałunek. Taniec języków, wplatające się we włosy palce, delikatne jeżdżenie opuszkami palców po ramionach... Wszystko tak romantyczne, że aż szkoda by było, gdyby ktoś im już po raz kolejny dzisiejszego dnia przerwał. Oboje uśmiechali się przez pocałunki, szarpiąc nawzajem swoje wargi, jak i nawilżając. Byli od tego uzależnieni. Pragnienie, które dusiło ich w środku, zaspokajali sobą. Byli dla siebie jak narkotyki, pod których wpływem tracisz rachubę czasu, zapominasz o kłopotach, czujesz się, jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. I tak właśnie było z naszą kochaną Raurą.
Po chwili Ross oderwał się od dziewczyny i spojrzał na nią.
- Laura, jak ty masz na nazwisko?- spytał.
Ona zaśmiała się na to pytanie, po czym odpowiedziała.
- Marano.
Chłopak zamyślił się chwilę.
- Marano... nawet ładnie... Laura Marano...- mówił, ale jakby sam do siebie.- Ale wiesz, jak byłoby jescze ładniej?
Laura spojrzała na niego pytająco.
- Laura Lynch.- powiedział z uśmiechem, po czym znów wpił się w wargi dziewczyny.
Może i nie jest to bajka, lecz to zakończenie idealnie pasuje do dalszych losów zakochanych w sobie Rossa i Laury. "Żyli długo i szczęśliwie"
KONIEC