Blog : nieważne. Kto chce, to zna XD
Taki mój pierwszy. Normalnie kocham matmę, wiecie? Tak wtedy się nudzę, że wymyślam takie głupoty.
Nie jest to zbyt wyrafinowane, mądre, czy co tam jeszcze, ale coś napisałam (:
Miłego czytania! xx
**********************************************
- Opowiedzieć wam historię, dzieci?
- Tak! - w ich oczach rozbłysł entuzjazm.
Stanęłam w drzwiach, przyglądając się, jak Rydel opowiada naszym dzieciom historię.
Ross stanął obok mnie, pocałował w policzek i objął za talię.
To może zaczniemy od początku - Delly się uśmiechnęła.
Dawno, dawno temu, a może wcale nie tak dawno żyli sobie pewien chłopak i dziewczyna. Załóżmy, że ona miała na imię Rachel, a on Chris.
Ona pochodziła z dobrej rodziny. Miała wszystko. Rodzice byli bogatymi biznesmenami, a starsza siostra, dajmy na to Natalie, była aktorką. I to naprawdę dobrą!
Rachel miała wielki talent aktorski i muzyczny. Zawsze pisała piosenki, śpiewała w szkolnym chórze i jako solistka na szkolnych konkursach. Na prawie wszystkich wygrywała! Na jednym z nich poznała niską, czarnowłosą dziewczynę. Pomimo tego, iż rywalizowały o wygraną, Rachel i Caroline się zaprzyjaźniły. Brunetka miała też inną przyjaciółkę - starszą siostrę Chris’a, Melanie.
A on? Był niezwykle utalentowany muzycznie! Gitara, perkusja - te instrumenty miał opanowane do perfekcji od 10 roku życia. A głos też miał nienajgorszy. Jego rodzina była duża i wzajemnie się kochająca - trzech braci, starsza siostra, wspaniali rodzice. Marzenie!
Rodzinnie stworzyli własny zespół, który też często grał na imprezach szkolnych.
A co oni mają do siebie?
Swoją chorą relację.
Nikt nie umiał ich zrozumieć - raz potrafili się wspierać i zachowywać jak prawdziwi i najlepsi przyjaciele, a innym razem kłócili i obrażali przez cały dzień przez głupoty.
Nawet oni sami tego nie rozumieli, tak po prostu było.
Znali się od małego. Mieszkali w domu stojącym naprzeciw siebie, więc byli sąsiadami. Ich rodzice lubili się i wymagali od nich, żeby mieli tą samą relację.
Już w przedszkolu dokuczali sobie jak za starych dobrych czasów. Czasami zachowywali się jak idioci, wrzucali jajka do plecaka albo zrzucali balony z wodą sobie na głowę. Ale przecież to były jeszcze małe dzieci nie potrafiące czytać!
W podstawówce kłócili się na szkolnych korytarzach, zapewniając swoim znajomym niezwykłą rozrywkę. Mimo, iż upierali się, że się nienawidzą, nie potrafili bez siebie żyć.
W wieku 12 lat Rachel pojechała na swój pierwszy konkurs wokalny. Miała ogromną tremę, a jej rodzina ją wspierała. Ale nie tylko jej! Rodzina Melanie i Chrisa też przyjechała. Ich rodzice kibicowali brunetce z całego serca. A Chris? Ględził, że przyjechał tu tylko dlatego, że rodzice tu przyjechali, ale chyba to on najbardziej kibicował dziewczynce. Bił głośno brawo, wiwatował siedząc w pierwszym rzędzie. A po skończonym koncercie (ona była ostatnią uczestniczką), mimo zdziwienia wszystkich, wbiegł na scenę i złapał dziewczynę na ręce, okręcając ja wokół jej osi. A ona się z tego śmiała. Już wtedy było widać, że się lubią.
Ale małe dzieci lubią się upierać.
A w wieku 14 lat Chris i jego zespół pojechali na “mini-trasę koncertową” po klubach. Rachel z Natalie towarzyły im na każdym koncercie, a nawet na kilku Rachel coś śpiewała.
Przejdźmy już do czasów, kiedy… No, wiecie… Trochę dalej o kilka lat.
Do liceum.
Do czasów, kiedy było najciekawiej.
