sobota, 24 stycznia 2015

Number 37. "Dwie moce to więcej niż jedna"

Autor : Basia W
Blogi : my-raura-future.blogspot.com


TEMAT - WAMPIRY - WILKOŁAKI. NIE PODOBA SIĘ, NIE CZYTAJ, CHOCIAŻ MOIM ZDANIEM WARTO.


W Halloween, w dwóch rodzinach urodziły się dzieci. W jednej urodziła się córeczka, imię dostała Laura, w drugiej natomiast na świat przyszedł chłopiec, imię nosił Ross. To Halloween, nie było normalne, w to święto, była pełnia. Dzieci dostały moce, ona stała się nieśmiertelnym wilkołakiem, a on stał się nieśmiertelnym wampirem.  Minęło 5 lat, dzieci nie wiedziały jednak o swoich mocach, ich rodzice jednak tak. Nie chcieli nic mówić, ponieważ myśleli, że uda się, że Laura i Ross nie dowiedzą się o swoich mocach. Jednak klątwa głosiła :”W urodziny, które będą podczas pełni, odkryją swoje prawdziwe ja.”  Następne 10 lat minęło szybko. W  15 urodziny, rodzice nastolatków postanowili ich poznać. Zapytacie jak to wyglądało? A więc…
*Laura*
Leżałam u siebie w pokoju. Dzisiaj jest Halloween i moje urodziny… mam poznać jakiegoś chłopaka… szczerze, nie wiem po co?, moje przemyślenia przerwała mama.
-Kochanie, zejdź na dół. Ross i jego rodzice już są.- powiedziała i usiadła na łóżku, obok mnie.- Laura co się dzieje kochana?- spytała
-Mam uczucie, że coś przede mną ukrywacie.- powiedziałam i zobaczyłam na jej twarzy zakłopotanie. 
-Nic nie ukrywamy. Córcia poznaj syna państwa Lynch.- powiedziała i wyciągnęła mnie z pokoju. Zeszłyśmy na dół. W salonie siedziała jakaś pani z jakimś panem, a obok nich taki blondyn. Ta pani podeszła do mnie.
-Witaj! Ty pewnie jesteś Laura. Poznaj Rossa. – powiedziała.
-Dzień dobry. Tak jestem Laura. Miło mi państwa i ciebie poznać.- powiedziałam patrząc na bladego blondyna. 
-Cześć. Też mi miło- powiedział i badał mnie wzrokiem. Wiem, że może nie jestem jakaś piękna, może mam trochę więcej włosów niż inne nastolatki, bardziej wystające uszy, ale bez przesady. On jest blady. Uśmiechnęłam się do niego sztucznie i pokazałam, żeby blondyn poszedł do mnie. Przyszliśmy do mojego pokoju. Usiadł i się głupio uśmiechnął- Laura, tak?- spytał
-Tak, o co chodzi?- powiedziałam troszkę chamskim głosikiem. 
-Masz może krwiste mięso?- spytał, a ja poczułam, że też bym coś zjadła.
-Moi rodzice są wegetarianami. Jedzą tylko warzywa. Ja jem mięso, bez ich wiedzy.- powiedziałam- Jesteś głodny, to chodź.- powiedziałam i wyprowadziłam go na balkon. 
-Po co mnie tu przyprowadziłaś?-spytał z obrażoną miną.
-Musimy zaatakować te kurczaki.- pokazałam mu palcem na malutkie pisklątka biegające po podwórku mojej sąsiadki.
-Ty chyba głupia jesteś. Nie mam zamiaru łapać kurczaków. Ile ty masz lat?- spytał.
-Akurat tak się składa, że dziś kończę 15 lat.- powiedziałam, a na twarzy blondyna pojawił się głupi uśmieszek.
-Ja też kończę dzisiaj 15 lat.- powiedział- Czyli musimy zaatakować te małe kurczaczki?- spytał
-Mhm… szybko biegasz?- spytałam
-Tak, a ty?- zapytał, patrząc w malutkie ptaki latające po podwórku pani Thompson. 
-Także. To teraz.- krzyknęłam i szybko wbiegliśmy na podwórko mojej sąsiadki . Ja zebrałam ze 7 kurczaków ile on to nie wiem. Wróciliśmy do mojego pokoju.
-Wolna to ty nie jesteś.- powiedział uśmiechając się do mnie.
-Ty za to szybki.- powiedziałam i delikatnie złapałam kurczaka. Mieliśmy ich w sumie 17. On złapał 10. Ja się tak nie bawię. Popatrzyłam na te małe pierzaste ptaszki. Ross nie miał dla nich litości… chwila… on zjadł już 5. Zostało 12.-Ty pióra wrąbałeś?- spytałam,  patrząc na chłopaka któremu z buzi wypadały żółte pióra.
-Mhm. Jedz bo jestem głodny!- krzyknął i wziął szóstego. Chwyciłam jednego i połknęłam.
-Ale to dobre. Oddawaj!- krzyknęłam i wzięłam dwa następne.
-Nie będziesz mi tyle jadła! Zjadłaś już trzy i bierzesz czwartego i ostatniego.- krzyknął.
-Ty zjadłeś już 13.- powiedziałam i szybko połknęłam ostatniego.- Było pyszne. Wszystkiego Najlepszego z okazji 15.- przytuliłam go.
-Tobie też.- powiedział i odkleił się ode mnie. 
*Narrator*
Trzy lata minęły w szybkim tempie. W tym czasie nastolatkowie odkryli ukryte uczucia do siebie. Prawdy się nie dowiedzieli. Jednak moce dawały coraz bardziej o sobie znać. Halloweenowa pełnia miała wydarzyć się w ich 19 urodziny. Mieli więc jeszcze rok . Jednak Ross postanowił wyznać uczucia Laurze w ich 18 urodziny…
*Ross*
Dzisiaj muszę powiedzieć Laurze, że ją kocham… a pomyśleć, że nasze pierwsze spotkanie, zaczęło się od jedzenia surowych kurczaków… no nic…później pani Thompson, przychodziła i mówiła, że nie ma kurczaków… ach te wspomnienia. Wybiegłem do Laury. Byłem tam po 5 sekundach, a mieszka na drugim końcu miasta. Zapukałem. Otworzyła mi brunetka. Tak jak zawsze miała te swoje delikatnie wystające uszy, rozczochrane włosy i długie paznokcie.
-Hej!- powiedziałem
-Witaj!- powiedziała i mnie przytuliła
-Wszystkiego naj Lau.- pogłaskałem ją- możemy pogadać na osobności?- spytałem, a brunetka wzięła mnie do swojej piwnicy.
-No to o czym chciałeś pogadać?- spytała patrząc w moje oczy.
-Możesz powiedzieć nie. Ale ja ci muszę powiedzieć. Kocham cię.- powiedziałem i popatrzyłem na dziewczynę, ona stanęła na palcach i złożyła na moich wargach delikatny pocałunek.
-Też cię kocham- powiedziała i popatrzyła w moje oczy, a ja w jej. Zobaczyłem w nich żółte iskierki( wilkołaki podczas pełni mają żółte oczy).
-To zostaniesz moją dziewczyną?-spytałem
-Tak.- powiedziała i mnie pocałowała. 
-Głodny jestem.- wyszeptałem do jej ucha.
-Wiesz ja też. Ale pani Thompson kupiła sobie psa… więc tam nie wejdziemy.- wyszeptała i przegryzła moje ucho. Poczułem mocne ukłucie.
-Co ty kły hodujesz?- spytałem, a ona popatrzyła na mnie jak na byk na czerwoną płachtę.
-A ty to co? Mam cały czas ranę- chciała pokazać, ale ją zatrzymałem.
-Z nami jest coś nie tak.- powiedziałem
-Raptem minutę temu prosiłeś mnie o chodzenie, a teraz już zrywasz?- spytała
-Nie Lau, nie o to chodzi. Chodzi oto, że my nie wyglądamy jak normalni nastolatkowie.- powiedziałem, a brunetka popatrzyła na mnie.
-Co ty sugerujesz?- spytała, przymrużając oczy… nie wiem dlaczego, ale przez chwilę widziałem wilka.- Czemu się na mnie patrzysz?- spytała ponownie.
-Wiesz, ja jestem blady, kocham krwiste mięso, a ty masz zawrotny wzrok i więcej owłosienia na ciele.- powiedziałem, ona popatrzyła na mnie złośliwie.
-Myślisz, że rodzice coś przed nami ukrywają?- dotarła w sedno.
-Tak Laura. Nie wiem dlaczego, ale mam uczucie, jakby ten sekret ukrywał coś, co mogło by nam zagrozić.- wyszeptałem i przytuliłem brunetkę. Ona delikatnie potrzymała się na moim torsie i mnie pocałowała. Pocałunek stawał się coraz odważniejszy. Dziewczyna objęła mnie nogami, a ja trzymałem jej plecy. Zacząłem powoli ściągać jej bluzkę, a ona rozpinać moją koszulę. Wtedy usłyszeliśmy kroki. Dziewczyna odkleiła się ode mnie szybko i chwyciła moją dłoń. Zamknęła oczy i zacisnęła lewą dłoń. Staliśmy w miejscu. Czułem jak ściska moją dłoń, a jednocześnie jej nie widziałem. Do piwnicy weszli nasi rodzice. Staliśmy, oni przeszli obok nas i nie zauważyli że tam właśnie stoimy… w takim razie jesteśmy niewidzialni. Dziewczyna pokazała, żebyśmy podeszli bliżej. Stanęliśmy centralnie za nimi… Laura podniosła zaciśniętą, lewą rękę i zaczęła słuchać. Pokazała mi oczami, żebym zrobił tak samo. Podniosłem więc prawą rękę, zacisnąłem ją jak najmocniej i usłyszałem rozmowę. Brzmiała ona następująco.
-Słuchajcie, mamy poważny problem. Został jeszcze rok i odkryją kim są. Laura jeszcze nie jest gotowa by odkryć to, że jest wilkołakiem, królowo Samanto.- powiedziała mama brunetki, wtedy mój tata włączył się do rozmowy z jakąś babką.
-Wasza wysokość, dlaczego akurat Ross i Laura, oni mają raptem po 18 lat. On jest początkującym wampirem.- powiedział mój ojciec, a Laura pokazała, że mamy wyjść. Wybiegliśmy szybko. Będąc w pokoju brunetki,  Laura usiadła i głośno odetchnęła.
-Jak oni mogli nam tego nie powiedzieć, ja jestem pół nietoperzem!- krzyknąłem, a brunetka położyła się na łóżku.
-Ja jestem pół wilkiem, nie narzekaj.- wyszeptała.- Położysz się obok mnie, czy nie chcesz?- spytała patrząc na mnie tymi oczkami. No cóż zgodziłem się, bo ją kocham. Położyłem się obok niej. Ona się we mnie wtuliła.
-Laura, jak myślisz, czy to dobrze że ja jestem wampirem, a ty wilkołakiem?- spytałem, a ona spojrzała na mnie i wzięła swojego IPada. Wpisała Wilkołak i Wampir, pojawiło się wiele informacji, jednak brunetkę najwyraźniej zainteresował artykuł pod tytułem „ Dziecko Wampira i Wilkołaka to czyste zło”, brunetka kliknęła w ikonkę, a przed naszymi oczami ukazał artykuł, wziąłem IPada od Laury i zacząłem czytać na głos.
-„Kiedy wampir i wilkołak, wydadzą na świat swoje potomstwo, dziecko płci męskiej będzie normalnym chłopcem, natomiast, kiedy na świecie pojawi się dziecko płci żeńskiej, będzie ono czystym złem, kiedy urodzi się w czasie kiedy rodzice dziecka będą zaawansowanymi potworami, dziecko urodzi się czystej krwi pomarańczowej, będzie mieć podwojoną moc i stanie się potocznie nazywanym Wampirołakiem. Jednak są to tylko i włącznie mity, ponieważ nie istnieją wampiry i wilkołaki, a w takim razie wampirołaki.- Kate”- skończyłem czytać, a Laura się załamała.
-Czyli nie będziemy mogli mieć dzieci?-spytała patrząc na mnie.
-Lau, może to nie prawda.- powiedziałem, a w oczach brunetki pojawił się błysk.
-Mam pomysł. W przyszłym roku, będziemy mieć 19 lat, czyli będziemy zaawansowani. Wtedy zajdę w ciąże i sprawdzimy czy to prawda.- powiedziała, a ja popatrzyłem, na nią. Nie byłem pewien co do jej pomysłu.
-Zobaczymy oki?-spytałem, a brunetka się uśmiechnęła.

