piątek, 15 sierpnia 2014

Number 18."Superhero"

Autor : Ania
Blog : lifeofraura.blogspot.com

One shot jest przesłodki :3 Dziękuję, że go mi przesłałaś! Jesteś genialna, skarbie ♥ A teraz ty (tak, ty, siedzący przed ekranem komputera) czytajta czytajta! Słuchać się cioci Cristal :3

- Wiesz Rydel to nie jest takie proste. Ona jest divą szkoły. Ma kase, przyjaciół, rodziców, najdroższe ubrania. Ona ma wszystko czego sobie zapragnie. A ja jestem zwykłym chłopakiem, ale mam osobę ktora jest wszystko warta niż cała ona... To ty. - oznajmiłem.
- To słodkie, ale wiesz nasze życie nie tak jak trzeba się poukładało. Też chciałambym mieć rodziców, kase, ale nie cofniemy czasu. Ona jest poprostu osobą której nie zależy na innym szczęściu tylko swoim. - powiedziała Rydel.
- Rozumiem. Mógłbym zostać sam? - zapytałem się, a Delly pokowiła głową i wyszła.
A kim ja jestem? Ofiarą losu. Z jedną osobą na którą mogę liczyć. Nazywam się Ross Lynch i właśnie ona zmieniła moje życie...

***

Poniedziałek. Hym... Znowu szkoła. Znowu spojrzenie na nią. Dziewczynę moich marzeń. Moją kobietę. Marzenia... Ona właśni jest nim, ale wiem, że nigdy się nie spełni... Koniec przemyśleń trzeba zbierać się do szkoły. Jak zawsze poszłem się umyć, po tym ubrać się i zjeść śniadanie. Mieszkam z moją siostrą Rydel. Reszta mojego rodzeństwa zgineła w wypadku kiedy miałem 15 lat, dokładniej 2 lata temu. Na początku nie mogłem się z tym pogodzić, ale czasu nie cofnę. Nie Ross! Nie myśl o tym!
- Dobra ja się zbieram do szkoły. - oznajmiłem po zjedzonym śniadaniu, biorąc do rąk plecak.
- Dobrze. Miłego dnia. - odpowiedziała blodnynka.
- Wzajemnie. - krzyknąłem i wyszłem z domu.
Dzisiaj na niebie Los Angeles zagościło słońce, szkoda, że na mojej twarzy nie może zagościć uśmiech. Nie Ross przestań! - krzyczałem sobie w myślach. Reszte drogi rozmyślałem na tym jaką ocenę dostane z sprawdzianu z matmy.(fajne rozmyslania xD - od aut.) Weszłem do środka budynku i skierowałem się pod klase, w której ma się odbyć lekcja z panem Horanem. Do dzwonka było jeszcze pięć minut. Z kieszeni wyjąłem słuchawki i swojego smartfona i wsłuchiwałem się w rytm piosenki Justina Timberlak'a - 4 Minutes. Gdy piosenka się skończyła zadzwonił dzwonek na lekcje. Weszłem do sali i usiadłem na swoim miejscu. W kącie klasy, koło okna. Wyciągłem podręcznik, ćwiczenia, zeszyt i piórnik i zacząłem skupiać się na lekcji.
Po dzwonku oznaczającym koniec lekcji odbyły się jeszcze 4, na których nic ciekawego nie było. Cały czas na lekcji myślałem co moją tamci lalusie, a czego ja nie mam. Nie wiem... Właśnie zaczyna się już ostatnia lekcja - godzina wychowawcza. Naszą wychowawczyną jest pani Dawson. Jest miłą kobietą i zawsze mogę jej się zwierzyć. Ale nie o tym kto jakim jest. Usiedliśmy w swoich ławkach. Pani zaczeła gadać o nie ciekawych rzeczach. Kino, sprawdziany, oceny, zachowania.
- Ross oczym teraz mówiłam? - zapytała się pani Dawson.
- Nie wiem. Przepraszam. - odpowiedziałem i spóściłem głowę.
- Po lekcji zostaniesz. - oznajmiła, a ja pokiwałem głową.
Cała klasa spojrzała na mnie, a później na Laurę. Szkolną divę. Wszyscy na nia lecą i to właśnie oni podobaja się Lau. Ja nie potrafię byc takim jak oni, szkoda.
- Teraz mam informację , która powinna was ucieszyć. W ten piątek odbędzie się bal wiosenny. wiem, że zostały tylko trzy dni, więc postanowiłam was zwolnić piątek z lekcji, żebyście mieli czas na przygotowwanie się. To tyle. Za chwilę jest dzwonek, więc powoli możecie się zbierać do wyjścia. - zakończyła pani swój monolog, a mnie zamurowało.
Nie chciałem balu. Nie chciałem siedzieć sam patrząc na innych w tym Laure, która ma swojego partnera. Bardzo mnie boli to, że ona ma mnie za śmiecia, życiowego nie udacznika. Po dzwonku wszyscy wyszli z klasy oprócz NIEJ.
- Dobra młodzi. Ja już wiem o co chodzi i chce, żebyście pogadali. Jak patrzę na was to serce mi się kraja. Dalej nie będe mówić..
- NIE! PANI NIC NIE WIE! NIE MOJA WINA, ŻE SIĘ W NIEJ ZAKOCHAŁEM! ALE ONA MA SWOICH WIELBICIELI, KTÓRZY JEJ ODPOWIADAJĄ! JA DLA NIEJ JESTEM ŚMIECIEM, ŻYCIOWYM NIE UDACZNIKIEM! DOWIDZENIA! - krzyknąłęm, po czym wziąłem swój plecak i wyszłem z sali trzaskając drzwiami.
Co pani wie o moim życiu miłosnym? Nie wie jak się czuje? Laure Marano kocham nad życie, ale ona ma innych... lepszych ode mnie. Szkoda gadać. Po dojściu do domu wszedłem do pokoju, zakryłem twarz i zacząłem płakać.
- Ross co się dzieje? - zapytała się moja siostra, która wzieła się z nikąd. Zacząłem jej opowiadac co dzisiejszego dnia się stało.
- ...Nie ide na bal. - tymi słowami zakończyłem.
- Przez te dwa dni zostaniesz w domu, ale na bal pójdziesz. Jutro wybierzemy się do centrum. Ciocia przysłała nam pieniądze. Dla ciebie zrezygnuje z butów, które tak bardzo chciałam. Robię to tylko dla ciebie. Pamiętaj. - oznajmiła Rydel po czym wyszła z pokoju.
A ja zacząłem znowu płakać...

***

Piątek. To ten dzień. W środę tak jak mówiłą Rydel byliśmy w centrum handlowym. Kupiła mi białą koszulę przylegającą do ciała, czarne rurki, czarne conversy i skurzaną kurtkę. Wczoraj gdy nie było Delly w domu wymknąłem się z domu kupić jej wymarzone buty. Miałem odłożone pieniądze na motor, ale nie potrzebuje go. Siostra jest najważniejsza na świecie tak samo jak Laura... Ciekawe z kim idzie na bal? Jak znam życie z Codym. Najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Dobra nie myśl jeszcze o balu. Z prezentem dla mojej siostry zeszłem na dół. Do balu zostały jeszcze 3 godziny, więc mam czas. Rydel była w kuchni. Gotowała obiad dla siebie i dla mnie. Ona potrafi się mną zająć. Poświęca mi jak najwięcej czasu. Zasługuje na prezent.
- Rydel. - powiedziałem.
- Tak Ross. - odpowiedziała.
- Mam dla ciebie prezent. - oznajmiłem i zza pleców wyjąłem pudełko.
Podałem rzecz i spojrzałem się na nią. Jej twarz wyrażała zdziwienie, radość, zaciekawienie. Ciekawe jak zareaguje na te buty? Otworzyła pudełko i kiedy zobaczyła co jest środku poprostu mnie przytuliła.
- Dziękuje. - szepneła.
Ja nie odpowiedziałem tylko mocno przycisnąłem ją do siebie. Kocham moją siostre i gdyby ona mnie zastawiła to nie wiedziałbym co bym zrobił. (zdanie nie ma sensu - od aut.)
- A teraz zbieraj się. - oznajmiła blondynka i zaczeła mnie łaskotać.
- Nie Rydel, nie. - krzyknąłem, a ta przestała i zaczeła udawać focha.
- Dobra idź się szykuj. - powiedziała z usmiechem na twarzy, a ja pobiegłem do pokoju.
Zdjąłem z siebie ubrania i weszłem do wanny. Wyłączyłem światło, zaswieciłem świeczki i włączyłem płytę ze swoimi ulubionymi piosenkami. Zamknąłem oczy i nawet nie wiem kiedy usnąłem.
Obudziła mnie Rydel, trząsąc mną.
- Ross za godzinę bal! - oznajmiła.
- Co?! Możesz wyjść. - odpowiedziałem i po chwili Delly nie było w pokoju czystości. Wyszłem szybko z wanny i skierowałem się do szafy. Wyjąłem z niej zestaw na bal i ubrałem się. Po tych czynnościach pobiegłem do kuchni zjeść obiad. Dziś Rydel zrobiła naleśniki. Mniam. Po spałaszowaniu posiłku podreptałem do pokoju po telefon, słuchawki, paniądze i kurtkę. Zeszłem na dół i skierowałem się do wyjścia. Po otworzeniu drzwi ukazał się mój wymarzony motor, a przy nim Rydel i ciocia Victoria.
- Niespodzinka! - krzykneły, a ja się usmiechnąłem.
- Czy to dla mnie? - zapytałem się z niedowierzaniem.
- Tak. - odpowiedziała ciocia i mnie przytuliła - A teraz leć.
Wsiadłem na motor <prawojazdy już miałem> i odjechałem machając dziewczyną na pożegnanie. Jechałem z średnią prędkością. Spoglądając w bok zuważyłem Laurę. Była cała w łzach. Zrobiło mi się jej szkoda. Zatrzymałem się i podbiegłem do niej.
- Co się stało? - zapytałem się.
- Nic. - odpowiedziała zła.
- Podwieść cię? - oznajmiłem.
- Tak. - odpowiedziała, a ja poczułem motylki.
Podeszliśmy do mojego motoru, a dziewczyna posmutniała. Nie wiem czy się bała, że spodnie czy, że ją wyśmieją.
- Wsiadasz? - zapytałem się.
- Tak. - odpowiedziała.
Pomogłem założyć jej kask i sam sobie też założyłem. Wsiadłem, a ona po mnie. Dziewczyna westchneła i wtuliła się we mnie jak w pluszowego misia. Po raz kolejny poczułem motylki. Odpaliłem maszynę i szepnąłem:
- Kocham cię...
Dotarliśmy po 10 minutach. Przed wejściem stała elita szkoły, a jej dowódczyni tuliła się do mnie. Wszyscy spojrzeli na mnie. Pod zdjęciu kaska pomogłem Laurze i gdy elita to zobaczyła Emma jej 'przyjaciółka' podbiegła do niej i zabrała gdzieś - nie wiem gdzie. Po chwili do mnie podszedł Cody i zaczął mówić:
- I co? Myślisz, że podwieżeś tym motorkiem i będzie twoja. O nie, nie, nie. Ona jest moja i tylko moja. Cała szkoła o tym wie.
- A gówno mnie to obchodzi. - odpowiedziałem z uśmiechem.
Po tych słowach dostałem w nos. Nie chciałem wyjść na gorszego więc oddałem. To, że nie mam kasy to nie znaczy, że jestem słaby. I o to tak zaczeła się bójka. Słyszałem słowa Laura 'Przestancie'. Cody jeszcze mocno przywalił mi w brzuch. Upadłem na chodnik.
- Ross wszystko wporządku? - usłyszałem głos Lau.
- Idź lepiej do Codiego. - wysyczałem po czym podniosłem się i poszłem do łazienki ogarnąć się.
Wyglądałem jak siedem nieszczęść. Umyłem twarz, poprawiłem włosy i koszule po czym wyszłem kierując się do sali gimnastycznej. Przez cały bal siedziałem w kącie i patrzyłem na Laure. Widać było, że tańczyła nie chętnie. Udawała, że wszystko jest pożądku, ale tak nie było. Postanowiłem coś zaśpiewać. Podeszłem do naszej pani Dawson i poprosiłem o przysługę. Oczywiście przeprosiłem za swoje zachowanie. Poszłem z kulisy po czym powtórzyłem tekst.
- Nie mieliśmy w planach żadnego występu, ale zostałam poproszona przez jednego ucznia. Nie będe prowadziła monologu jaki o jest utalentowany i bla, bla, bla. Ross zapraszam cię na scene. - po skonczonym monologu weszłem na scene. Instrumenty zaczeły grać, a ja z siebie wydobyłem głos...



Po skończonym śpiewaniu usłyszałem oklaski. Uśmiechnąłem się, bo to dla mnie jest zaszczytem. Patrzyłem się w tłum szukając mojej jedynej. Nie musiałem jej szukać, bo ona była koło mnie
- Ross czy ta piosenka była dla mnie? - zapytała się nie śmiało.
- Tak Laura dla ciebie. - odpowiedziałem po czym pocałowałem ją prosto w usta.
Odzajemniła gest. Byłem najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Kocham ją całym sercem. W tłumie usłyszałem głośne 'Awwwww'.
- Teraz wyniki konkurs na królową i króla balu. Nie musicie schodzić, bo w właśnie wygraliście. Gratuluje. - krzykneła dyrektorka, a dwie dziewczyny włożyły nam korony na głowe. - Jeśli macie coś do powiedzenia to proszę, a jeśli nie to nie.
- Mam coś do powiedzenia. Nie wydowni tylko tobie - zwróciłem się do Laury - Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Pragnąłem ciebie codziennie. Spowiadałem się swojej siostrze z tego wszystkiego. Mówiła, żeby poczekać. Opłacało to się. Nie wiem czy coś dla ciebie znacze czy nie, ale wiec, że to ty zajełaś miejsce w moim sercu. Poprostu... Kocham cię. - oznajmiłem.
- Tez ciebie kocham. - odpowiedziała i wpiła mi się w usta...

Pare lat później, a dokładniej 10 lat później.
Jestem szczęśliwy. Od tego balu w liceum jestem z Laurą. Gdy mieliśmy po 20 lat ożeniliśmy się i zamieszkalismy razem. Teraz mamy córkę i syna. Dziewczynka ma na imię - Katy, a syn - Riker. Mają po dwa latka. Cieszę się, że Laura została najpierw moją dziewczyną, a później żoną. Z Codym pogodziłem się. Jesteśmy teraz kumplami. Co tydzień w piątek chodzimy na piwo do naszego ulubionego baru.
Wierze, że z Laurą zostaniemy do samego końca...

2 komentarze: