sobota, 5 kwietnia 2014

Number 5 "Nie żyj przeszłością"

Autor : Patka
Blog : http://story-of-two-amazing-people.blogspot.com/

Dziewczyny, jesteście boskie! Nie zdążę wejść teraz na gmaila i już mam co najmniej nowego one-shota!
Kocham was, kocham was, kocham was! ♥
Opowiadanie jest boskie i żeby nie przedłużać, zachwycajcie się opowiadaniem patki *.*
Ostrzeżenie : jest długie i ciekawe, boskie i wspaniałe!

************************************************

Piękny, słoneczny dzień w Greenville, miejscowości położonej na daleki wschód od San Francisco w stanie California. Dwie nastolatki wracały ze szkoły, wędrując jednym z wielu ulicznych chodników. Obok nich rozciągał się przepiękny krajobraz. A mianowicie wielki park pełen wysokich drzew oraz ławek , zapełnionych całującymi się parami oraz staruszkami ze swoimi miniaturkami psów. Zagadane dziewuszki tym widokiem się jednak zbyt nie przejęły. Obie znały całe miasteczko i ich mieszkańców jak własną kieszeń, więc po cóż miałyby sobie zajmować główki tym jakże zwyczajnym dla nich widokiem. Podczas gdy rudowłosa dziewczyna z dokładnością opowiadała swojej towarzyszce swoje przeżycia sprzed lekcji matematyki, ta słuchała ją z podzielną uwagą. Czasem drygnęła, czasem wypowiedziała kilka słów, aby tylko nie wyszła na jaw jej nieuwaga. Jednak Eve jest bardzo spostrzegawcza i od razu zauważyła błądzący wzrok szatynki.
-Laura!-Krzyknęła poirytowana, dzięki czemu zamyślona dziewczyna ocknęła się i spojrzała na swoją wykładowczyni.
-Taaak?-Jej głos zadrżał z obawy przed nagłym wybuchem jej przyjaciółki.
-Co się stało?-Spytała z troską i nadzwyczajnym spokojem w głosie. Nadzwyczajnym, gdyż jest bardzo żywiołową i energiczną dziewczyną. Zupełne przeciwieństwo Laury.
-A co niby miałoby się stać?!-odpowiedziała błyskawicznie pytaniem na pytanie, po czym powiodła wzrokiem przed siebie. Zatrzymały się przed przecznicą aby rozejrzeć się w prawo i lewo dla bezpieczeństwa. Gdy przeszły na drugą stronę ulicy zielonooka ciągnęła dalej swoje dociekanie.
-Lau... Co on ci znowu powiedział?-Szatynka przystanęła na chwile z zaskoczenia, a z nią rudowłosa. Zrozumiała właśnie, że przed Eve Deroll niczego nie ukryje. -Mów i nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi!-Zagroziła palcem. Laura spojrzała na nią nie pewnie po czym wznowiły spacerowanie.-Chodzi o Lynch'a, co nie?-bardziej stwierdziła , niżeli zapytała.
-No ja ten...Tak, on... że... -Zaczęła jąkając się.-On... powiedział mi że ...-Urwała czując rosnącą gulę w gardle.
-Że?- pospieszyła ją szesnastolatka.
-Że Dustin to... gej. I że wcale go to nie dziwi, że zmienił swoją orientację, widząc taką... ropuchę jak ja codziennie w domu.-Wyznała smutna.
-Co za dupek!-wybuchła zdenerwowana Eve.-Ty jesteś piękna, a twój brat wcale nie jest gejem!-nadal wrzeszczała pełna szału.-Musimy zrobić coś z tą ofermą. Ta łajza musi doznać zemsty!-Ryknęła niczym dzikie zwierzę. Teraz to już pewnie wszyscy się na nas gapią. Pomyślała biedna Laura.
-Eve...-Zaczęła spokojnie.-Jeśli mu coś zrobimy to będzie jeszcze gorzej.-Przyjaciółka spojrzała na nią jak na człowieka którego sprzed 5 minut wypuścili z psychiatryka.
-Bronisz go?!-zarzuciła brązowookiej.
-Nie no coś ty!-zaprotestowała żwawo.
-To dlaczego dajesz mu się ranić za każdym razem? Tak nie może być!-Szatynka słuchała ją w ciszy , lecz nic nie odpowiedziała. Po tej małej konwersacji dziewczyny nie odzywały się już więcej. Po kilku minutach, gdy dotarły pod furtkę Deroll'ów przytuliły się na pożegnanie i rzuciły sobie krótkie paa. Laura odprowadziła wzrokiem swoją najlepszą i jedyną przyjaciółkę do momentu zniknięcia jej za drzwiami. Westchnęła cicho, poprawiła swój plecak na ramieniu i ruszyła w stronę swojego domu. Dziewczyna szła w ciszy patrząc przed siebie smutnym wzrokiem. Dlaczego moje życie jest takie do bani? Dlaczego Ross się na mnie uwziął? Co ja mu zrobiłam? Pytała samą siebie. Nagle na kogoś wpadła. Nie przewróciła się, lecz chwilowo straciła równowagę. Podniosła wzrok na osobę stojącą przed nią. Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Smętny ale był.
-Dustin!-zawołała wesoło. Przed nią stał piętnastoletni chłopak. Mimo wysokiego wzrostu, był raczej krępej budowy . Na jego głowie lśniły w promieniach słońca, krótkie czarne włosy.
-Hej Lau!-uśmiechnął się do swojej siostry.-Ze szkoły wracasz?-spytał a dziewczyna przytaknęła.
-A ty gdzie się wybierasz? Bo ja myślałam, że do domu to w tamtym kierunku.-Wskazała palcem przed siebie.
-Mama wysłała mnie do sklepu po mleko.-udał smutną minkę. Dziewczyna zachichotała.
