AUTOR : ANIA
Był piękny słoneczny dzień. Aktualnie siedziałam na łóżku słuchając muzyki i rysując. Rozmyślam też nad Rossem. Poznałam go 3 dni temu. Ten jego uśmiech i te czekoladowe oczy. Ach... Tylko pomarzyć o takim chłopaku. Od tego dnia zaprzyjaźniliśmy się. Właśnie dzisiaj poznam jego rodzeństwo. Spojrzałam na ekran swojego telefonu. Co?! Już 15! O kurde nie zdążę. Wstałam z łóżka jak oparzona. Stanęłam przed szafą. Wyjęłam z niej czerwoną sukienkę do kolan i czarne szpilki. Z szuflady wyjęłam bieliznę i z tym wszystkim poczłapałam do łazienki. Związałam włosy, zdjęłam ubrania i weszłam do kabiny prysznicowej. Po 5 minutowej kąpieli wytarłam się ręcznikiem, założyłam bieliznę, a po niej sukienkę. Stanęłam przed lustrem, przeczesałam włosy i je rozpuściłam. Z kosmetyczki wyjęłam eyeliner, tusz i błyszczyk. Na górnej powiece zrobiłam kreskę, na rzęsy nałożyłam tusz, a na usta brzoskwiniowy błyszczyk. Po wyjściu z łazienki, wzięłam czarną torebkę i spakowałam do niej duperele. Wyszłam do przed pokoju. Z wieszaka wzięłam żakiet i założyłam na siebie. Jeszcze przejrzałam się w lustrze.
- Wyglądam idealnie. - powiedziałam sama do siebie.
Wzięłam klucze z półki i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam do wcześniej zamówionej taksówki. Wsiadłam do pojazdu i powiedziałam panu na jaką ulice ma mnie zawieść. Podróż trwała 40 minut. Po tym czasie wysiadłam z auta i skierowałam się do drzwi. Zapukałam i po chwili zobaczyłam Rossa.
- Hej. - przywitał się ze mną i pocałował w policzek.
- Hej . - odpowiedziałam i oczywiście się zarumieniłam.
- Ślicznie wyglądasz i ładnie się rumienisz. - oznajmił i pokazał swoje ząbki.
- Nie zawstydzaj mnie. - mruknęłam.
Weszliśmy do środka. Żakiet i torebkę zostawiłam w przedpokoju. Razem z blondynem skierowaliśmy się do salonu. Gdy weszliśmy do wspomnianego miejsca dostałam w szoku. To całe jego rodzeństwo?! Spojrzałam się zdziwiona na przyjaciela.
- To jest moje rodzeństwo. - powiedział Rossy.
- Yyy... Hej. - przywitałam się z towarzyszami.
- Cześć. Ja jestem Rydel, dla przyjaciół Delly, to jest Riker. To jest Rocky. Taki debil. To jest Ryland, najmłodszy z rodzeństwa. A to jest nasz przyjaciel Ellington. Taki brat bliźniak Rocky'ego. - Rydel przedstawiła wszystkich.
- Ej! Ja nie jestem debilem! - krzyknął Rocky.
- Jesteś, jesteś. - westchnęła blondynka.
- Ja chce jeść. - powiedział jak małe dziecko Ross.
- No to chodźcie. - rzekła Delly i poszliśmy za nią do jadalni.
Tam czekał na nas obiad, czyli spaghetti i cola. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Oczywiście Rocky i Ell wygłupiali się podczas posiłku. Już ich wszystkich lubię! Właśnie skończyliśmy jeść obiad. Patrzyłam na nich. Szczęśliwe rodzeństwo. Każdy może się sobie zwierzyć, gdy jest nudno mają Rockliffa. A ja? Siostra wyprowadziła się 3 miesiące temu do jakiegoś kolesia. Mieszkam w kamienicy, w małym mieszkaniu i to jeszcze z ojcem, którego nie ma całe dnie. Rano zostawia 30 dolarów i wychodzi. A mamy nie mam. Umarła po porodzie. Tak bardzo mi smutno. Czasami siebie obwiniam, że mama umarła, ale to nic nie zmieni. Nadal będę sama jak kołek. No może nie sama, ale w duszy sama. Z moich rozmyśleń wyrwał głos Rikera.
- Gramy w butelkę? - zapytał się blondyn.
- Tak. - odpowiedział szczęśliwy Ell.
Zostawiliśmy talerze i poszliśmy do salonu. Usiedliśmy na miękkim dywanie. Pierwszy kręcił Rocky. Wypadło na Rikera.
- Pytanie czy Wyzwanie? - zapytał się tajemniczo brunet.
- Pytanie. - odpowiedział.
- No to... Czy ty wreszcie zerwiesz z tą Emily? Przecież Nessa przez ciebie cierpi! - zapytał się zły.
- Ale czy ty nie rozumiesz, że ja kocham Emi, a nie Van. - warknął Rik.
Vanessa? Oni znają moją siostrę?
- Dobra mów sobie. - odpowiedział Rocky.
Teraz zakręcił blondyn. Wypadło na Rossa.
- Wyzwanie. - powiedział od razu.
- No to pomyślmy. - udała zamyślenie. - Pocałuj o to tą piękną pannę. - wskazał na mnie.
Co ja się z nim całować?! No chyba dupa go swędzi. Przyjaciel spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem. Przysunął się bardziej do mnie, spojrzał mi w oczy i wbił się mi w usta. Całował delikatnie jakby się bał, że zaraz zniknę. Oczywiście oddałam gest. Sama nie wiem dlaczego tak zrobiłam. Mam nadzieje, że to nie zniszczy relacji między nami. Po jakimś czasie odkleił się ode mnie i spojrzał na swoje buty. Ja zatraciłam się myślami. Najpierw Vanessa, chyba ta Vanessa. Teraz to.
- Mam do was pytanie. - zwróciłam się do wszystkich. - Znacie Vanesse Marano? - zapytałam się niepewnie. Bo co jeśli oni mnie wyśmieją?
- Tak, znamy. - odpowiedział Riker.
Mam już pełną odpowiedź. Oni ją znają, więc ja nie mogę się z nimi przyjaźnić. Przez nią płakałam całe noce. Nie mogłam komu się zwierzyć. Sama musiałam radzić sobie z problemami.
Wstałam i po prostu poszłam. Nie chciałam siedzieć z osobami, które znają Vanessę. Przy wyjściu gdy ubierałam się w żakiet zadzwonił dzwonek. Po paru sekundach drzwi otworzył Ell. Mało mnie to obchodziło kto to, ale gdy chciałam wyjść zauważyłam, że to ona. We własnej osobie. Vanessa Marano.
- Laura. - szepnęła czarnowłosa.
- Nie chce cię znać. - syknęłam i wyszłam z willi Lynchów.
Nie miałam ochoty gadać z nią, z nimi. Zadzwoniłam po taksówkę, która pojawiła się parę minut później. Powiedziałam taksówkarzowi na jaką ulice ma mnie zawieść. Po 15 minutowej podróży wysiadłam z pojazdu i skierowałam się do klatki, ale nie mojej kamienic tylko do klatki gdzie odbywają się imprezy. Chciałam się upić. Przynajmniej na chwilę zapomnieć o nich. Wiem alkohol to nie dobry sposób, ale muszę. Weszłam do środka i skierowałam się do baru. Zamówiłam sobie piwo, które po chwili sączyłam. Zaczęłam myśleć na tym dniem, dokładniej nad pocałunkiem. Czułam się przy nim jak księżniczka. Miałam tysiąc motyli w brzuchu. Chyba się w nim zakochałam. To już po 3 dniach. Dlaczego życie jest tak skomplikowane? Dlaczego się tylko cierpi? Dlaczego zakochujemy się w nie właściwej osobie? Tyle pytań, zero odpowiedzi. Po wypitym piwie postanowiłam wrócić do domu. Musiałam wszystko na spokojnie przemyśleć. Teraz już nie zamówiłam taksówki. Postanowiłam się przejść. Z torebki wyjęłam telefon ze słuchawkami, które założyłam na uszy. Włączyłam sobie piosenkę One Republic - Love Runs Out. Szłam sobie powoli. Nie obchodziło mnie to, że Vanessa chce ze mną porozmawiać. Ja jej nie miałam w dupie po wyprowadzce. Dzwoniłam, pisałam... A ona nic. Po jakieś 30 minutach dotarłam pod swoją kamienicę. Weszłam na klatkę i pobiegłam po schodach do mieszkania. Wyjęłam klucze i nimi otworzyłam drzwi. Zdjęłam żakiet i buty i skierowałam się do kuchni. Weszłam do środka pomieszczenia i kto tam był? Vanessa.
- Czego ty chcesz ode mnie? - warknęłam.
- Laura, daj sobie wszystko wytłumaczyć. - powiedziała SPOKOJNIE.
- Wytłumaczyć? Ha-ha-ha. - zaśmiałam się sarkastycznie.
- Lau, posłuchaj mnie. - westchnęła.
- No słucham. Dlaczego nie dawałaś znaków życia! Dlaczego miałaś mnie w dupie! I teraz nagle się zjawiasz! Słucham! - krzyknęłam.
- Ciebie wtedy nie było w domu. Właśnie pakowałam swoją torebkę. Gdy miałam wyjść ojciec mi zagroził, że jeśli będę się z tobą kontaktować to wywiezie cię daleko ode mnie. Z wielką trudnością się zgodziłam. Po 2 miesiącach zadzwonił do mnie, że mogę się z tobą kontaktować. Właśnie wtedy poznałam Lynchów. Nie miałam odwagi do ciebie zadzwonić, przyjść. Bałam się, że ty po prostu mnie zostawisz tak jak ja ciebie. Wiem, nie zasługuje na drugą szanse, ale wybacz mi. Ja bardzo cię kocham. Jeśli będziesz chciała to możesz ze mną zamieszkać. Gadałam o tym z tatą. - po krótkim monologu rozpłakała się.
Może to prawda, ale ja nie umiem. Nie umiem spojrzeć jej w oczy. Nie umiałam zaufać. Nie wiem czy to dobry pomysł, żeby z nią zamieszkać. Spojrzałam na Vanessę. Widać, że było jej smutno. Podeszłam do niej i po prostu ją przytuliłam. Oczywiście odwzajemniła gest. Później przez cały wieczór rozmawiałyśmy. Po jakieś 22 wyszła, a ja postanowiłam iść spać. Przebrałam się w piżamkę po czym położyłam do łóżka i momentalnie zasnęłam.
~*~
Mój sen przerwały promienie słońca. O Jezu, znowu rolet na spuściłam. Niechętnie wstałam z łóżka. Przeciągnęłam się jak kot po czym spojrzałam na ekran mego telefonu. 10:00, ach. Leniwym krokiem podeszłam do szafy i wyjęłam z niej granatową bokserkę, dżinsowe spodenki i czarne conversy. Z tym zestawem poszłam do łazienki, biorąc jeszcze bieliznę. Ubrania położyłam na półce, a sama się rozebrałam i wyskoczyłam pod prysznic. Po 10 minutowej kąpieli wytarłam się czerwonym ręcznikiem i ubrałam się w bieliznę i naszykowany zestaw. Potem stanęłam przed lustrem, przeczesałam włosy i zrobiłam z nich kucyka. Z szuflady wyjęłam tusz i błyszczyk. Rzęsy podkreśliłam tuszem, a na usta nałożyłam malinowy błyszczyk. Gotowa poszłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam truskawkowy jogurt, z szuflady łyżeczkę. Z tym pożywnym śniadaniem poszłam do salonu. Taty jak zwykle nie było w domu. Dlaczego nigdy nie może sobie wziąć przynajmniej dzień wolnego i ze mną pójść na lody, do kina, a nawet do zoo. Włączyłam sobie telewizor. Właśnie leciałam Świat Według Kiepskich. Oczywiście dalej nie przełączyłam. Wpatrywałam się w ekran telewizora, dopóki ktoś nie zadzwonił do drzwi. Nie chętnie się oderwałam od oglądania najlepszego serialu w Polsce i poszłam otworzyć te przeklęte drzwi. Przekręciłam zamek i złapałam z klamkę. Delikatnie cofałam drzwi w moją stronę. Jakże przyjemny czas przerwał mi Ross. Był smutny?
- Cześć. - przywitał się smętnie i wszedł do środka.
- A tobie to co? - zapytałam się.
- Musimy pogadać. - oznajmił.
- Chodź do salonu. - powiedziałam i razem podążyliśmy do pomieszczenia.
Gdy weszliśmy do wspomnianego miejsca usiedliśmy na kanapie. Rossy patrzył na swoje buty, a ja na niego.
- To o czym chciałeś pogadać? - zapytałam się.
- O tym co wczoraj się stało. - odpowiedział i spojrzała się na mnie.
- Serio? Nie wiem czy to dla ciebie było tylko wyzwanie czy coś więcej, a ja nie wiem co teraz czuję. - rzekłam.
- Wiedz, że to nie było wyzwanie. Ten gest znaczy dla mnie wiele. - oświadczył.
Wiedziałam, że mówi prawdę. Spojrzałam jemu w oczy. Zaczęłam się zbliżać i on też. Prawie byśmy się pocałowali, ale do salonu weszła Van z Lynchami i Ratliffem.
- Kurde mówiłam, żebyście cicho się zachowywali. - westchnęła Delly.
- O co chodzi? - zapytał się zdezorientowany Lynch.
- A o nic - odpowiedział Riker.
- No to co dzisiaj robimy? - zapytała się Vanessa obejmując mnie i Rossa.
- Nie wiem. - odpowiedziałam.
- Kiepski leci, oglądamy! - krzyknął Rocky.
Wszyscy spojrzeli na niego z uśmiechem. Podążyliśmy do telewizora. Ja, Ross, Van i Riker siedzieliśmy na podłodze, a reszta na kanapie, czyli Rydel, Rocky i Ellington. Po obejrzeniu serialu postanowiliśmy zagrać w butelkę. Znowu. Usiedliśmy teraz wszyscy na podłodze. Pierwsza zakręciła Rydel. Wypadło na Rika.
- No to pytanie czy wyzwanie? - zapytała się dziewczyna.
- Wyzwanie! - krzyknął.
- Dobra, dobra. Pocałuj Van. - walnęła prosto z mostu.
- Po pierwsze: Jestem z Emily. Po drugie: Van to jest moja przyjaciółka. - podał "powody".
- Po pierwsze: Tej twojej lali tutaj nie ma. - oznajmił Rocky.
- Dobra, chodź tu. - powiedział blondyn.
Nessa przybliżyła się do niego. Widać, że się cieszy. Po chwili chłopak wbił się w usta mej siostry. Wyglądało to słodko. Wszyscy patrzyli się na nich, tylko nie Rocky. On siedział i uśmiechał się. Gdy nasza Rikessa odczepiła się od siebie spojrzała na nas, a później znowu na siebie. Riker wziął do ręki butelkę i zakręcił ją. Wypadło na Rossa.
- No to ja biorę wyzwanie. - powiedział i zatarł ręce.
- No to tak. - zaczął Rik - Wyjdź z Lau na balkon, krzyknij 'Kocham Laurę Marie Marano!' i pocałuj ją. - oznajmił najstarszy z nas.
Zabiję! Zadźgam! Powieszę! I coś jeszcze! Ross podał mi rękę, żebym wstała. Pociągnął mnie i razem wyszliśmy na balkon. Spojrzałam się na niego i po chwili usłyszałam krzyk.
- Kocham Laurę Marie Marano!
Po tych słowach popatrzył mi w oczy i stało się. Pocałowaliśmy się. Po raz drugi. Oczywiście odwzajemniłam gest. Tak bardzo go kocham. Tak kocham Rossa Shora Lyncha. Nie wiem ile to trwało, ale mogło to by trwać wieczność. Oderwaliśmy się od siebie. Ja oczywiście się zarumieniłam, a blondyn uśmiechnął się.
- Lauro. Wiem, że to nie jest najlepsze miejsce, ale chciałem cię o coś zapytać - oznajmił chłopak.
- Słucha. - powiedziałam.
- Poznaliśmy się 5 dni temu. Od tego dnia zostaliśmy się przyjaciółmi, no znaczy tak myślałem. Wczoraj gdy się pocałowaliśmy zrozumiałem. Lauro Marie Marano, dziewczyno mojego życia czy uczynisz mnie najszczęśliwszym chłopakiem świata i zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał się.
- Tak - odpowiedziałam.
Ross pocałował mnie po raz kolejny. Cieszyłam się. Kocham go i nic ani nikt tego nie zmieni. Nigdy...
Super :*
OdpowiedzUsuńPiękne :-*
OdpowiedzUsuńKochane
Brak słów.
:)