środa, 13 sierpnia 2014

Number 17.

Autor : Katarzyna Struska (kasiulka33311)
Blog : www.ross-i-laura.blog.pl

Dodaję kolejnego one-shota. Jest boski, Kasiu :3
OSTRZEŻENIE : MOGĄ POJAWIĆ SIĘ SCENY EROTYCZNE. 
I tak wiem, że przeczytacie, zboczuszki wy jedne xd
Miłego czytania :3


12 Maja 2001 r.
Sześcioletnia dziewczynka, Laura Marano, szła z mamą na plac zabaw. Była umówiona ze swoją przyjaciółką Sally. Jednak ta nie zjawiała się.
-Córciu.-Powiedziała mama dziewczynki, Laura zwróciła się do niej.-Sally ma gorączkę, pobaw się tutaj z godzinkę, ja pójdę na zakupy dobrze?- Zapytała ją mama.
-Dobrze mamusiu.-Dziewczynka weszła do piaskownicy i usiadła na piasku. Zaczęła kopać nie wielkiej głębokości dołek swoją łopatką by móc dostać się do mokrego piachu. Dziewczynka nabrała na łopatkę nie dużą ilość piasku i wsypała ją do foremki w kształcie syrenki. By odbić ją położyła n drewienku piaskownicy, zadowolona z dzieła podziwiała je. Jednak ktoś butem zdemolował jej rzeźbę.-Ej, moja babka!- Krzyknęła na piaskownicę.
-Teraz już jej nie ma.-Zaśmiał się jakiś szatyn.
-Odwal się od niej.-W obronie dziewczynki stanął sześcioletni Ross Lynch, dzieci w piaskownicy od zawsze wiedziały że nie warto z nim zaczynać. Mały szatynek wycofał się.
-Dziękuje, jestem Laura.
-A ja Ross. Zaprzyjaźnimy się? Ze mną krzywda ci się nie stanie.-Powiedział chłopiec, dziewczynka zmierzyła go wzrokiem, opięte czarne spodnie, biała koszulka i czarna skórkowa kurteczka oraz trampki. O tak, tego dzieciaka nie ubierała mama.
-Jak ma na imię twoja mama?- Zapytała Laura.
-Mieszkam z osiemnastoletnim bratem, ma na imię Riker, a siostra Rydel.-Powiedział dumnie.
-Możemy się zaprzyjaźnić.-Uśmiechnęła się do niego.

12 Maja 2005 r.
Dziś jest rocznica poznania się Laury i Rossa, znają się już cztery lata, są nie rozłączni. Teraz mają 10 lat. Laura poznała rodzeństwo Rossa które nie okazało się przyjaznym rodzeństwem, znaczy… dla niej i jej rodziny przyjaznym, ale nie dla innych, rodzeństwo chłopca należało do gangu. Ross też był wychowywany na chłopca któremu nikt nie mógł podskoczyć, i też taki był. Niegrzeczny, zbuntowany, agresywny Lynch, tak znali go nauczyciele, dorośli i ludzie. Miły, słodki, opanowany, odważny, zabawny i męski Lynch, tak znała go nie jaka Laura, jego przyjaciółka. Rodzina Laury uważała że Ross to dobry chłopak więc nie zabraniali przyjaźnić się ich córce z tak zwanym diabłem ulicznym. Myśleli że Laura ma na niego bardzo dobry wpływ.
-Sto lat!- Krzyknął Ross wchodząc do kolorowego pokoju brunetki.-Dzisiaj mijają cztery lata, to dla ciebie.-Powiedział uśmiechnięty.
-Pamiętałeś?- Dziewczynka zdziwiła się.
-Jak mógł bym zapomnieć, w końcu jesteś moją najlepszą przyjaciółką.-Powiedział Ross i przytulił Laurę. Mały Lynch oczywiście był wychowany tak jak był i jego ręce powędrowały niżej niż powinny bo oparły się nie dużo nad pupę małej Marano. Zawsze się tak przytulali.
-Ross…- Zaczęła Laura.- Podnieś wyżej rączki.
-Czemu?- Zdziwił się chłopiec
-No bo mamusia raz widziała jak mnie tak obejmujesz i była na mnie zła.-Powiedziała smutno brunetka.
-Spokojnie, będę miał ręce wyżej. Poza tym mamy 10 lat! To obleśne umówić się z przyjaciółką.
-Dokładnie.-Zawtórowała mu Laura.-Odrobiłeś pracę domową?
-Nie, po co…- Powiedział siadając na krześle i kładąc nogi na biurko.
-Ross, pani Bennet będzie zła, odrób. Proszę cię.-Powiedziała słodko Laura.
-No dobrze, odrobię, dla ciebie.-Uśmiechnął się do niej uroczo.
-Jesteś bardzo mądry, a jednak taki głupiutki.
-Nie mogę zniszczyć wizerunku będąc kujonem… Zrozum.
-Rozumiem, co robiłeś wczoraj?
-Rydel i Riker zabrali mnie na akcję! Było świetnie! Ale nie mów nikomu ok?
-Nie ma sprawy. Pamiętasz jak widzieliśmy twojego brata i jakąś dziewczynę w salonie jak uprawiali seks? Nikomu nie powiedziałam.- Uśmiechnęła się do niego.
-Pamiętam, oni nadal myślą ze my nie wiemy co to znaczy.-Zaśmiał się Ross.
-Obiecaj że nigdy nie zrobisz głupstwa i zawsze będziemy się przyjaźnić dobrze?
-Dobrze, obiecuje.-Powiedział Ross i spojrzał prosto w oczy swojej przyjaciółce.

12 Maja 2009 r.
Dziś mija osiem lat od kąt Marano i Lynch się przyjaźnią, mają teraz 14 lat. W sumie jest jak było, jednak z małym wyjątkiem.
-Rydel, on serio mi się podoba, ale nie powiem mu tego żeby nie zniszczyć przyjaźni.
-Słuchaj Laura, Ross nie jest chłopakiem dla ciebie, ty jesteś urocza, miła, dobra. A on jest gangsterem! Zniszczycie sobie nawzajem życie! To nie wypali.
-Ale ja go kocham Rydel!
-No to problem, on i tak by cię potraktował jak seks poduszkę i rzucił. Ma 14 lat i na sowim koncie trzy laski. Daj sobie z nim spokój.
-No dobra, może i masz racje. Ale on jest jeszcze prawiczkiem.
-Skąd to wiesz?
-Wyobraź sobie że mi mówił. No tak, ona ma 14 lat i trzy laski na swoim koncie, a ja 14 i nawet jednego pocałunku.
-Będzie dobrze.- Zaśmiała się Ryd i wyszła z pokoju młodej brunetki. Zdziwieni? Ross ma 14 lat ale otoczenie i wychowanie nic nie zmienia, Ross jest gangsterem i pozostanie nim przez długi czas. Czy zmieni Laurę? Dowiecie się…

24 lipca 2013 r.
Osiemnastoletnia Laura i Ross szli przez park. Oboje ubrani w ciemne ciuchy, Ross w swoją tradycyjną skurzaną kurtkę którą teraz miała Laura, czarne rurki i czarne trampki oraz ciemne pilotki. Laura zaś miała na sobie wyzywającą czarną sukienkę, czarne szpilki, mocny makijaż a na placy zarzuconą kurtkę Rossa. Tak młodzi świętowali swoją osiemnastkę którą mieli dzień wcześniej. Nad ranem pół przytomni wracają z imprezy. Rodzice Laury byli od dwóch lat przeciwni ich przyjaźni bo Laura zaczęła schodzić na złą drogę, mimo to była jedną dziewczyną z którą Ross się liczył. Bolało ją gdy widziała Rossa z dziuniami, ale przyjaźniła się z nim nadal. Rodzice Marano byli źli że ich córka zadaje się z takim chłopakiem, jednak Laura zagroziła im że jeśli nie pozwolą jej się z nim przyjaźnić to ucieknie z domu, a jak będą jej szukać to namówi Rossa na to by ją przenicował a w tedy będzie i tak trzymało ją coś przy nim. Ani Ross ani Laura nie byli wcale dziewicą i prawiczkiem. Laura dziewictwo straciła rok temu na imprezie w toalecie z kumplem, a Ross trzy lata temu z dziewczyną w salonie w sowim domu.
-Trzęsiesz się, coś ty piła?- Zapytał zmartwiony Ross.
-Nic takiego.-Powiedziała brunetka i niż stąd ni z owąd rzuciła się na blondyna i zaczęła obsypywać go licznymi pocałunkami. Z tego że oboje byli na wpół trzeźwi Ross przyparł ją do drzewa, podwinął jej sukienkę a majtki całkiem zdjął, sam odpiął rozporek i wysunął swojego nabrzmiałego penisa, Laura oplotła jego nogi w Okół jego bioder. Ross wszedł w nią bez grama delikatności i zaczął mocno posuwać. Laura krzyczała i wiła się, bolało ją ale i odczuwała przyjemność. Jednak Ross docisnął ją tak mocno do drzewa i mocno oraz szybko wsunął się w nią że z jej oczu poleciały łzy, blondyn nie zważając na to, czuł że jest coraz to bliżej wystrzelenia więc dalej tak robił, w końcu doszedł w brunetce, wyszedł z niej, ona klęknęła i zaczęła oblizywać jego penisa doprowadzając go do drugiego orgazmu. Ogarnęli się i zaczęli znów wracać do domu.-Powiedz mi, lepiej ci było ze mną czy z tymi zdzirami?!-Prawie krzyknęła Laura mając łzy w oczach.
-Z tobą.-Powiedział łapiąc ją za pupę, na co podskoczyła.-Ale nie powinnaś tak udowadniać mi swojej miłości. Nie będę z tobą bo nie chcę cię skrzywdzić. Przepraszam.
-Dobra, nic mi nie będzie, ale bolało.
-Co?- Wystraszył się.
-No… ten seks. Bolał, ale był w cholerę przyjemny. Powtórzymy go jeszcze kiedyś?- Zapytała z nadzieją.
-Tak, kiedyś na pewno złotko. Teraz zmykaj do pokoju.-Powiedział blondyn, gdyż byli pod jej domem.
-Chodź ze mną.
-Muszę wracać, Rydel kazała mi wrócić po imprezie.
-No dobra, to pa.-Powiedziała uwodzicielsko.
-Pa.-Ross wracał do domu zastanawiając się od kiedy jego słodka Laurusia stała się taką seks Bąbom. Miał też wyrzuty sumienia że zrobił z nią to, i jeszcze doszedł w niej. Kochał Laurę, ale wiedział że skrzywdzi ją będąc z nią. Blondyn wszedł do domu i zobaczył siostrę i brata pakujących się.
-O co tu chodzi?- Zapytał zdziwiony.
-Pakuj się!- Rozkazała Rydel.-Wyjeżdżamy, chyba że chcesz żeby zrobili coś i nam i Laurze, wyjeżdżamy.
-Dobrze- Powiedział smutno. Jednak zgodził się wiedząc że może stać się coś Laurze. Spakował się i wysyłając sms’a Lau z wytłumaczeniem wsiadł do samochodu.

24 września 2013 r.
Laura siedziała spanikowana w toalecie z testem ciążowym. Okres spóźniał jej się już od długo, w  lipcu nie dostała w ogóle. W sierpniu planowo też. Była spanikowana. Mimo że brunetka wróciła do dawnego zachowania i stylu, nadal kochała Rossa. Bała się też że to z nim będzie w ciąży i zostanie sama z dzieckiem. Minuta wybiła w jej budziku.
-I co?- Usłyszała głos matki. Zerknęła delikatnie na test. Dwie kreski.
-Jestem w ciąży.- Wybuchła płaczem i wybiegła z łazienki przytulając się do matki.
-Nie płacz skarbie, ułoży się jakoś.-Pocieszała ją matka choć w głębi duszy miała zamiar powiedzieć Cierp, mówiłam ci że masz się od niego odseparować.
-Ale jego przy mnie nie będzie, nie będzie go przy nas. Mamo, ja go kocham!- Mówiła płacząc.
-Wiem, ale wyjechał by cię chronić, by chronić ciebie i wasze dziecko. Spotkacie się jeszcze.-Pocieszała ją matka.
-Tęsknię za nim. Był moim przyjacielem a potem i miłością, zaczęłam się dla niego zmieniać, miałam nadzieje że w ten sposób mnie zauważy, potem ten seks w parku, a on powiedział że za dużo dla niego znaczę i boi się że może mnie skrzywdzić a tego nie chce.
-Zależało mu na tobie. Nie płacz już, musimy iść do lekarza.-Powiedziała jej matka.
-Mamo, zaczęła się trzecie klasa, mam maturę i jestem w ciąży, co teraz?
-Będziesz uczyć się w domu.

21 stycznia 2014 r.
-Wszyscy się teraz ze mnie śmieją!- Laura żaliła się przyjaciółce.-Że dziewczyna Lyncha porzucona z dzieckiem.
-Nie przejmuj się tym. A on w ogóle wie?
-Nie mam z nim kontaktu.
-W sumie to wszyscy ci mówili że…
-Kelly daj spokój, on musiał wyjechać, wy go nie znacie ok?
-No dobra, jak dasz jej na imię.
-Myślałam nad Rydel, no bo wiesz… po siostrze Rossa.
-Ładnie. A nie lepiej jakoś tak z Rossem? Na przykład Rose?
-Dobry pomysł. Jesteś genialna.-Laura przytuliła przyjaciółkę.
-No wiem. -Zaśmiała się Kelly.- Będzie dobrze Lau.
-Wiem, spotkam go kiedyś i mu opowiem o wszystkim.
-Ale jak do tego doszło?- Zapytała Kel’s
-Mamy 23 lipca urodziny no nie? To była nasza 18-nastka, 24 wracaliśmy podpici razem nad ranem przez park. Ja jak to ja rzuciłam się na Rossa, on się napalił i oparci pod drzewo się pieprzyliśmy…
-Kiepskie miejsce na poczęcie.
-Jak widać mi sprzyjało bardzo dobrze.-Powiedziała zirytowana Laura
-Przepraszam Laura, ja się będę zwijać, dobranoc.-Powiedziała przytulając Laurę
-Dobranoc.-Laura po wyjściu dziewczyny położyła się na łóżku i myślała. Bała się że Ross jej w przyszłości już nie uwierzy w ciążę. W końcu… po tylu latach kto by wierzył? Jednak czuła że on ją kocha i myśli o niej. Wiedziała że kiedyś się dowie o swojej córeczce, ale trzeba do tego czasu…

21 czerwca 2021 r.
Właśnie jestem w samolocie z Rose, moją siedmioletnią córeczką. Lecimy do Santa Monica. Stwierdziłam że stare rany związane z LA zbyt bardzo za mną chodziły. Znalazłam pracę i zostawiając wszystko tak przeprowadzam się do innego miasta.
-Mamusiu, lądujemy.-Poinformowała mnie córka. Zamyśliłam się, nic dziwnego że nie słyszałam. Zapięłam pas i czekałam aż wylądujemy. Trwało to szybko, później wraz z Rose odebrałyśmy walizki i pojechałyśmy do mieszkania. Było wielkie. –Mamusiu, ten różowym to mój pokój?
-Tak to twój.-Zaśmiałam się patrząc na szczęśliwą córkę.-Skarbie zawiozę cię do klubu urwisa, bo musze jechać do pracy.
-Dobrze.-Wsiadłam do samochodu z córką i zawiozłam ją w miejsce w które miałam ją zawieść, a sama pojechałam do pracy. Wysiadłam przy wielkim biurowcu i skierowałam się do mojego szefa.
-Dzień dobry. –Powiedziałam wchodząc do jego gabinetu.
-O, panna Marano, niech pani idzie do pokoju nr. 304 tam pani współpracownik i osoba z którą będzie pani dzieliła gabinet wszystko wyjaśni.-Wyszłam z biura i skierowałam się do oszklonej windy która zawiozła mnie prosto do pokoju nr. 304. Wyszłam z windy i stanęłam w gabinecie.
-Dzień dobry nazywam się Laura Mara…
-Laura?- Powiedział mężczyzna siedzący przy biurku. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego, te same włosy, oczy, tylko nie ubranie, miał garnitur od Armaniego i czerwony krawat, oraz czarną koszulę. Ross Lynch w całej swojej okazałości.
-Ross!- Podbiegłam do niego i złożyłam na jego ustach pocałunek. Odwzajemnił go ale ode pchnął  mnie szybko. –O co chodzi?- Zdziwiłam się.
-Laura, ja… ja mam żonę.-Powiedział pokazując na palec. Łzy stanęły mi w oczach.
-Mama obiecała mi że cię spotkam… i spotkałam. Pewnie masz dzieci… -Mówiłam płacząc.
-Nie, nie mam. Moja żona jest bezpłodna.-Powiedział cicho.-A ty? Masz rodzinę?
-Tak się składa że mam córkę która ma 7 lat i wyobraź sobie że została poczęta 24 lipca 2013 roku… Nie mam męża, bo razem z córką czekałyśmy na jej ojca.
-Gratuluje córki. Ojciec twojego dziecka was zostawił?- Zdziwił się.-Kim on jest?
-Stoi przede mną.-Popatrzyłam na niego załzawionymi oczami.
-Jak to? To nie możliwe, blefujesz.-Powiedział zły.-Kochasz mnie i chcesz mnie wziąć na dziecko!- Krzyknął.
-To sobie zobacz jak ona wygląda i powiedz że to nie twoje dziecko!- Rzuciłam mu zdjęcie na biurko.
-Wygląda jak Delly.
-To twoje dziecko…
-Laura, ja ci ją zabiorę, znaczy, będziesz mogła się z nią widywać, ale lepiej żeby miała pełną rodzinę.
-Że co?! Kurwa, ja dla niej szkołę poświęciłam! Poświęciłam młodość, byłam przy niej cały czas, podczas gdy ty zabawiałeś się tu i nawet nie raczyłeś odpisać na facebooku i oddzwonić! Pierdol się!- Wydarłam się na niego,
-Opanuj się wariatko!
-Teraz wariatko tak?! Przypomnij sobie ranek w który Rose została poczęta, pogadamy w tedy. Nie zmieniłam numeru…- Wyszłam z pomieszczenia i skuliłam się płacząc w windzie. Poinformowałam sekretarkę że niby dzwonili z przedszkola i musze jechać po córkę. Szybko pojechałam do domu i skuliłam się na łóżku. Jak on mógł w ogóle chcieć mi ją zabrać, jak on mógł mnie tak nazwać i krzyczeć na mnie?! Mój telefon zadzwonił.
Rozmowa telefoniczna
-Halo? -Powiedziałam zapłakana.
-Laura? Gdzie ty mieszkasz?- Był to Ross.
-Lincolna 24 przez 7.-Powiedziałam ocierając oczy.
-Rose jest z tobą?
-Jest w przedszkolu, miałam po nią jechać.
-Ja mogę.
-Nie! Ona cię nie zna… Spotkajmy się za dwie godziny, cześć.
Rozłączyłam się i pojechałam po córkę. W ciągu tych dwóch godzin ogarnęłam mieszkanie i ugotowałam naleśniki ze szpinakiem. Ross je lubił… Zadzwonił dzwonek.
-To pewnie tatuś.-Wyszeptała mi Rose. Dobrze znała historie, musiałam jej ją opowiedzieć. Poszłam otworzyć, rzeczywiście był to Ross, ze swoją żoną.-To tatuś?- Zapytała mnie Rose będąc na moich rękach.
-Tak.
-A to kto?- Mała popatrzyła na żonę Rossa.
-Jestem żoną twojego tatusia.- Uśmiechnęła się do niej.
-Tatuś nas nie kocha.-Powiedziała stanowczo Rose.
-To nie prawda Rose, tata nas kocha.-Powiedziałam przytulając ją.-Idź do siebie, zaraz do ciebie przyjdę. –Mała pobiegła do swojego pokoju a my poszliśmy do kuchni.
-Bardzo się cieszę że mogę cię poznać.-Powiedziała miło kobieta Rossa
-Nie jesteśmy na „ty”.- Powiedziałam oschle.
-Czemu nie chcesz nam oddać dziecka?- Zapytał Ross
-Ty nie rozumiesz?! To ja wychowywałam ją przez 7 lat! Ja zmieniałam jej pieluchy, ja przechodziłam z nią ząbkowanie, to ja nie spałam po nocach i to ja czułam ból jak się pieprzyliśmy pod drzewem!- Krzyknęłam na niego.
-W tedy było ci dobrze!
-Uspokójcie się.-Powiedziała żona Rossa.-Ross, normalne że nie zabierzemy dziecko od matki. Będziesz się z nią spotykał.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.-Powiedziała oschle.
-Chcę mieć kontakt z dzieckiem.
-No dobra…
-Rose zostanie z Laurą, a ty z nią sobie wytłumacz wszystko ja jadę do mamy.-Powiedziała blondyna i wyszła. Ross usiadł przy stole, ja też.
-Przepraszam cię.-Powiedział Ross.
-Nie masz za co…
-Mam, za to że nie odzywałem się. Zostałem zmuszony do małżeństwa z Luiz.
-Jak to?- Zapytałam zdziwiona
-Luiz była córką gościa który nam groził że cię zabije. Powiedział że cię zostawi jeśli wyjdę za jego córkę która się we mnie zakochała... Nie chciałem ci tego mówić. Twój szef to właśnie on, obserwował cię i wiedział o wszystkim, na pewno specjalnie cię do mnie przysłał żebyśmy się pokłócili.
-Ross, ja nadal cię kocham, miałam nadzieje ze stworzymy dobry dom Rose, ale to nie możliwe.
-Ja ciebie też kocham, ale teraz w grę wejdzie nie tylko życie twoje i moje, ale też Rose.
-Wiem… A co z Rikerem i Rydel?
-Nie żyją…
-Jak to?
-Normalnie, zabili ich. Laura, muszę cię pocałować i wiem ze to nie ładne bo dziecko jest w domu ale jak zaraz cię…- Przerwałam mu pocałunkiem. On odpiął rozporek a ja podwinęłam sukienkę i zdjęłam majtki. On posadził mnie na stole i wszedł we mnie, bym nie piszczała całował mnie. Doszliśmy w tym samym momencie. Jednak on już poza mną.
-Kocham cię.-Powiedział patrząc mi w oczy.
-Ja ciebie też.-Ubraliśmy się i usiedliśmy na miejscach.
-Było ci ze mną lepiej niż z Luiz?
-Jak zawsze.-Zaśmiał się.-A tobie?
-Ten seks był w cholerę dobry.-Zaśmiałam się. Ross wstał i mnie przytulił. Będzie dobrze, obiecuje. Do kuchni wbiegła Luiz. Oderwaliśmy się od siebie.
-Cieszę się że jesteście szczęśliwi.-Powiedziała patrząc na nas.
-Nie rozumiem.-Powiedziałam zdziwiona.
-Mój ojciec widział że nie jesteśmy ze sobą szczęśliwi. Ukartował to. Wysłał propozycje pracy Lau i chciał żebyście do siebie wrócili, bądźcie szczęśliwi.-Powiedziała uśmiechnięta i zostawiając na stole swoją obrączkę wyszła.

21 października 2021 r.
Ja i Ross jesteśmy szczęśliwym małżeństwem i spodziewamy się drugiej córeczki. Mieszkamy znów w LA razem z moim rodzicami. Jesteśmy szczęśliwi i nic nie jest w stanie nas rozdzielić. Cieszę się że stało się jak się stało. Może gdyby nie wyjazd Rossa dalej byśmy byli tacy jak kiedyś i Rose wychowana by była jak Ross? Nie wiem, ale cieszę się z tego co jest teraz, i mam nadzieje że tak zostanie.


3 komentarze:

  1. Super :) też mam urodziny 23 lipca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ekstra!!Rewelka!!
    Nie spodziewałam się takiego rozwoju akcji!!!
    Życzę dużo weny i czekam na nexta<3

    OdpowiedzUsuń