-No dobrze. To do zobaczenia w domu.-powiedziała, po czym ruszyła w dalszą podróż. Chłopak pomachał jej jeszcze na odchodne i również udał się w swoim kierunku. Gdy dziewczyna przekroczyła progi swojego domku, zostawiła szkolną torbę na garderobie w korytarzu. Następnie bezzwłocznie udała się do kuchni, gdzie zazwyczaj miała znajdowywać się jej matka.
-Hej.-przywitała się miło, siadając na jednym z krzeseł przy stole. Podparła się na łokciach i patrzyła na wprost, gdzie jej matka krzątała się przy blacie.
-Hej córuś. I jak było w szkole?-Zapytała ciemnowłosa kobieta nastolatkę. Ta zaś przełknęła nerwowo ślinę po czym odpowiedziała niepewnie:
-Dobrze.-Jej głos brzmiał mało przekonująco. Jej rodzicielka momentalnie zorientowała się, że ZNOWU coś przykrego musiało się wydarzyć w szkole. Kobieta odwlekła swoją pracę na później i usiadła obok córki, obejmując ją ramieniem. Laura mało zastanawiając się, przylgnęła ciaśniej do matki.
-Dlaczego nie chcesz bym coś z tym zrobiła?-Spytała spokojnie starsza, głaszcząc dziewczynę po kasztanowych włosach.
-To nie ma sensu. Będzie jeszcze gorzej. Pamiętasz to sprzed miesiąca?-Za argumentowała szesnastolatka. Matka westchnęła.-No właśnie.-Ellen chciałaby zareagować na zachowanie tego nieokrzesanego chłopca, lecz córka ciągle jej to odradzała.
-No dobrze. Ale pamiętaj... jak coś to ciągle jestem do twojej dyspozycji.-Brązowooka uśmiechnęła się na te słowa.
-Wiem. Kocham Cię mamuś.-Wyznała tuląc się do ciemnowłosej.
-Ja ciebie też skarbie.-Oddała uścisk. Po chwili gdy oderwały się od siebie usłyszały trzask drzwi. Zaraz potem do kuchni wtargnął
Dustin z rykiem:
-Juuż jeeesstteem!-Jego wrzask rozniósł się po domu z takim jazgotem, że kobiety aż podskoczyły na krzesłach.-Masz.-Powiedział postawiwszy karton mleka przed nimi na stole.-Kiedy obiad?-spytał słodko jak gdyby nigdy nic.
-Dziękuje. Za godzinę, jak tata wróci.-odpowiedziała nadal zszokowana synowi. Ten usłyszawszy odpowiedz, kiwnął głową na znak że zrozumiał i wyszedł z kuchni.
-To ja pójdę odrabiać lekcje. Chyba że potrzebujesz pomocy przy gotowaniu?-zaoferowała się szatynka.
-Poradzę sobie. Idź. Zawołam cię jak obiad będzie gotowy.-Powiedziała uśmiechając się ciepło do córki. Dziewczyna uczyniła to samo.
-Okej.-Wstała leniwie od stołu zasuwając za sobą krzesło. Wyszła z kuchni, zarzuciła plecak na ramię i udała się schodami na piętro do swojego pokoju. Gdy tylko znalazła się w swoim królestwie rzuciła plecakiem w kąt i opadła bezwładnie na łóżko. Jej wzrok utkwił na śnieżnobiałym suficie. Następnie spojrzała na pobliską ścianę koloru morskiego. Sama nie wiedziała czemu, ale te dwa kolory uspokajały ją w mgnieniu oka. Kiedy znudziło jej się gapienie w ściany podniosła się ociężale do pozycji siedzącej. Sięgła po czarno-turkusowy plecak, po czym wyciągnęła z niego zeszyt i podręcznik z chemii. Jak ja jej nienawidzę. Pomyślała, a po chwili otworzyła książkę ciężką niczym cegła.
-No okej... A więc... Napisz wzór strukturalny dla węglanu ołowiu(IV)...-Zaczęła czytać na głos. Głowiła się nad tym ćwiczeniem niemiłosiernie, lecz ciągle coś zakłócało jej koncentrację. Aż do momentu w którym poddała się i wrzuciła książki z powrotem do plecaka.-Nie dam rady. Odpiszę zadanie od Eve.-Oznajmiła samej sobie, po czym zerknęła kątem oka w najdalej wysunięty zakamarek w jej pokoju. Stało tam coś, do czego Lau była nad wyraz przywiązana. A mianowicie pianino. Szatynka wstała i podeszła do lśniącego, czarnego instrumentu. Usiadła na taborecie i utkwiła oczy w wygrawerowanym napisie ,,Tigger''. Dziewczyna musnęła ryt opuszkami palców a następnie skierowała swe dłonie na klawisze. Minęła chwilka a po pokoju nastolatki rozszedł się delikatny dźwięk. Zaraz potem porywająca melodia...
Kilka domostw dalej...
Pewna blondynka leżąc na kanapie w swoim pokoju rozkoszowała się ciszą i spokojem. Do czasu. Jej sielanka została przerwana, i to w bardzo brutalny sposób. Otóż jej młodszy braciszek wtargnął do jej gniazdka a na dodatek bez pukania! Dziewczyna poderwała się energicznie i obdarzyła swojego gościa zabijającym spojrzeniem.
-Po coś tu przylazł?-Była nadal zła za to że została wezwana wczoraj do szkoły. Wiedziała bowiem , że zachowanie blondyna jest złe, ale nie aż TAK by ubliżać dziewczynom! Przekroczył granice!
-Rydel.. No bo ja... No ja eee...-Podrapał się po karku.-Ja chciałbym Cię przeprosić za... wczoraj.-Wymamrotał niepewnie.
-Ty przepraszasz mnie?! Za co?! Te biedne dziewczyny idź przeproś , nie mnie ciołku!-Spojrzał na swoją siostrę zdezorientowany.
-Ale...-Zaczął brązowooki, lecz dwudziestolatka mu przerwała.