Caroline była starsza od swojej przyjaciółki o kilka lat, więc nie chodziły razem do szkoły. W liceum Rachel poznała nową przyjaciółkę, Kim. Chodziły razem do szkoły i razem z pozostałą dwójką stały się nierozłączne. Do pełni szczęścia brakowało tylko spokoju.
Chris też chodził do ich klasy. Często pisał do Rachel liściki, rozmawiał, a potem obojgu się dostawało. Wściekała się za to na niego, ale on sobie robił z niej żarty.
Ale ich przyjaźń pozostała. Na każdym balu, każdej dyskotece tańczyli ze sobą. Chociaż jeden taniec. Raz nawet chłopak przyszedł na bal w różowym garniaku, a ona zbeształa go, bo jego ubiór nie pasował do jej szarej sukienki! Ale i tak zatańczyli wolnego i wszystko było okej.
Normalnie choroszcz!
Na ostatnim roku szykował się wiosenny, ostatni bal dla trzecioklasistów.
- Wiesz, sama nie wiem, czy mam iść - marudziła brunetka, zobaczywszy wpierw plakat reklamujący.
- Daj spokój - blondynka dała kuksańca przyjaciółce - jestem pewna, że chcesz przyjść. Zobaczyć Chrisa, może w końcu w czarnym garniaku - Rachel roześmiała się - albo po prostu z nim zatańczyć. Wszyscy wiemy, że tego chcesz.
- Jesteś wredną małpą, Kim.
- Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej - Kimberly wyszczerzyła zęby w ironicznym uśmieszku - ale miłe jest chociaż to, że nie protestowałaś.
- Nie jestem do niczego zobowiązana - brunetka podniosła ręce w geście obrony - i tak nikt inny nie chciał by ze mną zatańczyć.
Kim walnęła się ręką w czoło.
- Trafił swój na swego - mruknęła - wymyślasz sobie problemy. Przecież wiesz, ile chciałoby z tobą zatańczyć. W ogóle pojawić się w twoim towarzystwie. Przyznaj się, ile chłopaków cię zdążyło zaprosić? Starczy palców jednej ręki?
- Nie jestem próżna, tylko nie pojawię się z kimś, kogo nie znam. Nie chcę, aby jakiś przypadkowy koleś mnie przeleciał. Wolę już zatańczyć z gościem, którego znam i lubię, chociaż nigdy nie umie dopasować garnituru do mojej sukienki.
- Uparty osioł.
- Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej - Rachel zacytowała słowa przyjaciółki.
- Zastanów się chociaż, okej? Nie chcę pozostać sama na pastwę Bryan’a.
Bryan był młodszym bratem Melanie.
- Chcę być z moją przyjaciółką. A poza tym, to już ostatni bal z tymi ludźmi. I może zachęcę cię tym, że będzie wybierana królowa i król balu. Wiem, że od dziecka marzyłaś, aby nią być.
Rachel westchnęła, a po chwili pokiwała twierdząco głową.
- Niech ci będzie. A dla Bryan’a trzeba kiedyś skopać tyłek.
- Yeah! - wydarła się Kim na pół korytarza, na co większość osób zwróciła na nie swoją uwagę - moja przyjaciółka idzie ze mną na bal!
- Cicho - brunetka starała się uspokoić swoją przyjaciółkę, ale na darmo.
- Bal jest za trzy dni, więc przyjdę do ciebie w piątek. I zrobię cię na bóstwo - wyśpiewała ostatnie słowa.
I poszły na swoje lekcje. Rachel w żaden sposób nie skomentowała żartów Kim. Nie miała już na to siły. Jeżeli Kimberly się na coś uparła, już nie było na to żadnej siły. Naprawdę.
A w piątek nowy team, w którego skład wchodziły Kim, Melanie, Natalie i Caroline wlazły siłą do pokoju brunetki, posadziły na krzesełku i zrobiły makijaż, włosy oraz wybrały najlepszą sukienkę, jaką miała.
Wyglądała przepięknie. Makijaż był lekki i idealnie do niej pasujący, podkreślający jej urodę. Brązowe włosy zakręcone w loki okalały małą twarz, a biała, koronkowa sukienka do ziemi podkreślała jej atuty.
- Wyglądasz za-bój-czo - powiedziała Caroline - i ludzie nie wierzą, że możemy zdziałać cuda.
Rachel zachichotała.
- Dzięki - uśmiechnęła się - ale co z Kim? Takie chucherko, które prosi się i naprasza, aby mogła mnie przygotować, a sama jest taka nijaka?
- No dzięki - powiedziała z ironią Kimberly - wiedziałam, że o czymś zapomniałam.
- Oj dziecko, dziecko. Nigdy nie dorośniesz - rzekła Natalie - siadaj, to i tobą się zajmiemy.
- Pójdę jej znaleźć sukienkę - zaproponowała Carl.
Po dobrych dwóch godzinach obydwie panny były gotowe, uroczo piękne i gotowe do wyjścia.
- Macie nie zmarnować tych kilku godzin - powiedziała hardo Natalie - albo was znajdę i zabiję.
- A ja zmienię się w Kopciuszka - zaśpiewała Rachel - o dwunastej w nocy.
Przyjaciółki wybuchnęły śmiechem.
- Ruszaj Kopciuszku, bo twój królewicz czeka - Melanie się uśmiechnęła.
- Chociaż dziś nie jest różowy?
- Nie, choć raz nie.
W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi, a do domu wszedł Bryan po dziewczyny.
- Bawcie się dobrze!
- Tylko go tam gdzieś nie zgubcie w lesie!
W doskonałych humorach dziewczyny ruszyły na bal.
- Wyglądacie przepięknie. Obydwie - powiedział Bryan.
- Dzięki - zachichotała Kim, a Rachel kiwnęła tylko głową.
Nie lubiła, gdy ktoś bez powodu jej chwalił. Czuła się normalnie. Może dlatego, że bez zgody siostry nałożyła czarne trampki.
Po pół godzinie dojechali pod szkołę. Już na głównym placu można było zauważyć odpicowane jak choinki dziewczyny, które całą twarz miały wymalowane makijażem. Niektóre z nich nawet nałożyły sukienki krótsze niż do połowy uda. Każda wysokie szpilki i już plotkowały, a nawet typowały, kto zostanie królową i królem. Idąc w stronę szkoły, Rachel kilka razy usłyszała swoje nazwisko. Swoje i Chrisa. Nie dziwiło jej to, ale też miała nadzieję, że jednak wygra. Wygrają.
Wtedy mogliby zatańczyć bez żadnych zobowiązań, bez plotek i jeszcze raz plotek. Bo przecież byliby zmuszeni do wspólnego tańca.
W środku było kolorowo i głośno. Pomimo uczniów kręcących się przed szkołą, impreza w szkole już się zaczęła. Była scena, tam grał jakiś wynajęty przez szkołę zespół.
Bryan już zdążył wyciągnąć Kimberly na scenę, a ona stanęła pod ścianą. Czuła się jak idiotka. Rozglądała się dookoła, wyglądając chłopaka, ale nigdzie go nie było. Nie zauważała go.
Zawiedziona podeszła do stołu z ponchem. Wypiła już chyba z siedem szklanek i nalewała kolejną, kiedy podszedł do niej on. Czarny garnitur, zaczesane włosy. Przystojny jak zawsze.
Na jego widok serce zabiło jej szybciej, a ona odstawiła kubek.
- Cześć - uśmiechnął się - szukałem cię.
Nie chciała przyznać, że nawzajem.
- Hej - mruknęła - dość długo ci to zajęło. Nie zmieniam położenia już prawie od godziny.
- Nigdy nie pomyślałem, że najbardziej rozchwytywana dziewczyna na balu będzie stała przy stole z napojami.
- Tłumaczyłam ci to. Jeśli chcesz, to zaraz zmienię moje położenie i pójdę do domu.
Odwróciła się, ale złapał ją za ramię i odwrócił w swoją stronę.
- Rachel, chyba sobie żartujesz. Chodź, zatańczymy. Niezobowiązująco.
- Pamiętaj tylko, że rączki przy sobie.
Podniósł ręce w geście obrony i zaciągnął brunetkę na parkiet. Oczy były zwrócone na nich, ale to zignorowali. To nie była żadna nowość.
Na początku było trochę nieswojo, ale przy drugiej z rzędu balladzie (którą, na marginesie, zamówiła specjalnie dla nich Kim z Bryanem), położyła mu głowę na ramieniu, a on śmielej objął ją w pasie.
- Tak naprawdę też cię szukałam - wyznała Rachel chłopakowi w połowie piosenki.
- Naprawdę? - szepnął - to miło.
- Tak. Nienawidzę stać pod ścianą, bo wtedy czuję się niepotrzebna. A to jest okropne uczucie.
- Nie stałaś pod ścianą, tylko przy stole.
- Oj, wiadomo o co chodzi - nadepnęła specjalnie mu na nogę - ty to chyba rozumiesz.
- Jakbym mógł ciebie nie rozumieć. Przecież jesteś moją Rachel.
Zrobiło jej się ciepło na sercu.
- Twoją Rachel?
Czuła, że się uśmiecha.
- Moją Rachel - potwierdził.
Tańczyli ze sobą cały bal.
Romantycznie, prawda?
Nadszedł czas na ogłoszenie wyników głosowania.
Bezceremonialnie wygrali. Mieli razem najwięcej głosów.
Z uśmiechami na twarzach weszli na scenę. Nałożyli im skromne korony na głowy, a potem przyszedł czas na przemowę nowej królowej.
Rachel podeszła do mikrofonu.
- Cześć wszystkim. Od razu mówię, że jestem beznadziejna w przemawianiu, więc nie chcę was zanudzić - zachichotała - ale dziękuję wszystkim za wasze głosy na mnie.Naprawdę jest miło dostać tą koronę, ale tak naprawdę, to nie jest ważne. Bo w prawdziwym życiu liczą się tylko prawdziwi przyjaciele i rodzina. Tacy ludzie, którzy zawsze zapomną o sobie, aby tylko tobie pomóc - spojrzała znacząco na Kimberly - albo tacy, z którymi możesz się kłócić, ale w głębi serca mocno się kochacie. Tacy, którzy nie muszą lubić tego samego co ty, ale znajdą czas na spędzanie go z tobą. Tacy, którzy zawsze będą was wspierać. I osoby, które nazywają mnie wredną egoistką, mogą sobie tak gadać. Mnie to zwisa. Bo przy mnie są przyjaciele - uśmiechnęła się szeroko do widowni - to tyle ode mnie, dziękuję. Mam nadzieję, że jeszcze nie śpicie.
Jej komentarz rozbawił wszystkich. Schodząc ze sceny, wpadła w ramiona Chrisa, tak jak kilka lat temu. Pocałował ją w policzek i okręcił wokół własnej osi.
- Wiesz, że ja też cię kocham? - uśmiechnął się i pstryknął ją w nos.
Musnęła go lekko w usta, ale on pogłębił pocałunek. Stali tak w rogu sali, ale wszyscy patrzyli tylko na nich. Rozległy się brawa, wiwaty. Ich to nie interesowało. Liczyło się tylko chwila obecna. Chwila, w której byli razem.
I tak skończyła się ich historia. Może banalnie, z typowym filmowym happy-endem, ale kogo to interesuje?
Rydel skończyła mówić. Dzieci były pod wrażeniem. Tylko Michelle, moja czteroletnia bystra córeczka, zastanawiała się nad czymś.
- To jest takie plawdziwe - powiedziała po chwili - z zycia wzięte.
- Ale o co ci chodzi, skarbie? - podeszłam do niej i przytuliłam ją.
- Bo wiem, ze to jest plawdziwa historia. Lachel to ty mamo, a Chlis to tata. Melanie to ciocia Lydel, Blayan to wujek Locky, Kim to ciocia Dove, Caloline to ciocia Laini, a Natalie to ciocia Vanessa.
Byłam pod wrażeniem.
Moje własne dziecko rozpracowało skomplikowaną opowieść “cioci Lydel”.
- Jesteś mega mądra, kochanie.
- Potwierdzam - Ross objął nas obie - obydwie jesteście mądre.
- Nie podlizuj się, i tak śpisz dziś na kanapie - cmoknęłam go w policzek.
- A co takiego zrobił?
- Mój kochany mąż postanowił pobawić się jeszcze w nastolatka i wrzucił mnie do basenu. Choć wiedział, że jestem chora.
- Idiota - mruknęła Rydel.
- A no właśnie, jak u Stephanie? Widzę, że siedzi cała i zdrowa, ale gdzie Ellington?
Blondynka wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, może w Oceanie Spokojnym?
Wybuchnęliśmy śmiechem.
Kochałam tą rodzinę i nigdy nie będę żałować, że ich spotkałam.