*Narrator*
Minęło pół roku. Po parze było widać zmiany, Ross ugryzł swoją nauczycielkę, a Laura zaczynała wyć do księżyca. Pomału, zaczęli przyzwyczajać się do tego, że są nienormalni. Jednak Laura była uparta i chciała być w ciąży po ich 19 urodzinach, ale Ross jakoś nie był za tym. W końcu przyszła Hallowennowa pełnia…

*Laura*
Dziś są nasze 19 urodziny… wreszcie… jednak, dziś mamy mieć naszą pierwszą przemianę… ja mam zostać wilkiem, a mój blondynek nietoperzem. Moje przemyślenia przerwał właśnie on.
-Wszystkiego naj z okazji 19.- powiedział, a ja podbiegłam i go pocałowałam. 
-Kocham cię i nawzajem mój ty jedyny- powiedziałam i go przytuliłam.
-No mam nadzieję. Gotowa?- spytał, a ja westchnęłam.
-Boję się. Ale co zrobić. – powiedziałam i usiadłam na łóżku. On obok mnie. 
-No nic. Cieszę się, że mam cię przy sobie.- powiedział i cmoknął moje czoło.
-A za niedługo będziesz mieć jeszcze jedno szczęście- powiedziałam, a on spojrzał na mnie.
-Najpierw trzeba sobie je zrobić.- uśmiechnął się. A ja popatrzyłam na niego jak na głupka.
-No nie do końca. Pamiętasz nasz ostatni raz.- spojrzałam na niego.
-Mhm, mówiłaś, że mamy się nie zabezpieczać, bo okres skończył ci się w tamtym tygodniu- powiedział, a ja się głupio uśmiechnęłam.
-Kłamałam. Teraz byś nie chciał. Tu masz mój test- powiedziałam i wyciągnęłam z szafki test z pozytywnym wynikiem. Blondyn spojrzał na mnie i mnie przytulił. – Przepraszam, ale tak chciałam to sprawdzić.
-Wilczku, nic się nie dzieje. Będziemy trzymać się razem. Mamy moce, damy radę. Tak?- spytał
-Taki prezent na urodziny- pisnęłam, a chłopak mnie pocałował. Wtedy do pokoju weszli nasi rodzice.
-Możemy was prosić do piwnicy?- spytał mój ojciec, a my wstaliśmy i ruszyliśmy na dół. Będąc już w piwnicy. Rodzice powiedzieli nam o wszystkim. Byłam trochę smutna, wkurzona na to, że nie powiedzieli nam wcześniej. Opowiadali nam o tym do późnego wieczora, w końcu jednak… tak około 23:56 wyszliśmy do ogrodu, gdzie miała nastąpić nasza przemiana. W końcu o 0:00 ja stałam się wilkiem, a Ross nietoperzem. Jakoś tak po 10 minutach wróciłam do swojego ciała, tak samo jak mój chłopak. Przed naszymi oczami ukazała się ta gadająca twarz.
-Witajcie, jestem Samanta. Królowa Howleen. Wy zostaliście wybrani na tych co mają wspaniałe moce, ale musicie zdać kilka egzaminów.- powiedziała i pokazała nam drzwi.- Wchodźcie.- powiedziała. Ja jeszcze podbiegłam do mamy i taty, Ross tak samo.
-Mamo, tato. Jestem w ciąży. Kocham was i postaram się wrócić z Rossem i dzieckiem jak najszybciej- wyszeptałam i pocałowałam ich policzki. Ross objął moje ramię i przeszliśmy do Howleen. Ja od razu wyglądałam jak wilkołak, miałam żółte świecące oczy, delikatną sierść, kły, rozwalone włosy i długie paznokcie… ale Ross… szkoda gadać… ulizany, blady, oczy czerwone, kły i te skrzydła zamiast rąk. Oczywiście mogą wrócić… ale wymaga to dużo ćwiczeń. 
-Teraz pokaże wam wasze komnatę. Mam nadzieję, że jesteście zdrowi i wszystko jest ok?- spytała
-No nie do końca. Chodzi o to, że jestem w ciąży- powiedziałam, a ona się odwróciła.
-Z nim, prawda?- spytała.
-Tak ze mną, a to coś złego?- zapytał Ross.
-Jedna dobra i zła wiadomość.- powiedziała.
-Jakie?- spytaliśmy jednocześnie.
-Zła, nie będziecie mogli walczyć, bo ty, czyli wampir czujesz to co ona, twoja kochanka.- powiedziała,- A ta dobra, to taka, że możecie nauczyć się panować nad mocami- powiedziała uśmiechnięta. 
-A będziemy mogli wrócić do domu?- spytałam. 
-Dopiero jak nauczycie się panować nad mocami.- powiedziała.- A łatwe to nie jest.
-Czyli nas puścisz?- zapytał jej Ross.
-Tak. A teraz spróbuj zamienić się w człowieka.- kazała Rossowi, a ten próbował, ja zresztą też. 
-Samanta jak to zrobić?- spytałam, a ona pokazała co mamy zrobić. Podniosłam więc dłoń do góry i zamieniłam się z wilkołaka w człowieka.
-Już wiecie?- zapytała. A my pokazaliśmy jej że tak…