-Żadnego ale! A teraz wyjdź mi z pokoju! Chyba że mnie też masz zamiar dopiec!-Wysyczała zbulwersowana.
-Ale ty to co innego!-Bronił się.-Wiesz że tamtych to ja nie cierpię!-Wybuchnął zrozpaczony utratą wsparcia swej ukochanej siostry.
-Pacanie, ja też jestem dziewczyną! Czyli mnie też nienawidzisz.-Podsumowała bystrze i pchnęła energicznie drzwi. Jej młodszy brat był jednak szybszy; podłożył nogę jednocześnie zatrzymując pędzące na niego wrota.
-Rydel... błagam.-Zrobił szczenięce oczka, przez co blondynka nieco złagodniała.
-Ross...-Zdobyła się na spokojny ton głosu.-To że jedna wywłoka upokorzyła cię osiem lat temu, nie znaczy że teraz każda dziewczyna jest taka i musisz je dręczyć!
-Nie byłbym tego taki pewien...-Spuścił głowę w dół.
-To idź daleko stąd i wróć jak nabierzesz pewności... I rozumu.-dodała oschle, po czym na dobre zatrzasnęła przed chłopakiem drzwi. Ten zaś stał jeszcze chwilkę przed jej pokojem zbierając myśli. Gdy już dotarły do niego wszystkie pouczające słowa Rydel, ruszył zadek i zaszył się w swoim pokoju. Oklapnął przybity na łóżko. To prawda... czuł się źle z tym ze dokucza dziewczynom, no ale cóż... Tak sobie przyrzekł do końca życia i koniec, kropka. A mianowicie, że nigdy więcej nie da się żadnej dziewczynie skrzywdzić. Nigdy. A jego motto brzmi: Lepiej ranić kogoś niż być ranionym. Dziwne nieprawdaż?
Wszystko to zaczęło się osiem lat temu, kiedy to Ross miał dziewczynę, Danielle. Była największą blondwłosą ,,pięknością'' w szkole podstawowej w Littletown. Miała obsesję na punkcie mody i słodkich chłopców. Na nieszczęście blondyn nim był. Chłopak za to, był w niej szalenie ,,zakochany''. A przynajmniej sam tak uważał. W sumie był jeszcze dzieckiem... nieumiejącym odróżnić miłości od zauroczenia. Oboje mieli po 9 lat. Często wychodzili razem na place zabaw i lody. Minęło kilka tygodni... Blondynce zaczęło się już nudzić posiadanie chłopaka. Tymczasem blondyn u boku swojej popularnej dziewczyny zyskiwał coraz to więcej respektu ze strony innych uczniów. Danielle się to bardzo nie podobało. Wolała trzymać swojego chłopaczka na smyczy, za sobą i w cieniu. Postanowiła więc sobie tak po prostu ośmieszyć jego dobre imię. Mimo dziecięcego wieku była strasznie przebiegła. Wiedziała iż Ross kocha muzykę nad życie oraz, że posiada gitarę. Nie była to jednak zwykła gitara. Była to Luna-podarunek od rodziców, których nigdy na oczy nie widział. Bezduszna dziewczyna postanowiła to wykorzystać... Kilka dni później okazało się, że brązowookiemu zaginęła gitara. Popadł w totalną rozpacz. Stracił już nadzieję, iż kiedykolwiek odzyska swoją perełkę. Wtedy właśnie przyszedł do niego anonimowy list: Oddam ci ją jeśli przed całą szkołą ... Tak jak pisało, tak też Ross zrobił. Zrobił to i odzyskał gitarę, po czym wybłagał swojego starszego brata aby przeprowadzić się do innego miasta...
Następnego dnia (czwartek), w południe...
-Riker!-krzyknęła wesoło Rydel, wchodząc do kuchni gdzie siedział najstarszy.-Już wiem!-Przerażony blondyn spojrzał na nią, chowając za siebie kanapkę.
-Błagam! Nie zabieraj mi jej! Przyrzekam, jutro przejdę na dietę!-Mówił spanikowany. Dell spojrzała na niego z irytacją, załamując ręce.
-Nie chodzi mi o to klucho!-Oznajmiła rozbawiona.-O Ross'a. Wiem już co zrobimy.
-Siadaj.-Wskazał siostrze miejsce obok siebie. Blondynka spoczęła na krześle.
-A więc... Znalazłam taki jeden portal na którym poznaje się nowych ludzi...
-Kontynuuj.-Zachęcił Riker.
-Zatem moglibyśmy przekonać Ross'a aby założył sobie anonimowe konto, oraz żeby popisał z jakąś dziewczyną. Co o tym myślisz?-Na twarzy blondyna pojawił się wielki banan. Wstał od stołu po czym wrzasnął z rękoma w górze:
-Jest! W końcu zostanę wujkiem!-Blondynka pacnęła się w czoło i wyszła z pomieszczenia. Miała teraz ważne i życiowe zadanie do wykonania. A mianowicie poczekać aż jej młodszy brat wróci ze szkoły i przekonać go do popisania z dziewczyną. Wow! Ona to ma wielkie ambicje.
Po szkole, w domu Marano...
Rodzice pojechali na weekend do rodziny. W domu była tylko Laura i jej brat, którego gdzieś wywiało. Laura siedziała przed swoim laptopem. Przeglądała stronę, na którą sama nigdy w życiu by nie weszła, gdyby nie nękanie Eve. Założyła sobie konto z nazwą: Tigger29, po czym przeszła na stronę główną, gdzie był spis anonimowych użytkowników czekających na rozmowę. Przewiercała wzrokiem listę do momentu, kiedy natknęła się na ciekawą nazwę: Luna29. Zaciekawił ją fakt, iż użytkownik ten miał identyczny numer przy nick'u co ona. Zrobię to! Nie... Tak! Ochh... Laura od trzech minut zastanawiała się nad tym czy kliknąć, czy też nie. Wzięła głęboki wdech i zrobiła to! Kliknęła! Czekała w ciszy na to co się stanie. Nagle na ekranie wyskoczyło szare okienko. Napisać pierwsza, czy nie? Jej przemyślenia przerwał odgłos nadchodzącej wiadomości. Spojrzała pospiesznie na wyświetlacz.
Luna29: Cześć-Po odczycie przyłożyła dłonie do klawiatury i wystukała niepewnie:
Tigger29: Cześć
Luna29: K czy M ?-Przymrużyła oczy czytając pytanie. Dopiero po trzykrotnym przeczytaniu zrozumiała, że chodzi o płeć.
Tigger29: K a ty?-czekała w cierpliwości na odpowiedź, chociaż była święcie przekonana że pisze z dziewczyną.
Luna29: M-Laura o mało co nie spadła z krzesła. Jak chłopak może zwać się Luna?! Gdy dziewczyna doszła do siebie postanowiła zadać nieznajomemu najbardziej nurtujące ją pytanie.
Tigger29: Przepraszam że cię o to pytam ale dlaczego masz 29 w nick'u?
Luna29: Mam w ten dzień urodziny a ty?-Teraz to szatynce kopara opadła.
Tigger29: Ja też... Ale to dziwne.- Nie musiała długo czekać na odpowiedź.
Luna29: Troche tak. A kiedy obchodzisz?
Tigger29: 29 listopada. Mam 17 lat
Luna29: Heh.. jestem od ciebie o miesiąc młodszy i też mam 17 lat-Laura nie wiedząc czemu uśmiechnęła się pod nosem.
Tigger29: Masz jakieś hobby?
Luna29: Mam jedno ale wątpię abym ci nim zaimponował.
Tigger29: No powiedz. Nie daj się prosić
Tigger29: *Napisz C;
Luna29: No dobrze ale się nie śmiej ok?
Tigger29: No okey
Luna29: A więc...-Po minucie Laura zaczęła się niecierpliwić.
Tigger29: Więc?
Luna29: Kocham muzykę-Mina brązowookiej była nie do opisania. Jej banan nie miał granic.
Tigger29: O matko! Serioo? Nie wierzę! :D
Luna29: Miałaś się nie śmiać -_- Zresztą czego ja się spodziewałem...
Tigger29: Ja się tylko ucieszyłam że mamy kolejną wspólną rzecz :(
Luna29: Ahaaa! Przepraszam cię!
Tigger29: Nie no spoko Przyzwyczaiłam się do tego
Luna29: Do czego?
Tigger29: Nieważne. Lepiej powiedz o co ci chodziło z tym... uwaga kopiuję: ,,Zresztą czego ja się spodziewałem...''
Luna29: Wymsknęło mi się :)
Tigger29: Coś czuję że ktoś tu mnie kłamie...
Luna29: Ojj tam... Wracając do muzyki czym się zajmujesz?
W tym samym czasie w domu Lynch...
-Rydel!-Wydarł się na cały regulator Ross.-Oddawaj mi mój laptop!-Blondynka uśmiechnęła się chytrze, chowając sprzęt brata za swymi plecami.
-Czyżby kogoś wciągnęły znajomości z płcią przeciwną?-Zakpiła.-A przecież tak bardzo ich nie lubisz.
-Sama kazałaś mi zarejestrować się na tej stronie! A teraz oddawaj!-Zażądał zmęczony gonieniem za siostrą po całym domu.-Proszę.-Dodał zipiąc. Nic dziwnego w końcu... od pokoju do salonu jest spory kawałek.
-Hmm... A co za to dostanę?-Zapytała niewinnie Rydel.
-Jajco! Dawaj go!-Zbuntował się siedemnastolatek.
-Okey... W takim razie zobaczymy sobie co takiego twoja nowa koleżanka napisała.-Ross wybałuszył oczy.
-Poddaję się! Masaż przez tydzień, nic więcej.
-Świetnie!-Odparła zadowolona blondynka i oddała bratu laptop. Chwilę później opuściła salon zostawiając Ross'a samego. Ten zaś, kiedy spoczął na kanapie prędko spojrzał na ekran, gdzie wyświetliły się dwie nowe wiadomości. Otworzył je i zaczął czytać.
Tigger29: Gram na pianinie a ty?
Tigger29: Przepraszam cię ale muszę iść. Będę za godzinę. :) paa
-Cholera jasna!-Zaklął pod nosem.-Rydel! Nie żyjesz!-Dodał głośniej, po czym wstanął żwawo, jakby nabrał nowych sił witalnych i ruszył w stronę pokoju swojej siostry. Jego cel? Wyłaskotać ją.
Godzinę później...
Ross siedział u siebie w pokoju. Dumny z tego, iż dał odczuć Rydel konsekwencje wynikające z jej nikczemnych występków. Przebierając nerwowo stopami, bezustannie sprawdzał czy nowo poznana dziewczyna wysłała mu jakąś oznakę życia, lecz na daremne. A co jeśli ona sobie ze mną tylko pogrywa? Achh... nie mogę tak myśleć! Przecież Rydel nie jest taka! To może tygrysek też nie będzie? Heh tygrysek.. jak to słodko brzmi. Nagle po pokoju blondyna rozniósł się jazgotliwy dźwięk. Odpisała, odpisała! Cieszył się jak małe dziecko. Otworzył ją i zaczął czytać.
Tigger29: Hej :) -Po odczytaniu uśmiechnął się szeroko.
Luna29: Hej. Już się wystraszyłem że nie przyjdziesz!
Tigger29: No co ty?! Nie zostawiłabym cię!-Ross'owi przez te zapewnienie zrobiło się ciepło na sercu.
Luna29: Miła jesteś. :)
Tigger29: ;) Mogę cię o coś spytać?
Luna29: Oczywiście.
Tigger29: Tylko się nie obraź , ok?-Blondyn zdziwił się nieco.
Luna29: No okej.-Odpisał z niepewnością.
Tigger29: Dlaczego nazywasz się Luna? To twoja dziewczyna?-Ross odetchnął z ulgą. On naprawdę myślał że to będzie coś obraźliwego.
Luna29: xD Nie jest moją dziewczyną ale... kocham ją.
Tigger29: Oh. Nie wiedziałam. Ale to dlaczego piszesz ze mną a nie z nią?
Luna29: No bo... jakby to powiedzieć... Ona nie potrafi
Luna29: Pisać
Tigger29: Wybacz ale nie rozumiem :(
Luna29: To moja gitara xD
Tigger29: Coo?!
Tigger29: Ahaaa :P
Luna29: :)
Tigger29: No to jest po prostu niemożliwe!-Blondyn zmarszczył brwi czytając.
Luna29: Ale co?
Tigger29: No to że ja też mam instrument
Tigger29: Mojego tiggerka <3
Luna29: Hahahaha To twoje pianino na którym grasz? A śpiewasz?
Tigger29: Tak :)
Luna29: Chciałbym cię kiedyś usłyszeć...-Nie kłamał. Na prawdę chciał dziewczynę zobaczyć na własne oczy. To dziwne... Bo nie dawno starał się od nich trzymać jak najdalej.
Tigger29: Heh Nie jestem tego taka pewna.
Luna29: Dlaczego?
Tigger29: Nieważne
Luna29: Dla mnie tak! Gadaj!
Luna29: *pisz C:
Tigger29: Jakby to określić? Ja nie jestem lubiana w szkole. Wręcz gnębiona...
Luna29: Jak to?
Tigger29: No tak to. A szczególnie przez takiego jednego...-Urwała a Ross zaczął się niecierpliwić.
Luna29: Chłopaka?-Dokończył za dziewczynę.
Tigger29: Tak. A najgorsze jest to że nawet nie wiem co mu złego zrobiłam. Nigdy się do niego nie odezwałam. Nie potrafiłam. To strasznie boli.-Siedemnastolatkowi minęło przed oczami jego ostatnie pięć lat, w których odpychał od siebie dziewczyny niczym szmaciane lalki. Szkoda tylko, że jednym ze sposobów na ich odpychanie było wyzywanie i dręczenie. Właśnie w tym momencie chłopak pojął jak bardzo zranił uczucia niewinnym dziewczynom. Muszę się zmienić! Tak nie może dłużej być!
Luna29: A Będziesz w stanie mu wybaczyć?
Tigger29: Kiedyś... może... nie wiem-Nastała przerwa. Nikt nie wiedział co napisać.
Luna29: Przepraszam-Wypalił niespodziewanie.
Tigger29: Ty? Dlaczego?-Ross przełknął nerwowo ślinę.
Luna29: Bo czuję się winny.
Tigger29: Teraz to już zrobiło się dziwnie...
Luna29: Nie zaprzeczam, ale to prawda.
Luna29: Masz jakieś rodzeństwo?
Tigger29: Tak, mam piętnastoletniego brata a ty?
Luna29: Mam 20 letnią siostrę o 9 lat starszego brata. Opiekują się mną odkąd pamiętam.
Tigger29: To ty nie masz rodziców?
Luna29: No tak jakoś wyszło że nie.
Tigger29: Przepraszam, nie powinnam cię o takie rzeczy pytać
Luna29: Przestań. To ja spytałem pierwszy :)
Tigger29: Echh straszna pogoda za oknem.-Ross odwrócił się w stronę okna. Rzeczywiście nie ładnie się zrobiło. Na szybie dostrzegł spływające krople.
Luna29: Leje jak z cebra. I do tego zbiera się na wichurę.
Tigger29: Masz racje! Ale pewnie jutro znów będzie słoneczko ;)
Tigger29: Ejj Gdzie ty mieszkasz?-Blondyn podrapał się nerwowo po głowie. Napisać czy nie? A co jak będzie chciała się spotkać?! Ja nie jestem na gotowy! Po chwili namysłu odpisał zgodnie z prawdą:
Luna29: W stanie California a ty?
Tigger29: Ja też!-Ross'owi przeszły ciarki po plecach.
Luna29: No to ładnie-Teraz to już czekał tylko na to aż, dziewczyna jak to w swoim zwyczaju ma zacznie się go wypytywać o szczegóły. Lecz nieco się zdziwił.
Tigger29: W jakich miejscach lubisz spędzać czas?-Pomyślał troszku nad odpowiedzią.
Luna29: Mam takie jedno ulubione miejsce nad jeziorem.
Tigger29: W moich okolicach też mam jezioro! Ale rzadko tam chodzę.
Luna29: Ja za to zawsze po szkole. Tam jest tak pięknie i cicho.
(...) mija godzina
Tigger29: Echh... Mama mnie woła. Muszę już iść. :(
Luna29: :(
Tigger29: Mogę ci wyznać sekret?
Luna29: Oczywiście
Tigger29: Uwielbiam z tobą pisać Lu ^.^-Blondyn uśmiechnął się szczerze.
Luna29: ;D Ja z tobą też tygrysku Do jutra!
Tigger29: Dobranoc :*
Luna29: Dobranoc :**
W ten sam dzień, wieczorem...
Najstarszy z rodzeństwa właśnie wrócił z pracy. W korytarzu natknął się na rozpromienionego Ross'a. Był to dla niego rzadki widok. Wręcz obcy.
-No siemka!-Zaświergotał radośnie młodszy.
-Sie... siema.-Wydukał zbaraniały Riker. Co jak co, ale nigdy jeszcze nie usłyszał aby jego brat się z nim przywitał. A co dopiero z uśmiechem na ustach! Ross uśmiechnął się tylko i poszedł dalej swą drogą.-To było dziwne...-Powiedział do siebie i udał się w stronę kuchni. Wchodząc do pomieszczenia spostrzegł Rydel stojącą przy blacie i szykującą kolację.-Coś ty mu zrobiła?-Zarzucił jej.
-Mi też jest cię miło widzieć braciszku!-Wypaliła nie zwracając uwagi na pytanie brata. Ten zaś podszedł do niej i oparł się rękoma o blat.
-Coś ty mu zrobiła?-Zapytał drugi raz zaciekle. Rydel odwróciła się do niego i wyszczerzyła ząbki.
-No widzisz... właśnie tak działają dziewczyny na chłopaków.-Odparła zadowolona.
-Coo?!-Jęknął poirytowany.-Znowu znalazł sobie kolejną ofiarę do nękania?! To jest już lekka przesada!-Podniósł głos.
-Co?! Nie! Dogadał się...-Zaczęła lecz brat jej przerwał.
-Coo?!
-Nie przerywaj mi baniaku!-Oburzyła się dwudziestolatka.
-No okej. Gadaj.-Rozkazał delikatnie aby nie rozjuszyć siostry jeszcze bardziej.
-No więc... przekonałam młodego, żeby założył sobie konto. Oczywiście nie obyło się bez kłótni, ale opłaciło się! I teraz rozmawia sobie z pewną... uwaga cytuję ,,Tigger'ką'' -Riker wybuchł śmiechem.
-Tygrysek? Serio?-Wydusił przez śmiech. W pewnym momencie Rydel znacząco chrząknęła, lecz Riker nie zwrócił na to uwagi.
-Tak bracie. Serio.-Odezwał się jak dotąd nieobecny Ross, który stał w progu opierając się o futrynę. Ominął dwójkę rodzeństwa i podszedł do lodówki. Wyjął z niej karton z sokiem i opuścił kuchnię. Chwilę później Rydel obdarzyła starszego wrogim spojrzeniem i wróciła do przerwanego pichcenia posiłku.
Następnego dnia u Laury...
To sen? Ludzie ja się pytam! Czy ja śnię?! Mam wszystkie lekcje za sobą a Lynch nawet słowem się do mnie nie odezwał! I to nie tylko do mnie ale też i innych dziewczyn! No weź my na przykład, gdy na polskim przedstawiałam nasz projekt z Eve. On słuchał nas zaciekawiony, nie zwróciwszy nam ani jednej złośliwej uwagi. To było naprawdę dziwne z jego strony. Nie żeby było mi z tym źle, ale to dziwne. Stałam właśnie przy szafkach czekając na Eve. Ta wariatka oczywiście musiała się wlec jak mi było śpieszno!
-No w końcu! Ile można czekać?!-Bąknęłam gdy rudowłosa znalazła się koło mnie. Ta jednak nie wzruszona moim bulwersem uśmiechnęła się i wzięła mnie pod rękę.
-Ile można czekać na co? A raczej na kogo?-Uraczyła mnie swoim złośliwym uśmieszkiem i ruchnęła brwiami. Posłałam jej sójkę w bok gdy przechodziłyśmy przez główne drzwi, dzięki czemu zielonooka wpadła na szklaną szybę. Wybuchnąłem głośnym śmiechem.-Ojj niee! Przegięłaś!-Wysyczała odklejając się od drzwi. Ja nieco przestraszona wybiegłam na podwórze po czym zaczęłam przyspieszać . Nie pokonując nawet pięciu metrów wpadłam z impetem na coś miękkiego. Nie upadłam bo to coś mnie przytrzymało w pionie. Gdy otrząsnęłam się już z pierwszego szoku popadłam w drugi. Przede mną nie stał nikt inny jak sam Lynch trzymający mnie za ramiona. Zamarłam w bezruchu. Czekałam tylko na to aż zacznie paplaninę jaka to ja jestem niezdara i sobie pójdzie. Niestety stał tam jak ciele i nic nie robił! Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. O matko!
-Prze... przepraszam-Wydukałam łamiącym się głosem. Lecz jak na pierwsze słowo skierowane w moim życiu do niego nie było chyba aż tak źle? Dopiero wtedy właśnie ściągnął ze mnie swoje łapska. Chciałam się już obrócić i odejść od niego jak najdalej lecz powstrzymał mnie.
-Poczekaj.-Powiedział spokojnie. Przystanęłam i spojrzałam mu w oczy. Łał! Co za słodziutka czekolada! Ejj! Przestań! Przecież on cię dręczył!
-Tak?-Spytałam nader oschle.
-Przepraszam.-Byłam przygotowana psychicznie na każdą obelgę, na każdy złośliwy tekst, na każde słowo, ale nie na to! Stałam przed nim z opadniętą szczęką.
-Dlaczego to robisz?-Spytałam w końcu nie dając się ugiąć.
-Dlaczego? Dlatego bo... czuję się winny.-Chwila! Czy ja już tego gdzieś nie słyszałam? Niee, wydaje mi się tylko. Mój oddech mimowolnie przyspieszył. -Przepraszam że raniłem cię bez powodu. Nie oczekuję od ciebie abyś mi wybaczyła. Ale... Przepraszam. -Powtórzył i tak po prostu sobie odszedł. Stałabym w tamtym miejscu dzień lub dłużej gdyby nie Eve. Przyjaciółka dołączyła do mnie i pociągnęła delikatnie.
-Co to było?-Wyszeptałam do samej siebie, idąc z przyjaciółką ramię w ramię wzdłuż ulicy.
-To chyba jednak prawda...-Zaczęła zielonooka lecz urwała w połowie.
-Ale co?-Spytałam nic nie rozumiejąc.
-No to, że się zmienił.-Spojrzała na mnie ukradkiem.-Ross.-Dopowiedziała choćbym nie wiedziała. Milczałam. Mimo iż cała masa pytań kłębiła mi się po głowie. -A co u ciebie słychać nowego?
-Oprócz tego, że mam nowego przyjaciela... to chyba nic.-Eve zakrztusiła się swoim powietrzem.
-Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?!-Oburzyła się. Stanęłyśmy przed jej furtką.
-No bo nie pytałaś!-Broniłam się i wygrałam. Eve westchnęła i pchnęła drewniane drzwiczki.-Paaa!-Krzyknęłam za nią.
-Paaa!-odkrzyknęła z powrotem i weszła do domu.
Trzy godziny później...
Ciągle nie dawały mi spokoju słowa blondyna. Co jak co ale gdzieś już słyszałam to ,,bo czuję się winny''. Na bank! Tylko gdzie? Postanowiłam się już dłużej tą sprawą nie zadręczać i napisać do Lu.
Tigger29: Hej- Na odpowiedź długo czekać nie musiałam.
Luna29: O hej! Już chciałem zacząć pisać ;)
Tigger29: ;) Co tam u cb?
Luna29: Dobrze a u cb?
Tigger29: Też -Zawahałam się pisząc to. No ale przecież nie będę udręczać kogoś moimi problemami.
Luna29: Mogę cię o coś spytać?
Tigger29: Już się spytałeś xD żartuję. Pytaj
Luna29: Kim ja dla ciebie jestem?-Odpisałam niewiele myśląc o odpowiedzi.
Tigger29: Szczerze? To jesteś dla mnie bardzo ważny. Wiem, to głupie że uważam tak po jednym dniu, ale naprawdę cię lubię
Luna29: Przestań. To nie jest głupie! I Też cię lubię. Bardzo :) -Na moją twarz wkradł się rumieniec.
Luna29: Dzięki tobie zrozumiałem coś ważnego.-Muszę przyznać że zaciekawiło mnie to, co ma na myśli pisząc ,,ważnego''.
Tigger29: Co takiego?
Luna29: To że przez całe moje życie robiłem źle. I to ty dałaś mi do zrozumienia jakim byłem egoistą. Dziękuję -Matko! Ale ja przecież nic nie zrobiłam! O czym on mówi?
Tigger29: Ale ja przecież nic nie zrobiłam
Luna29: Znalazłaś czas aby pisać z takim dupkiem jak ja. Uwierz, to jest dużo -Nagle coś zaczęło mi świtać. Ta zmiana na lepsze, te same słowa. Ale czy to... czy to możliwe?! A co jeśli moje przypuszczenia są prawdziwe? Co jeśli Lu to on?! Mam zerwać z nim kontakt? Ale ja nie dam rady! A jeśli... Ohh pogubiłam się już!
Tigger29: Przepraszam cię ale muszę już iść. -Skłamałam
Luna29: Co tak szybko? Dlaczego?
Tigger29: Nieważne. Nie twoja sprawa- Napisałam szybko i przymknęłam laptopa. Wybiegłam jak burza z domu. Nie zwracałam uwagi nawet na wołanie Dustina. Po prostu parłam do przodu nie bacząc na nic. Byłam tylko w jeansowych rybaczkach oraz niebieskiej bluzce. Mimo to nie przejmowałam się chłodem i pożną porą. W oddali dojrzałam ławeczkę i ani żywej duszy. Podeszłam więc do niej i spoczęłam. Oparłam głowę na drewnianym oparciu. Podczas wsłuchiwania się w szum drzew, nie wiedząc kiedy... zasnęłam.
Około godziny później...
Wiedziałem, że one takie są! Wiedziałem że znudzę się jej! Nie powinienem jej ufać! Nigdy! Ross siedział na pomoście wpatrując się w daleko wysunięty horyzont. Co jakiś czas rzucał zaciekłe jakimś kamieniami w jezioro. Jego uczucia tworzyły nieokreśloną mieszankę. Zażenowanie, udręka, rozgoryczenie i smutek po stracie, to były tylko niektóre z nich. Na jego posępną twarz padały pomarańczowe blaski zachodzącego słońca. Obok niego leżała Luna. Wziął ją tu ze sobą z powodu tylko jemu wiadomemu. Spuścił głowę i spojrzał na swoją ukochaną gitarę. Nie mogąc się powstrzymać wziął ją w ręce, po czym przetarł delikatnie opuszkami palców jej struny. Z instrumentu wydobył się piękny, łagodny dźwięk. Tafla wody roznosiła brzmienie Luny coraz to dalej i dalej. Aż w końcu dotarł on do drzemiącej na ławce w parku obok Laury, zrywając ją z krótko trwałego snu. Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie, po czym przetarła ospale oczy. Rozejrzała się zdezorientowana wokoło. Gdy już sobie wszystko w głowie poukładała, wstała powoli ze swojego legowiska i ruszyła w kierunku wydobywania się dźwięku. Było to trudne zadanie, dlatego iż na jej drodze wyrosło mnóstwo drzew, krzewów i innych przeuroczych roślinek. Mimo tego Laura nie narzekała i pokuśtykała w zarośla. Szatynka nie poddawając się, zagłębiała się coraz to bardziej i w busz i w urzekającą melodię. Po kilkunastu krokach przed szatynką rozciągnął się czarujący widok. A mianowicie zachód słońca nad jeziorkiem. Oczy Lau skierowały się w stronę tafli, od której wszystko się odbijało: pomarańczowe promienie, niebo, złociste korony drzew i... pomost. Tak. To właśnie na tym pomoście Ross pobrzękuje sobie na gitarze. O dziwo, chłopak zajęty grą nie zauważył osłupiałej dziewczyny, która chwilę potem na powrót wskoczyła w gąszcz. Nie! Tylko nie on! Pomyślała zdruzgotana. Chciała już się wyrwać z tego miejsca i wrócić do domu, lecz znów coś ją zatrzymało. Był to głos blondyna. Szatynka urzeczona wychyliła się zza krzewów i wpatrzyła się w niego.
Kiedy dni są zimne
A karty złożone w talii
I święci, których widzimy
Są złotymi figurkami
Kiedy marzenia się rozpadają
A ci, których czcimy
Są najgorsi ze wszystkich
I krew powoli stygnie
Chcę ukryć prawdę
Chcę cię ochronić
Ale przed bestią w środku
Nie mamy gdzie się ukryć
Nie ma znaczenia jak nas wychowano
I tak jesteśmy stworzeni z chciwości
Oto nadchodzi moje królestwo
Oto nadchodzi moje królestwo
Kiedy poczujesz moje ciepło
Spójrz w moje oczy
Tam kryją się moje demony
Tam kryją się moje demony
Nie podchodź zbyt blisko
Tam jest ciemno
Tam kryją się moje demony
Tam kryją się moje demony
Gdy opada kurtyna
To już jest koniec
Kiedy światła gasną
Grzesznicy się czołgają
Więc kopią twój grób
I ta cała maskarada
Wyjdzie w końcu na jaw
Cały bałagan, który zrobiłeś
Nie chcę cię zawieść
Ale jestem związany z piekłem
Jednak, to wszystko jest dla ciebie
Nie chcę ukrywać prawdy
Nie chcę...
Koniec. Melodia ucichła. Wszystko wokoło ucichło. Laura w ukryciu obserwowała jego każdy jeden, malusieńki ruch. Ross odłożył delikatnie gitarę na drewniane podłoże, po czym z kieszeni u bluzy wyjął malutką zagiętą kartkę. Ku zdziwieniu brązowookiej było w niej coś ukryte. Coś drobnego, błyszczącego w słońcu... Jak to się nazywało? Ach tak! Żyletka. Oboje mieli w głowach co innego... Laura: O boże! Co on chce zrobić?! Ross: Teraz albo nigdy. Potem już będzie tylko lepiej. Chłopak przyłożył chłodny metal do skóry w okolicy nadgarstka. Już miał naprzeć na niego, kiedy usłyszał donośne skrzypnięcie za swymi plecami. Odwrócił się szybko wypuszczając ostre narzędzie z dłoni.
-Co ty wyprawiasz?!-Krzyknęła szatynka idąc wzdłuż pomostu szybkim krokiem. Spanikowany blondyn nie wiedział co odpowiedzieć czy też zrobić. Uciec? Nie! Nie mogę być tchórzem! A nawet jeśli tak to gdzie bym pobiegł!? Kurczę! Jestem na końcu dziesięciometrowej kładki! Podczas przemyśleń blondyna Laura zdążyła dojść do niego i ujrzeć leżącą obok gitarę z wyrytym napisem ,,Luna''. Teraz była już w stu procentach pewna, iż Lu i Ross to ta sama osoba. Stała przed nim wpatrując się w jego piwne oczy przepełnione smutkiem. -Dlaczego chcesz to zrobić?!-Zapytała chłopaka cała poddenerwowana.
-Co niby?-Ten zaś udawał,że nie wie o co chodzi.
-Nie udawaj! Widziałam!-Blondyn zmieszał się. No bo w końcu skąd obca dziewczyna wzięła się w tym miejscu o tej porze? -Co się stało?-Tym razem spytała łagodniej.
-Przestań! Wszystkie jesteście takie same! Najpierw owijacie sobie nas wokół palca, a później zostawiacie bo się wam znudziliśmy!-Wyrzucił z siebie to co siedziało w nim już od niepamiętnych czasów. Odwrócił się do szatynki plecami.
-Serio tak uważasz?-Ross nic nie odpowiedział tylko skrzyżował ręce na piersi i patrzał tępo przed siebie.-Jakoś wczoraj tak nie uważałeś!-Odwrócił się do niej zaskoczony, a ta dalej kontynuowała.-A wiesz co? Myślałam że jak pisałeś że jestem dla ciebie ważna, pisałeś prawdę! Najwidoczniej się myliłam.-Mruknęła osowiale po czym odwróciła się i ruszyła w stronę lądu. Zdębiały chłopak dopiero po chwili odzyskał władność w kończynach dolnych. Wstanął więc i podskoczył do szatynki.
-Stój!-Krzyknął, lecz nic to nie dało.-Proszę stój!-Ryknął całym powietrzem jakim miał w płucach. Przerażoną dziewczynę wmurowało w ziemię. Blondyn podbiegł do niej szybko i stanął przed nią.-Przepraszam. Nie bój się mnie.-Szepnął przytrzymując brodę dziewczyny. Spojrzał w jej zlęknione, czekoladowe, duże oczy.
-Ross... ja...-Urwała i najzwyklej w świecie przytuliła się do blondyna. Chłopak zdziwiony gestem Laury odwzajemnił uścisk. Po pół minucie zaczęła się normalna rozmowa.
-Dlaczego uciekłaś?-Spytał spokojnie.
-Miałam mętlik w głowie. A ty jakbyś się czuł gdybyś pisał z kimś a dopiero potem dowiedziałbyś się, że on krzywdził cię całe życie?!-Blondyn spuścił głowę.
-Lau... Wiem, że nigdy nie zdołam ci tego wynagrodzić ale błagam wybacz mi.-Wyszeptał jej do ucha.
-Jeśli naprawdę żałujesz już ci wybaczyłam.-Odpowiedziała krótko i przylgnęła ciaśniej do chłopaka. Ten uśmiechnął się szeroko i zatopił twarz w jej kasztanowych włosach, rozkoszując się ich zapachem.
-Pięknie pachniesz.-Wyznał szczerze. Laura uśmiechnęła się.
-Ty też niczego sobie.-Zachichotali.
-Lau?-Dziewczyna podniosła głowę z jego ciepłego torsu i spojrzała mu w oczy.
-Tak?
-Musimy sobie coś obiecać. Nigdy więcej nie zranimy się nawzajem.
-Mi pasuje.-Przyświadczyła i z powrotem wtuliła się w blondyna a on w nią.

2 komentarze: