Autor : Julka R.
Blog : http://raura-unlikely-story.blogspot.com i http://this-is-us-story-raura.blogspot.com
Wy na serio chcecie zniszczyć mnie psychicznie '_'
Źle znoszę smutek.
Ale opowiadanie jest boskie! (:
Dostałam je za pierwszym razem, Julka, ale mądra ja wczoraj chwilę przed wyłączeniem komputera zerknęłam na e-mail, a opowiadanie Cherry było pierwsze i miałam tylko czas na wstawienie tego x.x
Dlatego uczcie się, aby nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę!
A teraz czytać, dzieci drogie!
|
|
|
"Nie ważne, gdzie, nie ważne kiedy, ważne, że razem"
Życie - to takie trudne do zrozumienia. Żyjesz sobie spokojnie, aż nagle wszystko się zmienia. Tak jest i w moim przypadku. A tak w ogóle jestem Laura Marano i mam siedemnaście lat. Jestem zwykłą nastolatką. W szkole uważają mnie za odludka tylko nie wiem dlaczego. Jest mi przykro, ale jakoś da się z tym żyć. Niedawno całe moje życie wywróciło się do góry nogami, ale pozytywnie oczywiście. Poznałam pewnego chłopaka. Uratował mnie od kolejnej próby samobójstwa. Tak. Tyle razy próbowałam się ciąć. Raz powstrzymała mnie siostra, drugi raz rodzice. A trzeci on. Poszłam wtedy do parku. Jest tam takie miejsce, o którym nikt nie wie, oprócz mnie i jego. Wteedy myślałam, że tylko ja je znam. Uklękłam tam przy strumyczku, wzięłam żyletkę i już miałam przycisnąć ją do skóry, gdy rozległo się: "Stój!" Wtedy się rozpłakałam, a on do mnie podszedł i przytulił. Ten jeden gest znaczył dla mnie wszystko. Okazało się wtedy, że on przychodził tu od jakiegoś czasu i mnie obserwował. Natomiast ja opowiedziałam mu całą moją historię. Od tej chwili zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Aha! Zapomniałam o najważniejszym. Nazywa się Ross Lynch i jest przystojnym blondynem w moim wieku. Ale ja od jakiegoś czasu coś do niego czuję. Od dwóch tygodni. A w tamten piątek stało się coś niezwykłego. Przyszedł i powiedział, że zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia. Poprosił o chodzenie. Zgodziłam się. Od tej chwili jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. A teraz wyruszamy razem na wakacje. Na tydzień, na Hawaje. Właśnie lecimy samolotem. Gdy po kilku godzinach, znaleźliśmy się na plaży to oniemiałam. Tam jest cudownie! Piękne morze, cichy szum fal, delikatny piasek łaskoczący moje stopy. O takich wakacjach mogłam tylko pomarzyć, a teraz stały się rzeczywistością. A wszystko dzięki mojemu Rossy'emu. Romantyczny wieczór, namiętna noc. Czułam się jak księżniczka. Wreszcie jestem szczęśliwa. Następnego ranka udaliśmy się na plażę. Wiał delikatny wiatr, ale i tak było bardzo gorąco. Chodziliśmy brzegiem morza trzymając się za ręce. Nie wiem czemu, ale czułam się niespokojna. Cały czas rozglądałam się w około. Opuściliśmy wybrzeże, bo postanowiliśmy iść do kawiarni napić się kawy. Nagle zerwał się silny wiatr. Zaczął przewracać stoliki stojące przy przy budynku.
- Ross, co się dzieje? - zapytałam ze strachem.
- Nie wiem, skarbie. - odpowiedział.
Usłyszeliśmy głośny szum fal i krzyk ludzi. Drzewa zaczęły się przewracać. Nagle ukazała się nam wielka fala. Wielka fala tsunami.
- Ross! - krzyknęłam. - Uciekajmy!
Chwyciłam go za rękę i zaczęliśmy uciekać. I tak wiedziałam, że to coś nas dopadnie. Odwróciłam się. Zdążyłam tylko krzyknąć: "Ross!", a potem była już tylko woda.
Brakowało mi tchu. Brudna ciecz dostawała mi się do płuc. A najgorsze jest to, że żywioł rozdzielił mnie i Rossa. Nagle zobaczyłam światło. Resztkami sił, zaczęłam kopać nogami, a po chwili poczułam cudowny smak powietrza. Nigdy nie doceniłam tego, tak jak teraz. Ale cały czas głowę zaśmiecały mi dwa pytania: "Gdzie jest Ross?" i "Skąd tu to tsunami?" Przecież prognoza pogody nic nie mówiła. Rozejrzałam się w około. Wszędzie tylko woda, zniszczone budynki, rzeczy i wierzchołki drzew, które się nie przewróciły.
- Ross! - wołałam. - Ross!!! ROOOOSS!!!
Nikt mi nie odpowiedział. Byłam strasznie zmęczona. Co chwila się zanurzałam i wynurzałam. Na dodatek ten ból w nodze. Nie do wytrzymania.
- Ross!!! - darłam się nadal.
Nic. Żadnego krzyku. Nic. Nagle coś uderzyło mnie od tyłu. Już myślałam, że to kolejna fala, ale jednak nie. Odwróciłam się i krzyknęłam. Przede mną pływał trup z bląd czupryną. Ale nie to mnie przeraziło. Poznałam tą czuprynę. To był... Ross! I nie myliłam się.
- Ross! - krzyknęłam. - Obudź się! Proszę! Nie zostawiaj mnie! Ross! Ross!
Ale nikt mi nie odpowiedział. Ross zginął. Zabiło go tsunami. Czemu jego? Ja tego nie przeżyję! Tak bardzo go kocham! Jest dla mnie wszystkim! Bez niego życie nie ma sensu. To czy nie lepiej je zakończyć? Rozejrzałam się. Zobaczyłam w wodzie kawałek szkła. Wzięłam go do rąk. Zanim wykonałam ten ostatni krok, złożyłam na ustach mego ukochanego pocałunek. Jego usta nie odwzajemniły go. Były zimne. To najokrutniejsze uczucie. Kawałkiem szkła zaczęłam robić rany na mojej skórze. Myślałam, że krzyknie "Stój!", tak jak wtedy, gdy się poznaliśmy, ale nic takiego się nie stało. Krew ściekała do wody. Zaczęłam czuć się coraz słabiej. Ostatkami sił złapałam Rossa za rękę. Mam nadzieję, że na tym drugim świecie będzie się nam żyło lepiej...
*Oczami narratora*
Raura opadła powoli na dno wciąż trzymając się za ręce. Po tygodniu woda wsiąkła w ziemię. Nikt nie przeżył tsunami. Trupy zidentyfikowano, wszyscy umarli przez żywioł, tylko Laura się pocięła. A tak w ogóle co u nich słychać? Żyją sobie spokojnie na tym drugim świecie i czekają na swoje rodziny. Nie czują smutku, bólu, cierpienia. Żyją sobie ze sobą i są szczęśliwi. A najważniejsze to to, że są razem. RAZEM na zawsze...
Piękne.
OdpowiedzUsuńTo jedno słowo, które to wyrazi.
Ryczę.
Jestem z tobą, Cherry ♥
OdpowiedzUsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuńBeczę... Ale opowiadanie cudne.
OdpowiedzUsuń