*Narrator*
Minęło kilka miesięcy, termin narodzin zbliżał się, a nastolatkowie mieli do zdania jeszcze kilka egzaminów. Co prawda Laura miała łatwiej zapanować nad mocami, bo była dziewczyną i bardziej rozumiała na co ma uważać, Ross natomiast miał 2 egzaminy więcej do zdania, bo je wcześniej oblał. Brunetka umiała już doskonale zapanować nad mocami. Do zdania została jej tylko niewidzialność, mądrość i jak powinna się odżywiać oraz egzamin tylko dla dziewcząt, który nosił nazwę „Jak urodzić za pomocą mocy”. Blondyn musiał zdać prawie to samo, do tego jeszcze czym różni się krew zwierzęca od ludzkiej i sprawność latania. Obecnie oboje uczyli się 
do egzaminu z niewidzialności…

*Ross*
Właśnie sterczałem nad książkami i czytałem… to nie fair, że wilkołaki szybciej opanowują program. Ona jest już całkowicie niewidzialna, a ja… jeszcze nie umiem ręki odpowiednio ustawić. 
-Laura gdzie jesteś?- spytałem, patrząc we wszystkie strony. Poczułem wtedy jak ktoś siada na moich plecach i zaczyna je masować. Oczywiście, że była to Lau. Odwróciłem się na brzuch i zobaczyłem jej świecące oczy.
-Tu jestem- powiedziała i przekręciła swoją pięść. Pojawiła się. Ja szeroko się uśmiechnąłem. Zaczęła patrzeć się w moje zęby.- Dzisiaj kłów nie umyłeś. Została ci krew po wczorajszym obiedzie.- powiedziała i wstała.
-Gdzie idziesz?- spytałem, patrząc na brunetkę, która za chwilę wróciła ze szczoteczką i pastą.
-Jak ty zdałeś egzamin z oczyszczenia kłów?- zapytała i otworzyła moją buzię.
-Co ty robisz?- spytałem się jej, kiedy nakładała pastę.
-Chcesz, żebym cię pocałowała, to będziemy myć ząbki.- powiedziała uśmiechnięta i włożyła mi szczoteczkę to ust. Zaczęła myć każdy kieł. Szorowała go dokładnie. Kiedy skończyła pokazała, że mam wypluć pianę, która znajdowała się w mojej jamie ustnej. Jak ją wyplułem, popatrzyłem na wilkołaka.
-Przez tą ciążę, na serio ci odbija.- popatrzyłem, a oczy brunetki mocno zaświeciły. Normalnie jak światła samochodu. Dziewczyna prawie mnie oślepiła. Złapała się za brzuch i jak rodzą psy, położyła się na dywanie i zaczęła wyć. Nie dość, że straciłem przez nią wzrok to stracę też słuch. Wybiegłem szybkim tempem, po Samantę, która powinna wiedzieć co zrobić w takiej sytuacji. Wbiegłem do jej pałacu i zacząłem jej szukać. W końcu ją zobaczyłem.
-Samanta… co… zrobić..?- spytałem zdyszany.
-Po pierwsze: możesz latać, dlaczego nie przyleciałeś? Po drugie: O co chodzi?- zapytała. 
-Chodź, to zobaczysz- powiedziałem i delikatnie rozchyliłem ręce jednocześnie zaciskając dłonie.- Lecimy!- krzyknąłem i wzbiłem się w powietrze. Samanta zaraz za mną. Po paru sekundach, wylądowaliśmy na naszym balkonie. Wbiegłem szybko do akademika, za mną Sam. Kiedy zobaczyłem, że Lau i już prawie kończy, wypuściłem głośno powietrze. Rodziła za pomocą swoich mocy. Miała łzy na policzkach, ale wspaniale sobie radziła. Oczy jej błyskały. Sam ustawiła mi ręce w kierunku brunetki.
-Zaciśnij dłonie jak najbardziej możesz. W ten sposób pomożesz jej.- wyszeptała, a ja zrobiłem to o co prosiła. Po jakiś 10 minutach, skończyła. A na świecie pojawiła się malutka istotka. Była blada i miała już troszeczkę sierści. Miała dość długie paznokcie i kły. Teraz trzymałem ją na rękach, bo Laura musiała się trochę pozbierać. Samanta patrzyła w zamknięte oczy małej. Wtedy podeszła do mnie brunetka.
-I tak wygląda prawdziwy wampirołak?- spytałem Sam.
-Tak, jej oczy będą mieszaniną waszych. Jak ty masz czerwone, a Lau żółte, to mała będzie mieć pomarańczowe.- powiedziała- Dobra, ja wracam. A i właśnie… zaliczam wam egzamin z niewidzialności, bo w wasze 18 urodziny, w ogóle was nie widziałam, Tobie Laura, z mocy podczas porodu, a tobie wreszcie z latania.- powiedziała blondynka i wyleciała.
-To jak chcesz jej dać na imię?- spytała mnie brunetka, patrząc w moje oczy.
-Mam być szczery… to ona jest trochę straszna.- wycedziłem przez zęby, a Laura się uśmiechnęła.
-Scary, bo znaczy to straszny, straszna.- powiedziała i cmoknęła moje wargi.
-Wiesz co?- spytałem- Chciałbym już wrócić i znów zobaczyć mamę i tatę.- wyszeptałem.
-Ja te… patrz otworzyła oczy!- krzyknęła, patrząc w pomarańczowe tęczówki Scary. Sam w nie popatrzyłem. Była cudna, ale jednak bałem się tego co mówiła legenda.- Musimy wrócić do LA. Umiemy prawie wszystko, a co najważniejsze to ja jestem gotowa, na powrót, Ty też. Chodźmy pogadać z Sam.- powiedziała i wzięła małą. Zamieniła się w wilka i delikatnie chwyciła Scary za kark. I zaczęła biec, ja natomiast szybko zmieniłem się w nietoperza i wzbiłem się w mroczne powietrze. Po chwili we trójkę byliśmy pod drzwiami do pałacu. Przemieniliśmy się w ludzi i weszliśmy. Samanta siedziała na swoim tronie. Podeszliśmy do niej cicho. Laura trzymała małą.
-Samanto, moglibyśmy wrócić do domu?- spytałem, a blondynka spojrzała na nas. Wstała i machnęła rękami. Przed naszymi oczami ukazały się drzwi.
-No to możecie wrócić. Będę tęsknić, ale niech wasi rodzice was zobaczą i nie tylko.- powiedziała, a ja objąłem Laurę. Pomachaliśmy ostatni raz do Sam i wyszliśmy. Przeszliśmy przez drzwi i wtedy znaleźliśmy się w ogrodzie Laury. Jej rodzice siedzieli z moimi. Siedzieli tyłem do nas. By nas nie zauważyli, gdyby mała nie zaczęła płakać. Moja i Lau mama od razu do nas podbiegła i nas przytuliły. 
-Kto to?- spytał nas ojciec Lau.
-Scary- powiedziała brunetka.- Jest pół wampirem, pól wilkołakiem. Ma większą moc niż my i szybko rośnie… urodziła się raptem godzinę temu, a już wygląda na pół roku. – powiedziała i mnie przytuliła.
-Zobaczysz że za pół roku, będzie duża.- powiedziała jej mama.- Urosłaś. Ty też Ross. I jak z waszymi mocami?- zapytała nas.
-Możemy ich używać cały czas, jednak podczas pełni ja jestem wampirem, a Lau wilkołakiem.- powiedziałem- A co u Pani Thompson?- zapytałem, a Laura się uśmiechnęła. Dobrze pamiętaliśmy jedzenie kurczaków.
-Nic, mieszka i za niedługo będzie miała szczeniaczki. Nie może się doczekać.- powiedział mój ojciec, bawiąc się ze Scary.
-Będzie co jeść.- powiedziała Laura z chytrym uśmieszkiem i żółtym blaskiem w oku.
-Nie, córciu. Ma obejść się bez jedzenia.- powiedziała jej matka. 
-No dobra. Idę do siebie. Chodź Ross- powiedziała i złapała mnie za rękę. Scary została bo dziadkowie musieli się nią nacieszyć.

*Narrator*
Czas leciał szybko. Minęło 13 miesięcy Ross i Lau musieli trochę się zestarzeć, aby muc dobrze wychowywać Scary… natomiast Scary miała 13 lat. Od teraz miała rosnąć normalnie. Umiała doskonale panować nad mocami i wspaniale umiała zamieniać się wilko-wampirka. Kochała krew i co pełnie jej oczy stawały się pomarańczowe. Rodzice kochali ją bardzo, mieli nadzieję, że ona ich także… jednak ona nie umiała odwzajemniać uczuć… była jak kamień… twarda i nie do zbicia. Zdarzało się, że gryzła ludzi na ulicy. Umiała kontrolować moce, lepiej od rodziców i nie miała przyjaciół. Mieszkała razem z matką i ojcem. Nienawidziła ich, ale starała się to ukryć…
*Scary*
Dzisiaj musiałam iść do szkoły… mam się kształcić i bla bla bla… 
-Scary, wolisz krew zwierzęcą czy człowieka- krzyknął ojciec.
-Ludzką.- pisnęłam i zaczęłam pakować książki to torby.
-Kochanie, a mięso czerwone, czy jasne- krzyknęła matka
-Czerwone.- odkrzyknęłam, wzięłam torbę i zeszłam na dół.
-Ross patrz jaka ładna.- powiedziała mama i mnie pogłaskała. Wystawiłam do niej kły.- Myślisz, że tylko ty tak potrafisz?- spytała i wystawiła swoje. Ale ona jest dorosła.
-Ale ty masz 29 lat, a ja 13.- pisnęłam i zaświeciłam oczkami. Wtedy oczy matki stały się żółte, a ojca czerwone.
-Idź do tej szkoły.- powiedział, a ja zamieniłam się w pół wilka pół nietoperza, zawyłam i wzbiłam się w powietrze. Leciałam szybko. W końcu doleciałam pod szkołę. Wylądowałam i szybko zmieniłam się w człowieka. Wpadła we mnie jakaś brunetka.
-Co robisz!- krzyknęłam
-Nic, a tak poza tym Victoria jestem, to Ann, Merci i Julia- powiedziała i wystawiła mi rękę. 
-Scary.- wyszeptałam, a brunetka podała mi rękę. Pomogła mi wstać.
-Scary, proszę poznaj moje przyjaciółki. Ta w mocno ciemnych włosach to Ann, blondynka w długich kręconych Merci, a szatynka to Julia.- powiedziała, a dziewczyny podały mi ręce.- Laski to Scary.
-Masz ładne imię. – powiedziała blondynka, 
-A ty fajne włosy- pisnęłam i uśmiechnęłam się do dziewczyn.- W której jesteście klasie?- zapytałam
- W 1 b, a ty?- zapytała mnie szatynka.
-Moment.- powiedziałam i wyciągnęłam telefon. Musiałam sprawdzić w której. Okazało się, że jestem razem z nimi.- Też. Możecie mi pokazać w której sali mamy lekcje?- spytałam, a ciemnowłosa chwyciła mnie pod rękę.
-Oczywiście, chodź.- powiedziała i wprowadziła mnie do ogromnego budynku.- Teraz mamy matematykę w sali 55, znajduję się ona na piętrze.- powiedziała i wsiadłyśmy do windy. Wjechałyśmy na 3 piętro. Weszłyśmy do sali.
-Chodź usiądziesz ze mną. Ann i Julia siedzą razem, a Merci z Claudią, którą poznasz za chwilę- powiedziała Vicky i wzięła mnie do ostatniej ławki. Usiadłam i rozpakowałam przedmiot zwany matematyką. Do sali weszła nauczycielka i cała klasa wstała. Powiedzieli tak zwane „Dzień Dobry” i usiedli. 
-Drodzy uczniowie, mamy nową uczennicę. Scary, przedstaw się.- powiedziała i dała mi do zrozumienia, że mam podejść do tablicy. Podeszłam i stanęłam, jak miotła na czerwonym świetle.- No Scary, wiem tylko że nazywasz się Scarley Holly Marano- Lynch. Opowiedz coś więcej o sobie.- poprosiła najwyraźniej wychowawczyni.
-Nazywam się Scarley Holly Marano-Lynch, dla przyjaciół Scary. Mam 13 lat. Urodziny obchodzę 26 czerwca, mam 13 lat. Kocham zwierzęta. Mieszkałam w New Yorku. Mam tu już wspaniałe przyjaciółki- powiedziałam, ponieważ wyczułam, że są czyste. 
-Dziękuję Scary. To możemy zacząć lekcje.- powiedziała nauczycielka, a ja wróciłam do swojej ławki. Siedząc z Victorią, wyczuwałam od niej wanilię… pachniała zupełnie jak mój tata. Trochę widziałam jej pomarańczowe tęczówki skryte za niebieskimi. Delikatnie chciałam użyć mocy, żeby sprawdzić, czy też jest wampirołakiem, jednak pani wzięła ją do tablicy. Pierwszy dzień szkoły szybko minął. Wracając do domu rozmyślałam o tym, czy Vicky może być należeć do mojej watahy… milion myśli latało po mojej głowie… jednak wszystkie uleciały, jak zobaczyłam, że mama z tatą polują na kurczaki naszej sąsiadki. Podbiegłam do nich.
-Hej co robicie?- spytałam, a ojciec zakrył mi usta ręką.
-Obiad, córcia. Tylko musimy jakoś tego psa sprowadzić z tropu.- powiedział ojciec, a ja spojrzałam na mamę.
-Mamo, przemień się w wilka, wtedy jesteś takim jakby psem, masz moc i będziesz mogła go kontrolować- powiedziałam, a matka delikatnie zamieniła się w wilka. Wyszła zza krzaków i podeszła do owczarka niemieckiego. Wtedy ojciec, szybko zamienił się w nietoperza i po paru sekundach przyniósł tak ze 48 kurczaków. Popatrzył w oczy mamy, a ona przybiegła. Zamienili się w ludzi i udaliśmy się do domu.
-Widzisz jak to się robi Scary?- spytała mama i zaczęła patrosić malutkiego, żółtego ptaszka… ojciec nie lepiej… ja zresztą też.- No więc Scar, jak było w szkole?- spytała
-A nawet fajnie. Mam już koleżanki… ale są podejrzane… a zwłaszcza Victoria.- powiedziałam, a w oku ojca pojawił się mocno czerwony błysk.
-A jak się nazywa?- zapytał.
-Victoria Venna Ratliff, a coś nie tak?- zapytałam, a rodzicom zapaliły się oczy.
-Scary, to jest córka Rydel i Ella, tych co byli od nas na wyższym stopniu mocy… urodziła się 4 dni przed tobą.- powiedziała mama… teraz to wszystko stało się jasne.
-Ale ona też jest wampirołakiem?- zapytałam.
-Tak, tylko, że jej matka była wampirem, a ojciec wilkołakiem. Są od nas starsi o 2 lata.- powiedział.- Teraz idź odrabiaj lekcje. My musimy załatwić parę spraw- powiedział i wstał razem z mamą. 

*Narrator*
Kiedy Scary używała swoich nadludzkich mocy do odrobienia lekcji… Ross z Laurą omawiali to, jak obronić Scary i Tori przed ludźmi. Bali się oto, że obie są zagrożone. Musieli przekazać Scarley, żeby nie używała mocy poza domem, który był w Los Angeles, ale chroniony przez Samantę…

*Laura*
Siedziałam wtulona w mojego narzeczonego. Boję się o Scary, bo ją kocham… zresztą Ross też. Ona jeszcze nie zna dobrze tego świata. Blondyn głaskał moje długie włosy, a ja jeździłam moim długim paznokciem po jego klacie. Wiem, że jesteśmy nieśmiertelni, ale Scarley, wyda chociaż odrobinkę mocy… będziemy skończeni.
-Boisz się?- zapytał, a ja podniosłam głowę. Popatrzyłam w jego obecnie brązowe tęczówki. 
-Tak, ona ma dopiero 13 lat. Boję się, że wyda chociaż troszeczkę mocy i wtedy koniec z naszym normalnym życiem. Koniec z życiem całego Howleen.- powiedziałam i usiadłam na łóżku. Blondyn delikatnie cmoknął moje wargi. 
-Ona raczej taka nie jest… może i jest złośliwa, uparta…  ale wątpię, czy zdradziła by swoją watahę. Kocham ją i staramy się, żeby miała jak najlepiej.- powiedział i pocałował moje wargi. Drgnęłam, a on to zauważył i zaczął bardziej mnie całować… całowaliśmy się delikatnie, a zarazem namiętnie. Wtedy weszła Scar.
-Aha… czyli wy każecie mi lekcje odrabiać, a tu rodzeństwo mi chcecie zrobić.- powiedziała, a ja ją przytuliłam.
-Scary, też potrzebujemy chwili dla siebie.- powiedziałam i usiadłam. Znów wtuliłam się w blondyna.
-W szkole siedzę od 8 do 16 i wy mi o 17:34 mówicie, że potrzebujecie chwili dla siebie… rozumiem, że w nocy jest bardziej romantycznie… no ale bez przesady.- powiedziała i wybuchnęła śmiechem… my razem z nią. W oczach Rossa pojawiły się czerwone iskierki, a w oczach Scar pomarańczowe… czyli w moich złote. Śmialiśmy się przez długą chwilę. W końcu przestaliśmy a Scary przytuliła się do nas.
-A wiesz co… mamy dla ciebie niespodziankę.- powiedział Ross, a ja się uśmiechnęłam.
-Nowy telefon, rower, laptop, tablet, simsy, płyta?- spytała z słodkimi oczkami.
-No nie do końca.- powiedziałam, a jej uśmiech zniknął.
-Będziesz mieć to wymarzone rodzeństwo, o które tak długo prosisz- powiedział mój blondyn, a dziewczyna, szybko przytuliła się do mojego brzucha.
-Będziecie mieć dwa wampirołaczki.- powiedziała i popatrzyła w oczy moje, a raz ojca.- Nie wiem dlaczego, ale coraz bardziej was kocham.- wyszeptała i nas przytuliła. Wiedziałam, że wreszcie może odnajdzie uczucia… że są gdzieś głęboko w niej. Siedziałam i głaskałam brunetkę, w końcu zasnęła. Razem z Rossem wstaliśmy i zeszliśmy na dół.
-No za niedługo pełnia. Boję się co wstąpi w Scary tym razem- powiedziałam i przytuliłam się do blondyna. 
-Wiem, że miesiąc temu, zjadła nogę przechodnia, ale może teraz nie będzie tak źle. Teraz może tylko wypije komuś krew i wpije mu paznokcie- powiedział trochę przerażonym głosem.
-Wiesz nie byłabym tego taka pewna… ona jest groźna.- wyszeptałam i dotknęłam ręką mój brzuch.- I ono też będzie. Ross, na nas spadła ta klątwa. Boję się potwornie o nas, ale najbardziej o Scarley, wiesz dlaczego. Jej moc jest potężna. Zostań w domu… ja pobiegnę do Sam.- powiedziałam i cmoknęłam blondyna. Zamieniłam się w wilka i chciałam wyjść, ale złapał mnie.
-Jesteś pewna, w tym stanie?- zapytał, a ja zawyłam. On przeczesał opuszkami palców moją sierść i otworzył mi drzwi.- Wróć szybko.- krzyknął, a ja wybiegłam. Zawyłam, aby otworzyły się drzwi i wbiegłam w nie. Chwilę później pojawiłam się w Howleen. Byłam już wilkołakiem. Wstałam i szybkim tempem przebiegłam do Ogrodu Wieńców, gdzie siedziała Samanta. Jak mnie zobaczyła podbiegła i przytuliła.
-Witaj Lau. Co tam u was?- spytała i pokazała, żebym usiadła. Zajęłam miejsce naprzeciwko blondynki.
-Witaj. Mam do ciebie pytanie. Czy masz coś, jakiś eliksir, aby Scary nie reagowała tak źle podczas pełni?- zapytałam, a blondynka wstała i po chwili przyniosła mi malutką buteleczkę z pomarańczowym płynem.
-To powinno trochę złagodzić jej umysł. A to dla ciebie. Powinnaś o siebie zadbać.- powiedziała i podała mi srebrny proszek.- Dolej wody i codziennie wieczorem nakładaj na brzuch. Z twoim wampirołaczkiem będzie tylko lepiej. Ale proszę uważaj na siebie i staraj się nie wykonywać zbyt często przemian.- powiedziała, a ja wstałam i ją przytuliłam.
-Dzięki. Kochana jesteś- powiedziałam i odeszłam. Zamieniłam się w wilka i wróciłam do LA. Weszłam po cichu do domu, do sypialni. Ross siedział z Scary i oglądali film. Kiedy dziewczyna mnie zobaczyła wtuliła się we mnie. 
-Kocham cię mamo.- powiedziała i pocałowała mój brzuszek. Od tyłu podszedł Ross i mnie objął.
-Ja ciebie też Laura- powiedział Ross i mnie pocałował.
-Scary, zaproś jutro Vicky i jej rodziców.- poprosiłam, a na twarzy brunetki zagościł szczery uśmiech. 
-Dziękuję- powiedziała, podwinęła moją bluzkę i pocałowała mój brzuszek.- To do jutra!- krzknęła i wybiegła, ja przytuliłam mojego narzeczonego. On delikatnie pocałował moje wargi, a mnie przeszedł miły dreszcz.
-Kocham cię Laura.- powiedział.- Chodź, pora iść spać.- wyszeptał, położyliśmy się na łóżku. Zasnęłam szybko…

*Narrator*
Noc minęła szybkim tempem. Ross z Laurą przespali całą noc, natomiast Scary pół nocy spędziła na Twitterze. Chciała wiedzieć jak najwięcej o swojej nowej klasie… w tym o 5 dziewczynach, które poznała, jednak najbardziej zależało jej na podejrzanej Victorii, lubiła ją najbardziej, bo ona z nią najchętniej rozmawiała. Ann, Julia i Merci też bardzo lubiła, jednak Claudia, nie odezwała się słowem. Ponieważ młoda brunetka miała moc poznawania prawdy. Wyczuwała, że Ann to jest wampir, Julie wilkołak, Merci duchem, łatwo było to wyczuć, ponieważ nikomu nie podawała dłoni i nie otwierała drzwi, tylko przez nie przechodziła, Claudia była tajemnicza…czyli była czarownicą… została tylko Victoria. Brunetka próbowała dowiedzieć się, czy obie są takie same. Jednak zasnęła…

*Scary*
Spałam smacznie… dopóki ktoś nie zaczął mnie budzić.
-Ej, kochanie. Scarley, do szkoły- szeptał tata.
-No idź, nie idę.- mówiłam.
-O nie idziesz.- powiedziała mama. 
-Nie idę.- powiedziałam i wtedy poczułam wodę na moim ciele. Zobaczyłam rodziców którzy stali z wiadrem. Przemieniłam się wilko-nietoperza, mama w wilka, a tata w nietoperza i wtedy zaczęła się gonitwa. Jednak mama zmęczyła się najszybciej, ze względu na jej stan. Zaczęłam latać za ojcem. W końcu znudziło mi się to i usiadłam w kuchni. 
-Macie krew i czerwone mięso. Dajcie mi odetchnąć- powiedziała i usiadła na krześle.
-Dobrze się czujesz?- spytałam, patrząc na moją rodzicielkę, która trzymała się za brzuch.
-Wiesz, chyba twój braciszek, ma już paznokcie, bo wbija mi je trochę.- powiedziała. Kiedy skończyłam jeść, pocałowałam mamę w policzek, pogłaskałam jej brzuszek i przybiłam piątkę z tatą. Wybiegłam z domu. Zamieniłam dłonie w skrzydła i poleciałam do szkoły. Pierwsza lekcja: fizyka… nienawidzę. Pomyślałam i kiedy byłam już na miejscu, poszukałam dziewczyn. Znalazłam je za pomocą mojego niezawodnego węchu. Jednak stanęłam na rogu, żeby je zobaczyć. To nie były one, tylko tak jak myślałam… Ann wampir… Julia wilkołak… Merci duch… Claudia czarownica… i Vicky tak jak myślałam wampirołak. Zamieniłam się w swoje prawdziwe ja i wleciałam do nich.
-Hej!- krzyknęłam , a dziewczyny popatrzyły na mnie zdziwione.  Ann podeszła i wbiła swoje kły do mojego ramienia.
-Tak to Scary. Jesteś wampirołakiem, jak Vicky.- powiedziała i pokazała że mam usiąść. Zrobiłam to co pokazała.
-Więc witaj u nas!- powiedziała Claudia ze złym śmiechem.
-Ona mnie przeraża- wyszeptałam do Merci, która siedziała obok.
-Uwierz ja też- wyszeptała do mojego ucha. Wtedy zadzwonił dzwonek, oznaczający, że pora na lekcje. Zamieniłyśmy się w ludzi i ruszyłyśmy na przeklęty przedmiot zwany fizyką. Po fizyce, która była na 4 piętrze, musiałyśmy lecieć na dół, na 1 piętro na geografie. Musiałyśmy biec, po schodach, bo winda była cala pełna. Dobiegłyśmy akurat równo z dzwonkiem. Szybko weszłyśmy do pracowni geograficznej. Po skończonej lekcji, wzięłam Tori, żeby pogadać z nią na cztery oczy.
-Coś się stało?- spytała.
-Moi rodzice chcą poznać Twoich, właściwie znają, studiowali razem. Ale chcieli znów się zobaczyć.- powiedziałam, a brunetka popatrzyła na mnie. Zaczęła wpatrywać się we mnie.
-Przypominasz mi tych ze zdjęcia mamy i taty. Twój ojciec to taki blondyn, a twoja matka to ta brunetka?- spytała podejrzliwie.
-Taaaa, moja mama to Laura Marano, wzorowy wilkołaczek, a ojciec Ross Lynch, ten trochę mniej wzorowy wampir.- pisnęłam ze strach, a brunetka wybuchnęła śmiechem.
-Jasne, że wpadniemy. Chciałabym poznać twoich rodziców.- powiedziała.- Masz rodzeństwo?- spytała.
-Będę miała, brata- powiedziałam- A ty- zapytałam, a brunetka się uśmiechnęła
-Tak, młodszego braciszka i malutką siostrzyczkę. Rocky’ego i Vanessę. A wiesz jak twój braciszek będzie się nazywał?- spytała
-Nie wiem. Moja mama jest dopiero w 4 miesiącu. Mało co brzuszek widać. Ale cieszę się- powiedziałam, a brunetka wzięła mnie pod rękę.
-Czuję, że będziesz moją best-friend forever. Tylko w naszej paczce są jeszcze Ann, Julie, Claudia i Merci. Pamiętaj- powiedziała, a ja się uśmiechnęłam. Poszłyśmy do laboratorium językowego.

*Narrator*
Lekcje minęły szybko. Scary i Vicky postanowiły wrócić razem… dziewczyny mieszkały tylko dwa domy dalej… kiedy Scary weszła do domu… zobaczyła coś o mdłości… konkretnie swoich rodziców, całujących się na sofie…

*Ross*
Całowałem się ze swoją narzeczoną, kiedy do domu weszła Scary.
-Ja nie chcę stracić wzroku. Mamo, tato proszę!- krzyknęła, a my odkleiliśmy siebie.
-Jak będziesz miała chłopaka, to nie będę mu zazdrościł- powiedziałem, a brunetka głośno wypuściła powietrze. 
-Głodna jestem… pani Thompson ma kurczaki… a i właśnie Tori z rodzicami dziś wpadną- powiedziała i wyszła do ogrodu, my zaraz za nią. Po ogródku biegała kura i kurczaki. Scarley przemieniła się wampiołaka. Szybko zaatakowała wszystkie ptaki i wróciła z rękami pełnymi kurcząt.
-Scarley Holly Marano-Lynch mam nadzieję, że się podzielisz.- powiedziała Laura i wzięła od niej połowę.
-Hola hola Laura… dzielimy się na trzy.- powiedziałem, a brunetka popatrzyła na mnie.
-Ja jem za dwoje… przypominam ci.- szepnęła.- Mamy po równo…  Ty i Scary, ja i Riker.- powiedziała i się głupio uśmiechnęła. 
-Tato, ustąp jej… wiesz te samiczki w ciąży są potwornie upierdliwe.- wyszeptała mi córka, a wtedy złote oczy skierowały się w naszym kierunku.
-Ach, pamiętam jak ty Scary byłaś jeszcze w brzuchu, a ja kazałam Rossowi myć zęby. Ach, te dobre czasy.- powiedziała, wstała i nas przytuliła.- Nie wyobrażam sobie życia bez was.- wyszeptała nam do uszu, pocałowała czoło Scary i moje wargi. – Kocham was.
-Ja was też. Dziękuję za to, że z waszej miłości tu jestem, że mnie wychowaliście, uczycie codziennie nowych mocy i za to, że jesteście- powiedziała Scary… czyli teraz przyszedł czas na mnie.
-Myślałem, że życie z dwoma kobietami pod jednym dachem to będzie masakra… a jednak to wspaniałe uczucie, że was mam. I Lau, wiesz, że gdyby nie ta klątwa, to byśmy nigdy nie spotkali się w te 15 urodziny, nie pojawiła by się Scary i mielibyśmy problem, z byciem nienormalnymi- powiedziałem, a dziewczyny popatrzyły na mnie. Laura usiadła na moich kolanach i mnie pocałowała, ja dotknąłem jej brzucha. Wtedy, oczywiście musiał pojawić się komentarz Scary.
-Dobra, cieszę się, że nie kłócicie się, że bardzo się kochacie… ale róbcie to jak nie ma mnie w domu.- powiedziała, a Laura popatrzyła na mnie wzrokiem typu trzeba ją zjechać.
-A ty czasem lekcji nie masz do odrobienia?- spytała, na co brunetka szybkim tempem, wstała od stołu i popędziła na górę. 
-Wiesz co? Ty dziecko umiesz przestraszyć swoim wzrokiem- uśmiechnąłem się, przez co dostałem buziaka w sam czubek nosa… ale byłoby fajnie gdyby nie to, że ubrudziła mi go przy okazji- Nie żyjesz Marano!- krzyknąłem i chciałem ją połaskotać, ale dziewczyna zerwała się z moich kolan i zmieniła się w wilka. Biegała szybciej i zwinniej, niż ja latałem.  Zazdroszczę jej mocy… w końcu jednak się zmęczyła ze względu na ciąże…  Szybko zmieniliśmy się w ludzi i poszliśmy do Scary, uczyła się… geografii.
-I jak córcia… łatwe to jest?-  spytała, a młoda dziewczyna spojrzała na nas.
-A wam jak tam… łatwo.- powiedziała i wybuchnęła śmiechem, my razem z nią. Nasze śmianie przerwał dzwonek do drzwi.- To musi być Vicky- krzyknęła Scary i szybkim tempem zleciała na dół, ja wziąłem Lau na ręce i zeszliśmy. W progu postawiłem ją na nogi i ujrzałem blondynkę i bruneta.
-Wow… urośliście!- krzyknęła Rydel i przytuliła mnie, następnie Laurę.
-To wy sobie pogadajcie, a my ulatniamy się uczyć chemii- powiedziała Scary. Dała mi i swojej matce do zrozumienia do, że ta chemia to nie chemia.
-Chodźcie.- powiedziała Laura, pokazując na salon.
-No Victoria jest w klasie razem ze Scarley. Pamiętam jak urodziła się Vicky, a zaraz po niej Scar.- uśmiechnął się brunet. Po chwili ciszy, zaczęliśmy ciekawą rozmowę.
*Narrator*
Kiedy rozmowa dorosłych trwała w najlepsze, wtedy kiedy nastolatki wygłupiały się i bawiły swoimi mocami. Wyznawały sobie tajemnice i robiły bransoletki przyjaźni… znały się dopiero drugi dzień, ale znaczyły dla siebie, dużo więcej. 

*Scary*
Robiłyśmy właśnie coś, czym chciałyśmy zaznaczyć naszą przyjaźń. Padło na bransoletki, ja robiłam czerwoną, a Tori żółtą. Właśnie kończyłyśmy robić znak naszej przyjaźni, kiedy usłyszałyśmy głośnie śmiechy z dołu. 
-Myślisz o tym co ja?- popatrzyłam na przyjaciółkę.
-Tak Scary, myślę.- uśmiechnęła się i zbiegłyśmy na dół. W salonie było dużo piór, a nasi rodzice byli się poduszkami… a to mi mówią, że jestem dziecinna… no nic. Chwyciłam jedną, Tori drugą ruszyłyśmy na nich. Czas minął szybko… w końcu musieli iść. Ze smutkiem pożegnałam Vicky… kiedy wyszli zabraliśmy się za sprzątanie.
-No dziewczyny, to co. Moce?- spytał nas tata, a my ustawiłyśmy dłonie, ojciec z nami… sprzątanie zajęło nam długo… może tak ze 20 sekund. Mama usiadła, na sofie i pogłaskała brzuszek. Ja usiadłam obok niej i położyłam głowę na trochę wystającym już brzuchu. Zaczęła mnie głaskać.- To laski, co na kolację, Lau, Scar?- zapytał nas.
-Rób co chcesz.- powiedziała mama- Kocham cię Scarley- wyszeptała, a ja odchyliłam jej bluzkę i pocałowałam brzuch.
-Też cię kocham, tatę i brata.- uśmiechnęłam się i wtedy tata przyniósł nam sałatkę z krwinek.
-No, próbować i nie narzekać.- powiedział, a mama spojrzała na niego. Po tym, jak zjedliśmy udaliśmy się do ich sypialni. Postanowiłam spać dzisiaj z nimi. Za bardzo ich kocham…
*Narrator*
Następne miesiące minęły szybko, zbliżał się dzień narodzin malucha i jednocześnie koniec I semestru w szkole Scary. Laura zaczynała się czuć coraz gorzej, a Scar bała się przyznać rodzicom o tym, że grozi jej jedynka z matmy… co prawda było to I półrocze, ale brunetka uznała, że jak na świat przyjdzie jej młodszy braciszek, rodzice szybko o niej zapomną i będzie mieć trochę swobody… jednak grubo się myliła.

*Laura*
Leżałam na sofie w salonie, nie miałam siły na nic, a Scary ostatnio głupieje… właśnie weszła.
-Hej mamo, idę do siebie!- krzyknęła.
-Scarley Holly Marano-Lynch wróć.- powiedziałam. 
-Coś się dzieje. Riker chce już wyjść?- spytała mając nadzieję w oczach.
-Nie. Scar co się dzieje. Tata i tak pójdzie na wywiadówkę, czy tego chcesz czy nie.- powiedziałam, a z jej twarzy zniknął uśmiech.- Ej, córcia. Co się dzieje?
-Bo… mam… no tą… na półrocze… no… jedynkę.- powiedziała, a ja się nieźle wkurzyłam.
-Kiedy masz zamiar…auuu- pisnęłam, a brunetka podbiegła do mnie.
-Wszystko dobrze?- popatrzyła na mnie.
-Po ojca…. NOW.- poprosiłam, a dziewczyna szybkim tempem, zamieniła się w wampiołaka i po chwili wróciła z ojcem. Ja postanowiłam użyć mocy. Ścisnęła moją pięść i zaczęła powolutku robić to jak Scary przychodziła na świat. Po jakiś 38 minutach urodziłam z pomocą mocy Scary i Rossa. Blondyn delikatnie wziął naszego syna, a Scary próbowała uciec.-Ej, powrót. Zaliczasz matmę.- powiedziałam, a brunetka westchnęła. Wzięłam od Rossa, malucha i podałam go Scary. Dziewczyna była naprawdę była zszokowana, ale pocałowała go w czoło. 
-Mamo, tato… dziękuję wam za wszystko.- powiedziała i zaczęła lulać młodszego brata. Ross mnie przytulił.
-Też cię kocham.- powiedział i mnie pocałował. Przerwałam mu szybko.
-Ale to nie znaczy, że nie będziesz miała zaliczać tej jedynki.- pokazałam na nią palcem,
-Jaka jedynka?- spytał mój narzeczony.
-Tato… mam jedynkę z matmy. Też cię kocham- powiedziała i popatrzyła na brata.- Też ma pomarańczowe tęczówki!- krzyknęła uradowana, a mój narzeczony popatrzył groźnie na naszą córkę.
-Co masz z matmy?
-Jedna jedynka… tylko z matematyki- powiedziała i oddała mi malucha, a następnie stała się niewidzialna. 
-Scarley, gdzie jesteś?- krzyknął Ross, a ja wstałam z synem na rękach.
-Przytrzymaj go.- wyszeptałam i podałam malucha. Podniosłam rękę do góry i zaczęłam obserwować teren. Stała centralnie przed nami… zablokowałam jej moc.- Scary, wyjaśnijmy to… ta ocena, ma poddać się poprawie. Jasne Scarley Holly Marano-Lynch?- zapytałam
-Tak mamo, jutro pójdę ją poprawić. Zrobię to dla braciszka… nie dla was. Tak Riker, dla ciebie wszystko.- powiedziała do maluszka- To idę się uczyć!- krzyknęła, a my zaczęliśmy bawić się z synkiem.

*Narrator*
Kiedy Scary udało zaliczyć przedmiot zła… a Ross z Laurą przygotowywali się do ślubu, który miał odbyć się w przyszłym tygodniu. Jak wiadomo, Scar opiekowała się młodszym braciszkiem, kiedy to ich rodzice musieli wszystko załatwiać. Brunetka spotykała się z Vicky. Aż w końcu przyszedł najbardziej wyczekiwany dzień przez Laurę i Rossa.

*Ross*
To już dziś. Wampir i wilkołak biorą ślub… takie romantyczne. Właściwie to stoję już pod bramą i czekam tylko na Lau i dzieciaki… czekam… czekam… czekałem tylko może jeszcze tak z 1,5 godziny, ale jak ujrzałem moją narzeczoną to… brak mi słów. Scary trzymała na rękach Rikera, który uśmiechał się patrząc na nas, oboje wyglądali ślicznie. Laura podeszła i spojrzała w moje czerwone oczy, a ja w jej złote. 
-Kocham cię i przyrzekam ci miłość. Więc honoruje cię moją małżonką- powiedziałem, a dziewczyna mrugnęła.
-Ja przyrzekam ci miłość, wierność i wszystko co związane z słowem kocham cię.- powiedziała, a ja przytrzymałem jej podbródek i ją pocałowałem. Dziewczyna odwzajemniała mój pocałunek, a kątem oka widziałem że Scary nie jest zadowolona, ale teraz liczyliśmy się tylko my, ta chwila i te wspomnienia od naszego pierwszego spotkania. Później wróciliśmy do domu… ważne było to, aby spędzić czas we czwórkę. Siedzieliśmy w salonie i bawiliśmy się z Rikerem. Scary czarowała pokazując mu różne sztuczki. Mały cieszył się, a Laura tuliła się do mnie.
-Wiesz co Lau, kocham cię i cieszę się, że mamy to wszystko- powiedziałem, a brunetka podniosła wzrok na mnie.
-Ja też. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i bez Scar, Rika.- powiedziała i mnie pocałowała, ale Scary nas rozdzieliła.
-I tak właśnie robi się gdy rodzice zaczynają się całować. Proste, proste- powiedziała uśmiechnięta do brata. 
-Riker, nie ucz się od siostry, ona nie daje ci dobrego przykładu.- powiedziałem i wziąłem malucha. Razem z Lau i Scar zaczęłyśmy się z nim bawić.

*Narrator*
Szybko minęły następne 3 lata. Scarley skończyła 16, a Riker 3. Dziewczyna była w szkole średniej, jednak ona, jej brat i rodzice nie mieszkali już w LA, tylko w Howleen. Tori z rodziną tak samo. Dziewczyny cały czas się spotykały… tylko, Vicky miała już chłopaka, Scary też… nie jednak na przeszkodzie stał nadopiekuńczy tatuś. Uważał, że Scarley jest za młoda na związek.

*Scary*
Wracałam właśnie ze szkoły z Charliem, tak to on… lubi mnie… i jest duchem. Bylibyśmy razem, ale tatuś. 
-Scary, myślisz, że kiedykolwiek uda się namówić twojego tatę?- zapytał, a ja go przytuliłam
-Nie wiem. Jest strasznie nadopiekuńczy, tak jak to wampiry. Wiesz.- szepnęłam.
-Tak. Kocham cię.
-Ja ciebie też Charlie.- powiedziałam i przytuliłam go. Chciałam go pocałować, ale wtedy zjawił się ojciec.
-Gdzie te łapy.- popatrzył podejrzanie na bruneta, który wyglądał na zakłopotanego.
-Tam gdzie twój wzrok nie sięga.- powiedziałam lekko wkurzona.
-Mój wzrok sięgnął wszędzie u twojej matki, a u ciebie też. Musiałem cię przewijać jak miałaś 6 miesięcy.-powiedział, a ja poczułam jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce wstydu.
-Dobra tata chodź. Cześć Charlie.- pomachałam i zamieniłam się w wampiołaka. Poleciałam do domu. Weszłam wkurzona, potwornie, za mną ojciec. Mama stała w kuchni z Rikerem na rękach.
-Co się stało Scary?- spytała
-Nie odzywam się do ojca!- krzyknęłam i wzięłam Rika od niej.
-Co jej znowu zrobiłeś?- spytała, kiedy on wszedł do kuchni. Ja postanowiłam nakarmić braciszka.
-Ja nic… tylko nie pozwolę, aby mój malutki robaczek miał chłopaka.- powiedział patrząc na mnie.
-Ross, ona ma 16 lat. My mieliśmy 18 jak poprosiłeś mnie o chodzenie. Weź jej pozwól.- poprosiła mama.
-O co chodzi rodzicom?- wyszeptał do mojego ucha mały blondyn
-Mama załatwia mi chłopaka, a więc cicho.-pisnęłam ze szczęścia.
-No dobra, niech będzie na jej. Ale Scarley Holly Marano-Lynch, jak coś to żadnego… wiesz o co chodzi. A jak z płacze to do matki.- powiedział, a ja podskoczyłam ze szczęścia.
-Kocham cię, kocham cię, kocham cię. Lecę powiadomić Vicky, a tym bardziej Charliego. – krzyknęłam uradowana i wybiegłam z kuchni, zostawiając rodzinę w szoku. Wzięłam telefon i chciałam wybrać numer, jednak mama mi przerwała.
-Scary, kochanie. Wiesz, że tata to przeżywa.-powiedziała i usiadła obok mnie.
-O co chodzi?- spytałam z niezrozumieniem.
-Jego malutka córeczka właśnie dorosła. Jemu to ciężko przeżyć.- mrugnęła, a ja ją przytuliłam.
-Mamo, nie zostawię was. Ani ciebie, taty, ani Rikera. Po prostu za bardzo was kocham.-Uśmiechnęłam się.
-Wiem Scar. My ciebie też. Tata nie może przeżyć tego, że dopiero nosiłam cię w sobie, a teraz ty masz już swojego chłopaka.- powiedziała, a ja się uśmiechnęłam.

*Narrator*
Pewnie teraz zapytacie, jak wygląda życie, Laury, Rossa, Scary i Rikera. A więc Scary ma wspaniałego chłopaka, którym jest Charlie. Przyjaźni się z Vicky, Lau i Ross, trzymają się razem i opiekują się Rikerem i czekają na narodziny następnej pociechy… był to pomysł Rossa, bo uznał że Scarley, za niedługo opuści rodzinną watahę. Riker ma trzy lata i już opanowuje najprostsze moce, pomagają mu w tym rodzice i starsza siostra. Ich życie, cały czas pozostaje szalone i dziwne… jednak wierzą, że jak cały czas będą trzymać się razem… Wiedzieli, że najważniejsze jest obdarowywanie się miłością. Tak zakończyła się historia, dwóch różnych światów. Historia długa i wyjątkowa, jednak liczy się to, aby mieć wsparcie w sobie nawzajem i to liczy się najbardziej.

5 komentarzy:

  1. :D miałaś rację naprawdę warto to przeczytać

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, czekam na kolejny OS i zapraszam do siebie:
    http://krysztaloweserce-historiaraury.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Akcja nie nudzi i bardzo miło się czyta.
    Nadopiekuńczy tatuś... Hah.
    Fajny pomysł :3

    OdpowiedzUsuń